Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2016, 20:13   #206
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Lexa siedziała w rogu zrujnowanego pomieszczenia, gdyż tylko tam i w nielicznych miejscach byłego domu, trzymał się dach. Wokół ziemia była wilgotna, ale kobieta wybrała sobie miejsce suche i chroniące przed wiatrem. Nie miała ochoty na integrację z innymi, nie chciała rozmawiać z tymi mężczyznami, nawet już Wilhelm, którego raz pocałowała w przypływie ekscytacji nad zwycięstwem, stał się dla niej obojętny. Lambert, on czy ktokolwiek z tej grupy, nikt tak naprawdę nie był kimś, z kim chciałaby się dzielić myślami i swoją spaczoną zdolnością językową. Istniała tylko jedna osoba, do której mogłaby się odezwać, ale wojowniczka nigdy nie okazałaby emocji. Jedynie złość, silny gniew, agresja i siła; to przemawiało z jej gestów, dzięki czemu nigdy nie wydała się słaba, inteligentna, zamyślona lub… Czująca. Jednak Lexa miała uczucia, posiadała emocje jak każdy inny człowiek i to, że była Norsmanką, wcale nie sprawiało, że nagle ich nie posiada.
Wyszarpując ususzone mięso i gryząc je z otwartymi ustami, kobieta dojrzała jak zza zrujnowanej ściany domu wyłania się Katarina. Wojowniczka nic nie powiedziała, siedząc okrakiem z kolanami zgiętymi w stawie i mocno opartymi stopami o ziemię, przyglądała się młodej dziewczynie jakby będąc przekonaną, że ta pewnie zbłądziła. Wyglądała znacznie gorzej i mizerniej niż wtedy, kiedy się poznały w Krausnick. Wyglądała na przytłoczoną ponad swą miarę całą wyprawą oraz wszelkimi wydarzeniami mającymi miejsce w lesie. Lexa dostrzegła skrywające niemałą inteligencję oczy dziewczyny, wcześniej błyszczące, a teraz matowe, wręcz puste. Upewniło ją to w przekonaniu, iż po prostu snuje się za pozostałymi bez jasno określonego celu czy jakiejkolwiek nadziei, a Katarina nieświadomie podkreślała to powłóczając swymi nogami.
Wiedźma usiadła obok Norsmanki nie pytając jej nawet o zgodę. Tak trwała w milczeniu z wahaniem łypiąc na nią okiem jakby chciała coś powiedzieć.
- Z tobą los obszedł się nieco lepiej - odezwała się w końcu dziewczyna w przypływie czarnego humoru, co sprawiło, że Lexa uniosła brew. Przez krótką chwilę zastanawiała się, co też mogło się dziać przez ten czas, kiedy jej tutaj nie było, kiedy nie widziała co wyczynia grupa tych mało rozgarniętych, według jej mniemania, wieśniaków. Przez moment nawet sądziła, że być może zrobili oni krzywdę dziewczynie, ale to chyba nie było możliwe. Poprzedniej nocy bowiem, wydawała się być bardziej szczęśliwa i ufna wobec jednego mężczyzny, ale może to tylko pozory. Norsmanka wyciągnęła z plecaka kawałek wysuszonego mięsa oraz pieczywo i podała żywność Katarinie. W razie gdyby ta nie chciała przyjąć, zajęta swoimi myślami, Lexa położyłaby ją na jej kolanach, jednak ze skinieniem wdzięczności wzięła od niej żywność zaczynając ją żuć bez przekonania.
- Lexa nie bardzo rozumia - odpowiedziała wzdychając niesłyszalnie. Czuła się nieco bezradna, bo co miała odpowiedzieć? Chwilę jej zajęło, nim przemyślała jak przekształcić norskie myśli, na język ogólny.
- Lexa walczy, bije się i silna stara pokazać, by ludzia inna nie traktowały jak zwykła kobieta, która nic nie umia. Kata też tak może, uderzy raz i druga raz wieśniaka i od razu myślać będą, czy następna raz podejść i zaczepiać jak głupia facet, czy może lepiej szacunek mieć - podrapała się po policzku spoglądając na dziewczynę z ukosa
- Nie o ta chodzić myśl, prawda? - spytała w końcu czując bezużyteczność swych starań, na co odpowiedziała krótkim, niepasującym do jej aktualnego stanu śmiechem. Prostolinijność Lexy bardzo się jej podobała. Szkoda że świat nie był tak banalny.
- Wyobraź sobie, że wpadłaś do jeziora pełnego lodowatej wody i masz problemy z wypłynięciem, ponieważ pokrywa je lód. A nawet jeśli ci się to uda i nie zamarzniesz, to na jednym brzegu masz armię potworów, a na drugim hordę ludzi chcących cię zabić - zaczęła tłumaczyć coś bezsensownego w uszach Norsmanki - Taka jest magia. Gdziekolwiek staniesz, to wszyscy będą cię nienawidzić.
- Wiesz... W tym momencie wolałabym być zwykłą, kislevską dziewczyną. Nie chciałam tego wszystkiego - dodała z goryczą, chcąc się usprawiedliwić.
- Nie wpaść do jeziora, bo lód jest. Lód ochronić przed tym, chyba, że ktoś się bardzo stara i skacze i wali w niego, to wtedy pęknąć i ktoś wpaść. Ale tak, nikt nie wpaść, można chodzić - odpowiedziała wzruszając ramionami. Nie mogła sobie wyobrazić, że wpada do wody, która pokryta jest lodem, więc dla niej to było już proste. Przecież niejeden kilometr Norski przeszła i wie, jak to jest. Mimo tej ograniczonej wyobraźni wyciągnęła rękę aby położyć ją na dalszym ramieniu dziewczyny i przybliżyć jej ciało do swego, na co Kislevianka mruknęła zaskoczona, ale nie stawiała oporu. Pogładziła ręką jej ramię w geście pocieszenia
- Kata jest dziewczyna z Kislev, ale nie jest zwykła. Każda z nas jest niezwykła, w swoja sposób, ale to nic złego.
Nieodgadniony w tym momencie wzrok Katariny spoczął na twarzy Lexy, która dostrzec mogła w nich jakieś ogniki świadczące o tym, iż jeszcze jakoś się trzyma, a być może jej bliskość bardzo dziewczynie pomogła. Te oznaki życia jednak szybko zgasły pod naporem raczej nieprzyjemnych wspomnień z ostatnich kilku dni. Pociągnęła nosem, powstrzymując tym samym napływające łzy. Była cholerną kislevską czarownicą, nie mogła płakać.
Choć sytuacja i jej wiek temu zdecydowanie sprzyjały.
- Sama widziałaś co się stało tam pod drzewem. Od tamtego momentu nie jest ze mną najlepiej. I... Ciągle czuję na swych plecach mordercze spojrzenia. A teraz jest jeszcze gorzej, bo Lambert znów jest w pobliżu - zwierzyła się szeptem nie chcąc, by ktokolwiek inny ją usłyszał.
- Lexa rozmawiać z Lambert, on nic ci nie zrobić, kiedy Lexa blisko. Tak obiecać, a kapłan dotrzymać obietnica musi. Kata nie jest zła dziewczyna, tylko samotna. Razem z dobra ludzia nie być wstrętna wiedźma bez serca, a dobra czaro… Czaro jakaś, Lexa nie zna słowa, przeprasza. - skrzywiła się lekko przybliżając się bardziej do dziewczyny i spoglądając na nią. Odstawiła plecak na bok jedną, wolną ręką wyjmując koc i okrywając ich nogi. Ta druga zaś pogrzebała flegmatycznie w swej torbie i wyjęła zeń kolejną, dobrze znaną już Norsmance butelkę. Był to Kvas, wyborna kislevska wódka zwana przez nieznających się imperialnych południowców "szczynami". Upiła jeden łyk jedynie lekko się przy tym krzywiąc, po czym podała ją Lexie przywołując na twarz mały uśmieszek.
- Czarownica. Może Kvasu? Trochę mi zostało.
Kiedy Lexa miała zamiar przyjąć już od dziewczyny poczęstunek, na placu trwała wrzawa. Najwidoczniej każdy po walce się otrząsnął, przeszukał już każdego zielonego pokurcza i poczęli całą zgrają iść w stronę niezniszczonej jak reszta otoczenia wieży.
- Chodźma, dokończym później - odparła jej Norsmanka i podniosły się, udając się za resztą do zbrojowni.


- Bogowie wysłuchali naszych modlitw! - Zaśmiał się pełen radości Schulz. Na jego naznaczonej zmarszczkami twarzy, po raz pierwszy od wielu dni zagościł uśmiech, choć brakowało w nim pewnej iskry szczęścia, która dawniej była wyczuwalna. Utrata rodziny była dla niego prawdziwym ciosem i wciąż modlił się o choć cień szansy na uratowanie jej. Teraz, na widok stosów pancerzy, mieczy i broni palnej, weteran Burzy Chaosu na powrót stał się bogobojny człowiekiem, dając wiarę w boską łaskę.
Albert podszedł do stojaka na broń i wyciągnął z niego miecz, uważnie przyglądając się zdobionej krawędzi stali, po czym schował go z powrotem na swoje miejsce. Nie potrzebował innego. Jego, choć mocno wyszczerbiony, wciąż był zdatny do walki, ale przede wszystkim nosił imię jego dziada na klindze. Miecz przekazywany z pokolenia na pokolenie, miał dla niego zdecydowanie większą wartość niż znajdujący się w zbrojowni kunsztownie wykonany oręż.
Jednakże nie mógł pogardzić wysokiej jakości muszkietem hochlandzkim, o którym słyszał praktycznie tylko z opowieści. Tylko raz widział tą broń i to w rękach tłustego arystokraty, który nie potrafił strzelać. Teraz mógł jej się przyjrzeć z bliska i rzeczywiście; była imponująca. Długa lufa, skomplikowany mechanizm ładujący i wiele innych nietypowych rozwiązań, sprawiły, że musiał się najpierw trochę z nią oswoić. Wziął ją do ręki, wycelował gdzieś w tył pomieszczenia i pociągnął za spust, zwalniając zamek skałkowy, który trzasnął w charakterystyczny sposób, lecz broń nie wypaliła z racji braku prochu.
- Z przyjemnością wypróbuję to na kozłojebcach. Dalijże, przymierzać zbroje, przydadzą się wam na polu bitwy - zwrócił się do reszty.
Katarina weszła szybko do zbrojowni, zaczynając się za czymś gorączkowo rozglądać, choć w jej oczach nie było nadziei na odnalezienie przedmiotu jej poszukiwań. Pragnęła odnaleźć broń Natalyi, ale czy w zamkniętym na cztery spusty miejscu mogło się znaleźć coś tak charakterystycznego dosłownie znikąd? Raczej nie.
Dziewczyna zawiesiła swój wzrok na zakurzonym, zakrzywionym ostrzu leżącym bezładnie na ziemi. Wzięła jej prostą, obłożoną wysokiej jakości drewnem rękojeść. Wyważenie tej szabli było idealne. Stal radośnie błyszczała w świetle świec, a lekki zamach wyzwolił krótką, czystą pieśń przecinającej powietrze klingi. Kislevianka od razu poznała robotę swojego ludu. To właśnie w Kislevie preferowano taką broń i przykładano do niej olbrzymią wagę. Ta jednak była praktyczna - bez zdobień, gotowa do walki z najeźdźcą. Podobnie jak mistyczna szabla Natalyi błyszcząca niebieskimi runami, kiedy nadchodził mróz.
Aż nagle stanęła w miejscu, miotając dookoła coraz bardziej spanikowanym wzrokiem. Jeśli ktoś nie zauważył tego, co się zaczęło dziać, to brzdęk upadającej stali całkowicie skupił uwagę na Katarinie. Zasłaniała swą twarz tak, jakby po miesiącu siedzenia w podziemiach wyszła właśnie na oślepiające światło słoneczne. Nagle opuściła ręce. Nasłuchiwała. Zdawała się nie zauważać nikogo innego w zbrojowni. Na jej bladej twarzy błyskawicznie wymalował się strach. Z niepodobną do siebie energicznością kolejny raz chwyciła za rękojeść broni i wybiegła z pomieszczenia, prawie się przy tym przewracając z niewiadomego powodu. Nie wyglądało to tak, jakby się o coś potknęła.
Lexa nie do końca zainteresowana była wyposażeniem pomieszczenia. Fakt, zastanawiała się nad doborem jakiejś tarczy, być może i zbroję by wymieniła na nowszą i nie cuchnącą potem, a wilgocią, jednak nie było widać w jej ruchach pośpiechu. Wchodząc do zbrojowni oddychała miarowo i spokojnie, leniwie wręcz rozglądając się wokół i przejeżdżając dłonią po broniach i zbrojach, jakby sprawdzając nagromadzoną warstwę kurzu. Wzięła tarczę oraz zbroję, wymieniła kiepski topór, na lepszy, mając teraz dwa takie same. Mimo dodatkowego uzbrojenia wcale nie poczuła się szczęśliwsza. Norsmanka automatycznie zareagowała gotowością bojową, kiedy usłyszała brzęk stali, jednakże szybko spojrzenie w stronę źródła dźwięku uświadomiło ją, że to nie wróg nadchodzi. Mimo to reakcja Katariny i to, co się z nią działo, sprawiło, że kobieta popadła w zadumę oraz niepokój. Bez wahania wyszła za wiedźmą, aby ją dogonić i spytać, co się stało. Nie zatrzymywała się, depcząc wciąż Wiedźmie po piętach. Musiała jej pilnować, musiała znać przyczynę tego zachowania.
Adarowi zaświeciły się oczy. Widok rzędami poukładanej broni i stojaków z pancerzami wręcz zaparł mu dech w piersi. Zacisnął dłoń na rękojeści Pobrzasku i podekscytowany ruszył wzdłuż zbrojowni, wzrokiem pochłaniając każdą sztukę narzędzi wojennych i opancerzenia. Przystanął przed jednym stojakiem z zawieszoną przezeń kolczugą i przyglądał się skrupulatnie połączonym stalowym kółeczkom. Następnie spojrzał na swój poplamiony, poszarpany, nędzny skórzany kubrak zdobyty po minotaurach i opuścił ramiona. Jeszcze przed chwilą rysował się na walecznego, może nawet niepokonanego wojownika, jednak te kunsztowne zbroje jasno świadczyły o tym, że jest nikim. Szarak stanowczymi ruchem odpiął klamrę, a z jego pleców zsunęła się zadrapana tarcza, z hukiem uderzając o posadzkę. Następnie poszedł pas, jednak ten odłożył już bardziej delikatnie, nie chcąc uszkodzić runicznego miecza. Chwilę później stał już w samym ubraniu, pozbywając się przedtem swojej skórzni. Nieruchomy, wpatrywał się w stojak, próbując wyobrazić sobie, jak by w tym wyglądał.
Po kilku chwilach w zbrojowni stał już całkiem inny Adar. Kolczuga, a pod nim nowy skórzany pancerz prezentował się na sylwetce kuchcika. Wytrzymały pas z przytroczonym doń Pobrzaskiem, opinał jego biodra. Marsowa mina malowała się na twarzy przebranego sługi. Szarak spojrzał na swoją starą tarczę. Była dowodem jego waleczności. Ale była też uszkodzona i niezbyt poręczna. Kątem oka zauważył coś zawieszonego na przeciwległej ścianie. Tarcza. Niezwykła. Błyszcząca, kunsztownie wykończona, z klejnotami weń wtłoczonymi, hipnotyzowała. Adar nie czekał i podszedł do niej, a następnie zdjął ją z namaszczeniem i zważył w ręce. Była piękna. Idealnie pasowała do Pobrzasku. Na koniec Szarak zgarnął jakiś zdobiony sztylet, który zatknął za pas i odwrócił się do reszty. W samą porę, by zobaczyć wybiegającą Katarinę, a za nią Lexę. Przez chwilę zastanawiał się, czy ruszyć za nimi. Właściwie obecność norsmenki trochę go odstręczała, zwłaszcza po tym, co zobaczył na dziedzińcu. Normalnie by sobie odpuścił, ale… no właśnie ale. Przebrał się za rycerza, więc niech się chociaż zachowuje jak rycerz. Adar wziął głębszy wdech i z brzdękiem uzbrojenia wybiegł ze zbrojowni.



Norsmanka pokonała tę samą drabinę, co nie tak dawno Katarina i Severus. Wchodząc na dach, dostrzegła przerażoną dziewczynę oraz najemnicze chuchro, którego tak bardzo nie lubiła. Nie to jednak było powodem jej własnych zmartwień, a fakt zauważenia olbrzymiego brzydala, który mógł zagrozić wszystkim, nie tylko osobom znajdującym się na dachu. Był bezkształtną masą, stworzoną z czystej, nieposkromionej magii, będącej kwintesencją natury Chaosu. Na jej własnych, szeroko otwartych ze zdumienia oczach, zaczął przybierać materialny kształt; jako pierwsza pojawia się twarz zakończona dziobem, kilka sekund później wyrosła reszta różowawego ciała. Demon posiadał wielkie, ptasie skrzydła, zaś jego nienaturalnie chude ramiona zakończone były długimi szponami. Bestia spojrzała z głodem wymalowanym na paszczy, na zebraną na dachu grupę osób, rzucając się lotem do ataku.

- O kurwa. Przydała by się większa broń. Potrzebujemy większej broni. Sigmarze chroń - Severus wyjął miecz i warknął - W imieniu Sigmara NIE PRZEJDZIESZ !! - wykrzyczał zapuszczając szarżę i atakując demona mieczem. Ostrze zatopiło się miękko w jego ciele, a ten zdawał się nawet nie odczuć rany.
Lexa widząc to rzuciła się biegiem, wykonując szarżę aby wbić ostrze topora w demona
- Kata, czar! Rusz się! - krzyknęła do dziewczyny, aby wyrwać ją z szoku, która, będąc całkowicie przerażona i bardzo słaba, próbowała odczołgać się jak najdalej od nowego monstrum.
Potężny cios blondynki wbił się w plecy stwora, dotkliwie go raniąc. Demon zaczynął wypowiadać jakieś potężne zaklęcie, które sprawiło, że jego szpony zaczęły błyszczeć od nieskrępowanej mocy Chaosu. Silne uderzenie trafiło przedramię Severusa zamieniając je w krwawy ochłap, zaś potężna magia zaczęła wysysać z niego życie. Mężczyzna upadł na ziemię, brocząc we własnej krwi, spoglądając z niedowierzaniem na własną rękę, która przypomina teraz bardziej ociekający krwią kikut.

Adar dyszał jak pies, nieporadnie gramoląc się po drabinie. Przebieżka w pełnym rynsztunku szybko pokazała mu, z czym rycerz musi zmagać się każdego dnia. Całe szczęście, że on nie był rycerzem. Z potężnymi rumieńcami na twarzy, dotarł w końcu na samą górę, tylko po to, by o mało co nie zlecieć w dół.
- D… d… demon? - wydukał, kurczowo trzymając się ostatniego szczebla. Bardzo chciał w tej chwili zawrócić i zapomnieć o tym przerażającym widoku. Demony były akceptowalne, ale tylko w bajkach i opowieściach. Spotkać takiego na żywo? W życiu by sobie tego nie życzył! No dalej Adar, zbieraj się stamtąd!
Szarak obrzucił spojrzeniem walczących towarzyszy, a zwłaszcza Katarinę. Poczuł się bardzo głupio, że ucieczka przebiegła mu chociaż przez myśl. Nie zostawi ich. Nie schowa się tak, jak w Krausnick. Teraz był czas, by pokazać, kim jest naprawdę. Czas, by się przekonać.
Szarak zszedł z drabiny i dobył broni. Pobrzask zabłysnął jak zawsze runicznym światłem, które odbijało się od jego nowej zbroi. Ze zdobioną tarczą w drugiej ręce, postąpił ostrożnie naprzód. Adrenalinowy kop omal nie zbił go z nóg, jednak jakimś cudem opanował drżenie rąk. Aby nie stać bezczynnie, spróbował zajść demona z boku i wykorzystać przerwę pomiędzy atakami Lexy, by zaszarżować.

Nagle od boku demona pojawił się Adar, który chcąc wykorzystać przerwę pomiędzy atakami Lexy, zaszarżował na potwora. Wbił mu miecz tuż obok miejsca, gdzie chwilę wcześniej wylądował topór Lexy. Przebity na wylot demon wydał z siebie przypominający jęk bólu skowyt, po czym odwrócił plugawy łeb stronę atakujących.

-Ty jebany kutafonie - wycedził Severus, gdy z jego ust wypływała krew. Wziął zamach uderzając z pięści demona prosto w ryj, a potem padł na ziemię, co nie uszło uwadze Lexy. Cios akolity wydawał się być silny, choć nikt by nie przypuszczał, że jest on w stanie zamroczyć demona. Tak się jednak stało; przybysz z innego świata zachwiał się na nogach, co natychmiast wZostało wykorzystane przez Norsmankę i nie tylko. Miecze i topory przebiły demona na wylot, wysyłając go z powrotem w zaświaty, tam skąd przybył.

Blondynka po wszystkim doznała niemałego zaskoczenia, które nie było spowodowane tylko obecnością demona. Wydawało jej się z początku, że jedyna osoba, na którą może liczyć w walce to Katarina, a Severus zaraz podwinie ogon i spieprzy choćby miał skakać z dachu - nie zrobił tak. Zamiast tego przeklął głośno i rzucił się na demona w czystej postaci z gołymi rękoma gotowymi do walki, chcącymi zmiażdżyć potężny i plugawy byt, który śmiał w ogóle się tutaj pojawić. Lexa zamarła tylko na moment, kiedy akolita padł na ziemię w kałuży własnej krwi, a jego ręka przypominała miazgę mięsa i mięśni.
- Kata! - wydarła się wściekle szczerząc zęby w kierunku wiedźmy i wskazując ją ostrzem swojego topora ociekającego demonią posoką.
- Na co czeka, sraka ruszać, ale już! - rozkazała w formie groźby, która utkwiła gdzieś w jej gardle. Widać było w jej oczach, że jest zła na dziewczynę. Lexa podeszła do Severusa i uklękła obok niego. Niby ktoś nauczył ją leczyć, ale nie była ona na tyle inteligentna, aby wierzyć, że potrafi pomóc w tak ciężkiej ranie. Jego ręka wyglądała, jakby nadawała się tylko do amputacji. Kobieta sposępniała ponownie rzucając spojrzenie Katarinie oraz obrywając materiał z koszuli akolity, aby spróbować zabandażować jego ramię
- Leczy umie, to lecz. Zobacz Kata, do czego niezdecydowana twoja doprowadza, Lexa krzyczeć byś czar. Winić przestań siebie, żeś wiedźma, zrób cokolwiek by być ta dobra. Pomóż szybca, nie stoi jak widłak w gównie, czasu brak, umrzeć może! - uniosła się warknięciem, przez co dziewczyna mogła poczuć się zastraszona. Mimo to, gdyby Norsmanka chciała jej przywalić, zrobiłaby to już dawno, zamiast wiązać pętelki wokół zmiażdżonej ręki akolity. Kobieta była pod wrażeniem jego odwagi, hartu ducha, determinacji. Od samego początku to męskie chuchro było dla niej nikim, jak robalem do zdeptania jednym depnięciem buta.
- Wyleczymy ci ręka, nic nie bój. Jeszcza niejeden plugawiec chaosu zatrzaskasz, w imię swego boga - mówiła spokojnie pochylając się nad nim. Zakrwiawioną ręką odgarnęła opadający pukiel blond włosów za ucho, pozostawiając na nim szkarłatny ślad posoki akolity.

Adar stał z opuszczonym mieczem i nabierał oddechu po stoczonym pojedynku. Runiczne ostrze skąpane było we krwi, która leniwie skapywała pod stopy sługi. Szarak spojrzał z niedowierzaniem na swoich kompanów. Wszyscy żyli. Przetrwali spotkanie z najprawdziwszym demonem. Czyż taki wyczyn nie był godny opiewania?
Szarak zarumienił się, wyobrażając sobie tych wszystkich dziadów, którzy w swych baśniach będą wspominać o nim.
Widząc, że rannym Severusem zajęła się norsmenka, Adar postanowił sprawdzić co z Katariną. Z chrzęstem zbroi podszedł do lodowej czarownicy i nie odkładając tarczy ani miecza, przystanął u jej boku.
- Wszystko w porządku? - zapytał.


- Co tu się stało? - Wszyscy zgromadzeni na szczycie warowni usłyszeli znajomy, surowy głos. Był to Brat Lambert, który w momencie, gdy przemówił, zdołał jedynie wystawić głowę ponad otwór. Widząc leżącego na ziemi, ciężko rannego Severusa natychmiast wdrapał się na górę.
Kapłan Sigmara minął bez słowa Adara i zatrzymał się w miejscu, gdzie kilka chwil wcześniej stał demon. Chwycił się za swój amulet, symbol Młotodzierżcy, po czym odprawił pod nosem jakiś egzorcyzm, a następnie przeniósł swoje karzące spojrzenie na leżącego w kałuży krwi Severusa i opatrującą jego dłoń Lexę. Nic nie powiedział, tylko przyglądał się w milczeniu rannemu, aż w końcu podniósł wzrok i jego spojrzenie zetknęło się ze spojrzeniem Katariny.
- Ty...! - Ruszył w jej stronę szybkim krokiem, sprawiając, że młoda kobieta zadrżała na całym ciele. Kapłan chwycił ją za strzęp szaty na wysokości piersi, którą mocno ścisnął i pociągnął ku blankom. Pchnął ją do przodu jakby chciał ja zrzucić z wieży, lecz w połowie drogi zdołał zatrzymać wciąż zaciśniętą dłoń. Katarina wisiała nad trzydziestometrową przepaścią i jedyne co powstrzymywało ją przed upadkiem była silna, zaciśnięta dłoń Lamberta.
- Ty go tu sprowadziłaś, wiedźmo! - Na jego twarzy malował się gniew, którym kapłan Sigmara wręcz tryskał, lecz mimo to nie puszczał kobiety, jakby coś go powstrzymywało przed tym czynem.
- Rolig selv! - krzyknęła Lexa po norsku, jednak Lambert zdawał się jej nie słyszeć.
- Ostrzegałem Schulza, że sprowadzisz na nas kłopoty i właśnie to uczyniłaś. Nie dość, że jesteś bezużyteczna to jeszcze stwarzasz zagrożenie dla nas wszystkich! - Wykrzyczał jej prosto w twarz, po czym opuścił ją jeszcze mocniej jakby chciał już rozluźnić chwyt i pozwolić jej spaść w dół. Na obliczu kapłana widać było toczący się w nim wewnętrzny konflikt, tak jakby jedna ze stron chciała zabić dziewczynę, a druga powstrzymać go przed tym. W końcu jednak ta druga zwyciężyła.
Lambert westchnął głośno, choć było to bardziej westchnienie zawodu i irytacji, niż czegokolwiek innego, po czym pociągnął ją ku sobie, a następnie silnym pchnięciem posłał ją na ziemię obok.
- Nie chcę już ciebie widzieć. Lepiej będzie jak nas opuścisz… - powiedział, po czym ruszył w stronę drabiny.
- Przestań żeś i ty! - ponownie uniosła głos Norsmanka, wstając i prostując się. Zmierzyła Lamberta gniewnym spojrzeniem
- Kata za Severus przybiec, nie odwrotna. Paranoj masz jakaś, ale Lexa obrażać nie będzia jak ty obrażasz inna człowiek. Pomóż zabrać Severus stąd, sama Lexa nie wziąć - ukucnęła ponownie przy akolicie aby podnieść go w bezpieczny sposób.
- Już raz nas opuścił, a ty mu jeszcze pomagasz? To tchórz niegodny życia, którym go obdarowano - Odpowiedział Lambert zatrzymując się w połowie drogi dzielącej go od drabiny.
- On demon zabić własna ręka. Lambert przestać stroszyć pióro i pomóc po ludzku - powiedziała surowo, jakby planowała rozpocząć wojnę spojrzeń.
Lambert westchnął w odpowiedzi, po czym podszedł do leżącego na ziemi Severusa i pochylił się nad nim. Bez większego trudu przerzucił rannego mężczyznę przez bark i ruszył w stronę drabiny.
- Zaiste w kurewskim położeniu jesteśmy, skoro dostrzegłem w tobie jakąś wartość - powiedział do młodego akolity, który w jego mniemaniu powinien zamknąć się w klasztorze i przez resztę życia nie opuszczać jego bram. Blondynka wcale odmiennego zdania nie miała, choć i wyrażać go głośno wcale nie planowała. Podniosła się z klęczek, aby ruszyć za Lambertem.
- Przynieś jakieś bandaże - zwrócił się do Lexy i z tymi słowami zszedł na dół.
Lexa ostatni raz spojrzała na Katarinę i westchnęła
- Sie nie przejmuj mała, to tylko lew w klatka, kły szczerzyć, ale nie gryźć. Zostawia cie Lexa z przyjaciel. Zobaczyć później - machnęła jej raz ręką na pożegnanie i zeszła za Lambertem.


Kobieta schodząc za Lambertem nie była do końca z siebie zadowolona. Jej zimna postawa mogła sprawić, że Katarina już nigdy nie zechce z nią rozmawiać. Może to i lepiej? Im mniej przyjaciół, tym mniej cierpienia. Zawsze łatwiej jest odtrącać od siebie ludzi, niż potem patrzeć jak giną, jeden za drugim. Otrząsnęła się w myślach gdy zeszli już z dachu, stawiając stopy na twardym gruncie.
- Lexa prosza, do kwatera zanieść i opatrz, potem ja cała noc w jeden pokój z akolita zostać i Lambert nie musieć się interesować. Dobra? - skrzywiła się słuchając swojego pokracznego języka i wyminęła Kapłana idąc po rzeczy, jakie zostawiła w ruinach jednego z domów przed wieżą.
Pozbierawszy rzeczy i wracając, minęła szesnastu nieznanych sobie chłopów, na których czele stał Dziadek z Wioski. Uniosła badawczo brwi przyglądając się każdemu z osobna i wszystkim jednocześnie, a jej mięśnie ramion były groźnie napięte, gotowe ewentualnie spuścić któremuś z nich wpierdol, gdyby tylko usłyszała jakiś komentarz. Lambert coś biadolił na temat swoich fantazji o tym, że Katarina przyzwała demona, na co Lexa nawet nie zdążyła zaprotestować. Nie dała rady przebić się głosem przez głośną wymianę zdań między kapłanem a Schulzem, który od razu pobiegł na dach. Całe szczęście, że biedna Kata nie była tam sama i będzie miał ją kto ochronić, przed gniewem wojskowego.
Norsmanka zaś udała się do kwatery, w której powinien leżeć ranny Severus. Przyniosła więcej opatrunków, trochę alkoholu oraz swój własny tobół, który od razu rzuciła pod ścianę. Usiadła na przeciwległym łóżku z głośnym opadnięciem na skrzypiące sprężyny, po czym zmęczona zdjęła brudne buty oraz całą zbroję i położyła się na pryczy, rozciągając nogi i ręce. Przekręciła głowę w bok obserwując Severusa, nie wiedząc po jaką cholerę zgłosiła się do opieki nad nim.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 15-06-2016 o 17:47.
Nami jest offline