Zagajeni elfowie nie kryli zdziwienia, gdy z ust nieznajomego popłynęła ich melodyjna mowa. Wysłuchali co
Chass miał im do powiedzenia. Jeden z nich - długowłosy, z niewielką blizną dzielącą jego prawą brew na dwoje, o wydatnym podbródku, uśmiechnął się smutno i odparł:
-
Nie sądziłem, że nasze chwilowe zmartwienia stały się dla was aż tak widoczne. Co by wiele mówić - N-Tel-Quess nie słyną ze spostrzegawczości - cała trójka wymieniła uśmieszki i porozumiewawcze spojrzenia.
O ironio.
-
Śmiało, dosiadaj się nieznajomy. Nie często spotykamy obcych, którzy władają naszą mową - zamilkł na chwilę i pochylił się nad stołem:
-
Pewność siebie jaką bijesz, ugruntowuje mnie w przekonaniu, że twoje wiadomości, to zasługa czegoś więcej niż łutu szczęścia i trafnych obserwacji. W ostatniej kolejności zakładam, że język jednego z moich towarzyszy okazał się zbyt długi. Wykluczone byście znaleźli w okolicznych lasach coś, co uszło naszej uwadze. Wątpię też, żeby pracownicy gospody lub przebywający w niej goście coś przed nami ukrywali. Pozostają więc dwa warianty - albo byliście świadkami zbrodni, albo... wspólnikami.
Jeden z elfów - prawdopodobnie młodszy, mniej doświadczony, na samo brzmienie tego oskarżenia zacisnął pięść.
-
Słucham więc - ten z blizną ponownie podjął wątek -
jaki był wasz związek ze sprawą i jak możemy sobie pomóc? ***
Rozmowa z elfami trwała. Wciąż jeszcze nie do końca rozumieliście sytuację, w której się znaleźliście. Czuliście się przytłoczeni nowymi informacjami, osobami wokół was, odkrytymi sekretami.
W pewnym momencie
Kelven spostrzegł, że służka, która przyjęła od was zamówienie, wyszła na zewnątrz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na dworze wciąż zacinał deszcz. Poza tym, w chwilę później, od stołu dźwignął się
elf-arystokrata. Ten, który od dłuższego czasu miał w nią wlepione błędne spojrzenie. Mężczyzna ruszył w tym samym kierunku.
-
Też to widziałeś? - zapytał
Immeral - patrzył Kelvenowi w oczy, jakby jego odpowiedź miała być zarazem czymś więcej. Być może decyzją.
Półelf zerknął na pozostałych towarzyszy, ci z kolei, mieli teraz na głowie inne zmartwienie...
***
Grupa podróżników, składająca się z emisariusza oraz jego obstawy, ruszyła w kierunku wyjścia. Minęli wasz stolik bez słowa.
Grigor - zagajony wcześniej przez
Nevara rudowłosy człowiek, zatrzymał się jednak i cofnął w pół kroku.
-
Wiesz co... - rzucił w stronę aarakockry. -
W sumie zamierzałem odejść bez słowa. Zapomnieć o tym spotkaniu, splunąć przez lewe ramię i ruszyć dalej w swoją stronę. Ale coś mnie tknęło. Co prawda w życiu nie spotkałem równie dziwnej istoty jaką jesteś, ale śmieci twego sortu aż nadto. Pamiętaj - gdziekolwiek pójdziesz, nigdy nie pozbędziesz się smrodu Zhentarimów. Morderco!
Mężczyzna splunął Nevarowi pod nogi.
Zwierz warknął coś niezrozumiale. Odchylił głowę do tyłu i wyciągnął się na krześle.
Steven wydał gestem jakieś polecenie swojemu bernardynowi. Gnom spoglądał to aarakockrę, to na to Grigora, wypatrując jego reakcji. Grupa pod przewodnictwem młodego maga zamarła w bezruchu.