Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2016, 14:37   #44
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Stan zdrowia Rolanda nie należał do najlepszych. Już samo wyczerpanie i odwodnienie dawało mu w kość, zaś nowe rany spadły na niego niczym ciężar, którego nie był w stanie sam udźwignąć. Gdyby nie pomoc łowcy, wiedźmiarz już dawno padłby z wycieńczenia. Jednak dzięki jego wsparciu, dał radę podążać wraz z resztą ponurej drużyny naprzód. Nie mogli w końcu zostać tam, gdzie stoczyli swój bój z mutantami. Noc zbliżała się do nich wielkimi krokami, a w tak otwartym miejscu, wycieńczeni, bez jedzenia ani wody, skazaliby się na pewną śmierć.

Dalsza podróż, na całe szczęście, nie trwała zbyt długo. Już wkrótce stanęli przed przeszkodą, której w obecnym stanie nie mogliby pokonać, dlatego szybko zaczęli rozglądać się za jakimś noclegiem. O karczmie, rzecz jasna, w takim miejscu nie było mowy, jednak dogodna jaskinia dosyć szybko została wyłapana przez czujne oczy Shade’a. A nawet krótka wspinaczka okazała się łatwą przeszkodą dzięki silnemu ramieniu półorka, który wciągnął ich na górę. W końcu mogli odpocząć.

Zaraz po zaspokojeniu swojego pragnienia w dziwnym, przypominającym studnie, otworze z wodą w jaskini, Roland zebrał resztki swoich sił, by uleczyć towarzyszy. Starając się zignorować ból ramienia, wiedźmiarz rzucił na wszystkich zaklęcie leczenia, które nieco ulżyło rannym towarzyszom. Następnie próbował wykorzystać bardziej konwencjonalne sposoby leczenia ran, jednak bez żadnych środków medycznych, nie udało mu się wskórać zbyt wiele. Robił co w swojej mocy by im pomóc, jednak nawet on miał swój limit.

Wyczerpany do granic możliwości Roland, po rzuceniu na wszystkich zaklęcia leczącego, padł na ziemię tuż obok niewielkiego jeziorka i oparł się o ścianę jaskini. Rana pozostawiona przez zmutowaną kobietę wciąż dawała mu się we znaki, a wszystko wskazywało na to, że nazajutrz miało być jeszcze gorzej. Nie mógł stwierdzić na pewno, czy przyczyną była trucizna na pazurach kobiety czy może jakaś choroba, którą przenosiła, jednak tak naprawdę to nie miało większego znaczenia w jego obecnej sytuacji. Bez żadnych medykamentów czy potężniejszych zaklęć, mógł liczyć jedynie na to, że jego organizm sam zwalczy to co pozostawiła mu przed śmiercią bladolica.

Wypoczywając przy wodzie, wiedźmiarz polewał swoją ranę, licząc, że w ten sposób uśmierzy choć trochę ból.

- Mamy w ogóle jakieś pojemniki na wodę? Przed ruszeniem dalej, będziemy musieli zrobić jak największe zapasy - mówił monotonnym, pozbawionym entuzjazmu głosem. Odwrócił wzrok od towarzyszy i spojrzał w jamę z wodą. - Ciekawe… Czy ten podwodny tunel gdzieś prowadzi… Nikt nie ma ochoty popływać?

- Ja niestety nie umiem - uśmiechnęła się Johanna, odmywając twarz chłodną wodą. Nie omieszkała nawet umyć wodą włosów, nie pieniąc jej żadnym mydłem, co by się jeszcze nadawała do picia.

Bazylia spojrzała na Rolanda zmęczonym wzrokiem. Pół leżała, pół siedziała oparta o Rognira wtulając głowę w jego umięśnione ramię. Niemrawym ruchem sięgnęła do torby dłuższą chwilę w niej grzebiąc. Butelka po cydrze została w kościanym schronieniu, ale wódka wciąż była. Butelka znalazła się na zewnątrz.

- Można zużyć do przeczyszczenia ran… pusta będzie dobra na wodę - po tych słowach kobieta nów sięgnęła do torby. Tym razem wyciągnęła inna butelkę, tę którą dostała od orka. Bez wahania otworzyła ją i wypiła. Ku zaskoczeniu diabelstwa rany się nie zasklepiły. Odrobinę zasępiona kobieta oderwała wzrok od swojego ciała i spojrzała na Rognira chcąc wyrazić swoje niezadowolenie. Nic jednak nie powiedziała. Patrzyła na półorka dziwnym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się tak bardzo inaczej niż poprzednio. Łagodnie i przyjemnie jakby była pełna… miłości. Wtuliła się w niego zapominając na moment o troskach i bólu.
- Tak się cieszę, że jesteś - szepnęła jeszcze.

Roland nie bez zdziwienia spojrzał na diablicę. Rany powinny zagoić się błyskawicznie, jednak najwyraźniej nie zmniejszyły się bardziej od czasu kiedy wykorzystał swoje zaklęcie leczenia. W dodatku ta delikatna, zmiana usposobienia Bazylii względem Rognira wydała mu się jakby znajoma... Mógł się domyśleć, że Ork coś kombinował, a akt miłosierdzia, był tak naprawdę jedynie żartem.

Mimo pulsującego coraz mocnej bólu zęba, który ni z tego ni z owego zaczął mu doskwierać, Wiedźmiarz wziął pustą butelkę po miksturze. Przyłożył sobie ją pod nos i zaczął wchłaniać specyficzny zapach, który jednak nic mu nie podpowiadał. Zaintrygowany całą sprawą, półgłosem wymówił kilka słów, skupiając na butelce swoją moc. Wtedy jednak ponownie, ze zdwojoną siłą, zaatakował go nieszczęsny ból. Przyłożył jedną rękę do policzka, tracąc tym samym swoją koncentrację. Zaklęcie rozpłynęło się, nie przynosząc mu prawie żadnych informacji.

- Kurwa… - mruknął rozzłoszczony, ściskając się co raz mocnej za lewy policzek. Ból zaczynał stawać się nie do zniesienia. - Nie wiem co to za mikstura, ale na pewno nie należała do najsłabszych.

Znowu spojrzał na przyklejoną do Rognira czerwonoskórą dziewczynę.
- Ale chyba jestem w stanie zgadnąć o co tu chodzi - rzekł i próbował nawet się lekko roześmiać, jednak ponownie przeszkodził mu w tym ząb, a raczej już cała szczęka. Przeklął pod nosem i odstawił butelkę na bok.
- Ma ktoś może jakieś szczypce? Lub jakieś doświadczenie z wyrywaniem zębów?

Johanna wyprostowała plecy wciąż siedząc obok Rolanda. Tylko na chwilę spojrzała na klejącą się do półorka Bazylię i zaczerwieniła się odwracając szybko wzrok z powrotem na wiedźmiarza
- Co się stało, tak nagle cię zaczęło boleć? - spytała zaniepokojona patrząc z przejęciem.
- Mam zobaczyć? - w głosie dało słyszeć się niepewność, co zdecydowanie nie sugerowało, iż zna się na leczeniu.

- Zobacz - powiedział Shade. - Ja się nie znam na bolących zębach.

- Ząb… A raczej cała szczęka nagle mnie rozbolała. Coś mi się wdało. Wygląda na to, że mam ropę pod tym zębem. Rzucenie okiem na nic się nie zda, trzeba go wyrwać, ale do tego potrzebuję jakichś szczypiec - rzekł Roland. - Ehh. Przynajmniej... dzięki temu zapomniałem o bólu ramienia…

Kobieta westchnęła głośno i pogładziła Rolanda po grzbiecie dłoni
- Przykro mi, że musisz tyle cierpieć - powiedziała szczerze i próbowała uśmiechnąć się pocieszająco, ale sama czuła się zbyt zmęczona. Wyciągnęła rękę po swój bagaż i wyjęła z niego butelkę z przezroczystym płynem, podając ją mężczyźnie.
- Wódka. Chyba nie pomoże, ale może cię uśpi - wzruszyła ramieniem przechylając głowę w bok i patrząc na niego z lekkim uśmiechem.

- Może ciepły okład? - zasugerował Shade.

Johanna zerknęła na niego zdziwiona
- A nie zimny, żeby zmniejszyć opuchliznę?

Shade przez moment wpatrywał się w Joannę.
- Zdawało mi się, że trzeba trzymać w cieple - powiedział.

- Nieważne - Roland machnął ręką zrezygnowany i odkorkował butelkę. Najwyraźniej był już mocno zdesperowany. Przechylił flaszkę, biorąc z niej kilka porządnych haustów. Gdy skończył, skrzywił się, mocno kaszląc. Gdy się w końcu uspokoił, uśmiechnął się lekko i oddał butelkę Johannie. - Dzięki. Znieczulenie się przyda.

Kobieta jednak machnęła ręką odmawiająco
- Zatrzymaj, jeszcze ci się przyda - odparła starając się być uprzejmą. Nie wiedziała, co więcej mogłaby zrobić, aby ulżyć mu w bólu

- Chyba… masz rację - zgodził się Roland, po czym ponownie wlał sobie część zawartości butelki do gardła. Alkohol zaczął działać na niego niezwykle szybko z uwagi na zmęczenie i głód jaki mu doskwierał. Raczej instynktownie, niż z rozmysłem, przysunął się bliżej Johanny, tak, że ich ramiona zetknęły się razem. Uśmiechnął się słabo, spoglądając jej głęboko w oczy. Na jego twarzy zagościł wyraz lekkiej ulgi.

Pulsujący ból rozchodzący się od żuchwy, przez szczękę aż do samej głowy, był wystarczająco nieznośny, aby wlewać w siebie coraz więcej mocnego alkoholu i nie poświęcić nawet chwili na zastanowienie się nad jego mocą. Roland był słaby, a na pewno taka była jego głowa. Z początku zetknął się z kobietą ramieniem, potem na barku spoczęła już cała jego ociężała głowa. Johanna pod wpływem ciężaru uchyliła się nieznacznie, jednak wtedy głowa mężczyzny znalazła się już na jej torsie i jak się okazało, wcale nie był to celowy zabieg. Roland zasnął, a kobieta zmuszona była położyć się na przygotowanym posłaniu, otulając bolący policzek mężczyzny dłonią i przykrywając oboje jednym, wspólnym kocem. Pozwoliła tak mu spać, głaszcząc niespiesznie kciukiem zarys jego żuchwy.

W ten oto sposób, pełen zmagań, niebezpieczeństw i trudów dzień dla Rolanda dobiegł końca. Zapewne, gdyby był mniej obolały i pijany, mógłby teraz być zadowolony z pozycji w jakiej się znalazł. Jego przeszłość wciąż była niejasna, zasnuta za mgłą tajemnicy, jednak w tej chwili wszystko to pozbawione było dla niego znaczenia. Teraz musiał skupić się na przetrwaniu i odnalezieniu drogi do normalnego świata. Zapewne niejeden, a może i nawet większość osób, które trafiły do piekła akceptowało miejsce, w jakim się znaleźli, jednak nie on. Nie miał zamiaru egzystować w tej krainie przez resztę swojego pozagrobowego życia.

Jednak w obecnej sytuacji nawet i ten zamiar musiał ustąpić, zrzucony na dalszy plan. Roland w pierwszej kolejności odzyskać siły, a później znaleźć na jakiś czas spokojne miejsce, z którego mogliby obrać swój dalszy cel. Rankiem, kiedy w końcu słońce odkryje przed nimi otaczające tereny, będą mogli obrać dalszą drogę, jednak wcześniej wiedźmiarz zamierzał namówić wszystkich, do sprawdzenia tajemniczej studni. Miał przeczucie, że kryje ona w sobie coś więcej, niż tylko krystaliczną wodę.
 
Hazard jest offline