Krzyczała pomocy, ale jak długo mogła na tym poprzestać? Kiedy pierwszy szok zelżał, a Vaella postanowiła odwrócić wzrok od nasączonych szkarłatną wilgocią poduszek, przypomniała sobie, że jest na jednym z wyższych pięter wieży, a głos nie niesie się dobrze przez kamienne mury. Poza tym… jeżeli jedna z czarnoskórych kochanic okazała się morderczynią, to jaką miała gwarancję, że pozostałe nie poprzebijały gardła wszystkim innym w trakcie snu? Wszakże dopiero świtało, a to, że do tej pory nie podniesiono alarmu, nic nie znaczyło… lub też znaczyło bardzo dużo.
Aeron potrzebował pomocy i choć starała się zatamować krew, to potrzebny tu był znachor, zielarz…
- Uciekaj - wycharczał mężczyzna. - W mojej komnacie… przesuń skrzynię… tam jest przejście…
Zdaje się znał lepiej sekrety wieży, niż Vaella.
Teraz musiała zdecydować, czy skorzystać z tej rady. Nie wiedziała, czy rzeczywiście znajduje się tajemna komnata w miejscu wskazanym przez jej małżonka, czy to może brednie na skraju śmierci… Dokąd w ogóle mogła prowadzić? Tak, czy tak - Vaella musiałaby opuścić swoją komnatę i ruszyć schodami, a przecież mógł tam na nią czyhać skrytobójca.
Mogła też zostać w komnacie i ją zaryglować, zabezpieczając ją przed nieznajomymi, lecz jednocześnie odcinając dostęp pomocy… która niestety wciąż nie nadchodziła! Lecz gdyby Vaella zapaliła zasłonę i machała nią zza okiennicy, na pewno zwróciłaby uwagę straży.
Jednak nie mogła się rozdwoić. |