Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2016, 21:40   #270
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Bohaterowanie miało więcej ciemnych stron niż Liska mogła przypuszczać i z każdą przygodą nabierało ich więcej. Cóż, o zabitych dzieciach czy zasypanych archeologach nie śpiewają w balladach. Dziewczyna pomyślała, że sama ułoży jakiś sonecik ku czci zabitych przez sowoniedźwiedzia osób. Nie wiedziała jak ten stwór wygląda, ale starczyło by przypomniała sobie spotkanie ze złowieszczym "misiem" w Orilonie. Szybko porzuciła ten pomysł. Raz, że ilekroć próbowała wydobyć z siebie głos chciało jej się płakać. A dwa - kto by tego słuchał? Ludzie mieli dość śmierci na co dzień. Zamiast tego w dwójnasób skupiła się na ochronie członków karawany, którzy też stracili humory. Jedynie uwolniony z uwięzi Tofik szalał po okolicy, nagłymi szarżami z krzaków przyprawiając bardkę o palpitacje.

Beregost. Cel zlecenia, przedsionek finału podróży. Liska nie miała ani czasu, ani siły, ani nastroju by podziwiać Nashkel, toteż odbiła to sobie w Beregoście, z otwartą buzią chłonąc wielkomiejskie klimaty. No, po prawdzie szybko je zamknęła, bo miasto cuchnęło niczym chlew, zwłaszcza w tak ciepły dzień. Mimo to nadal było imponujące. I te tłumy... Liska schowała się za plecami Gnorsta, za którymi czuła się nieco pewniej. Czujnie pilnowała sakiewki i plecaka z cennymi artefaktami, które mieli dostarczyć do Candlekeep. W końcu wszyscy wiedzieli, że w miastach roi się od złodziei, prawda?

Gdy rozliczyli się z Berrycrankiem Liska serdecznie pożegnała się ze współpodróżnymi, rumieniąc się i jąkając. Okazało się jednak, że to nie jedyne pożegnanie. Nagietek ich opuszczał! Ale jak to?! Wiadomo, że różnili się charakterami, ale żeby niziołek chciał zostać ochroniarzem? Lisce nie mieściło się to w głowie. Dopiero gdy wszyscy pożegnali się z zaklinaczem dziewczyna ochłonęła ze zdumienia. Teraz! To była jej jedyna, ostatnia szansa, zmarnowała ich już przecież tyle!
- Prze... prze... przepraszam... - wydukała, po czym, pod wpływem impulsu, wręczyła Nagietkowi koboldzi kij z latarenką. W końcu musi się czymś bronić gdy skończą mu się zaklęcia, a podróże okazały się zaskakująco niebezpieczne. Nie sądziła, że reszta będzie miała coś przeciwko takiemu pożegnalnemu prezentowi dla towarzysza zabaw, walk i podróży.


Po pożegnaniach Kord odstawił bandytkę straży, powiadomił o potworze na trakcie, po czym wszyscy ruszyli poszukać transportu do Candlekeep. Było to trudniejsze niż się spodziewali. Nikt nie jechał w tamtą stronę i nie potrzebował najemników, a im szkoda było wydawać złoto na wóz i konia, który przyda im się tylko kilka dni. Zarobili sporo, lecz wiedzieli już, że w czasie podróży to kropla w morzu potrzeb. A dotrzeć do Chissvora Woreda jakoś musieli!

Pomoc spadła im jak z nieba.
- Och, na Sune... - szepnęła Liska patrząc na piegowatą właścicielkę wozu. Piękna, elegancka... Niesamowita. Bardka wgapiła się w Oriannę myśląc, że chyba sama bogini sprowadziła im taką piękność, po czym zganiła się za te myśli. Choć kto wie... W każdym razie nowa towarzyszka zaimponowała Lisce, ale i zasmuciła. Przy rudej piękności Liska poczuła się jak szara wiejska myszka. "Tak wyglądają właśnie światowe poszukiwaczki przygód...", pomyślała, patrząc jakie wrażenie wywarła na towarzyszach i czując ukłucie zazdrości. Ona nie miała szans tak szybko zjednać sobie przyjaźni kogokolwiek, nawet pomijając jąkanie. I ten śmiały strój! Cóż, kolejna rzecz, którą Liska powinna w sobie zmienić jeśli chce być prawdziwą poszukiwaczką przygód! Tak zaaferowała się oceną wesołej dziewczyny, że zapomniała się przedstawić.

Od słowa do słowa mężczyźni wyruszyli na poszukiwanie Yovanne, ale Lisce nie śpieszyło się do spotkania z nieszczęsną wdową. Bardka nabrała tchu i śmielej spojrzała na Oriannę.
- Je.. je... jestem Liska, a to... to... Tofik - wskazała na swojego kundla, który (ponownie spacyfikowany smyczą i kagańcem) bezskutecznie próbował ugryźć krępujące go rzemienie. - Mo... mo... może zro... zro... Potrzebujemy za... za... zakupów przed po... po... podróżą. Jedziemy do Ca... ca... Candlekeep - wyjaśniła Liska, jąkając się w obecności obcej osoby jeszcze bardziej niż zwykle. Orianna chętnie się zgodziła i ruszyły między kramy. Po drodze, gdy Leomunda nieco ochłonęła przyszło jej do głowy, że może nie powinni mówić rudej za wiele o celu ich misji. W końcu w liście stało, że nie tylko Wored pragnie zdobyć magiczną księgę Tynoda Asada. Zmroziło ją. Miała nadzieję, że niespodziewanie szczęśliwe spotkanie Orianny nie oznacza, że należy ona do Tych Złych, tak samo jak bandytka. Oby nie...

Na szczęście podejrzliwość Liski przerwało zgromadzenie przed karczmą i ciekawość Orianny. Bardka nastawiła uszu. Może to okazja na zarobek? Przydałaby im się gotówka przed dalszą podróżą, a karczmarz na pewno dobrze zapłaci za oczyszczenie piwnicy - w końcu każda minuta zamknięcia przybytku to dla niego realna strata. Niestety - gdy Liska otworzyła usta, by zaproponować pomoc drużyny, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Obce miasto, obcy tłum, obcy potencjalny pracodawca - to było dla bardki za dużo. Głos uwiązł jej w gardle i tylko pełznący szybko po szyi i twarzy rumieniec wskazywał na to, że miała zamiar podjąć jakieś działanie.

 
Sayane jest offline