Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2016, 18:36   #216
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Chyba jedynie determinacja i chęć przeżycia sprawiały, że wciąż pozostawali żywi przez tak długi czas tej potyczki. Przeciwnik był jak jakiś komiksowy super-złoczyńca, który nigdy nie tracił sił. Ilekroć próbowali czegoś nowego, on był krok do przodu. Odbijał ciosy, unikał, odskakiwał. Niby w akcie desperacji, Nick rzucił się w końcu na niego, jednak przyniosło to odwrotny skutek do spodziewanego. Polak dostał w brzuch tomahawkiem, a Conn przez moment stał jak wryty, widząc, jak bestia - bo nie można było inaczej nazwać ich wroga - odrzuca kumpla na namiot. Moment później strażak zaatakował instynktownie i choć udało mu się zranić faceta w masce, nie przyniosło to nawet odrobiny radości, jedynie cierpkie uczucie satysfakcji. Teraz nie to było najważniejsze, choć wyglądało na to, że tamten został na dłuższą chwilę uziemiony.

Mayfield dopadł do leżącego kumpla i przez moment próbował tamować głębokie, poważne cięcie własnymi dłońmi, jakby to miało w czymś pomóc. Nie było czasu, ani sensu, żeby grzebać w plecaku w poszukiwaniu apteczki, przynajmniej nie w tym momencie. Czuł się bezsilny, czuł, że zawiódł Nicka. Przecież chciał ściągnąć na siebie uwagę przecwnika, powinien był wziąć ten cios na siebie. Choć było to pozbawione logiki, wyrzuty sumienia zostały, podyktowane honorem i faktem, że ratowanie i chronienie należało do obowiązów Conna. Mayfield warknął, zaciskając zakrwawione dłonie w pięści.


Szybko zrzucił z siebie bluzę i zwinął ją na pół, przykładając do rany Debskiego.
- Nie umrzesz, Nick, słyszysz? Za dużo tutaj razem przeszliśmy, żeby cios jakimś starym toporkiem wysłał cię na tamten świat. - Connor syczał przez zaciśnięte zęby, przyciskając dłonie do rany. Bluza nasiąkała krwią, jak gąbka wodą. Niedobrze. Bardzo niedobrze. - Dasz radę docisnąć bluzę do rany? Muszę wygrzebać apteczkę...
Wiedział, że z taką raną niewiele zdoła zdziałać, ale przecież musiał coś zrobić, cokolwiek. Chociaż próbować. Nie należał do osób, które od razu się poddawały lub pozwalały człowiekowi umierać w męczaniach, tylko dlatego, że jego szanse na przeżycie były znikome. Najgorsze było to, że wciąż morderca mógł zaatakować Connora, gdy ten będzie zajęty kumplem, zatem postanowił mieć na niego oko. W miarę możliwości, bo przecież się nie rozdwoi.

Niemniej wiedział, że skoro wcześniejsze ciosy i rany nie robiły na przeciwniku wrażenia, teraz zapewne było podobnie - kto wie, może nawet tylko udawał, żeby osłabić ich czujność. W tej chwili jednak najważniejsze było ratowanie życia i chronienie Nicka przed zabójcą.
- Ange, Bruce, Arisa!!! Ktokolwiek!!! - Warknął gardłowo w przestrzeń, choć nie sądził, by to cokolwiek dało.
Strażak zerknął raz jeszcze w stronę napastnika, mając na uwadze, że może chcieć ich zaatakować. Pozostawał czujny.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline