Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2016, 22:33   #40
Astrarius
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Glizdowisko
Hredrik został z tyłu. Na razie jeszcze dobrze widział całe zamieszanie, ale jeśli chciał znać sytuację na ringu, musiał podejść bliżej.

Słowa Baryły utonęły w ogólnym harmidrze. Musiał przepychać do środka, hojnie rozdając kuksańce bardziej opornym. To magicznie zadziałało i wreszcie zawiadujące tłumem mięśniaki spojrzały na Kichtera z niechęcią. Jeden z nich wyciągnął łapsko i zatrzymał rzezimieszka gestem.
-Te, spaślak, se zostaw siły na napierdalanie! Kułaki czy badylaki?
-A mi tam rybka.
-Tamtym jednego brakuje. Lećta tam! - Wskazał Ulfowi stojącą nieopodal grupkę. Było ich czterech, jeden bardziej obdarty od drugiego. Od zwykłych żebraków odróżniało ich to, że źle im po prostu z gał patrzyło.

Udo i Gerhard rozdzielili się, wniknęli od różnych stron w kłębiący się tłumek. Podsłuchali paru tutejszych bukmacherów i usłyszeli, jakie są stawki… dziesięć pensów, kupka siekańców, dziurawe buty. Kiedy ktoś krzyknął z tłumu, że stawia cnotę córki, wewnętrzny głos zdradził Lebiodzie “Lepiej okraść sroki w lesie niż tych tutaj ”. Poza tym nizioł i Żmija przyglądali się wszystkim uważnie i poczynili pewne wnioski. Pomimo chaosu tłumek dzielił się na tych czekających na walkę i na spragnionych widoku przemocy widzów. Ci drudzy to w całości byli pariasi z okolicznych lepianek, ale wśród walczących były wyjątki. Kilku z nich zdecydowanie nie było stąd, chociaż wpasowali się ubiorem i zachowaniem. Oprócz tego, mniej więcej co czwarty z walczących miał koło ramienia obwiązany sznureczek, z wystającą pętelką.

Dwójka próbowała kogoś podsłuchać, jednak nie zdołali wyłowić nic ciekawego z dziesiątek mrukliwych i kaleczących reikspiel głosów.

Edward po uważnym przestudiowaniu okolicznych gąb znalazł jedną znajdującą się jak najdalej od dołu z gównem, siedzącą i przejawiającą najmniejsze zainteresowanie sprawą. Wydała mu się znajoma. Kiedy tylko stanął w polu widzenia ogolonego na łyso wąsacza, ten odchylił się na ukradzionym z jakiejś kuchni krześle i pstryknął głośno palcami.
-Edward? Taa! To ja, Joahim. Poznaje? Chonotu staruszku. Tyka, przykitraj tu taboreta.- powiedział z wylewnym uśmiechem.- Nie będzie stary stał! No. Ja tego... trzy miesiące temu pytałem o robotę. Czy z chłopakami rzucić ochroniarstwo. I miałeś dziadku rację! Całkowitą!- Pomocnik wrócił z czymś, co chyba kiedyś było częścią komody i postawił przed Edwardem. Staruszek usiadł, prostując nogi i masując obolałe kolana.
-Dzięki wielkie przyjacielu. Cieszę że ci się powodzi, przynajmniej finansowo bo jeśli chodzi o tę twoją... Jak jej było? Brenda? Branda?- Joahim spochmurniał i machnął ręką tak, jakby odganiał szerszenia.
-Eee, szkoda jęzora strzępić. Wyniosła się do Bechafen, chłopaka też zabrała. Zaraza z nimi. Żyję teraz tym, co mam. Jak mówiłeś. Nie praca zła, tylko chlebodawca. Wziąłem robotę tu, co się napatoczyło. Chociaż się dzieje!
Edward zacmokał z przekąsem.
- Ha! A mówiłem. Najgorsza baba to baba z karczmy, bo daje każdemu. A ty wybrałeś najgorszą z karczmę z całego Mordheim. Stamtąd to nawet psom by dały, gdyby psy chociaż z parę miedziaków miały. Ale nie martw się, ja i tak wątpię żeby chłopak to twój był. Zobaczysz, ta kobieta tak cię z kasy doiła... Jak tylko smutek odejdzie zobaczysz że w sakwie cały czas coś brzęczy. To właśnie prawdziwy znak niezależnego, pozbawiogo kobiet życia młody, weź sobie radę do serca. A tyle ile ona od ciebie koron brała... Za tyle mógłbyś sobie sprowadzić każdą mordheimską dziwkę na całodobową obsługę i nadal by coś zostało. Dobrze się stało, poczekasz, zobaczysz że mam rację. - staruszek zacmokał jeszcze parę razy aby chyba podkreślić - Ale nie o kobietach przyszedłem rozmawiać tutaj rozmawiać. Interes mam.- Przez całą przemowę Joahim z myślicielską miną kiwał głową. Ale pod koniec klasnął w dłonie, mrugnął.
-Stary, ale jary. Jeszcze interesa chce ugrać! Dawaj, dziadku, co tam masz?
- Widzisz tego chłopa wielkoluda tam po środku?
-Ten grubas? Rhyio niedopchana, jak on w drzwiach się mieści?!
- Zwą go Baryła. Trochę tak jakby mój podopieczny.. Bogowie poskąpili mu intelektu ale jak widzisz.. Radzi sobie w życiu - Edward chrzaknął - Trochę chciałbym zainwestować w niego. Widzisz tych trzech knypków o tam? Cała moja sakiewka że położy ich jednego po drugim. Chłopak mi bliski sercu a i samemu za stary jestem by walczyć. Zobaczysz jak walczy a jestem pewien że się przekonasz. Może ktoś się nim zainteresuje a ja trochę jako pośrednik szylingów z tego dostanę.- Kiedy stary zauważył, że wąsacz się waha, dodał, wyszczerzając szczerbate zęby.
-Mówią że chłopak ma krew ogrów zza gór. I jak na niego popatrzysz to jest w tym trochę racji... To co, Joachim? Ciekaw jesteś co potrafi?- Tamten po dłuższej chwili skinął głową.
-Najpierw mieli napierdalać się grupowo, potem ci, co się ostali. Ale… skoro taki weteran go poleca? I cała sakiewka mówisz? A co mi tam... dawaj tego ogra!-Joachim wydał polecenia Tyce i wyprostował na krześle.


Zdążyła już odbyć się pierwsza walka. Pierwsze drużyny z bronią wepchnęły się na ring i nie czekając nawet na sygnał zaczęły jatkę. Niektórzy w drużynie mieli okazję oglądać popisowe walki pomiędzy szampierzami. Miały zwykle ustaloną choreografię i fantazyjną spektakularność ciosów, mało realną w rzeczywistości... ludzie wciąż uwielbiali oglądać coś takiego.
Tutaj bitka się skończyła po czterdziestu sekundach, praktycznie nic nie było widać, a wygrani sami byli zaskoczeni, że oni stoją, reszta leży. Mimo to nędzarze darli się z zachwytu i śmiali rubasznie, kiedy wygrana drużyna wrzucała przegraną do gnojowego błocka. Po pierwszej rundzie mężczyzna, chudy jak szczapa zagrodził wejście na ring i wskazał palcem Ulfa.
-Baryła na arenę!- Wykrzyknął nie pasującym do postury, potężnym głosem.

Jonathan
Tintenherz pokręcił się i w końcu zatrzymał w Słodowej Dziewce nieopodal placu Shallynstern. Tam też zamienił słówko z karczmarzem i... Kiedy tylko Jonathan gładko przeszedł z gaworzenia o pogodzie do tematu Kochersów, oberżysta niosący kufel upuścił naczynie. Rozległ się trzask i całe piwo rozlało się po ladzie. Spojrzał na akrobatę morderczo, po czym powiedział.
-Nie. O tym akurat nic nie wiem. A ty dopijaj to piwsko błaźnie i wypad. Nie mam czasu mleć ozorem po próżnicy.


Johan
Elias znał Johana. Może niezbyt dobrze, ale coś na kształt zawodowej solidarności kazało jednemu szczurołapowi bardziej tolerować drugiego. Teraz jednak, kiedy El wszedł do speluny, zamówił wytrawne averlandzkie i usiadł w rogu, wyraźnie zignorował zarówno Liszaja, jak i całą resztę bywalców. Johan przysiadł się i próbował do niego zagadać. Elias co prawda odpowiadał, ale bardzo zdawkowo i nie zaszczycał kolegi spojrzeniem. Błądził oczami a to po babie podającej trunki, a to po własnym kieliszku. Minął kwadrans. kiedy Johan napomniał o robocie. Elias raptownie żachnął się, nareszcie spojrzał na rozmówcę i wywarczał
-Jutas ci naopowiadał, co? Wredny chujek nie zdzierży, że robię lepiej, to dostaję więcej. Ale ciebie w to wciągać? Spierdalaj, Liszaj. I zabieraj tego kundla. Girę mi chyba obszczał!- Elias może i był dobrym szczurołapem, ale aktorem marnym. Tylko ostatnie zdanie biło autentycznym oburzeniem.
 
Astrarius jest offline