Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2016, 20:38   #14
Lifeless
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Ralfas uśmiechnął się na słowa Hara i zaczął opowiadać, zupełnie nie zwracając uwagi na trójkę dyskutujących o faunie więźniów:

- Pożoga to zjawisko... wygląda na to, że magiczne i występujące samoistnie, choć wielu naukowców ma na ten temat inną teorię. Pochodzi od ścieżki pożogi albo demonicznej, co do tego także nikt nie jest pewien. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, jeśli chodzi o niszczycielskość tej siły. Każda Pożoga trwa równo dwanaście godzin i w ciągu tego czasu pali na wiór wszystko, co tylko poliżą jej języki. Nieważne, czy chodzi o zwierzęta, rośliny, budynki, czy nawet żelazo. Ogień Pożogi pochłania dosłownie wszystko... A was nie pochłonął. Właśnie dlatego byliśmy zmuszeni, być może niesłusznie, umieścić was w klatce. Nie wiemy, czego się spodziewać. Musimy poczekać na opinie mistrzów. Na całe szczęście – szeroki uśmiech wykwitł na przystojnej twarzy młodzieńca – jesteśmy już prawie na miejscu.

Jeżeli wcześniej nie zwrócili na to uwagi, to po tych wyjątkowo jednoznacznych słowach rycerza zauważyli, że ścieżka, którą stąpają, zaczęła się zmieniać. Udeptana przez końskie kopyta i ciężkie buty podróżników leśna ziemia z kroku na krok stawała się ściśle zaplanowanym, wydzielonym szlakiem. Z czasem doszedł także kamień, jakim to wyłożono drogę, by ułatwić przeprawę wozom, a kiedy wreszcie wydostali się z długiego lasu, ich oczom ukazało się Brivert.


Wioska zbudowana u podnóży gór, w dużej mierze wpisana w okoliczną roślinność. Piękna, rozległa i sądząc po tym, co widzieli, również bogata. Chociaż nie było w tym nic dziwnego, skoro na wzgórzu naprzeciwko stał zamek Zakonu Niepłonących, którego członkowie bronili jej mieszkańców przed atakami demonów. Życie tutaj musiało wydawać się sielskie, zwłaszcza jak na ostiańskie warunki.

Gdy powoli toczyli się szlakiem w stronę siedziby, coraz więcej twarzy wychylało się zza okien bądź odrywało od codziennych zajęć, by przyjrzeć się przybyłym. Zaskoczonych twarzy. Nie przerażonych, zniesmaczonych czy zagniewanych, lecz po prostu zaskoczonych. Wyglądało na to, że nikt jeszcze nie wiedział, kim byli ani dlaczego umieszczono ich w klatce. Póki co po prostu starali się wywnioskować to z ubioru czy zachowania więźniów, to jednak niewiele im mówiło. Ale spokojnie. Przyjdzie wieczór, karczmy przywitają gości, to i wieści się rozejdą.

W końcu dotarli do stóp wzgórza, na którym zbudowano zamek. Dalej niestety – albo stety – musieli iść na piechotę ze względu na stromość zbocza. Z klatki wypuścił ich jeden z pozostałych konnych, od razu przestrzegając przed próbami ucieczki czy ataku. Tak jakby setki kręcacych się po okolicy zakonników nie były wystarczająco zniechęcające.

Wspinaczka zajęła dobre kilkanaście minut. Pomimo ogromnych zbroi, jakie mieli na sobie rycerze, żaden z nich nawet się nie zdyszał. Warta pochwały kondycja, choć ilość placów ćwiczebnych mijanych po drodze wskazywała na to, że ośrodków szkoleniowych im nie brakowało.

Eskorta towarzyszyła grupie do samej sali głównej, gdzie na podwyższeniu czekało już na nich pięcioro starszych mężczyzn ludzkiej rasy. Oczywiście nie omieszkali obejrzeć przeżyłych od stóp do głów, jednak niespaleni bardziej interesowali się iście królewskim wystrojem komnaty. Nie zawsze widzi się koliście złotawe kolumny, złocone kandelabry i żyrandole oraz równie bogato udekorowane ściany. Za samą wartość zgromadzonych tutaj obrazów można by sobie kupić niebrzydki domek.

- Witajcie w siedzibie Zakonu Niepłonących! Miejscu, gdzie demony znajdują jedynie śmierć i potępienie – zaczął z uśmiechem poczciwy, łysiejący człowiek, odrobinę niższy w porównaniu do pozostałej czwórki. Następne zdanie skierował w stronę eskorty: - Możecie nas już zostawić... Pana, kapitanie, prosimy jednak o pozostanie na sali.
- To dla mnie zaszczyt.

Rycerze ukłonili się i większość opuszczała budynek. Tylko jeden, specjalnie wywołany przez mistrza, wrócił i stanął przed podwyższeniem, opierając się obiema dłońmi na mieczu. Ustawiony był tak, aby bez nieuprzejmości mógł mówić i do starców, i do grupy przybyłych. Pomimo młodego wieku trzeba było przyznać, że Ralfas prezentował się odpowiednio dostojnie do pozycji, jaką go obdarowano.

- Na początek może się przedstawimy. Wierzę, że kapitan zdążył już zdradzić wam swoje imię, ale dla formalności dodam jeszcze, że macie przed sobą sir Ralfasa Lightena, jednego z naszych najlepszych ludzi. - Ręka mężczyzny powędrowała w stronę osoby stojącej skrajnie z prawej. - To mistrz Holland Reythas, obok niego stoi zaś mistrz Reedo Mothern. - Obrócił głowę i tułów w lewo. - Kolejno mistrz Jayrard Rost i mistrz Brivar Frodrig. Ja tymczasem jestem Woshtal Uther i mam zaszczyt dzierżyć tytuł Wielkiego Mistrza Zakonu Niepłonących. Zarówno ja, jak i moi towarzysze, chętnie poznalibyśmy także wasze godności. - Kiedy formalności stało się zadość, Wielki Mistrz odchrząknął i zaczął mówić ponownie, tym razem z nieco mniejszym entuzjazmem: - Odebraliśmy wiadomość od kapitana, więc sprawa jest dla nas na tyle jasna i przejrzysta, na ile może. Chciałbym, aby okoliczności, w jakich się widzimy, były bardziej sprzyjające, niestety musieliśmy postawić was w takiej, a nie innej sytuacji. Sami rozumiecie, że Pożoga nie jest zjawiskiem, które ktokolwiek rozumiałby do końca, a kiedy jeszcze ktoś uchodzi z niej żywy... - Pokręcił głową. - Takie wydarzenia wymagają wyjaśnień. Dlatego na początku chciałbym usłyszeć wasze stanowisko. Co o tym wszystkim wiecie, co widzieliście, jakie jest wasze zdanie w tej sprawie. Dopiero później przedstawimy własne. Liczę na to, że wypowie się każdy z osobna – zakończył nieznoszącym sprzeciwu tonem.
 
Lifeless jest offline