JD miał wrażenie, że jest po części duchem. Spacerował na obrzeżach pola bitwy, pozostając neutralny i wpatrywał się w ginących po kolei Spokrewnionych. Nadszedł bardzo smutny dzień. Zastanawiał się, jak Kain czuje się, spoglądając na tyle śmierci. Czy uważa, że dałoby się tego uniknąć, gdyby nie pozostał bierny? Czy w ogóle myśli na jakikolwiek temat? Ma jakieś uczucia i przemyślenia? Równie dobrze mógłby być skałą. De facto w tych chwilach Ashford nie różnił się od niego diametralnie skoro także nie angażował się w konflikt. Tyle że bezczynność ich obojga miała zupełnie inne skutki.
Potyczka toczyła się o wielką stawkę, to prawda. JD jednakże nie potrafił włączyć się do masy, dołączyć do rzezi. Być jednym z pionków po którejś ze stron. Ta orgia pazurów, sztyletów i kłów nie powinna się wydarzyć. Starał się zapobiec wojnie i kiedy wybuchła, nie miał ochoty w niej uczestniczyć. Nie brakowało mu odwagi, lecz bardziej... złości, pasji, gniewu. Tego czegoś, co popycha do zabójstwa.
Pole zaczęło się przerzedzać i JD doszedł do wniosku, że śmierć Kaina wcale nie będzie konieczna, aby zmieść z powierzchni ziemi wszystkie wampiry. Przed jego oczami same się zabijały.
- Theen skhuurrrwieel zhaaabiiił Joooohhhna - wywarczał Marcus w formie pantery.
- Ty głupcze! - wrzasnął JD. - On nie żył już w momencie, kiedy stanęliście po stronie Lilith!
Jeżeli Mały John wygrałby, zginąłby wraz ze śmiercią Kaina. A że przegrał, również zginął, tylko że w tradycyjny sposób. Nawet jeśli wypił jakąś magiczną miksturę, dzięki której śmierć praojca zamieniłaby go tylko w zwykłego człowieka, to tak właściwie też jakby umarł, tyle że z opóźnieniem. Z powodu starości, raka czy też innych śmiertelnych chorób. Utrata nieśmiertelności równała się tylko jednemu.
- Wreszcie - JD mruknął do siebie, widząc cienie wymierzone w Lilith. W tej chwili już w ogóle nie rozpoznawał w niej swojej matki. Umarła w momencie, kiedy oddała się tej żmii. To przez nią ta rzeź się wydarzyła. Gdyby nie ona, Mały John wciąż by żył. Lind tego jednak nie rozumiał...
"Głupiec", powtórzył w myślach Ashford, spoglądając na panterę. Nie był pewny, czy Marcus zdąży uratować Lilith. Choć JD wciąż nie chciał angażować się w konflikt, zmuszony był wystartować, aby zmieść Linda z trasy solidnym kopniakiem.
W głowie pojawił się kadr z Hindu Kusz, kiedy Mary kopnięciem postarała się, aby Marcus pofrunął w powietrze. JD miał zrobić to samo, tylko w zupełnie innych okolicznościach i z innym zamiarem. W kąciku oka pojawiła się krwawa łza, ale nie zmienił planów.
Ruszył do przodu. |