Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-06-2016, 13:52   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli chcesz walczyć, powinieneś zebrać jak najwięcej informacji o swym wrogu. Obrażanie przeciwnika czy też obrzucanie go obelgami niewiele dawało, szczególnie gdy się siedziało w klatce. Czasami lepiej było uśpić jego czujność. Rheonka najwyraźniej nie potrafiła tego zrozumieć. Niestety.

- Na różne sposoby można mkango obedrzeć ze skóry - odpowiedział cicho.

Mkango był największym i najgroźniejszym zarazem drapieżnikiem z sodriańskich pustyń. Niektórzy twierdzili, że mkango i sorodianie mają jakiegoś wspólnego przodka. Quala nie bardzo w to wierzył. Mkango na przykład był mało lotny i szalenie odważny...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-06-2016 o 14:10.
Kerm jest offline  
Stary 09-06-2016, 22:07   #12
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
- Ooo tak... A potem przypalać jego żywe mięso! - odparła wyraźnie podekscytowana. Uśmiechnęła się jeszcze porozumiewawczo, by po chwili odzyskać ponurą powagę.

Mimowolnie była też świadkiem rozmowy kotowatych, ale jakoś specjalnie nie przejmowała się nimi teraz. Wyglądało na to, że są sobie bliscy i zapewne jeśli coś planują, to właśnie we dwoje. I to akurat było warte odnotowania. No i był jeszcze ten syczący kaptur, o trudnym do wymówienia imieniu - Ter...pen...zi. On także nie budził zaufania Joh. Wyglądał jej na kogoś, kto musiał ciągle ukrywać swoją tożsamość, jak jakiś tchórz lub łajdak. W tej części Ostii nie brakowało takich, i młoda szamanka zdążyła już zacząć na nich uważać.

Mkango? - zapytała z lekkim zaintrygowaniem w głosie - Ach! Nheia opowiadała mi o nich. Jedne z największych drapieżników pustynnych, lubujących się też w walkach jeden na jednego między sobą - Joh wykazywała się dość nadzwyczajną znajomością odległej fauny jak na swoje pochodzenie - Trochę ci zazdroszczę. Muszą być piękne i waleczne. Heh, w naszych rejonach największe co można obecnie spotkać, to Heirony - ten gatunek był również drapieżnikiem, ale przypominał bardziej przerośniętego dzika, i polował w większych stadach - Nic innego wartego uwagi nie raczyło się uchować przez te ciągłe wojny i polowania dla chwały... - westchnęła cicho - Ciekawe czy tutaj żyją jakieś ciekawe stworzenia? - kątem oka zerknęła znów na kotoludzi. W sumie to jej wystarczało za odpowiedź.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 09-06-2016 o 22:18.
Rebirth jest offline  
Stary 10-06-2016, 12:39   #13
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
W klatce uformowały się dwa duety, które rozmawiały między sobą i oba ignorowały jego osobę. Było to bezczelne, ale ich problem że nie umieli się zachować. Jednakże, skoro rozmowa rheonki i hadra weszła na jego pole ekspertyzy mimochodem wtrącił się do niej.
-Z kości mkango robi się wiele tradycyjnych lekarstw. - Wysyczał tonem znawcy. - Zaś z krwi, z dodatkiem ziół i kilku sproszkowanych minerałów wytwarza się farbę do tradycyjnego tatuażu. - Zdjął rękawiczkę bez palców z upazurzonej dłoni, odsłaniając wzór na jej grzbiecie. Może nie był zbyt rozmowny, ale o tym na czym się znał, potrafił mówić naprawdę długo.
Oko Tygrysa wykonywano jedynie z krwi mkango zabitego własnoręcznie przez tatuowanego. Wedle wierzeń oddawało ono cząstkę duszy drapieżnika posiadaczowi, choć miało to więcej wspólnego z magią niż samym wzorem. Krew tego kota miała też zastosowanie w medycynie, ale o tym pewnie wiedzieli.
-Wypadałoby się przedstawić, skoro już pouczasz... Qualę? Dobrze zapamiętałem? - Zwrócił po chwili milczenia uwagę Czerwonej, jak określił ją w myślach, po czym przeniósł pytające spojrzenie na hadra.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 10-06-2016, 20:38   #14
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Ralfas uśmiechnął się na słowa Hara i zaczął opowiadać, zupełnie nie zwracając uwagi na trójkę dyskutujących o faunie więźniów:

- Pożoga to zjawisko... wygląda na to, że magiczne i występujące samoistnie, choć wielu naukowców ma na ten temat inną teorię. Pochodzi od ścieżki pożogi albo demonicznej, co do tego także nikt nie jest pewien. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, jeśli chodzi o niszczycielskość tej siły. Każda Pożoga trwa równo dwanaście godzin i w ciągu tego czasu pali na wiór wszystko, co tylko poliżą jej języki. Nieważne, czy chodzi o zwierzęta, rośliny, budynki, czy nawet żelazo. Ogień Pożogi pochłania dosłownie wszystko... A was nie pochłonął. Właśnie dlatego byliśmy zmuszeni, być może niesłusznie, umieścić was w klatce. Nie wiemy, czego się spodziewać. Musimy poczekać na opinie mistrzów. Na całe szczęście – szeroki uśmiech wykwitł na przystojnej twarzy młodzieńca – jesteśmy już prawie na miejscu.

Jeżeli wcześniej nie zwrócili na to uwagi, to po tych wyjątkowo jednoznacznych słowach rycerza zauważyli, że ścieżka, którą stąpają, zaczęła się zmieniać. Udeptana przez końskie kopyta i ciężkie buty podróżników leśna ziemia z kroku na krok stawała się ściśle zaplanowanym, wydzielonym szlakiem. Z czasem doszedł także kamień, jakim to wyłożono drogę, by ułatwić przeprawę wozom, a kiedy wreszcie wydostali się z długiego lasu, ich oczom ukazało się Brivert.


Wioska zbudowana u podnóży gór, w dużej mierze wpisana w okoliczną roślinność. Piękna, rozległa i sądząc po tym, co widzieli, również bogata. Chociaż nie było w tym nic dziwnego, skoro na wzgórzu naprzeciwko stał zamek Zakonu Niepłonących, którego członkowie bronili jej mieszkańców przed atakami demonów. Życie tutaj musiało wydawać się sielskie, zwłaszcza jak na ostiańskie warunki.

Gdy powoli toczyli się szlakiem w stronę siedziby, coraz więcej twarzy wychylało się zza okien bądź odrywało od codziennych zajęć, by przyjrzeć się przybyłym. Zaskoczonych twarzy. Nie przerażonych, zniesmaczonych czy zagniewanych, lecz po prostu zaskoczonych. Wyglądało na to, że nikt jeszcze nie wiedział, kim byli ani dlaczego umieszczono ich w klatce. Póki co po prostu starali się wywnioskować to z ubioru czy zachowania więźniów, to jednak niewiele im mówiło. Ale spokojnie. Przyjdzie wieczór, karczmy przywitają gości, to i wieści się rozejdą.

W końcu dotarli do stóp wzgórza, na którym zbudowano zamek. Dalej niestety – albo stety – musieli iść na piechotę ze względu na stromość zbocza. Z klatki wypuścił ich jeden z pozostałych konnych, od razu przestrzegając przed próbami ucieczki czy ataku. Tak jakby setki kręcacych się po okolicy zakonników nie były wystarczająco zniechęcające.

Wspinaczka zajęła dobre kilkanaście minut. Pomimo ogromnych zbroi, jakie mieli na sobie rycerze, żaden z nich nawet się nie zdyszał. Warta pochwały kondycja, choć ilość placów ćwiczebnych mijanych po drodze wskazywała na to, że ośrodków szkoleniowych im nie brakowało.

Eskorta towarzyszyła grupie do samej sali głównej, gdzie na podwyższeniu czekało już na nich pięcioro starszych mężczyzn ludzkiej rasy. Oczywiście nie omieszkali obejrzeć przeżyłych od stóp do głów, jednak niespaleni bardziej interesowali się iście królewskim wystrojem komnaty. Nie zawsze widzi się koliście złotawe kolumny, złocone kandelabry i żyrandole oraz równie bogato udekorowane ściany. Za samą wartość zgromadzonych tutaj obrazów można by sobie kupić niebrzydki domek.

- Witajcie w siedzibie Zakonu Niepłonących! Miejscu, gdzie demony znajdują jedynie śmierć i potępienie – zaczął z uśmiechem poczciwy, łysiejący człowiek, odrobinę niższy w porównaniu do pozostałej czwórki. Następne zdanie skierował w stronę eskorty: - Możecie nas już zostawić... Pana, kapitanie, prosimy jednak o pozostanie na sali.
- To dla mnie zaszczyt.

Rycerze ukłonili się i większość opuszczała budynek. Tylko jeden, specjalnie wywołany przez mistrza, wrócił i stanął przed podwyższeniem, opierając się obiema dłońmi na mieczu. Ustawiony był tak, aby bez nieuprzejmości mógł mówić i do starców, i do grupy przybyłych. Pomimo młodego wieku trzeba było przyznać, że Ralfas prezentował się odpowiednio dostojnie do pozycji, jaką go obdarowano.

- Na początek może się przedstawimy. Wierzę, że kapitan zdążył już zdradzić wam swoje imię, ale dla formalności dodam jeszcze, że macie przed sobą sir Ralfasa Lightena, jednego z naszych najlepszych ludzi. - Ręka mężczyzny powędrowała w stronę osoby stojącej skrajnie z prawej. - To mistrz Holland Reythas, obok niego stoi zaś mistrz Reedo Mothern. - Obrócił głowę i tułów w lewo. - Kolejno mistrz Jayrard Rost i mistrz Brivar Frodrig. Ja tymczasem jestem Woshtal Uther i mam zaszczyt dzierżyć tytuł Wielkiego Mistrza Zakonu Niepłonących. Zarówno ja, jak i moi towarzysze, chętnie poznalibyśmy także wasze godności. - Kiedy formalności stało się zadość, Wielki Mistrz odchrząknął i zaczął mówić ponownie, tym razem z nieco mniejszym entuzjazmem: - Odebraliśmy wiadomość od kapitana, więc sprawa jest dla nas na tyle jasna i przejrzysta, na ile może. Chciałbym, aby okoliczności, w jakich się widzimy, były bardziej sprzyjające, niestety musieliśmy postawić was w takiej, a nie innej sytuacji. Sami rozumiecie, że Pożoga nie jest zjawiskiem, które ktokolwiek rozumiałby do końca, a kiedy jeszcze ktoś uchodzi z niej żywy... - Pokręcił głową. - Takie wydarzenia wymagają wyjaśnień. Dlatego na początku chciałbym usłyszeć wasze stanowisko. Co o tym wszystkim wiecie, co widzieliście, jakie jest wasze zdanie w tej sprawie. Dopiero później przedstawimy własne. Liczę na to, że wypowie się każdy z osobna – zakończył nieznoszącym sprzeciwu tonem.
 
Lifeless jest offline  
Stary 10-06-2016, 23:24   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Siedziba była wspaniała, lecz nie to świadczyło o prawości urzędujących tam osób.
Quala raz jeszcze sobie przypomniał sobie opinie o Niepłonących. Pozytywne... ale demony miały z pewnością inne zdanie.
Co będzie, jeśli mistrzowie zakonu uznają ich za demony, czy też dojdą do wniosku, że ci, co uszli cało z Pożogi mają coś wspólnego z demonami?
Kłopoty, ani chybi.
Dlatego też postanowił odpowiadać w miarę szczerze.


- Jestem Quala, syn M'Bongo, z oazy Zawilah - przedstawił się ciemnoskóry wojownik, lekko skłoniwszy głowę.

- Niestety, na interesujący cię temat, wielki mistrzu zakonu, niewiele mogę powiedzieć - mówił dalej. - O Pożodze wiem jeszcze mniej, niż ty, mistrzu, jako że po raz pierwszy spotkałem się z tym zjawiskiem. Do tej pory znałem je tylko ze słyszenia.
- Nie wiem, dlaczego nie spłonąłem w ogniu, którego żar przekraczał wszystko, z czym do tej pory się spotkałem - przyznał.
- Z demonami natomiast tyle tylko mam wspólnego, co każdy hadr. W Sodrii nie ma ich zbyt dużo, a zabijamy natychmiast wszystkie, jakie pojawiają się tam za sprawą Vaerresa.
- W Borjar natomiast - postanowił dokończyć swą wypowiedź - nie szukałem ani skarbów, ani demonów, tylko informacji o pewnym człowieku, którego poszukiwali krewni.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-06-2016, 22:15   #16
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Niby nie byli więźniami, ale nadal nie odzyskali broni. Za to trafili przed oblicza tych, których można by uznać za przywódców tego zgromadzenia. Jak na zakon byli bardzo zamożni...
Młody Yor'Haar Saille nie widział powodu by się nie przedstawić. W końcu wypadało zachować się godnie.
-Jestem Terpenzi. - Zaczął. - Nic nie wiem o Pożodze, ani tym dlaczego ją przetrwałem. W Borjar byłem przejazdem. - Dodał po chwili. Jego syk był tak obojętny, jak to tylko możliwe, jednakże wciąż dało czuć się w nim chłód.
Nie mówił więcej, niż to było absolutnie konieczne.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 12-06-2016, 22:28   #17
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ralfas był człowiekiem bardzo uprzejmym, zaś sorodianin wykorzystywał to bez najmniejszego wahania. Udawał niepoinformowanego, by całkowicie odciąć się od Pożogi i mieć sojusznika, którego w razie problemów mógł prosić o wstawiennictwo. Tak na wszelki wypadek, gdyby było potrzebne. Po co robić sobie wroga, skoro "przyjaciela" łatwiej wykorzystać?

Gdy przejeżdżali przez Brivert, Har wyglądał tak, jakby był eskortowanym wielmożą w powozie, a nie więźniem w klatce. Dumny w każdych warunkach podobnie do szlachcica albowiem wysoko urodzonym wypadało głowę nosić wysoko nawet wtedy, gdy kat usiłował założyć pętlę na szyję.

Po chwili jednak wypuszczono ich e względu na niemożliwą do pokonania dla wozów stromiznę. Spokojnie, z rękami złączonymi za plecami piął się na spotkanie z hierarchami zakonnymi. Od czasu do czasu spoglądał jednak w kierunku Sush. Jakby chciał upewnić się, że dalej jest, choć zupełnie niemożliwym było, żeby zniknęła.

Kiedy już dotarli do celu przywitał ich przepych i bogactwo. Bycie rycerzem to całkiem intratne zajęcie, sądząc po ociekającym złotem budynku. To udowadniało tylko tezę, iż na wszystkim można się dorobić. W każdym fachu można było oskubać ludzi do gołego i jeszcze liczyć na wdzięczność.
Har już widział hasła w stylu: "Podziel się ze swym sąsiadem. Dawanie jest piękne!", zaś sami wyciągali łapska po pieniądze. Normalne.

Quala w obliczu najwyższych przedstawicieli zakonu odezwał się jako pierwszy. Tuż po nim, dość krótko, wypowiedział się Terpenzi. W końcu przyszła kolej na następnego ochotnika.

Har wystąpił o krok i zatrzymał się skupiając na sobie uwagę. Poważny wyraz pyska szybko zastąpił szeroki uśmiech.

- Miło mi panów poznać. Ja mam na imię Har i, szczerze mówiąc, liczyłem na to, że to panowie powiecie mi co się wydarzyło. Ja, do niedawna, nawet nie wiedziałem czym jest Pożoga - skinął przyjaźnie Ralfasowi w podzięce za wyjaśnienie.

- Ostatnie, co pamiętam to płomienie i potem obudziłem się już w drodze na zamek. Początkowo myślałem nawet, że to Rycerze nas stamtąd jakimś cudem wyciągnęli. Bardzo chętnie posłucham wyjaśnienia, bo sprawa robi się coraz ciekawsza - zakończył i cofnął się na poprzednią pozycję.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 13-06-2016, 13:42   #18
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Tematy, które podejmowało towarzystwo siedzące wraz z nią w wozie, kompletnie Sush nie interesowały. Oczywiście z jednym wyjątkiem. Czujne ucho drgnęło, nastawiając się na wsłuchiwanie się w tembr głosu Har’a i jego słowa. Także odpowiedź ich strażnika oraz jego zachowanie zostało dokładnie utrwalone w pamięci sorodianki. Alhon bez wątpienia miał jakiś plan, który krył się za tą rozmową i tym zachowaniem. Jako jego narzędzie wiedziała doskonale, że nie powinna się wtrącać w grę, którą prowadzi. Jeżeli będzie potrzebna, to ją o tym poinformuje. Póki co jej zadanie polegało na słuchaniu i obserwowaniu i na tym też się skupiła.

Zmiana środka transportu zwykle oznaczała dla więźniów okazję do ucieczki. Niestety, tym razem tak dobrze nie było. Sush w milczeniu przyglądała się otoczeniu i szwendającym się w zasięgu wzroku rycerzom. Dość dobrze się urządzili, musiała im to przyznać.
Jej miejsce, jak zawsze zresztą, znalazło się tuż przy jej towarzyszu. Co by się nie działo, nie zamierzała z niego rezygnować. Musiała wszak być w pobliżu by spełniać jego życzenia, które to sprawiały jej zawsze niezmierną przyjemność. Szczególnie gdy w ich trakcie ostrza spływały posoką, a metaliczny zapach krwi pobudzał zmysły i budził przyjemne wibracje w ciele. Jej dłoń odruchowo powędrowała tam, gdzie powinna znajdować się rękojeść jej noża, której jednak nie było. Zmieniła zatem nieco ów ruch, zakrywając się szczelniej płaszczem. Tak bardzo tęskniła za swoimi ostrzami, że sprawiało jej to niemal fizyczny ból. Ból był dobry, przywitała go więc z zadowoleniem.

Wnętrze siedziby zakonnej bez wątpienia robiło wrażenie. Wzrok młodej sorodianki prześlizgiwał się po kolejnych dowodach na to, że Niepłonącym dobrze się wiodło. Widać też czuli potrzebę by o tym informować każdego, kto zawita w ich gościnne progi. Na Sush jednak, bogactwo to nie robiło wrażenia, bowiem nigdy nie pożądała ani złota, ani szlachetnych kamieni. Fakt, ułatwiały życie i były przydatne, jednak sprawiały przy tym zdecydowanie za dużo kłopotów. Nie, dla kogoś takiego jak ona, bogactwo nie miało żadnego znaczenia.

Kolejne głosy padały w tej pełnej przepychu sali. Mahra słuchała ich, cierpliwie czekając na moment, w którym dołączy do nich głos Har’a. Nie zamierzała wypowiadać się przed nim. To by było niewłaściwe, szczególnie że nie byli sami. Posłusznie więc stała u jego boku, nieco tylko z tyłu, czyli tam gdzie było jej miejsce. Gdy zaś Alhon powrócił na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce, postąpiła do przodu dokładnie jeden krok, na czas swej wypowiedzi równając się z Har’em.
- Zwą mnie Sush - przedstawiła się cichym, łagodnym głosem, który to był jednym z darów jakie otrzymała wraz z przyjściem na świat. Pochyliła też głowę na tyle, by jej skłon wyrażał szacunek, jednak nie dość, by był on podbity czołobitnością. Skoro nie padł inny rozkaz, przybrała swą zwyczajową pozę miłej i usłużnej dziewczyny, nieco nawet nieśmiałej i płochliwej, jednak z całą pewnością nie stanowiącej zagrożenia.
- O Pożodze wiem tyle, ile usłyszałam od sir Ralfasa - kontynuowała, unosząc przy tym lekko kąciki warg by ukazać biel kłów w słabym uśmiechu. - Pamiętam z niej jedynie ogień i ból, a właściwie to głównie ból. Nie wiem jakim cudem przeżyliśmy.
Pokręciła głową i umilkła. W jej słowach było dość prawdy by ziarenko fałszu nie zostało wykryte. To, że wiedza o Pożodze była w jej umyśle wcześniej niż samo spotkanie z rycerzami, nie było w tej chwili istotne, więc nie widziała powodu by o tym wspominać. Tym bardziej, że pokrywała się ze słowami szlachcica. Delikatne nagięcie ram czasowych mogło swobodnie ujść jej na sucho.
- To wszystko - zakończyła, ponownie pochylając głowę i wycofując się na swoje miejsce w cieniu, który rzucało ciało Har’a, czyli dokładnie tam gdzie dobry sługa powinien się znajdować. Nieistotna, niewidoczna, nie mająca znaczenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 13-06-2016 o 13:55.
Grave Witch jest offline  
Stary 13-06-2016, 17:24   #19
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Na słowa Terpenziego zareagowała z mieszanką ostracyzmu i oburzenia. "Nie dość że zbir, to jeszcze wtrącimorda!" - pomyślała. Jednak nie odezwała się, sądząc że Quala zrobi to za nią. Była ciekawa jego reakcji. Czy potraktuje zakapturzonego towarzysza z tą samą uprzejmością co ich opraców, czy też zareaguje szczerą niechęcią jak ona?

Nie było jej chyba dane tego wiedzieć, gdyż wkrótce niebawem znaleźli się w Brivert. Wioska urzekła ją bujną roślinnością. Wpływ natury był tu silny, i obecny od eonów, wpisany w otoczenie i niewypieralny nawet przez bogatych mieszkańców. Lecz to co zrobiło jeszcze większe wrażenie na Joh, to oczywiście majestatyczny zamek zakonu. Niewątpliwie budził respekt i trwogę w każdym wrogu, który odważyłby się najechać te ziemie. Dla rheońskiej szamanki była to zaś okazja to ujrzenia potęgi cywilizacji ludzi. Oczywiście nadal uważała, iż nic nie było w stanie pokonać potęgi żywiołu, a sam zamek gdyby natura chciała, runąłby w ciągu paru chwil grzebiąc wszystkich jego mieszkańców. Jednak z perspektywy kogoś kto spędził lata wśród plemiennych wiosek, widok tak ogromnego obiektu wojennego wprawiał w osłupienie i wywoływał dreszcze. Im bliżej niego byli, tym rósł on w oczach, a uczucia te były jeszcze silniejsze. W końcu stały się żywą fascynacją. Joh zapomniała wręcz na moment, że jest tu prowadzona jako niewolnik. Z dziecinnym entuzjazmem rozglądała się i podziwiała ten cały przepych i bogactwo, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła.

- No no! Nieźle się tu urządzili! - rzuciła wbijając wzrok w pięknie odzobione i mieniące się złotem płyty ścienne - Z chęcią bym tu trochę pomieszkała...

W końcu doprowadzono ich do wodza, który miał zdecydować o ich losie (a tak przynajmniej miał czelność chyba sądzić!). Faktycznie Joh była już nieco zniecierpliwiona całą tą maskaradą. O dziwo jednakże, ten łysiejący dziad bardziej niż oskarżaniem i osądzaniem ich za to co spotkało Borjar, by bardziej zainteresowany samą Pożogą, i wydawało jej się że on i jego pomagierzy nie mieli kompletnie pojęcia o jej naturze. Tym lepiej dla niej! Nie musieli znać całej prawdy. Mogła im naopowiadać byle czego. Ach jakże oni głupi jej się wydawali! Mimo wszystko zachowała fason i powagę. Wciąż bowiem była w zasięgu mieczy okutanych ciężkim metalem i sprawnych fizycznie wojowników. I choć krew się w niej gotowała, tak musiała także zważać na słowa, co przy jej temperamencie może okazać się trudnym wyzwaniem. A przecież gdyby rozgniewała samego mistrza, to i pewnie nie tylko jej by się oberwało!
Czekała więc, uważnie słuchając co mają do powiedzenia pozostali zniewoleni. Gdzieś w myślach układała sobie przemowę, walcząc nieustannie z emocjami, które uparcie niczym wodny nurt wsiąkiwały między słowa. Gdy przyszła jej kolej, zdecydowała się przemówić nieco do rozsądku zakonnikom. Oparłwszy dłoń na biodrze, zaczęła w miarę spokojnie:

- Cóż, z całym szacunkiem do was, ale średnio mnie obchodzą wasze zakonne zabobony i całe te uprzejme dyrdymały. Jeśli o moje zdanie chodzi, sprawa jest prosta. Los Borjar był kolejnym przejawem nieobliczalności natury, będącej chaosem i porządkiem zarazem. I mówię to ja... - tu pewnym krokiem wystąpiła przed szereg, uniosła w górę dłoń, a pomiędzy jej palcami przemknęło kilka swobodnych płomyków ognia, by zaraz zniknąć nie znajdując punktu zaczepienia, zaś ona opuściwszy rękę (nie chcąc prowokować zbytnio straży), przedstawiła się tonem dobitnym i przepełnionym dumą - Joh, zwana płomieniem! Szamanka plemienia Waegonga!

Ucichła na moment, chcąc nacieszyć się przypuszczalną konsternacją i zdumieniem zebranych w komnacie wielkiego mistrza. Po chwili kontynuowała:

- Okażcie więc pokorę wobec sił, które są tu od zarania dziejów, i których nikt nigdy nie okiełznał, ani nie zrozumiał. Pogódźcie się ze stratą, i cieszcie się życiem, albowiem w obliczu natury jest ono jedynie kapryśnym westchnięciem...

Uśmiechnęła się, dumna z siebie że mogła choć przez moment poczuć się ważna, i że mogła komuś wygarnąć taką mowę. Gdy uszły z niej emocje, jej twarz spoważniała, a Joh dorzuciła kilka już znacznie bardziej przyziemnych stwierdzeń:

- Co do tego, czemu przeżyłam? Może dlatego, że jestem szamanką i natura nie chciała mnie skrzywdzić. A czemu oni? Nie mam bladego pojęcia! Przypuszczam że mogli być wtedy blisko mnie, ale to tylko luźne domysły... Ach i jeszcze jedno! Jeśli myślicie, że to moja sprawka, to choć byłoby to miłym pokarmem dla mojej dumy, muszę was zmartwić. Nie mam z tym nic wspólnego, i nie posiadam AŻ takiej mocy. Co nie znaczy, że przy odrobinie wysiłku nie mogłabym podpalić tego czy tamtego, jeśli na przykład nie oddacie mi mojego ekwipunku. Zwłaszcza amuletu, który mam po zmarłej matce i jest mi bardzo bliski. Wiecie, rozumiecie. Taka rzecz rozpala wspomnienia... - Joh spuściła głowę, z teatralną mieszanką smutku i ironii.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 17-06-2016 o 19:52.
Rebirth jest offline  
Stary 18-06-2016, 00:00   #20
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Zarówno mistrzowie, jak i Ralfas, słuchali uważnie przybyszów, nie odrywając wzroku od kolejno wypowiadających się twarzy. Czasami kiwali głowami, czasami nimi kręcili, a czasami krzywili się na dźwięk ich słów. O ile jednak przy większości występów emocje zachowano na później, o tyle kiedy rheonka w trakcie przemowy wtrąciła zabawę magią, wszyscy cofnęli się z zaskoczenia, tylko po to, by po chwili skwitować zdarzenie pobłażliwymi uśmiechami.

- Rozumiemy pani entuzjazm, panno Joh, kiedy to dochodzi do bliskiego kontaktu z tak dobrze znanym nam żywiołem – zaczął tonem, jakby zwracał się do dziecka, Wielki Mistrz Uther – niemniej radziłbym się opanować i nie prezentować sztuczek doskonale znanym wszystkim naokoło. Szamani w Ostii to grupa bardzo liczna, a jestem pewien, że większość tu zgromadzonych także może się pochwalić znajomością pewnej dziedziny magii. W takim przypadku podobne występy przestają na kimkolwiek robić wrażenie. W każdym razie – uśmiech zszedł z twarzy mężczyzny, kiedy ten zmienił temat – mamy tu niewątpliwie kontrowersyjną sprawę i w otwartej dyskusji uczestniczyć będą wszyscy mistrzowie, toteż najsampierw poproszę o przedstawienie swojego zdania mistrza Reythasa.

Wywołany wystąpił krok do przodu, okazując się dobrze zbudowanym człowiekiem w późnym średnim wieku. Choć lata powoli robiły swoje, w jego ciele wciąż widać było wigor i siłę i bez wątpienia, gdyby dano mu do ręki miecz, potrafiłby poskładać niejednego młodziaka. Mistrz Holland łypnął spode łba na niespalonych i zaczął niskim, głębokim głosem:

- Jak dla mnie sprawa absolutnie nie należy do kontrowersyjnych – jest wręcz prostacko prosta. Wszyscy ci – wskazał na nich palcem, jakby ktokolwiek miał wątpliwości, o kim mówi – winni są zbrodni, której genezy jeszcze nie znamy, znamy natomiast winowajców. Nikt nie wychodzi z Pożogi żywy, powtarzam, nikt. To bez wątpienia jedni z lordów demonów, którzy oddali dusze w zamian za sekrety ścieżki demonicznej. Jeżeli zaś znaleziono ich nieprzytomnych na miejscu, ewidentnie coś musiało pójść nie tak. Być może inni lordowie postanowili sprzedać nam swoich pobratymców bądź po prostu uznano ich za niepotrzebnych. Tego nie wiem. Wiem za to co innego. Powinni spłonąć na stosie. - Skwitował wypowiedź mrocznym, pełnym satysfakcji uśmiechem. - Z ogniem Pożogi sobie poradzili, ale ciekawe jak się poczują lizani przez płomienie światła.

- Zgadzam się z mistrzem Reythasem – zaczął drugi z brzegu, mistrz Reedo Mothern, najwyższy mężczyzna ze wszystkich, choć nieco szczuplejszy w porównaniu do Hollanda. - Po części. Po części zaś się nie zgadzam. Uważam, że rzeczywiście mamy do czynienia ze sługusami Krainy Demonów, jednak w dużej mierze zrodzonymi z przypadku. Myślę, że Pożoga wybrała ich na kolejnych lordów demonów, ale zanim doszło do transakcji z trzecim światem, zostali przechwyceni przez naszych rycerzy. W każdym razie nie powinniśmy pozostawiać ich żywych. Nie wiemy, do czego są zdolni, to zbyt duże ryzyko.

Kolejny miał się wypowiadać mistrz Jayrard Rost, ale już jedno spojrzenie na jego postawę wystarczało, aby stwierdzić, że mieli tu do czynienia z flegmatykiem. Niespiesznie przejechał wzrokiem po wszystkich gościach, cały czas trzymając na swojej spuchniętej od zmarszczek, starczej twarzy lekki uśmiech. W końcu jednak wydobył z siebie głos, równie powolny jak on sam, a cichszy chyba nawet bardziej:

- A ja się muszę z wami, panowie, nie zgodzić całkowicie. Choć faktycznie widzimy przed sobą dzieła przypadku, nie uważam, aby stanowili ani dla nas, ani dla kogokolwiek jakiekolwiek zagrożenie. To proste istoty, którym na drodze stanął demoniczny ogień... Niemniej jednak – ożywił się nieco i odsłonił uzębienie, a raczej brak uzębienia, staruszek – moglibyśmy przytrzymać ich w zamku na kilka... badań, podczas których sprawdzilibyśmy właściwości Pożogi.

- Przykro mi, drodzy koledzy – ostatni z zebranych, mistrz Brivar Frodrig, także nie mógł pochwalić się już młodym wiekiem, ale nie można mu jednocześnie było odmówić wigoru. Zupełne przeciwieństwo Rosta, zwłaszcza że kiedy się wypowiadał, jego głęboki głos rozchodził się po całej sali, a nie zanikał kilka metrów dalej – ale mylicie się wszyscy. Mylicie się już w samych założeniach, bowiem za punkt odniesienia obieracie niepowtarzalność tego zjawiska. Muszę was jednak rozczarować – ci tutaj nie są jedynymi przeżyłymi w historii. Już jakiś czas temu odebraliśmy z Wielkim Mistrzem wiadomości od innych siedzib Zakonu, w których poinformowano nas o przypadkach wyjścia żywym z Pożogi.

- To prawda. - Pokiwał głową Uther. - Niestety takie sytuacje, choć wciąż rzadkie, ostatnimi czasy zdarzyły się w kilku miejscach kontynentu.

- Co?! - wydarł się na cały głos Reythas, zwracając się w kierunku Wielkiego Mistrza. - Jakim cudem nie poinformowano o tym nikogo z nas?!

- Sprawa jest delikatna i proszono nas o dyskrecję – wyjaśnił Woshtal. - Prowadziliśmy więc z mistrzem Frodrigiem badania we własnym zakresie, by zapobiec rozprzestrzenianiu się plotki.

- Wielki Mistrz wybaczy, ale wszyscy należymy do rady i wypadałoby przedyskutować... - zaczął Mothern, ale błyskawicznie mu przerwano:

- Dość! Omówimy to na kolejnym spotkaniu wewnętrznym. Teraz mamy przed sobą inną sprawę i nią zajmiemy się najpierw, a do tego wrócimy, kiedy nasi goście już opuszczą salę. Mistrzu Frodrig, proszę kontynuować.

Staruszek odchrząknął, ponownie zwracając na siebie uwagę i pozwolił na chwilę ciszy, by pogłos zanikł, po czym wznowił przemowę:

- Jak mówiłem, przypadki wyjścia cało z Pożogi miały już miejsce i wspólnie pracowaliśmy nad instrukcją postępowania. Wymieniliśmy kilkadziesiąt wiadomości z innymi siedzibami i doszliśmy do następujących wniosków – niespaleni, jaką to nazwę przyjęto dla przeżyłych, kierowani będą do zamku w Aventyret, gdzie – jak powszechnie wiadomo – setki lat temu mieściła się siedziba demonów, którą nasi czcigodni przodkowie zrównali z ziemią i pobudowali się na jej gruzach. Tam też sprawdzi się ich magiczny potencjał, a także przyczyny owego magicznego zdarzenia. Tam też usunie się problem w zarodku, jeśli jakikolwiek się pojawi.

- Doskonale – odparł promiennie Wielki Mistrz, uśmiechając się szeroko. - Mistrz Frodrig przedstawił wszystko, tak jak należy. Dodam jedynie, że jako eskortę przydzielimy wam odpowiednią ilość rycerzy, aby upewnić się, że dotrzecie na miejsce cali i...

- Chwila, chwila! - przerwał mu Reythas, wpychając się między niego a Motherna. - A gdzie głosowanie?

- Ano tak, jasna sprawa – zreflektował się Uther. - Oczywiście bez głosowania niczego nie moglibyśmy zatwierdzić... Tak więc głosujmy! Czy jesteście za przeniesieniem tutaj zebranych do zamku w Aventyret, gdzie bez wątpienia zapewni się im lepsze warunki i lepszą opiekę?

- Przeciw – stwierdził krótko mistrz Holland, mrużąc wściekle oczy.
- Przeciw – podążył za nim Mothern.
- Za.
- Za.
- Ja również jestem za. - Uśmiechnął się Woshtal Uther. - Jak widzisz, mistrzu Reythas, głosowanie wcale...

Ten jednak raczej już go nie słuchał. Odwrócił się na pięcie i wyprostowany, trzymając głowę wysoko, ostentacyjnie opuścił salę, kierując się w stronę jednego z korytarzy. Zatrzasnął głośno za sobą drzwi, tak że echo trzaśnięcia poniosło się po okolicy. Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Wielkiego Mistrza, kiedy w jego stronę skierowano tak jawny pokaz braku szacunku. Odchrząknął jednak szybko, żeby ponownie założyć maskę uprzejmości i zwrócił się do niespalonych:

- Tak więc postanowione. Wyruszycie natychmiast, ponieważ droga długa i daleka, a nikt nie chciałby zbędnych opóźnień, prawda? A już tym bardziej nie populacja tego globu, ponieważ rozchodzi się tu o sprawę na skalę światową...
 
Lifeless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172