Ścieżka, choć dużo węższa od traktu, pozwalała na swobodny marsz. Jej początkowy fragment był na tyle przestronny, że dało by się nim podróżować nawet konno. Później droga zaczęła odbijać w lewo, rozstając się ze swą bliźniaczą prawą odnogą, a las z każdym krokiem zaczął stawać się bardziej mroczny i nieprzystępny. Gałęzie, które wcześniej miała wysoko nad głową, teraz pochylały się nad nią coraz mocniej, smagając jej włosy i zmuszając do schylania się pod nimi. Z obrzeży ścieżki zniknęła zaś trawa zastąpiona przez coraz gęstsze jeżyny, które co i raz zaczepiały się o jej buty i spodnie. Nawet ziemia pod jej stopami była inna. Gładki trakt ustępował nierównym kępom trawy i drobnym kamieniom.
Po kilku minutach zrobiło się jeszcze ciemniej. Drzewa przepuszczały już tylko pojedyncze promyki księżycowego światła. Ponadto wydawało jej się, że ścieżka zaczyna powoli opadać w dół. Przystanęła i wstrzymała oddech nasłuchując. Wciąż ta sama martwa cisza. Wydawało się, że najwyraźniejszym dźwiękiem jaki do niej docierał, było pulsowanie krwi w jej skroniach. Obróciła się. Droga powrotna wydawała się z tego miejsca równie ponura jak ta, prowadząca w dół. A jednak wiedziała, że na jej końcu czeka choć odrobina światła. A jeśli czekało tam na nią niebezpieczeństwo, to przynajmniej było ono już w jakiś sposób znane. Czy to nie lepsze niż to, co mógł jej zaoferować mrok? Może powinna zawrócić i wybrać drugą ścieżkę? Może tam będzie lepiej.
Zadrżała znów z zimna. Gdy przestawała maszerować bardzo szybko dopadał ją chłód. Wóz, albo przewóz - musiała iść dalej.
W oddali, na granicy słyszalności usłyszała wycie bestii. Takie samo jak wcześniej, ale tak ciche, że nie była pewna, czy słuch nie płata jej figla. Nadstawiła znów uszu, ale nie powtórzyło się.
__________________ Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój. Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze. |