Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2016, 20:29   #21
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wieczór: Wszyscy

Na zewnątrz Elin rozejrzała się za jakimś sługą, by spytać czy Freyvinda widział.
Ruszyła za wskazaniami do jednej z chatynek w osadzie.
Przystanęła przy drzwiach nie chcąc przeszkadzać w pożywianiu się ale do jej uszu dotarły również dźwięki, których się nie spodziewała. Zawstydzona odeszła kawałeczek dalej nerwowo chodząc to w jedną i drugą stronę czekając aż brat jarla skończy.
Po wszystkim Freyvind wyszedł z chaty rozglądając sie po głównym placu. Zobaczył Elin chodząca nerwowo w te i nazad w niewielkim oddaleniu od chaty w której się pożywiał.
- Witaj volvo - odezwał się skald podchodząc.
- Witajcie, Jarlu Bezdroży. - Odparła Elin cichym głosem. Z wczorajszej wieszczki pewnie opowiadającej o wizji nie pozostało nic. Aftergangerka zdawała się przygnieciona głębokim smutkiem i przestraszona. - Brat Was oczekuje i niecierpliwi się. - Dodała.
- Niecierpliwi. - Na twarzy skalda zarysowało się zaniepokojenie. - Spokojny jest?
- Spokojny, choć… - Potrząsnęła lekko głową. - Chodźmy.
- Dobrze, chodźmy. Niech się dzieje co ma sie dziać - powiedział lekko zrezygnowanym głosem i ruszył z Elin do ziemianki w której przeczekali dzień.
- Nie na Was jest wściekły… - Powiedziała cicho, gdy szli obok siebie.
- Wieczór jeszcze młody, może i nasza kolej nadejdzie - zażartował choc bez uśmiechu.
Zdawało się, że volva chce coś powiedzieć ale zmilczała. Krokiem szybkim dotarli do chatki.
Freyvind wstrzymał Elin chwytając lekko za ramię gdy byli kilka kroków od wejścia.
- Powiesz mi…? - zaczął dość nieporadnie. - Powiesz mi co widziałaś, gdyś los Sigrun odczytac chciała?
Zagryzła wargi na to pytanie i wzrok spuściła na chwilę.
- Jeśli… jarl będzie chciał wiedzieć… winien pierwszy to usłyszeć. - Odparła ze smutkiem.
Skinał głową na znak, że rozumie.
Puścił volvę przodem wchodząc do środka za nią.

W środku zaś Volund i Agvindur stali na przeciw siebie. Jarl widać było w napięciu niejakim, na Gangrela spoglądał. Wzroku z berserkera nie odwrócił by przychodzących powitać.
- Szukałeś mnie - Freyvind zwrócił się do Agvindura przystając ledwie krok od wejścia.
Brujah nie spuszczając spojrzenia z Volunda rzucił:
- W swej drodze tu, nicżeś nie słyszał o lupinach co atakować by mogły? Plotki się jakoweś o ucho nie obiły?
Elin przesunęła się wzdłuż ściany bliżej Ødgera obserwując mierzących się wzrokiem aftergangerów.
- Nie - skald odpowiedział ostrożnie. Ale był marny w ukrywaniu emocji czy kłamstwie. Nawet jak kłamstwo oznaczało częściowe zatajanie prawdy. - Pod Viborgiem były dwa kurwie syny wyrzucone ze swego stada, co parol zagięły na jednego z nas. Alem je wyciął o czym pewnie słyszałeś. Poza tym o wilkach cicho…
- Sameś je wyciął? - Agvindur naraz odwrócił się do brata krwi, Volunda mimo zostawiając.
Frey westchnął.
- Pierwszy pełen wściekłości i ufny w swą siłę, oraz widząc jak samotnie do siedziby wargra Ulfa Anglinga się udaję… twarzą w twarz mnie opadł. I padł po ciężkiej walce. Drugi, brat jego, opadł mnie w schronieniu ale ku memu szczęściu w momencie gdy jarl Viborga swych siepaczy na mnie nasłał. Obudziłem się gdy wilk ich mordował. Stanąłem przeciw niemu. Uciec w świat obok naszego już nie zdążył.
- I nikt Cię po tym nie szukał? Nikt nie ścigał? - dopytywał jarl.
- Nie - odpowiedział skald. - Ulf Angling żył w pokoju z synami Valiego. Ci co na niego nastawali wyrzutkami stada byli na przekór swemu przewodnikowi czyniący po banicji. Zresztą gdybym się choćby spodziewał, czy z Aros jeno z dwójką ghuli w dzień w skrzyni zamknięty bym tu zdążał?
Agvindur z kolei do volvy kryjącej się rzekł:
- Pierwszy to raz gdy w cieniu się kryjesz miast na środku stać lub u mego boku.
- Zawiodłam… - Odparła cicho. - Większego gniewu Twego nie chcę wywoływać przed oczy Ci się pchając.
Zacisnął szczęki i usta:
- Rzeknij lepiej coś w runach zobaczyła. Cośkolwiek pozwoliły Ci trzy wiedźmy zoczyć?
Pokręciła ze smutkiem głową.
- Jeno wilczycę szarooką nad… Sigrun wyjącą.

Pogrobiec parsknął.
- Jawi się to jako męki, ale gdzie jednoznacznie oznaka śmierci, o Widząca? - wtrącił na to Pogrobiec, swoim zdystansowanym tonem, ale nie jak gdyby chcąc po prostu poddać słowa volvy w powątpiewanie… raczej jak gdyby faktycznie tak usłyszany opis rozumiał.

Wieszczka zerknęła na Agvindura co na oboje spozierał teraz i pięść zacisnęła zwracając się do Gangrela.
- Nie czepiajże się teraz słów… Widziałam wilczycę nad ciałem… - Spuściła głowę.
- Sięgnęłaś kiedyś Wzrokiem tego co jeszcze miejsca nie miało? - letko dopytał Pogrobiec, nie z szacunku.
- Pewna jesteś Elin - skald włączył się w wymianę zdań zwracając się do wampirzycy po imieniu, by stonować lekko napiętą atmosferę - która z Norn ukazała Ci śmieć Sigrun? Skuld, Werdandi, czy Urd?
Jedyne oko volvy zrobiło się okrągłe niczym koło.
- Ciało bez głowy widziałam… - Powiedziała cofając się lekko pod ścianę. - A wcześniej Słoneczko płaczące krwawiący łzami…- Panika w spojrzeniu olbrzymiała. - Gałąź ciągle świeciła… - Odrzekła nagle bez sensu wpatrując się w szoku na jarla.
- Tak tedy to Skuld być musiała, skoro Słoneczko wybranką Odyna nie było i nie jest. Los i przeznaczenie, nie to co stało się z nią. Żyje.
Pogrobiec spojrzał na skalda, palec do ust przykładając. Podszedł do kobiety.
- Pewnaś, że w takiej kolejności?
Volva wzroku z Agvindura nie spuszczała niczym przerażone zwierzątko w klatce, powtarzając tylko cicho.
- Gąłąź ciągle się świeciła...
W oczach jarla czerwień się pojawiła gdy chrapliwie wyszeptał stojąc w bezruchu:
- Mów kolejno co widziałaś, kobieto! - rozkaz smagnął volvę niczym bicz.
- Słoneczko płączącą krwawymi łzami… Szarooką wilczycę nosem trącającą bezgłowe ciało…
- Czyje ciało? - wyszeptał cicho Pogrobiec, tuż obok, prawie że do ucha Elin.
Wieszczka podskoczyła gwałtownie i rzuciła się nagle w kierunku drzwi z dziką paniką w oczach, lecz na drodze stał Frey. Nie pozwolił jej wybiec łapiąc ręką wokół kibici i zwracając swą twarz ku jej twarzy.
- Uspokój się Elin i mów po prostu co widziałaś - powiedział miękko, choć głosem nie dopuszczającym nie wykonania polecenia.
- Elin odpowiedz na pytanie jarla i jego brata - z kąta dobiegł głos Rudowłosego, który udziału starał się nie brać zbyt wiele.
Volva zwiotczała w uścisku Freyvinda, a po usłyszeniu głosu Ødgera spojrzała przytomniej na wszystkich.
- Nie było głowy… - Wyszeptała. - Dziś rzucałam koścmi i jarla z malutką Sigrun widziałam… a potem wielkie niczym Yggdrasil drzewo lecz uschnięte tylko z jedną gałęzią blaskiem się mieniącą… - Powiedziała i wbiła spojrzenie jednego oka w podłogę czekając na nadejście huraganu.
- Ale ciało czyje, volvo? Ta wilczyca z czyim ciałem była? - głos jarla dla odmiany przepełniony nadzieją i niejaką ulgą był.
Pokręciła lekko głową.
- O Sigrun pytałam… Ale nie wiem teraz czyje ciało ujrzałam…
- Jeno bezgłowe… - Ødger odezwał się ponownie. - Walka jakowaś miała miejsce, Agvindurze między Tobą a lupinami?
- Nic takowego nie było ostatnimi czasy. Miejsc nowych szukamy jak i lupini ale póki co na zachodzie dość go było dla mnie i moich co i dla wilczego pomiotu. - jarl kręcił głową ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie zmieniaż to jednak faktu, iż Sigrun odnaleźć nie możem. - przypomniał Volund, nie bacząc jak jarlowi nieprzyjemne są jego słowa, o ile szczere.
- Musim, innego wyjścia nie ma - Agvindur stwierdził po prostu z mocą. - Wici rozesłać, Gudrunn o pomoc poprosić. - na te słowa Ødger głową skinął z rękoma zaplecionymi na piersi - Wy do Aros, jako było początkowo planowane.
Skald nie odzywał się na razie patrzac na Volunda. Ten jednak, oczu nawet nie przymykając, nie drgnął nawet, wzrok jego zagasł jak gdyby padał na coś innego, niż wnętrze ziemianki w której aftergangerzy byli dzień spędzili.
- Czemu Sigrun odnaleźć nie możem? - skald spytał Pogrobca.
Pogrobiec zmarszczył brwi, jeszcze zanim wrócił do zgromadzonych i wzrok na Freyvinda przeniósł.
- Znaszli sprawców imiona? Ziemie ich może? Czy też podążyć za nimi możesz? - zadał pytania, nie oskarżającym tonem, tylko retoryczne.
- Nie wiemy i wiedzieć nie możemy gdzie ich odnaleźć, nie wiemy kim są ni czego chcą i przybyć mogli z dowolnie daleka, a rejterując śladu nie pozostawili. Nie możem dotrzymać im kroku.
- Czemu nie możemy odnaleźć Sigrun? - powtórzył skald.
Pogrobiec począł przyglądać się i jemu.
- Ponieważ oni byli Sigrun porwali, a ich odnaleźć nie możemy. - odparł po prostu.
- Czemu?
- Wieszli, gdzie są? - zapytał Pogrobiec bez entuzjazmu.
- Pytam czemu nie możemy. - Freyvind starannie zaakcentował ostatnie słowa. - Ze trudne to bardziej niźli czyny bohaterów w sagach, wiem. Czemu niemożność czynowi zarzucasz?
- Więc o to chodzi? - z całego pomieszczenia ironicznie zagaił Volund - Słoneczka los w szponach lupinów dla ciebie jeno przyczynkiem do próby kolejnego, dającego sławę czynu? - mimo kamiennej twarzy słychać było w głosie Volunda, że coś się w nim było wzburzyło - Lekceważeniem ich nie pokonasz, i może zabiłeś niejednego leczli nie zabijesz czego nie odnajdziesz, skaldzie.
- Sława wazna. Agvindur zechce, pomogę mu Sigrun znaleźć, nie to jak rzekł do Aros ruszę. - Skald postapił krok naprzód. - Póki żywa, tedy znaleźć i odbić ją można. W łasce bogów to. Nie odmawiaj Volundzie wiary w czyny jakie z błogosławieństwem Asów i Vanów osiągnąć można. - Zmarszczył nieco brwi. - Choćby i w wytropienie bandy suczych synów.
- Żywa póki żywa, póty, póki oni tego chcą, teraz w zakład ją trzymają przeciw jarlowi. Przybyli znikąd, o thingu wiedząc, wielu hird wyrżnęli. Jesteś większym od nich wojownikiem, ale sądzisz, żeś od nich chytrzejszy? Że z ciebie łowca co ich wytropi? - w tej chwili Volund, mimo tonu, intonacją nie skrywał ironii i podejścia do słów skalda - Wiele rzeczy w sagach się opowiada i w sagach jeno często pozostają… zmienione, opowiedziane, lecz jakie były? Ty mi rzeknij, ile w sagach jest prawd.
Elin podczas przemowy obu aftergangerów wysunęła się z objęć skalda i opadła na ziemie zostając w tej pozycji i nie patrząc na nikogo.
- Sagi prawdę rzeczą. Ty mi rzeknij, jeżeli Odyn pobłogosławi, to czy można Sigrun odbić z rąk synów Lokiego czy nie. - Skald zacisnął lekko pięść wyczekując odpowiedzi Pogrobca, jakby wielce wazna mu się zdawała.
- Jedna czysta, niewinna istota doznała losu, na jaki nie zasłużyła, a Ty w słowach będziesz się zasłaniał Odynem? - znowu zapytał berserker - Oni kroczą między światami, co Ty uczynisz? Wsiądziesz w drakkar i na Odyna się zdasz, aby sławy czynem kolejnym Ci przysporzył? Ty mi rzeknij, czy on to pobłogosławi, jeśli czujesz się godny i władny mówic w jego imieniu?
- Pytaniem zadał. Odpowiedzi czekam.
- Odyn nie pobłogosławi. - był Volund wypaczył odpowiedź - Dlaczego miałby?
- Lepiej niż sam Wszechojciec wiesz cóż ten uczyni?
- Sugerujesz, że Odyn chciał jej porwania? - spytał berserker z błyskiem w oku - Albowiem to się stało. Zawinił Najwyższy… czy my?
- Specjalnie to czynisz by bestię we mnie wzbudzić bogów obrażając? Zaraz mieć to będziesz. - Frey położył dłoń na rękojeści miecza.
- To Bestia w Tobie… czy coś może je…
- CISZAAAAAAAAAAAA! - ryknął jarl - JEDEN!!! JEDEN ATAK LUPINÓW Z WAS PSY CZYNI DO GARDEŁ SOBIE RZUCAJĄCE SIĘ?! PRAWDĄ STAJE SIĘ WIESZCZBA VOLVY TAK ŁACNO?!?! I TO BEZ CHRYSTUSOWYCH LUDZI?!?!? - grzmiał Agvindur, któren nagle chatynkę małą swą obecnością wypełnił do cna. Postawa godna króla i władczość w głosie wstrząsnęła zebranymi, co przestrach na samą myśl o sprzeciwieniu się mu poczuli.
Skald cofnął się odruchowo przygarbiając się lekko. Nie odzywał się.
Pogrobiec na słowa te urwał w pół zdania, z pewnym trudem i niepewnością, ale ze zdecydowaniem głowę ku władcy Ribe obracając i patrząc wprost na niego, a szacunkiem… ale nie uniżeniem.
Elin jęknęła cichutko i skuliła się na podłodze.
Ødger na kolano opadł i dłonią zaciśniętą w pierś poddańczo się uderzył.
- PYTAŁEM O COŚ? Z PSAMI MAM DO CZYNIENIA CZY POTOMKAMI ODYNA?!
- Potomkami Odyna - wydukał Freyvind nie zmieniając pozycji i nie unosząc głowy.
- Potomkami… - Szepnęła volva przysuwając się ciągle na kolanach bliżej jarla, by obok niego klęczeć ale głowy nie uniosła.

Volund oczyma po pozostałych zgromadzonych powiódł, nim znów - z pewnym wysiłkiem - oczy jarla napotkał.
- A których wolisz? - zapytał, wyciągnięciem ręki na bok resztę zgromadzonych wskazując.
Agvindur jedynie brwi zmarszczył na grubiańskie zapytanie berserkera. Zaś zebrani gniew jego czując, sami za obelgę rzuconą w ich ukochanego przywódcę z pomstą na twarzy przeciw Pogrobcowi się zwrócili. Odger kły obnażył, a Freyvind wyciągnął miecz zerkając jedynie przelotnie ku Agvindurowi. Jarl nie ruszał się co wskazywało jakby jego wolą było, aby reszta zachowanie Volunda pomściła. Skald skoczył wznosząc ostrze.Nim jednak usłużnie uciszyć zuchwałego ruszyli, nim pragnienie takie w oczach jarla było dlań do ujrzenia, nieporuszony Pogrobiec oczy tylko zmrużył widząc na chwilę, raptem chwilę wcześniej do czego ma wnet dojść.
Nie zbiegł jednak, w podłoże ziemianki nie wniknął, oręża nie był dobył.
- To twój przyjaciel, brat, volva wierna… nie słudzy. - zdążyć mógł tylko rzec z czymś między lękiem, zawodem i dezaprobatą - bo na pogardę dla użycia krwi przeciw sojusznikom, wobec majestatu Agvindura, nie sposób było się zdobyć - nim byliby go opadli.

Brak reakcji Agvindura na słowa Volunda, zaowocował szybkim płytkim cięciem miecza skalda przez pierś Pogrobca. Freyvind cofnął lekko rękę przed uderzeniem widząc, że afterganger ni broni nie wyciąga ni próbuje uniknąć ciosu przez co cios wyszedł nieczysty i choc rozciął szaty nie uczynił większej krzywdy przeciwnikowi. Ten nie unikał ciosu, oblicze jego było tak kamienne jak zawsze, gdy stal chciwie a prędko kąsała blade jak trupie ciało.
Rudowłosy wampir jednym skokiem znalazł się przy Volundzie na szyję jego skacząc i wykorzystując działania skalda, kły swe wbijając w kark pięknego aftergangera. Ugryzienie trafnym się okazało, kły przebiły skórę i Ødger pociągnąwszy pierwszy łyk, oczy swe z pomrukiem przyjemności zamknął. Volund zaś poczuł, że Rudy sięgnał ku niewielkim już zapasom płynu życia. Ødger był poruszał się z naludzką szybkością i Pogrobiec nie miał kiedy ani jak zareagować, gdy i tak silny przyjaciel jarla prawie rozdarł gardło vargra, wygłodniale otworzywszy ranę by pić jedyne, co się dla nich wszystkich naprawdę liczyło. Spowolniale był Volund zaczął ręce przed siebie wyciągać lecz już był płomienistowłosy wojownik, wcześniej patrzący na jego urodę z takim oczarowaniem, dawno wysysał zeń resztki vitae - albowiem po tę poprzedniego dnia i tego jeszcze Pogrobiec sięgał raz po raz by wykorzystać jej moc, lub być do tego gotowym.

Otworzył usta w niemym jęku i wszystkie członki jego przebiegł dreszcz gdy Ødger pił. Mimo to, wysiłkiem woli, oczu w których ledwie lecz wciąż kołatało zrozumienie i rozczarowanie nie oderwał od Agvindura.

Elin syknęła ze swego miejsca przy jarlu i wzrok rozwścieczony wbiła w Gangrela, by uczuciami jego pokierować. Niestety jak to często bywało nie to uczucie co chciała wywołała.Na oczach jej wyraz bez wyrazu twarzy się zmienił, gdy z oczy nie tyle zmieniły widoczną w nich emocję, co odsłoniły maskę i emocję wrzeszczącą, tłumioną i ukrywaną wywlekły wszystkim - a przynajmniej volvie na widok. Gdzie przed chwilą, gdyby pod wpływem majestatu swego pana nie była, ujrzeć by mogła rozczarowanie, teraz widziałaby tylko jedno, coś z rozczarowania się rodzącego, zimnego i nieruchomego…
Lecz wciąż jej osoba Agvindurem przytłoczona była.

Freyvind za to wściekł się.
Z jednej strony bicie i pokonanie bezbronnego przeciwnika godzącego się ze swym losem nie mogło przysparzać chwały, akald nie chciał byc jarlowskim katem. Z drugiej strony Agvindur ich nie odwoływał, a siła majestatu jarla nie pozwalała sprzeciwiać się jego woli. I czy stanie spokojnie pogodzonym z losem mogło być powodem uniknięcia kary jaką afterganger na siebie sprowadził butnymi słowami? Miecz Freyvinda jako i jego ramię zmieniło się w rozmazane błyski uderzeń gdy skald sięgnął do mocy krwi aby wznieść się ku szybkości ciosów porównywalnej z galopem Sleipnira. Czy to jednak ciało Pogrobca było niczym z kamienia? Czy też chaotyczne uderzenia mieczem czynione tak by nie zranić Rudowłosego wciąż wpitego w jego szyję, oraz niepewne, bo spadające na wciąż nie reagującego na nie Volunda? Nie wiadomo, krzywdy jednak Pogrobcowi nie uczyniły i nczym nie dało się poznac aby nim wzruszyły. Chociaż ciało jego pokryte było delikatnymi wstęgami szkarłatu, lecz posoki skradzionej żyjącym było w nim zbyt mało by uciec.
Rany również były na to zbyt delikatne, pomimo nadludzkiej szybkości i razów miecza, ciało Pogrobca raz po raz kłute i cięte nordyckim mieczem skalda równie dobrze mogło by być trupim.

Tymczasem rudowłosy wampir wciąż uczepiony szyi Volunda chłeptał dziko krew Gangrela nie mogąc i nie chcąc odpuścić rozkoszy jej smaku i zapachu. Dźwięki wydawał co już niepodobne ludzkim były lecz raczej drapieżnika co w końcu ofiary swej dopadł. Drapieżnika co wie, że ofiary swej z pazurów nie wypuści. Nadludzka szybkość Oedgera sprawiała, że płomień świecy na wietrze nie zdążyłby się trzy razy zakołysać od jego skoku na Pogrobca, gdy był już większość pozostałej w Volundzie krwi zeń łapczywie wydobył, tak, że odgłosy jego picia nie rozróżnialne były na poszczególne przełknięcia, lecz raczej były jednym, nieludzkim dźwiękiem uciekającej nieustająco posoki.
Machnął raz jeszcze mieczem lecz znów wstrzymał rękę widząc, że z drugiej strony Pogrobca skacze nań Elin. Znów nieczysto wyprowadzony cios jedynie przeciął szaty i tylko lekko skórę Volunda. Skald w tej sytuacji szykował się do pchnięcia, cięć nie miał już nijak możliwości zadawać.
Volva widząc pożywiającego się Odgera o głodzie własnym przypomniała sobie i w złości na niepowodzenie swej mocy rzuciła się ku szyi Pogrobca, by kły zatopić w białym i krwawego trunku popróbować. Dosięgła krtani i tuż pod nią się wbiła krwi kosztując, mimo Oedgera, który wielce to utrudniał, wiele miejsca zajmując, słodką krew w zapomnieniu wysączając.

Może ziejąca z oczu pogarda - lecz ku komu - cudem pozwoliła Pogrobcowi oprzeć się wszechogarniającej rozkoszy jakiej ostatnio doznał być może gdy na zawsze wstąpił w noc.
Gangrel szarpany jak klif falami, jak wierzba burzą oczy ku sufitowi uniósł prawie jak święty jakiś maryjny czy krystusowy i ręce ku górze wyciągnął i nim oczy zebranych dwa razy zamrugały był wnikł w glębę będącą podłożem ziemianki pod miejscem gdzie stał, nagle i raptownie, brutalnie wyrwawszy kark i szyję z opadłych go wampirów, znikająć w mgnieniu oka tuż przed pchnięciem sztychu skaldowego miecza, który mógłby okazać się być groźniejszy niż pozostałe jego ciosy.

Po Pogrobcu nie ostał się jeno żaden ślad.

Oczywiście kto widział to wcześniej wiedział, gdzie jest, i choć jawić się mogło to jak zstąpienie do piekieł czy do grobu powrót - wiedzący wiedzieli, iż później tak samoż wróci.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline