Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2016, 23:05   #3
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


St. John Hospital, Manhattan, popołudnie
- Dzień dobry, przyszedłem w odwiedziny do Maire Evangeline Whiters - Heen zwrócił się do starej murzynki gdy stanął przy recepcji szpitala Św. Józefa. Na piersi miała holoplakietkę informującą, że nazywa się Christine i jest gotowa pomóc. Spojrzała na solosa z wystudiowanym uśmiechem podając mu niewielką kartę z literą V.
- Trzecie piętro, pokój 23, prawe skrzydło. Poproszę pana ID card.
Gdy wklepała dane Lucifera do systemu wskazała drogę do wind.

Szpital z resztą nie wyglądał jak typowy szpital. Nie “pachniało” tutaj środkami do sterylizacji wszystkiego, począwszy od podłóg skończywszy na klawiaturach. Wręcz przeciwnie. Klinika robiła bardziej wrażenie domu opieki lub ośrodka pomocy. Ekskluzywnego ośrodka pomocy. Windy znajdowały się po wewnętrznej stronie budynku zbudowanego na planie kwadratu, z pustym dziedzińcem po środku. W dziedzińcu zaś urządzono atrium. Pod przejrzystą kopułą dachu, stworzono ogród. Roślinność pięła się od parteru po pierwsze piętro. Sunąca przeszklona winda nadawała podróży surrealistyczne wrażenie zawieszenia w powietrzu i ukazywała wiszące ogrody utworzone na każdym piętrze. Całość utrzymana była w jasnych pastelowych kolorach, dodatkowo rozjaśnianych masą światła zapewnianego przez nietypową konstrukcję budynku.
Był pod wrażeniem.
W High czuć było profesjonalizm, ale tutaj… aż się chciało leczyć.
Przebywać w tym szpitalu.
Pokręcił głową z uśmiechem, jakże to pasowało do Eve. Coś na co było ją stać w odróżnieniu od 95% ludzi, ale jednocześnie nie narzucające się, naturalne, przyjemne, prostota przyjemności.
Z cichym dźwiękiem, winda zatrzymała się na na ‘trójce’, a Heen wciąż rozglądając się z ciekawością wyszedł z niej wprost na przytulnie urządzony cichy korytarz. Rzucał się tu w oczy brak łóżek i chorych, w normalnych szpitalach było to nie do pomyślenia. Miejsce dla najbiedniejszych pacjentów było zazwyczaj właśnie na korytarzu.
Po krótkiej wędrówce stanął przed pokojem 23, odwrócił się jeszcze raz ku ogrodom i zapukał.
- Proszę - dobiegł go znajomy głos.

Wszedł powoli i ostrożnie.
Zamknął za sobą drzwi.
Stał przy wejściu spoglądając ku łóżku na którym leżała Maire. Pokój robił wrażenie podobne jak reszta szpitala.
- Ozzy… przepraszam. - Wydukał. - Nie chciałem by to się tak… - urwał czując jednocześnie winę i radość że jest cała.
Eve usiadła na łóżku i podniosła oparcie. Wyciągnęła do reportera dłoń. Uniesioną wnętrzem do góry, poruszała lekko palcami.
- Chodź tu. - powiedziała miękko, nie brzmiąc jakby była zła.
Powoli zbliżył się do łóżka utykając, a potem bezceremonialnie i bez czekania na pozwolenie usiadł na rancie.
- Guinness w szpitalu to tak średnio, kwiaty przereklamowane, a wolałem po prostu przyjechać zamiast tracić czas na wymyślanie podarku na odwiedziny. - Uśmiechnął się choć patrzył czujnie i badawczo na kobietę wypatrując z jednej strony może złości, a z drugiej czy wyglądała jakby było z nią w porządku. - Dobrze się czujesz?
- Cieszę się, że przyjechałeś. Nie byłam pewna czy… - Uśmiechnęła się lekko. - … Eh.. Głupie to. Po prostu się cieszę. Już lepiej. Jutro powinnam wyjść. Widziałam wiadomości. Jak ty się trzymasz? - Teraz była jej kolej by przyjrzeć się reporterowi. - Co z nogą? Coś poszło nie tak?
- Ot nic poważnego, a ogólnie dochodzę do siebie. Wiesz, spokój, wyciszenie. -
Rozejrzał się. - Ale widzę, że z Tobą kiepsko. Jutro wyjść? Stąd? Chyba majaczysz. Siedź tu ile się da, a jak nie to wskakuję na Twoje miejsce.
- Nie lubię szpitali. -
Zmarszczyła nos. - Poza tym muszę zająć się fundacją. Oglądałam wiadomości a dział PR i prawny nie przestają wydzwaniać. Nie mam czasu na wylegiwanie się jak co poniektórzy, Enzi. - Odgarnęłą włosy z twarzy. - Dobrze, że jesteś w jednym kawałku.
- Wiesz jak to jest z tosterami starego typu. Obliczone, że będą często spadać na podłogę, niełatwo je zniszczyć.
- Tylko coraz więcej rysek zdobywają co? -
Podciągnęła nogi pod brodę.
- Rozmawiałem z detektywem… - Zmienił temat. - Chyba nie jest tragicznie? W sensie dla SH.
- Źle nie jest tak całkiem, ale ktoś musi tam być. Pomijając pracowników, musimy dać pacjentom informacje i … -
przerwała - … i za dużo gadam. Jak żona? Ali?
- Wyszła ze szpitala, załatwiłem jej mieszkanie, opiekę medyczną. Start, fundusz dla małego. Ali… wiesz że się odezwał do mnie ostatnio? A dzień wcześniej… przybił ze mną piątkę. -
Luc wystawił dłoń przed siebie ku Eve spodem do góry.
- Rewelacja! Co powiedział? - dopytywała w między czasie przybijając lowfive.
- Powiedział “ok”. Ale hej! Wszystko przed nami. Kilka razy pozwolił się zbliżyć. Tak wiesz, na kilkanaście centymetrów. Jesteś wspaniała Ozzie.
- Super! Nie przerywajcie terapii, jesteśmy na dobrej drodze. -
Blondynka ucieszyła się i podskoczyła na łóżku. - Strasznie się cieszę, że udaje się wyciągnąć Ala ze skorupki. To znaczy, że i dla jego ojca jest szansa - dorzuciła z lekko złośliwym uśmieszkiem.
- Nie przerwiemy. Raz, że robisz super robotę z małym. Dwa, że fundacja potrzebuje wsparcia. Choćby nie rezygnowania z terapii przez pacjentów. -
Położył dłoń na jej dłoni.
- To dobrze!
- Eve… - Ciężko było mu to wydusić. - Co się stało? Jak? Czemu…? Miałaś być ostrożna…
Pytania Luca zdmuchnęły uśmiech z jej twarzy.
- Starałam się. Ale Fergus dostał telefon. Rozmawiał dłuższą chwilę. Mieliśmy pójść na lunch, nie chciałam zostawiać go samego. Nie chcialam go stracić z oczu. Zanim się zorientowałam było już za późno. Obudziłam się w jakimś samochodzie, w parkingu podziemnym. Próbowałam z nim rozmawiać ale przestał słuchać. Potem samochód odebrał jakiś mężczyzna i zabrał mnie do magazynu, gdzie mnie znaleziono. - Przerwała na samo wspomnienie boxa.
Zacisnął rękę na jej dłoni.
- Bałem się… Cieszę się… - Nie bardzo wiedział co powiedzieć. - Wybaczysz mi?
- Ale co? - Eve była zdumiona i odruchowo oddała uścisk na dłoni reportera.
- Nie chciałem Cię w to wplątać w ten sposób, mało brakowało. Nie spodziewałem się, gdybym pomyślał, konsekwencje, ryzyko. Eh idiota ze mnie.
- Daj spokój. Przecież wiedziałam, że istnieje ryzyko. Nie podejmowałeś decyzji za mnie. -
Położyła drugą dłoń na jego przedramieniu. - Przyjdziesz na terapie sam? - Zmieniła temat wybijając Heena z samoumartwiania się.
- Nie. Z Alim - odpowiedział tonem sugerującym że nie zrozumiał pytania.
- Chodzi mi o Twoją terapię. - Uśmiechnęła się w reakcji na jego “jawny” unik.
- Przyjdziemy na nasze terapie obaj. On na swoją, ja na swoją.
- Fajnie. Cieszę się. -
Opadła na poduszkę. - Potrzebujesz czegoś? - Rzuciła Heenowi uważne spojrzenie.
- Spokoju, wypoczynku. Buziaka na pożegnanie. Żelków, oj ja mam duże potrzeby Ozz.
Roześmiała się.
- Może i duże ale wszystkie w zasięgu ręki. - Podniosła na Luca wzrok i pochyliła by nadstawiać dzióbek do cmoka w policzek.
Pochylił się składając pocałunek na jej policzku i odgarniając lekko kosmyk włosów niesfornie opadający z jej nieogarniętej czupryny.
- Daj znać kiedy wychodzisz, bym bez potrzeby tu nie jechał w odwiedziny. I nie forsuj się na razie. SH może i Cię potrzebuje, ale jak będziesz zbyt szaleć w tym stanie to zleję w tyłek. Odpocznij.
- Dobrze pod jednym warunkiem. -
Przekrzywiła kpiąco głowę. - Że Ty też nie będziesz się forsować i odpoczniesz - rzuciła wyzwanie z błyskiem w oku.
- Pomyślę nad tym - skłamał. - Do zobaczenia. - Wstał kierując się do wyjścia.




Apartament Lucifera w Concourse, popołudnie
Stojąc przed swoimi drzwiami z torbą zakupów poczynionych wedle listy przysłanej przez Kirę, zawahał się z ręka nad panelem. Nie wiedział czy otwierać kodem czy wcisnąć przycisk powiadomienia o wizycie.
Westchnął.
Na litość boską, był tu u siebie.
Otworzył i wszedł do środka.
- Jeeesteeem - rzucił przeciągle zamykając drzwi.
Zanim zdążył się obrócić od drzwi dopadła go żona. Nie zważając na torbę z zakupami, rzuciła mu się na szyję i zamknęła usta pocałunkiem. Oddał go trochę zaskoczony.
- To nawet nieźle wychodzi jak mnie nie ma dwa dni - zażartował gdy oderwali się od siebie łapiąc powietrze.
Kira przylepiła się ciasno do niego, za to Ali stał w pewnej odległości. Rączki trzymał w kieszonkach, spojrzeniem sprawdzał co się dzieje i co też Tata przyniósł w torbie.
- Ali przynieś obrazek co namalowałeś dla Taty, ok? - poprosiła Kira i gdy chłopiec zniknął z widoku zaczęła gwałtownie napierać swym ciałem na Luca, sięgając ustami jego szyi, ust... Dłonie gwałtownie dobierały się do zapięcia jego spodni. Całe ciało dziewczyny krzyczało napięciem. Torba wylądowała na podłodze gdy Heen trochę zszokowany jej reakcją odruchowo objął przylegające do niego desperacko ciało. Przesunął dłonią po plecach zatrzymując się na pośladku.
- Kira… - wystękał do jej ucha, bo podniecenie zaczęło go brać i to mocno. - Ali…
Na chwilkę, kilka sekund może zamarła.
- Kochanie, Mama i Tata zaraz wrócą ok? Jesteśmy w łazience, Tata musi coś naprawić.
Nie czekając na odpowiedź Lucifera, zaciągnęła go do łazienki, a on porwany w szalony wir wydarzeń nawet nie protestował kuśtykając za nią. Zamknęła drzwi, włączyła wodę. Odwróciła się by uklęknąć przed mężem i spojrzała w górę. W trzech ruchach rozpięła i ściągnęła mu spodnie i bieliznę.

Ujęła jego męskość w dłoń i bez żadnego ostrzeżenia otoczyła ustami. W jej ruchach, działaniu była pasja ale było też coś innego: dzika, przeraźliwa desperacja. I strach. Luc zachwiał się wciąż nie potrafiący nawet zbliżyć się do przejęcia ‘inicjatywy’. Kira zamknęła oczy i zaczęła zawzięcie pieścić męża. Wiedziała jak. Jak trącać struny w jego ciele by ekscytacja odebrała mu zdolność myślenia. By instynkty przejęły nad nim kontrolę. By przenieść go w magiczny świat, w którym byli tylko oni dwoje. Gdy poczuła, że ten moment się zbliżył, gdy była pewna, że Luc nie będzie w stanie się cofnąć, podniosła się. Oparła się o umywalkę i wypięła biodra. Spojrzała lekko zarumieniona w ich odbicie w lustrze. Jakby o czymś sobie przypominając, rozpięła bluzę jaką miała na sobie. Pod spodem była naga. Wykorzystywała wszystko jak tylko umiała. Nie kłamał jej nigdy mówiąc, że ma najpiękniejsze piersi na świecie i teraz też nie mógłby powiedzieć nic innego. Złapał je odruchowo, wręcz bez jakiejkolwiek świadomości czy kontroli odruchów, gdy tylko po rozpięciu bluzy zobaczył je w lustrze. Naparł na nią i pocałował w kark. Ciało do którego tak tęsknił przez ostatnie półtora roku. Stracone jak i jej uśmiech, błysk w oczach. Jak ona cała, zdaje się bezpowrotnie. A będąca tu i teraz, łaknąca go bardziej niż czegokolwiek na świecie. Przesunął ręką po kształtnym biodrze i wszedł w nią powoli. Ba… nawet nie wszedł. Gdy poczuła go u wejścia - sama nabiła się by wyeliminować ewentualną niepewność czy zawahanie.
Nie odrywała spojrzenia od odbijających się w lustrze oczu Heena. Spijała reakcję nie tylko z ruchów jego ciała, czy dotyku jego dłoni, lecz również i twarzy, grymasów. Cieknąca woda zagłuszała odgłosy ich gwałtownego niemal zwierzęcego zbliżenia. Mimo, że kochała się z nim namiętnie, przez opary podniecenia dochodziło do niego, że czegoś w tym akcie brak. Błysk odnotowania przeminął, gdy Kira wciąż wypięta wygięła ciało w łuk i sięgnęła desperacko do jego ust. Jej dłoń zacisnęła dłoń Luca mocniej na jej piersi. Drugą dłonią sięgnęła ku włosom męża, pociągnęła za nie by wywołać lekkie ukłucie bólu.
- Luc… - szepnęła napiętym głosem - ...zerżnij mnie… pieprz mnie mocniej... - wydyszała lubieżnie w rytm sztosów męża.


On znał ją tak jak ona jego, wiedział co lubi i jak… Z początku tak jak uwielbiała wchodził w nią szybko i głęboko by wypełniając ją poruszać się lekko na boki zanim wychodził przed kolejnym wejściem. Ale wiedział tez czego potrzebuje. Mimo dłoni przyciskającej jego dłoń zabrał ręce z jej piersi i owinął ją ramionami. Lewą ręką na wysokości brzucha, prawą szczelnie i mocno klatkę piersiową przedramieniem miażdżąc piersi w mocnym choć nie brutalnym uścisku. Przytulając ją do siebie mocno by jak najbardziej czuła jego dotyk i bliskość, naparł mocniej i szybciej wbijając się w nią z mieszaniną czułości dotyku i iście zwierzęcej orgii posunięć gdy uderzał lędźwiami o jej pośladki.
- Będę cię rżnął… - wydyszał w jej ucho podgryzając płatek. Dostosował się do jej nastroju i dirty-talk bez problemu. - Aż padniesz skarbie....
Jęknęła potakująco:
- Taaaak… proszę - słowa były jak wyrywane z jej gardła przy każdym ruchu ich ciał. Luc w lustrze zauważył łzy spływające po jej policzkach. Spił je delikatnie, jednocześnie mocno, bardzo mocno zaciskając dłoń na biodrze targanym w rytm uderzeń.
Spełnienie porwało ją nagle. Wydarło z jej gardła niski, przeciągły jęk, który przeszedł w cichy szloch. Luc uniósł dłoń zakrywając jej usta. Tam za drzwiami był Ali. Odchylając jej głowę i zatykając usta odgiął jej głowę na swój bark, nie przerywając coraz brutalniejszych naparć na jej wypięte pośladki. Ustami musnął jej powieki.
Usłyszał szept, gdy orgazm zmył wszelkie bariery:
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - powtarzała jak mantrę, wpasowana w Luca jakby chciała nigdy się nie rozdzielić. Jakby chciała go prosić o wybaczenie całym swoim jestestwem.
- Nie przepraszaj… - Jego ręka spoczęła na jej łonie dociskając ją do niego. - Kocham cię… rżnij się ze mną. - Wbił się w nią czując że jest blisko. Ugryzł płatek jej ucha.
- Zawsze - wyjęczała i naparła pośladkami na biodra Heena. Pochyliła się nieco bardziej, niewiele, by nie wybijać go z rytmu. Ta niewielka zmiana między ich ciałami spowodowała, że oboje jęknęli z zadowolenia. Uniosła się na palcach i sięgając za siebie, lekko odchyliła pośladki dłońmi by brać go w siebie jeszcze głębiej... choć trochę głębiej...
- Tak jak lubisz…Luc… kocham jak mnie tak dymasz… jesteś taki… - jęczała cicho - … duży… tęskniłam.
Nie wytrzymał.
Pochylił ją przyciskając do umywalki, po czym złapał za biodra, korzystając z tego, że rozchylając się mocniej za pomocą rąk dawała mu full access.
- Ja… - dyszał cicho. - Też… - zabrał rękę z jej biodra by znów zatkać jej usta słysząc iż przestaje kontrolować jęki. - Za twoją… - Głośności mocnych zwierzęcych, brutalnych uderzeń jego lędźwi o jej pośladki wyciszyć się nie dało. - MMMHrrrrrrmhhhr - wyrzęził nie kończąc gdy zalała go fala orgazmu.
Kira zamarła pod nim ciężko dysząc i drżąc. Odchylił się również ciężko oddychając. Schylił się by podciągnąć i zapiąć spodnie muskając ustami przy tym wciąż wypięty pośladek dziewczyny.

Reakcja była niemal natychmiastowa:
- Nie dotykaj mnie! - niemalże wykrzyczała, odsuwając się. - Wyjdź. - Nie patrzyła na Heena, ani na jego odbicie w lustrze. Wyprostowała się. - No idź już... - Miało to zabrzmieć rozkazująco.
Niechcący złapała spojrzenie Luca w lustrze i zachłysnęła się spazmem. Ramiona drżały jej gdy szlochała. Płacząc rzuciła się mu na szyję, tuląc się gorączkowo, obejmując go, na zmianę z gładzeniem jego klatki piersiowej i ramion.
- Luc - załkała, łzy wisiały na jej ciemnych rzęsach. Do drzwi zaczął się dobijać zaniepokojony Ali. - Nie wiem… co się dzieje… - walnęła go pięścią w pierś by znowu przyciągnąć do siebie kurczowo. - Zostań… nie idź dzisiaj…
Po drugiej stronie synek walił w drzwi i szarpał za klamkę. Mocniejsze uderzenie, gdy kopnął drzwi i krzyk bezsilności i złości.
- Ali spokojnie, mamie nic się nie stało zaraz wychodzimy - Luc krzyknął w kierunku drzwi. - Ubierz się Kira... mały. On myśli, że coś jest nie tak. Proszę… ubierz się i idziemy do niego tak? Potem porozmawiamy - powiedział ciszej, miękko do żony korzystając z jej chwilowej zmiany nastroju na lepsze.
- Tak… tak - powtórzyła nieco jak automat poprawiając krótką spódniczkę, która w ferworze namiętności podsunięta została aż do pasa. Drżące dłonie zostały ukryte w kieszeniach bluzy jaką zapięła, bladej twarzy nie dało się ukryć.
- Już…
Synek na zewnątrz wciąż dobijał się do łazienki szarpiąc za klamkę i jęcząc cicho z wysiłku. Luc otworzył drzwi i odsunął się trochę na co mały wparował jak burza do środka i z całej siły wbił się w ojca chcąc go odepchnąć od Kiry. Walnął go małymi piąstkami z zawziętą minką, ciągle nie krzycząc lecz ni to wyjąc ni to stękając.
- Yyyyyyyh!
Bęc. Mała piąstka opadła na udo Luca, a mały wparował między ojca i matkę. Był blady, usta miał zacięte, oddychał ciężko.
Solos kucnął, by mały mógł lać go po twarzy jak miał taką fantazję.
- Za co BigAl? - spytał najspokojniej jak umiał spoglądając przy tym smutno na Kirę, z wzrokiem mówiącym coś w stylu: “zadowolona?”
Mały pacnął. Raz, drugi, trzeci a potem nie wytrzymał i wrzasnął na cały głos sfrustrowany i … wybuchnął płaczem. Ramionka się trzęsły, wtulił się w Kirę mocno. Dziewczyna otuliła chłopca ramionami gładząc go po główce i całując po buzi gwałtownie.
- Ali, wszystko w porządku. Zobacz. Nic mi nie jest. - Daleko jej było do “nic mi nie jest”. - Tata nic mi nie zrobił… - Odwróciła buzię Aliego na siebie. - Widzisz? Jest w porządku, skarbie - tłumaczyła tuląc małego do siebie aż się uspokoił. Siąpając nosem mały rzucał spojrzenia na ojca.
- Uważasz, że mógłbym mamie zrobić coś złego? - Luc spytał cicho bacznie patrząc na chłopca.
Mały nie odpowiedział ale przyglądał się ojcu wciśnięty w ramiona mamy.
- Spytałem, czy uważasz, że mógłbym zrobić mamie krzywdę - powtórzył solos miękkim, spokojnym tonem.
Al wzruszył ramionkami, Kira otarła mu łezkę z policzka.
- Chcę z nim ‘porozmawiać’, sam. Zostawisz nas na chwilę? - Zerknął na Kirę. - I czy zgadzasz się Al? Mama będzie w pokoju. - Odsunął się pod ścianę spoglądając na syna.
Mały zacisnął usta i sięgnął rączką ku mamie.
- A może wyjdziemy z łazienki i pójdziemy do salonu? Więcej tam miejsca, hmm? - Kira spytała cicho, spoglądając na Luca i na Aliego. Chłopiec wyglądał jakby mu ulżyło.
- Ok. Zaraz do was dołączę.
Wyszli, a w zasadzie Kira wyniosła synka, otulającego rączkami jej szyję. Luc został sam w łazience i odwrócił się do lustra. Patrzył przez chwile na swoje odbicie. Przyłożył rękę w miejsca gdzie bił mały. Po kilku chwilach stanął nad toaletą i odsikał się pogwizdując, choć miny wcale nie miał wesołej.
Umył ręce i wyszedł do salony spoglądając na żonę i syna.

- Pogadasz z Tatą? Ja pójdę po soczek, ok?
Mały skinął głową i usiadł na sofie po turecku, tak by w razie czego mieć możliwość zwiania. Spojrzał na ojca, a ten oddał spojrzenie. Sam usiadł bliżej, choć nie na tyle blisko by wzbudzić w małym jakiś strach.
- Mama zachowywała się dziwnie wczoraj i dzisiaj zanim przyjechałem? - spytał cicho by utrudnić Kirze ewentualne podsłuchiwanie o czym “gadają” oba Heeny.
Synek zmarszczył brewki najwyraźniej zaskoczony. Kiwnął łebkiem.
- Zmieniała nastrój, bała się jakby czegoś choć nikogo tu nie było? Płakała bez powodu?
Kiwał główką za każdym razem. Zeskoczył z sofy i zaczął chodzić w kółko, z paluszkami przy ustach.
- Tak robiła?
Heen Jr wskoczył z powrotem na sofę i kiwnął łebkiem.
- Zdarzyło jej się krzyknąć na Ciebie, choć nie wiesz czemu?
Mały wzruszył ramionami z nijaką minką.
- Ale teraz, odkąd wróciła ze szpitala, tak czy nie?
Reakcja była ta sama. W oczkach synka Luc dostrzegł upór.
- Mi się zdarzyło, wiesz? W łazience. Ale mama jest jeszcze chora, zachowuje się dziwnie i jeszcze trochę będzie. Obaj musimy jej pomóc by znów była taka jak dawniej i uśmiechnięta. Rozumiesz?
Ali zaciął usta i pobladł. Odwrócił wzrok. Na twarzyczce odmalowała się złość.
- Nie jestem na Ciebie zły, że mnie biłeś myśląc, że robię coś złego. Jestem z Ciebie dumny, cieszę się, że chcesz ją bronić. Ale kocham mamę, nie zrobię jej krzywdy. Spróbujesz mi zaufać?
Mały dla odmiany poczerwieniał i zadrżał:
- Nie… - wykrzywiona buzia w podkówkę zwiastowała nadchodzący płacz. Mały zaczął się zsuwać z sofy.
- Spoko. To zawołaj mamę, z nią też chcę porozmawiać.

Malec wyszedł z salonu, do którego po chwili weszła Kira.
- Jestem. Chcesz coś pić? - podała Lucowi szklankę soku.
Wypił.
- Co to było w łazience, po tym jak… się kochaliśmy? - spytał.
- Luc… - zaczęła i wspięła się na kolana męża. Wtuliła twarz w szyję i zaczęła podgryzać płatek ucha. Ciepła, drobna, bliska. Dłońmi muskała kark i pieściła skórę głowy. Pocałowała go delikatnie, powoli trącając wargi czubkiem języka.
- Pytam poważnie. - Jedyną jego reakcją było lekkie objęcie jej.
- Przepraszam… - mruczała wprost w ucho mężczyzny, nagryzając dolną wargę Heena.
Nie reagował na pieszczotę.
- Kira, co to było w łazience?
- Nie wiem co! -
Odsunęła się gwałtownie chociaż nadal została na kolanach. - Skąd mam wiedzieć. Może Ty mi powiesz? Hm? - W głosie słychać było złość i … bezsilność.
- Nie wiesz co czułaś? - ledwo dostrzegalnie ją uścisnął.
- A to ważne? Ważne, że jesteś tutaj. - Popatrzyła na męża bokiem, rzucając powłóczyste spojrzenie spod ciemnych rzęs. - Przecież przyszedłeś. Do mnie. Do nas. Nie chcę gadać. Chcę Cię poczuć w sobie. Blisko. - Ujęła twarz Luca w dłonie. - Kocham Cię. A Ty mnie? - pytała cicho i gorliwie.
- Kocham Cię, Kira - odpowiedział szczerze ale z zamyślonym wzrokiem. - Przy wypisie mówili Ci o badaniach psychologicznych?
- Mówili. -
zsunęła się z kolan męża jakaś przybita, jak przekłuty balonik. - Luc… jeśli chcesz zostać to zostań. Ale nie chcę gadać. Chcę się kochać. Jak nie chcesz być ze mną to idź do niej. - Objęła się ramionami.
- Chcę być tu, teraz. Ale nie mogę. Będzie jak w łazience. Musisz podjąć terapię.
- Brzmisz jak Kingstone. Potrzebuję męża. Potrzebuje go, żebym nie musiała myśleć. Nie rozumiesz tego? -
warknęła cicho. - Ja… Idź już. - Zrobiła Heenowi miejsce do wyjścia.
- Pojedziemy jutro na terapię, tak?
- Kingstone ustaliła termin na pojutrze rano -
powiedziała niechętnie. - Idź już i daj mi spokój z terapią.

Wzruszył ramionami.
Wstał.
I wyszedł.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 20-06-2016 o 16:48.
Leoncoeur jest offline