Siedziba była wspaniała, lecz nie to świadczyło o prawości urzędujących tam osób.
Quala raz jeszcze sobie przypomniał sobie opinie o Niepłonących. Pozytywne... ale demony miały z pewnością inne zdanie.
Co będzie, jeśli mistrzowie zakonu uznają ich za demony, czy też dojdą do wniosku, że ci, co uszli cało z Pożogi mają coś wspólnego z demonami?
KÅ‚opoty, ani chybi.
Dlatego też postanowił odpowiadać w miarę szczerze.
- Jestem Quala, syn M'Bongo, z oazy Zawilah - przedstawił się ciemnoskóry wojownik, lekko skłoniwszy głowę.
- Niestety, na interesujący cię temat, wielki mistrzu zakonu, niewiele mogę powiedzieć - mówił dalej. - O Pożodze wiem jeszcze mniej, niż ty, mistrzu, jako że po raz pierwszy spotkałem się z tym zjawiskiem. Do tej pory znałem je tylko ze słyszenia.
- Nie wiem, dlaczego nie spłonąłem w ogniu, którego żar przekraczał wszystko, z czym do tej pory się spotkałem - przyznał.
- Z demonami natomiast tyle tylko mam wspólnego, co każdy hadr. W Sodrii nie ma ich zbyt dużo, a zabijamy natychmiast wszystkie, jakie pojawiają się tam za sprawą Vaerresa.
- W Borjar natomiast - postanowił dokończyć swą wypowiedź - nie szukałem ani skarbów, ani demonów, tylko informacji o pewnym człowieku, którego poszukiwali krewni. |