Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2016, 22:21   #38
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Becka, Doc(Leena + Isabell) poziom 4

Bullit wrócił do ambulatorium taszcząc ze sobą sporo zdobycznych fantów. Były i flaszki z alkoholem, było sporo pożywienia, było kilka fancików do “użytku prywatnego”, jakie mężczyzna znalazł w obu pomieszczeniach mieszkalnych… było tego tyle, że potrzebował nawet sporą skrzynkę, żeby to wszystko przenieść.

Zastał drzemiącą Leenę, tam gdzie ją zostawił, choć ledwie się pojawił, pani kapitan otworzyła oczy, uśmiechając się do niego. Podobnie zresztą, jak i Becka wraz z Isabell. Obie zniknęły w łazience, a ta pierwsza miała mokre włosy, łatwo można było połączyć pewne fakty ze sobą, i te rozpromienione buźki…

Jakoś tak wyszło.

Tak najlepiej określić obecną sytuację, a nawet kilka, mających miejsce w całkiem bliskiej przeszłości. Obecnie jednak, prawie-cała załoga Fenixa, rozpoczęła coś, co można było nawet nazwać małą bibą. W końcu ile to minęło już godzin, od kiedy ktoś z nich coś jadł?



“Napijemy się łyczka, dwa… no przecież nie będziemy pić wody, może też skażona...”

“Zjeść też co wypada, w końcu w brzuchu burczy…”

Od zadania do zdania, od łyczka do drugiego, od kęsa na spróbowanie, do spałaszowania całej porcji. Nie była to impreza z prawdziwego zdarzenia, żadna tam popijawa, ot raczej chyba w kierunku stypy, coś w stylu może nawet ostatniego posiłku. Mieli w końcu niedługo się przebijać w kierunku własnego statku, by opuścić tą przeklętą stację, a na ich drodze mogły czekać naprawdę wredne szkarady. Dużymi krokami nadchodziła sytuacja z cyklu “Wóz albo przewóz”.

***

Problemem okazała się jednak łączność. A raczej jej brak, zarówno z Uchu, Nightem, czy Xiu. Kolejny problem, jakby ich mieli tak mało… kolejny stres, kolejne pytania. Czy towarzysze sobie radzili, czy mieli problemy? Czy plan przebiegał, jak powinien, czy byli może ranni, w potrzasku, a może… może już towarzyszy nie było?

- Jak Night nas tak zastanie, to nam nogi z dupy powyrywa - Zażartowała ich przywódczyni.

Leena napiła się ledwie łyk. Nie mogła, nie chciała, po tak krótkim czasie od operacji. Gdyby nie zaistniała sytuacja, z pewnością miałaby gdzieś polecenia Doca odnośnie jej stanu, jednak tym razem nie można było się zataczać od ściany do ściany.

- Nie umiem się skontaktować z resztą - Oznajmiła w końcu pani kapitan, obecnym w ambulatorium - Nie muszę mówić, że to nie jest dobrze? Ma ktoś jakieś pomysły co robimy?





Nightfall(Uchu) poziom…?

W końcu winda się zatrzymała.

Strzelec i Inżynier spadali ledwie chwilkę, kilka sekund, po czym winda wyhamowała wśród sporych zgrzytów. Lufy obu ich karabinów były minimalnie rozgrzane, na wyświetlaczu Uchu widniała zaś liczba 10, u Nighta z kolei 20. Sporo wystrzelali w owy sufit…

Z którego zaczęło kapać coś zielonego. Czyżby to była posoka tego czegoś, co znajdowało się na windzie? Nie mieli jednak czasu dumać nad tym faktem, gratulować sobie zwariowanych decyzji, czy i nawet rechotać tym razem z radości. Zielona jucha bowiem, przy każdym skapnięciu na podłogę, doprowadzała do jakiejś reakcji chemicznej, powodującej niewielkie syczenie i powstawanie… oparów.


Naprawdę nie było na co czekać, i wdychać jeszcze więcej. Co, jak im się płuca od tego gówna roztopią, albo i stanie równie co nieciekawego? Obaj zaczęli się więc siłować z drzwiami windy, po chwili dając wspólnie radę je otworzyć.

No tak.

Tkwili dokładnie między jakimiś piętrami, choć były spore prześwity, umożliwiające wyjście, zarówno górą, jak i dołem. Uchu jednak nie miał zamiaru się najwyraźniej podciągać, i wydrapywać z windy, zaczął bowiem spoglądać w dolną szczelinę, wypatrując ewentualnych, nowych kłopotów. Nowych kłopotów jednak nie było, za to stare dały o sobie znać. Coś na dachu windy zawarczało dosyć głośno, po czym zabrało się ponownie za owy dach. Tym razem jednak dało się słyszeć dźwięki wyginanego metalu… sukinkot próbował się dostać do środka, odginając blachy.

- Wiejemy! - Krzyknął szczurzy humanoid, wyrzucając z windy swój karabin. Następnie sam zaś prześliznął się sporą szczeliną, spadając gdzieś w jakimś korytarzu na podłogę z jękiem…

Co innego mógł zrobić Nightfall? Zostać w windzie i samotnie nawalać do stwora, który już za chwilę poradzi sobie na tyle z dachem, żeby urwać głowę mężczyzny? W końcu bydle wytrzymało około 50 strzałów z karabinów, i nadal nie zdechło. Do tego jeszcze te cholerne opary… skaturlał się więc za Uchu, lądując jedynie odrobinę lepiej niż włochaty towarzysz.

Oj bolało, oj tak.

- Tędy! Tędy! - Wskazał szczurek jakiś kierunek łapką, wśród zgrzytów rozrywanego dachu windy. Bestia była tuż za nimi… Night wrzucił we wciąż otwarte drzwi windy całkiem standartowy, sympatyczny granat, po czym zaczął najzwyczajniej w świecie wiać.

Buuuuuuuum!!

I lekkie dzwonienie w uszach, i uśmieszek zadowolenia… starty w pył rykiem dobiegającym już z windy(która po wybuchu nie spadła niżej).

Wpadli w jakieś korytarze.


- Co robimy, gdzie biegniemy? To chyba poziom 7! Trzeba jakoś się od stwora odgrodzić! Może ciężkie drzwi? - Paplał jak najęty Uchu, rozglądając się w najprawdziwszej panice - No przecież nie chcesz na niego zastawić pułapki??!! - Spojrzał na końcu na mężczyznę, wrzeszcząc do niego chyba nieświadomie.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline