Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2016, 23:22   #47
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Rano każdego, prócz nieśpiącej Bazylii, obudził wschód słońca. Jego jasne i rażące promienie znowu płynęły po obnażonej skórze drażniąc powstałe wczoraj oparzenia słoneczne, z których dziś została łuszcząca się i boląca przy dotykaniu skóra. Szczęka Rolanda wciąż bolała, w dodatku w jamie ustnej pozostała nieprzyjemna suchość po wypitym wczoraj alkoholu. Pozostali byli zdecydowanie bardziej wypoczęci i nie mieli wielu dolegliwości. Przebudzeni słyszeli pod jaskinią jakieś jęki, jak się okazało, należały one do większej ilości mutantów, niż spotkali wczoraj. Najwidoczniej góra dawała schron wielu takim podobnym im, zdeformowanym istotom.
Poranek dał możliwość rozejrzenia się ze skalnej, wewnętrznej półki, na której się znaleźli. Mogli zobaczyć ścieżkę, którą przebyli z samego dołu aż tutaj, a wychylając się po lewej stronie dojrzeć ogromną górę, za którą miało znajdować się zbawienne miasto, o którym tak wszyscy marzyli, że aż przestawało być realne. Na wprost widzieli rozciągającą się pustynie, która mocno dała im w kość i pogorszyła ich stan zdrowia, a za nią niczym zlany pasek, ciągnął się fioletowy las. Nawet z daleka dało się dostrzec, jak jego gałęzie kołyszą się na boki. To co za nim nie było do końca jasne, kontury wyższych obiektów, czasem niższych, nieregularne wzniesienia. Nic, co dostarczyłoby więcej informacji.

Czas ich nie naglił, mutanty nie zauważały i poszły swoją drogą, więc podróżnicy mogli na spokojnie zjeść, napić się i przemyć twarz. Po napełnieniu brzuchów Shade jako pierwszy postanowił sprawdzić studnie. Przygotowany więc do zanurkowania, wślizgnął się do wody i zniknął głęboko skręcając w prawą stronę. Przebudzeni czekali aż wypłynie wpatrując się w dno, jednak nawet po upływie działania zaklęcia wspomagającego oddychanie pod wodą, nic się nie wydarzyło. Shade nie wracał, co wzbudzało niepokój oraz wątpliwości. W końcu Rognir zdecydował, że popłynie i sprawdzi, co się stało. Pozostawił na brzegu swój ekwipunek. Wiara i nadzieja uchodziła z pozostawionych na suchym lądzie towarzyszy, kiedy to i półork nie wracał. Zmartwieni sytuacją, ruszyli w trójkę za zaginionymi i dopiero wtedy zrozumieli, co też się stało. Po wpłynięciu w wodny kanał oraz przepłynięciu kilku metrów, wzbierał się silny prąd, który zaczynał ciągnąć w swój nurt pływaków. Johanna i Roland desperacko próbowali złapać się bruzd i wypustek skalnej ściany, jednak na marne ich starania. Woda porwała ich, zapewne tak samo jak pozostałą dwójkę i wypluła wraz z lawiną wodospadu, pozwalając spaść im z niebywałej wysokości. Lecąc w dół widzieli całą panoramę miejsca, do którego wypluło ich ciśnienie. Rozchodząca się na wiele kilometrów dżungla, otoczona przez ścianę góry, po której się wspinali. Las tropikalny zdawał się być centrum wzgórza, jakby uwięziony w jego środku.



Wpadając do wody poczuł przeszywający go ból, jednak nie był on na tyle silny, aby stracić przytomność. Woda, do której wpadł, była głęboka, przejrzysta i błękitna o piaszczystym, beżowym dnie. Otwarte pod wodą oczy rozglądały się gwałtownie w poszukiwaniu Shade'a. Mężczyzna był nieprzytomny i szedł na dno niczym kłoda, a jego płuca wypełniały się wodą. Półork bez wahania ruszył w jego stronę, aby chwycić wątłe ciało i wynurzyć się nad taflę. Pierwsze zaczerpnięte powietrze nabierane było łapczywie i gwałtownie, towarzyszył temu kaszel i próba wykrztuszenia połkniętej przez przypadek wody. Głowa Łowcy wystawała ponad wodę, a jego ciało wspierane było przez siłę wojownika, który właściwie ruszył za tym właśnie człowiekiem. Chciał spojrzeć w górę, aby zobaczyć z jakiej wysokości spadł i ocenić możliwość ponownej wspinaczki, jednak przeszkodził mu w tym nagły chlupot wody, która rozbryzgała się gwałtownie ochlapując mu twarz i tym samym zamazując widok, jak i wtaczając płyn do nosa, co cholernie drażniło.


Z wody wypłynęła gwałtownie Johanna, głośno łapiąc hausty powietrza i krztusząc się potężnie. Rozejrzała się nerwowo dryfując na tafli i sunąc po niej dłońmi, aby utrzymać się na powierzchni
- Gdzie Roland? Gdzie on jest?! Wyrzuciło go razem ze mną! - spanikowała odgarniając wodę rękami, jakby grzebała w piasku. Rognir doskonale zdawał sobie sprawę, że nic tym nie zdziała, a nie nurkuje pewnie dlatego, że nie do końca wie, jak sprawić by popłynąć w kierunku dna.
- Weź go i płyń do brzegu - rozkazał stanowczo tubalnym głosem, podając w jej ręce nieprzytomnego Shade'a, po czym ponownie zanurkował w poszukiwaniu najsłabszego, acz jednego z bardziej przydatnych w ich paczce. Utrata Wiedźmiarza mogła się równać dla nich szybszą śmiercią, bowiem nie było wśród nich nikogo innego, kto potrafił leczyć. Półork, nawet jakby nie przepadał za mężczyzną, to na pewno samym doświadczeniem w walce potrafił stwierdzić, że mimo wszystko lepiej mieć kogoś takiego w pobliżu i go nie znosić, niż nie mieć i paść. Jednakże, cokolwiek by nim nie kierowało, sympatia czy też inne pobudki, odratował on nieprzytomnego, topiącego się Rolanda i wyprowadził go na brzeg, gdzie czekała już Johanna oraz Shade. Tylko jedno było teraz dla niego niepokojące; brak obecności Bazylii.
Rozglądając się dookoła mieli wodę, plażę oraz tropikalny las. Palmy oraz krzewy o rozłożystych, szerokich liściach, rzadko spotykana roślinność, całkowicie nieznany teren porośnięty ogromną ilością flory. Niezbadane tereny mogły kryć w sobie więcej niebezpieczeństw, niż liściasty las czy horrendalnie upalna, przepełniona potworami pustynia.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline