Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2016, 20:43   #15
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
- Wszystkich? odkąd przylecieliśmy? z trzydziestu...
Maher wzdrygnął się w pierwszej chwili. nie dla tego że coś mu się nie podobało, po prostu nie spodziewał się, po Tamarze takiego zachowania. Obrócił się jednak i przytulił ją. Jak brat.
- Ej Mara… już ok. - Jason najwyraźniej uznał, że kobieta po prostu się niepokoi.

Dotyk męskiego ciała niemal parzył, w pozytywnym znaczeniu. Tamarę natychmiast zaczęło ssać w żołądku. Z jednej strony pchało ją w objęcia mężczyzny, z drugiej strony męczył głód.

Głos Vadima w słuchawce odpowiedział:
- Ciągle w klubie, ekipa sprząta,rozumiesz co się stało? był zamach na grubą rybę… - Maher wyrwał ci telefon z ręki rozłączył się.
- Blać!, jest gorąco... - Odsunął cię od okna, ale kątem oka zdążyłaś jeszcze zobaczyć przez szparę w żaluzjach cztery czarne BMW zatrzymujące się właśnie pod hotelem. Jason wsadził ci w rękę pistolet który wcześniej zabrał. Sam wyciągnął drugi z szafki.
- Spierdalamy stąd! - chwycił cię za rękę. Pospiesznie wybiegliście na korytarz.
- Dach! - zakomunikował ochroniarz, biegliście po schodach przeciwpożarowych. Za chwilę Tamara mogła usłyszeć odgłosy wielu obutych stóp tuczące się po schodach jakieś dwie kondygnacje pod nimi.. Jason wyważył z kopniaka drzwi prowadzące na dach. Pędziliście w stronę krawędzi, kamienice w centrum miasta przylegały do siebie i dla kogoś w dobrej kondycji jak wy nie było jakiegoś specjalnego problemu by przemieszczać się z miedzy nimi. Oczywiście gdyby nie fakt iż było pełno śniegu… .
Strzał, kolejne cztery. wiatrówka? Po kilku metrach Maher padł na śnieg, jakimś cudem zatrzymał się przy rynnie i nie spadł. Z jego łydki wystawała czerwona strzałka tranquillizera.

Ciałem mężczyzny targały konwulsje a z ust toczyła się ślina. Tamara poczuła ukucie na plecach, w biegu obejrzała się za siebie, wystawały z niej aż trzy podobne strzałki. Kiedy spowrotem spojrzała przed siebie zobaczyła lufę pistoletu dziesięć centymetrów on swojego czoła.

Kobieta nie dała ci żadnej szansy na reakcję, zamachnęła się bronią i uderzyła roztrzaskując ci twarz. Wtedy wszystko zgasło.


Obudziłaś się w białym pokoju, szpitalu, laboratorium, celi, sali przesłuchań.

Twoje ciało było przytwierdzone do łóżka stalowymi klamrami, zupełnie jakbyś miała co najmniej móc wybuchnąć. Towarzyszyło ci znane już uczucie chłodu i głodu. Twarz w którą zostałaś uderzona nie sprawiała ci natomiast żadnego bólu. W koło ciebie kręciło się trzech mężczyzn w białych fartuchach. Gdy jeden z nich złapał twój wzrok, uśmiechnął się podle.
- Ujmę to najprościej jak się da - wyciągnął z kieszeni strzykawkę z czerwonym płynem - zostałaś zainfekowana - zdjął osłonkę z igły - nie ma lekarstwa - podszedł krok bliżej i przyłożył igłę do jej skroni. - ale jest to - poczułaś jeszcze jak cienka strużka metalu zagłębia się w twojej głowie a potem w czaszce rozlała się błogość. Ciepło penetrowało twój organizm, idąc od głowy w dół aż do stóp, uczucie głodu również przestygło.
- Kooperacja oznacza życie… - mężczyzna przerwał wywód gdy Tamara zaczęła się krztusić, z jej ust wylała się ciecz, zapach nie pozostawiał wątpliwości - alkohol który wypiła w hotelu.
- those russians… - wtrącił mężczyzna do swoich towarzyszy z dezaprobatą, po czym kontynuował po rosyjsku:
- Ogranicz spożywanie płynów do minimum, powiedzmy szklaka wody dziennie. Staraj się prowadzić wieczorny tryb aktywności. To znacząco spowolni… “postępy” infekcji. - Mężczyzna podszedł do konsolety i włączył intercom
- Grupa wsparcia proszę. - do pomieszczenia weszło pół tuzina komandosów.

Mężczyzna nacisnął coś na konsoli, po czym wraz z towarzyszami usunął się z pola widzenia, kryjąc się za komandosami. W tym czasie, pasy trzymające Tamarę w pozycji leżącej zaczęły się odpinać. Zanim kobieta podniosłą się i usiadła, wszyscy zdążyli opuścić już pomieszczenie. Poza jedną osobą.

Vadim Mogilewicz we własnej osobie stał oparty o ścianę i przyglądał ci się.
- No wreszcie Mara, muszę przyznać, miałaś wejście… - zaśmiał się - no i gratulację z okazji zostania pełnoprawną, czarną owcą rodziny. Twój ojciec będzie wściekły...
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline