Marwald stał i słuchał. Był nie ukrywając zaskoczony, jego pamięć mówiła o Olafie zupełnie co innego. Nie przypominał sobie rozgadanego człeka, cóż kiedyś był przeto człekiem, a nie misiem. Zmiany są nie nieuniknione - pomyślał.
Spojrzał na pozostałych i nie zwlekając za wiele zrobił krok do Waightstilla. - Przyjacielu, co o tym uważasz? Pomocników mamy nie wielu do tego silnych. Tyle, że może opóźniać naszą drogę.
Po czym skierował swoje słowa do misia: - Cieszy mnie i z pewnością Pana naszego słysząc to co usłyszeliśmy. Zawsze modliłem się za ludzi prawych i mądrych. Jak widać Olafie ty się do nich zaliczasz. Przykro mi, że los tak cię potraktował, wiedz jednak jedno. Dla nas jesteś Olafem, człowiekiem. Bo przeto najważniejsze są czyny i to one czynią nas ludźmi. Powiedz mi proszę co potrafisz poprzez tę mutacje jaka cię dotknęła. Mutacja bowiem nie musi być tylko przekleństwem, lecz także darem. Kosa w dobrych rękach potrafi plony składać, zaś w złych życie odbierać. - tymi oto poetycznymi słowami, nad którymi główkował od samego początku wypowiedzi zakończył |