Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2016, 21:16   #17
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, Wieczór
Droga nie była ciężka, ani długa… a jednak natłok myśli wymęczył Wojciecha. Gdy Detektyw wyciągał klucze by otworzyć mieszkanie usłyszał dźwięk komórki. Dzwonił Karol Bokobrodacz.
“Dojrzał” - pomyślał Sykurski z przekąsem. Na korytarzu otworzyły się drzwi w których stanęła Karolina. Popatrzyła na detektywa, ale słysząc dźwięk komórki nie powiedziała nic.
Przekrzywiła głowę gotowa najwidoczniej do przymknięcia drzwi z powrotem, by mógł swobodnie rozmawiać gdyby odebrał komórkę. Detektyw wyciągnął dłoń z uniesionym palcem. Jego usta ułożyły się w nieme słowa: “zaraz do ciebie przyjdę”. Jednak nie rozmawiał na korytarzu. Wszedł do mieszkania, zamknął za sobą drzwi i powiedział:
- Sykurski, słucham - przedstawił się odruchowo, choć był pewien, że Karol wie do kogo dzwoni.
- Masz czas teraz? - spytał pulchny mężczyzna. - Wszystko się trochę posypało.
- Wiesz, mam wrażenie, że wszystkie moje rozmowy zaczynają się od kilku dni od tego zwrotu - detektyw chciał zaproponować spotkanie, ale stwierdził, że poczeka co ma do powiedzenia Karol.
- Wplątałeś się to masz - rozmówca mruknął. - Ale jak słyszysz takie zwroty znać, ze wciąż żyjesz. - Zastanowił się nad czymś. - Będę w Kościele św. Anny za pół godziny.
Detektyw cały dzień czekał na ten telefon. Zerwał się niemal natychmiast.
Do Karoliny tylko zapukał i przeprosił, że jednak musi wyjść.
- Wrócę późno, więc może pogadamy jutro?.
Zaciekawiona, patrzyła na niego czujnie z jakimś błyskiem w oku. Nie mówiła nic poza:
- ok, może być i jutro

Kościół św. Anny, Stare Miasto, ul. Krakowskie Przedmieście, Wieczór

Minęło wiele miesięcy odkąd Detektyw był ostatni raz w kościele. Zawsze imponowało mu to uczucie wywoływane przez takie budowle. Czuło się obecność jakiegoś bytu. Czuło się potęgę, w czasie gdy człowieczek był malutkim pyłkiem gdzieś wewnątrz. Nie spodziewał się, że świątynia jest otwarta o tej porze. Zgasił papierosa jeszcze przy samochodzie i ruszył na umówione spotkanie.
Nie wiedział czy kościół akademicki był otwarty normalnie o tej porze, czy też to jakieś kontakty typa zorientowanego wokół grupy “Świątyni Opatrzności”. Faktem było jednak, że wrota ustąpiły gdy Sykurski postanowił wejść do środka.
W świątyni było pusto i ciemnawo jednak bystre oko detektywa wychwyciło korpulentną sylwetkę siedzącą w pierwszym rzędzie na prawo od ołtarza. Detektyw szedł powoli wzdłuż lini ławek. Kościół zawsze był powodem kłótni w domu. Jego dziadek, zatwardziały ZOMOwiec nie mógł dopuścić, żeby ktoś posądził go o wiarę w Boga. Za to babcia dbała o to, żeby zaadoptowany przez nich wnuk przyjmował wszystkie sakramenty. Był to ciekawy okres w życiu detektywa. Wtedy odnajdował wsparcie w kościele. Później przyszło wojsko i misje zagraniczne. Ciężko uwierzyć, że miłosierny Bóg dopuszcza do tego wszystkiego co tam oglądał. Gdy wrócił do Polski to czasy gdy jako nastolatek chodził do kościoła nie zważając na razy wymierzane przez dziadka, wydawały mu się dziwnie surrealistyczne. Coś w nim umarło tam w Iraku. Jednak pewne przyzwyczajenia pozostały. Gdy dotarł do ławki, w której siedział Karol przyklęknął i przeżegnał się. Wyszeptał kilka słów wyuczonej modlitwy i dopiero po tym wsunął się w ławkę obok mężczyzny. Nic nie powiedział. Czekał z dłońmi splecionymi przed sobą.
- Tak co niedziela do kościółka? - zagaił bokobrodacz po chwili milczenia. - Widzę pewną praktykę.
- Przejdźmy do konkretów zanim będziesz chciał mnie wyspowiadać - detektyw ucieszył się, że ma Karola po swojej prawej. Przynajmniej widział go kątem oka, a nie musiał odwracać całej głowy.
- W dupie mam twoje grzechy - mruknął zapalając cygaro. - Ten na górze z pewnością też. - Wstał. - Choć, pogadamy na górze.

Karol podszedł do drzwi zakrystii i upewniając się, że Sykurski idzie za nim poprowadził go korytarzykami i schodami na wieżę dzwonniczą robiącą za taras widokowy. O tej porze roku była zamknięta wieczorami, choć widok był naprawdę piękny. Rozświetlona sylwetka Stadionu Narodowego, Most Świętokrzyski, oświetlony plac zamkowy, w oddali faeria świateł wieżowców ścisłego centrum.
A zamykali ledwie godzinę po zmroku.
- Jest spory problem - Karol pociągnął z piersióweczki i na powrót wsadził cygaro w zęby. - Miałeś sobie szukać Pana Kleszcza, ale dla nas ważniejsze było zdobycie przez ciebie zaufania Ernesta, byś go nam wystawił własnie “na Kleszcza” którego on chce dorwać. - Zmarszczył lekko brwi. - Ale naszego człowieka-duszka dorwali ludzie Antona. I Ernest już to wie.
- Karol, jak tak sobie szczerze rozmawiamy, to co się zjebało między wami a tymi z Pałacu Kultury? I czy mogę zapalić? - Detektyw sięgnął po paczkę papierosów. Zapytał w zasadzie odruchowo.
- A ktoś ci broni palić? - wzruszył ramionami. Nie odpowiadał na razie na drugie pytanie. Dopiero po dłuższej chwili spojrzał na Sykurskiego i pyknął cygarem. - Tych z pałacu i ich ekipę trzeba zniszczyć. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Nic się nie popsuło, nie miało się co psuć. Trzeba ich zajebać. Twój łeb w tym jak wystawić nam Ernesta skoro jak twierdziłeś masz z nim kontakt, a on nie łączy cię z nami czy ruskimi.
Detektyw zaciągnął się.
- Już wiem, że od dłuższego czasu w Warszawie rozgrywa się po cichu jakaś zimna wojna. Ale chcę wiedzieć jakie zmiany zaszły, że teraz nagle zimna wojna zmieni się w otwarty konflikt. Dlaczego nie ruszaliście go wcześniej? Macie zasoby. Możecie zajechać limuzynami pod Pałac, wejść w swoich ciemnych okularach, garniturach i posprzątać. Mogliście od dawna. I co się stało z Antonem i Bałałajką? Najpierw ucinamy sobie wspólny piknik w lesie, a teraz jest dla nas problemem to, że zwinął kolesia, którego szukam? Karol, pomogę wam. Ale nie jestem już żołnierzem. Nie ruszę w ciemno do walki, dlatego, że przychodzi taki rozkaz. Potrzebuję zwiadu. Chcę wiedzieć na czym stoję i co się wkoło dzieje. - Po wypowiedzi włożył papierosa do ust zaciągnął się i obserwował miasto.
- Albo kiepsko słuchasz, albo kiepsko główkujesz. - Karol zmrużył oczy. - Od lat Kleszcza szuka i Rembertów i Pałac by go ujebać przy samych jajach. A obie grupy to grube ryby na poziomie nie do ogarnięcia. Jakby III RP poszła na wojnę z pałacem to najpewniej zrobiliby “czwartą”. To ten poziom chłopcze. - Wydmuchał dym. - A gnoja znaleźć nie mogli. Ergo jego nie da się znaleźć o ile on sam tego nie chce. Ktoś kto cię wpuścił w ta robotę wpieprzył cię w bagno totalne. Ktoś niezorientowany w układach w mieście, niezorientowany kim jest Kleszcz...
- A kim takim jest? - Przerwał mu wywód detektyw.
- To on ogarnia siatkę w mieście dla grupy kampinoskiej. Nie tak silni gracze, ale też sporo mogą. Byli języczkiem u wagi. Tracąc oczy i uszy w mieście wycofają się. Pałac osłabnie, Rembertów będzie mógł zacząć wojnę.
- Co w tym wszystkim robią Japończycy z którymi dyskutuje Bałałajka?
- Nic, sprawa.. która dla nas nie jest ważna. Ona ma różne interesy.
- A czemu sie zjebał układ z Ruskimi? Bo jak rozumiem traktujecie ich jako mniejsze zło niż Ernesta i jego ludzi. Czy nie byłoby w waszym wspólnym interesie, żeby dali nam Kleszcza jako przynętę? Przecież też chcą się pozbyć Ekipy z Pałacu.
- Kleszcz im potrzebny. By wyśpiewał im namiary na ludzi z grupy kampinoskiej w mieście. I… jak mi się zdaje mają nadzieję, że kampinos da pałacowi ultimatum. By pałac odbił Pana Wojtka inaczej zerwą układ. Ruscy mają nadzieję, ze komando ekipy Ernesta samo wpakuje się im w zasadzkę przy próbie odbicia. Więc nie dadzą go nam. Mamy luźny układ, sojusz na pałac, ale każdy działa niezależnie, po swojemu. Przyjdzie czas, ze i ich… - urwał pociągając aż końcówka cygara się rozżarzyła.
- Jeżeli wejdę w łaski Ernesta, to Pałac nie wpadnie w pułapkę Rembertowa. Sami będziecie się z nim męczyć. Nie lepiej pozwolić im, żeby się wytłukli? Odnoszę wrażenie, że jesteście sami przeciw wszystkim - w głowie miał wspomnienie z porannej rozmowy w Miau Cafe.- Co powstrzyma Ruskich przed skoczeniem wam do gardeł, jeżeli Ernest zniknie z równania? A ten cały Kampinos? Z nimi macie układy?
- Kontakty, haki. - Bokobrodacz strząsnął popiół z cygara. - W kieszeniach grupy pałacowej siedzą ludzie z finansjery, władz lokalnych, posłowie. Jak będzie wyżynać ich Bałałajka, nie dowiemy się nawet kto. Jak my ich będziemy wyławiać przejmiemy zaplecze, wykorzystamy przeciw Ruskim. - Wzruszył ramionami. - Ale owszem Gdyby zorganizowac srogie pierdolnięcie by wszyscy się przetrzepali to nam to pasuje. Ryzykujemy jednak, że Nie będzie tam kopalni hamburgerów. Zginie Ernest, może ktoś jeszcze, Kampinos się wycofa, Bałałajka zacznie wymiatać. To poważna polityka. Ty masz jednak większy problem.
Detektyw spokojnie pociągał dym z papierosa. Nawet jeżeli ostatnie słowa miały być groźbą, to nie przejął się nią zbytnio. Potrzebowali go, inaczej tutaj by go nie było. Tak jak Kampinos rano. Paradoksem było, to, że w ciągu kilku dni z nic nieznaczącego podstarzałego detektywa znalazł się w centrum zdarzeń kształtujących przyszłość państwa.
- Zdawało mi się, że moim największym problemem jest to jak zakraść się w łaski Ernesta. Wiesz, nie mam Kleszcza. W zasadzie nie mam żadnej informacji, która mogłaby zachęcić go do spotkania. Nie mam też wielkiej charyzmy dzięki której go ot tak przekonam. A dzięki koledze ze Specnaz nawet do tego Ernesta zalotnie nie mrugnę. Powiedz mi, jak sobie to wyobrażacie?
- Tak. Właśnie w tym twój problem. Spierdoliło się. Stało się coś dziwnego, bo dorwali Kleszcza. Miasto… ta część która jest świadoma tych rozgrywek, jest w szoku. Przestałeś być kartą na Ernesta. Moi uważają cię za niepotrzebnego. Uważają, że należy przestać się w ogóle tobą interesować
- Ale ty jesteś innego zdania. Inaczej byś nie dzwonił i nie zabierał na randkę do kościelnej wieży. Prawda?
- Nie. Myślę, że ojczulek może mieć rację.
- To po co ten cyrk ze spacerem po kościele w nocy?
- Bo ktoś cię w to gówno wpakował. Ty z głupoty radośnie zanurkowałeś w szambo. Trochę mi cię szkoda, marny widok z tym okiem. Więc uznałem, że lepiej byś wiedział. Ostrzec. Anton dowie się, że nam jesteś niepotrzebny. To kwestia kilku dni.

- To dobrze, że zdążyłeś mu powiedzieć o mojej żonie. Musiałby się sam fatygować w innym wypadku - detektyw zgasił papierosa.
Karol milczał. Odwrócił się lekko ćmiąc cygaro i patrząc na Stadion Narodowy.
- Jak już dotrę do tego Ernesta i zdobędę jego zaufanie, to jakos specjalnie dać wam znać? Choć z drugiej strony, co wtedy będę mieć ze współpracy z wami? Przecież Ernesta nie ruszacie. Anton Ernesta nie rusza. O ile dobrze rozumiem swoją sytuację, to czegoś ode mnie chcecie nie proponując nic w zamian.
- A jak mamy go ruszyć? - na twarzy bokobrodacza pokazała się złość.
- A co z Kampinosem? Z nimi nie mieliście nigdy układów. To do nich należał Kleszcz, prawda? Zdają się być poinformowani, a nie mają zasobów. Nie myśleliście o chwilowym sojuszu? W ogóle na ile jesteście liczącą się siłą? Bo z tego co słyszę, to Bałałajka i Ernest trzęsą wszystkim, a wy chowacie się po kościołach i świątyniach.
- Nie bój, mamy swoje zaplecza. Podejrzewam, że samo rozwinięcie tu naszej działalności wzbudziło w pałacyku niezły ból dupy. - Karol bodaj po raz trzeci skupił się na odpowiedzi ad rem, jednocześnie pomijając motyw relacji ekipy ze świątyni z Kampinosem. - Ale jak nie mamy namiarów na skurwieli, jak nie mamy ich wystawionych bym mógł pójść z kimś z naszych i kropnąć… to zostaje akcja zaplecze na zaplecze. Takie siłówki spływają krwią. Giną ludzie Sykurski. Pałacowi to zwisa, nam nie.
- Dobrze słyszeć, że komuś zależy na życiu ludzkim. Skoro macie zaplecze, to czy moglibyście zdobyć dla mnie namiary jednego faceta? Może mi się przydać w kwestii wystawienia wam Ernesta.
- Mogę spróbować.
- Cyrus Farell. Amerykanin. Wyślę ci jego numer. Koleś wyraźnie podgryza Bałałajkę, więc według zasady wróg mojego wroga może pomóc uzyskać zaufanie Ernesta i tych z Pałacu.
- Spróbuję. Ale może nie być łatwo. Policję trzymają pałacowi. Nasze zaplecze nie działa w skali takiej drobnicy.
- Czy jest coś na czym Ernestowi zależy równie mocno co na Kleszczu?
- Nie wiem, jest mocno związany z jednym ze swoich ludzi. Przechwyciliśmy go niecały tydzień temu.
- I? Szczegóły Karol, szczegóły. Chcę wam pomóc, ale nie czytam w myślach. Co to za typ? Czy mogę zadzwonić do Ernesta i powiedzieć mu, że znalazłem jego człowieka i może jest nim zainteresowany?
- Nie. To znaczy jak chcesz. Ale Ernest wie, że mamy Janka. W relacjach między nami i pałacem nie ma miejsca na rozmowy, układy, wymiany jeńców. Chcesz to jakoś wykorzystać? Proszę. W sumie ciebie przechwyciliśmy bo dzwoniłeś na jego komórkę.
Sykurski zapalił kolejnego papierosa, to co chciał zaproponować nie miało szansy powodzenia
- A jakbym przypadkiem pomógł temu Jankowi się wydostać z waszej niewoli? Odstawiłbym go Ernestowi. Zbudowałbym pewne zaufanie Janka do mnie. A przez to może i Ernesta? Bo tak w zasadzie po co wam ten Janek?
- Ty od nas? - Karol uśmiechnął się pobłażliwie. - Nawet on nie ośmiela się kombinować by go uwolnić, choć może rozważa atak na Bałałajkę w celu odbicia Kleszcza dla Kampinosu. I myślisz, że kupi bajkę, że Ty wyrwałeś nam Janka?
Odpowiedź nie rozczarowała detektywa. W zasadzie jak wszystko przyjmował ją jako surowy fakt. Zaciagnął się papierosem.
- No to muszę mu wystawić grupę “Kampinos” - powiedział niby bez żadnych oczekiwań, jednak obserwował reakcje grubaska.
Karol patrzył niezrozumiałym wzrokiem, jakby Sykurski właśnie zakomunikował mu, że odlatuje, bo nie chce używać schodów.
- Ernestowi? Wystawić jego sojuszników? - lekko zbaraniał.
- Karol, w tym mieście nie ma trwałych sojuszy. Przed tą rozmową byłem przekonany, że to wy mieliście najlepszy układ z Ernestem. I wiesz co czuję? Czuję, że jak pójdę do Ernesta to też mi opowie jak to on sam jest przeciw wszystkim. Co się stanie, jeżeli nic nie zrobię? Aaa, tak. Anton zburzy mój domowy Mir. Zginą ludzie. Pałacowi to zwisa, wam nie - parafrazował słowa Karola - i co potem? Jaką przewagę daje Kleszcz Bałałajce?
- Ernest nie jest nawet szefem “frakcji” pałacowej. Nie powie, że jest sam przeciw wszystkim. Nie on ogarnia sojusze jego grupy, ale jego szef - mruknął bokobrodacz.
- Mówiłem ci jaką Kleszcz daje Bałałajce przewagę. Ona wyciągnie od niego info i wymiecie Kampinos z miasta. Efekt: Pałac zostaje sam, zacznie się wojna. Albo będzie patrzeć jak Kampinos wycofuje się z wsparcia Pałacu nie przyjmujacego ultimatum uwolnienia Kleszcza. Efekt: ten sam. Albo też… Pałac pójdzie odbijać Kleszcza, sam zacznie fight na zasadach Bałałajki. Nikt nawet nie wie gdzie Kleszcza suka trzyma, Ernestowi będą strzelać w ciemno, dostaną po łapach. W każdej sytuacji ona tu wygrywa i rośnie w siłę, w każdej my nic nie zyskujemy.

Karol podszedł do balustrady i patrzył dłuższą chwilę w kierunku Wisły leniwie płynącej przez miasto. Odwrócił się w końcu.
Na jego jowialnym obliczu było zmęczenie zmieszane z determinacją.
- Opcje mamy dwie. Pierwsza to odłowić Ernesta i przejąć jego wpływy, a pałac będzie mieć argument przed Kampinosem zwlekania z akcją i ich sojusz się nie rozpadnie. Bałałajka zniecierpliwiona wykona ruch. Może zły, może za szybki.
Zastanowił się nad tym i lekko uśmiechnął jakby oceniał ją i prawdopodobieństwo jej posunięć.
- Druga to sprawić by pałac wiedział dokładnie gdzie uderzyć, wziął ze sobą Kampinos, nie wiem kurwa, antyterro póki trzymają policję, co tylko mają. I pierdolnąć Bałałajkę w miękkie. Niech się tam wszyscy wyrżną, tak że zapłacze matka ziemia, a Wietnam będzie przy tym teatrzykiem kukiełkowym dla dzieci. Wszyscy tak poprzetrącają sobie kręgosłupy, że nic tylko dobić po kolei.
Sykurski długo przetrzymywał dym w płucach słuchając wizji Karola. W końcu go wypuścił i wciągnął powietrze znad Warszawy.
- Chcę pogadać z Jankiem - stara dobra technika negocjacyjna. Powaga na twarzy, zaciśnięta szczęka, wyzywające spojrzenie. To nie była prośba. To było żądanie - I chcę wszystkiego co macie na Kampinos i Ernesta. Zdjęcia, adresy, kontakty.
- Z Jankiem… Hm. Spróbuję przekonać ojczulka. Ale na “wszystko o Erneście i kampinosie”, to możesz zapomnieć.
Detektyw skinął głową.
Był żołnierzem. Nie negocjatorem. Ale jak każdy żołnierz słyszał o taktyce frontu wschodniego. W czasie drugiej wojny światowej Niemcy mieli problem z wysyłaniem wojskowych na trudne fronty. Dlatego dowódcy pytali “Wolisz jechać na front wschodni, czy … “ i podawali front na którym nikt nie chciał walczyć. Tyle, że w porównaniu z Rosją, ta druga opcja zawsze była atrakcyjna. Karol to chwycił. Zamiast dać komplet informacji i naprowadzić detektywa na ich źródła proponuje rozmowę z psem Ernesta. Sykurski musiał przyznać sam przed sobą, że jest zadowolony. Przed odpowiedzią zaciągnął się głęboko.
- To jeszcze oddajcie mi spluwę. Potrzebuję Farella i tego Janka. Farell chce dziabnąć Bałałajkę. Przekonam go, że Ernest nam pomoże. Janek opowie o dojściach do niego. Z Farellem pójdziemy pogadać o Bałałajce z kolegami Janka w Pałacu. Idealnie byłoby, gdyby Janek jednak się wydostał z waszych łapek, to wszystko nabrałoby kolorytu. Miałoby szansę powodzenia. Farell i ja byliśmy wojskowymi. A nawet najlepsi popełniają błędy. Niedopatrzenia.
- Zobaczymy. Porozmawiam z ojczulkiem, ale nie obiecuj sobie za wiele. - Mężczyzna z cygarem spojrzał na detektywa dziwnym spojrzeniem. Sykurski nie potrafił z niego nic wyczytać, ale sam fakt tej rozmowy był dziwny. Wojciech był tylko niewielkim trybikiem, na który można było machnąć ręką przy rozgrywkach tego kalibru. A ściągnął go tu, ostrzegł. Opowiadał… choć mgliście.
- A Janka nie puścimy. To były gromowiec, oddawać Ernestowi taką broń do ręki to kiepski pomysł.
- Chłopaczek po kąpieli we krwi. Fajnie. Będzie o czym z nim gadać, jeżeli ojczulek się zgodzi.
Sykurski zgasił papierosa.
- No to skoro już doszliśmy do kwestii oddawania broni... - po słowach Wojtka w powietrzu zawisła pauza.
- Nie doszliśmy.
- W takim razie masz do mnie coś jeszcze? - detektyw wsunął ręce do kieszeni kurtki.
- Nie. Przyczaj się. Ja dam znać czy naceluję Farella i co ojczulek powie na rendez-vous z tym chłopakiem od Ernesta.
- To ja już pójdę. Będę pod telefonem. Powiedz mi tylko po jaką cholerę wam jeszcze moja spluwa?
- Bądź pod telefonem. Do usłyszenia Sykurski. Do usłyszenia chłopcze. - Karol odwrócił się w stronę Wisły.
Detektyw odwrócił się i ruszył tą samą drogą, którą tam przyszli.

Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, późny wieczór.

Wojciech kupił w monopolowym butelkę whisky. Szedł pogadać z Karoliną. Miał cholerną ochotę podzielić się tym wszystkim co mu leży na sercu. Nie miał pojęcia czemu akurat z nią. Zapukał do jej mieszkania raz. Później drugi raz. Później zadzwonił. I nic. Na co liczył? Cholera wie… na pewno przejęła jego paczkę. Zdjął buty, uruchomił komputer i zaczął podłączać kamery. Alkohol wstawił do lodówki. Chwilę po tym obok myszki i klawiatury pojawiła się kawa i papieros. Uruchomił program do analizy obrazów i po chwili na podzielonym na sześć części ekranie zaczął oglądać obrazy z hali produkcyjnej. Obraz był przyspieszony czterokrotnie. Detektyw odniósł nawet wrażenie, że przez to tempo papieros szybciej się wypalił. W końcu detektyw przyspieszył obraz szesnastokrotnie, do momentu gdy w magazynie pojawił się sabotowany towar. Sykurski wypił kawę. Odpalił kolejnego papierosa i powiększył obraz z kamery bezpośrednio skierowanej na beczkę. Znowu spowolnił obraz do czterokrotnego przyspieszenia. Po godzinie drugiej zapisał stan poszukiwań i ruszył do łazienki.
Zmiana opatrunku stała się rutyną jak mycie zębów. Oko bolało coraz rzadziej. Gdy kładł się spać, myślał o żonie i córkach, a na ławie obok kanapy leżał załadowany rewolwer.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline