|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-06-2016, 20:33 | #201 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
04-06-2016, 13:54 | #202 |
Administrator Reputacja: 1 | Ernst, chociaż wiedział, za który koniec miecz trzymać, zawsze wolał najpierw z dystansu przeciwnika zmiękczyć, by najwyżej potem, jeśli kule nie starczą, ostrzem dzieła dokończyć. Jako że wrogowie, niektórzy przynajmniej, takie same możliwości mieli, Ernst za swój cel obrał jednego z goblinów, który za łuk chwycił. Ustrzel wroga, zanim on zrobi to samo z tobą. Ta zasada była dość rozsądna i Ernst nie miał zamiaru postępować wbrew niej. Starannie wycelował... a gdy rozwiał się dym strzelec ujrzał goblina leżącego w kałuży krwi. Łucznik, którego pozbył się Ernst, nie był jedynym z tej bandy, co się łuków imali, dlatego też strzelec najszybciej jak mógł ponownie naładował rusznicę. Wycelował starannie, jako że przy strzelaniu do celu pospiech jest zbędny (chyba ze cel jest wielkości stodoły), po czym delikatnie pociągnął za spust. Huk, dym... i kolejny goblin rozstał się z tym światem. Czy trafił do lepszego? Ernst wątpił, ale nie zamierzał zagłębiać się w filozoficzne rozważania. Inni nie próżnowali, a garstka goblinów rzuciła się do ucieczki, chcąc ratować swe życie. Czy życie goblina warte było ołowianej kuli? A raczej - czy warto była marnować kulę i proch, które wszak na drzewach nie rosły? Ernst nie zastanawiał się długo - jeden goblin, który ucieknie, mógł wrócić, prowadząc ze sobą setkę żądnych krwi pobratymców. Lepiej było zapobiegać, niż leczyć... Ernst ponownie załadował rusznicę i strzelił. Ku jego zadowoleniu i ta kula była celna. Goblin padł, jakby go ścięło z nóg i już się nie poruszył. Kolejne strzały były już zbędne, bowiem kompani postarali się wyeliminować do końca niebezpieczeństwo. Jako że goblinami nie trzeba się już było przejmować, Ernst wybrał się na zwiedzanie warowni. |
09-06-2016, 15:24 | #203 |
Reputacja: 1 | Wilhelm na każde wspomnienie starego weterana o przeszłości, burzy chaosu, czy fortecy, mimowolnie przymykał oczy i ziewał. Lubił wysłuchiwać opowieści o zamierzchłych czasach, a zwłaszcza takich, które mógłby później wykorzystać w swoich sztukach, jednak w obecnej sytuacji nie miał nastroju na wysłuchiwanie jakiegoś starca. W ciągu tych kilku dni nazbierał już spory zapas inspiracji, jednak czy dane mu je będzie kiedykolwiek wykorzystać? Czy przeżyje? A nawet gdyby przeżył, to czy będzie w stanie wrócić do swojego dawnego, aktorskiego rzemiosła? Czy będzie w stanie ponownie stać się tą samą osobą? |
09-06-2016, 15:50 | #204 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Goboczujka, Wrzosowiska 9 Kaldezeit, 2526 K.I. Zmierzch Po urządzonej na zamkowym placu rzezi, bohaterowie udali się na zwiedzanie opustoszałej warowni. Odchylając ciężkie, żelazne wrota, które wisiały na jednym tylko zawiasie, światło pochodni raz jeszcze zakradło się do skrytych w ciemnościach korytarzy, odsłaniając przed przybyszami tajemnice tego miejsca. W grubych murach fortecy wciąż utkwione były kule armatnie, których widok wzbudzał ciarki na samą myśl o przerażającej bitwie, która kilka lat wcześniej rozegrała się w tym miejscu, zaś ściany wciąż zroszone były zaschniętą krwią, pobudzając wyobraźnie przybyszy, którzy szybko zrozumieli w jak bardzo rozpaczliwej sytuacji znaleźli się obrońcy.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
11-06-2016, 12:09 | #205 |
Reputacja: 1 | Mühlendorf 9 Kaldezeit, 2526 K.I. Świt Świt nastał szybciej niż ktokolwiek by tego chciał. Pomimo krótkiego i urywanego snu, Pyotr odpoczął. Pierwszy raz od długich dni, miał możliwość zmrużenia oka w względnie bezpiecznym miejscu. Sny nie opuszczały go, lecz tym razem nie pamiętał wiele. W zasadzie nie pamiętał niczego prócz tajemniczej starczej twarzy, o oczach przysłoniętych bielmem. Człowiek, do którego należała owa twarz, nie był mu znany, a mimo to, nie dawała mu spokoju. Czuł, że to ważne. |
11-06-2016, 20:13 | #206 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 15-06-2016 o 17:47. |
12-06-2016, 10:33 | #207 |
Reputacja: 1 | Severus zszedł milczący do zbrojowni. Co jakiś czas tylko zatrzymywał się, by oprzeć się o ścianę. Pot spływał mu po czole. Nie mówił za wiele. Spoglądał tylko z przerażeniem i lekkim powątpiewaniem na trupy zalegające w wąskich korytarzach twierdzy. Ubrane tak jak zmarły, spoglądały pustym wzrokiem na przechodzących obok ludzi. Gdy im się dłużej przyjrzało mogło się mieć wrażenie, że te czekają tylko na jakiś znak, by powstać z ziemi i zaatakować. Serce z jakiegoś dziwnego powodu zaczęło akolicie bić coraz mocniej i szybciej. Oddech stał się ciężki, jakby oddychanie sprawiało mu coraz większy problem albo nie mógł on złapać odpowiedniej ilości powietrza. Mgła zaszła mu przed oczami. Ciemność pogłębia się, świat przestaje się wydawać tym czym jest w oczach śmiertelnika. Światło zamienia się w cień, postacie stają się rozmazane, szare, powoli bledną z otoczeniem, aż w końcu zanikają. Na chwilę zapada kompletna ciemność, a jedynym źródłem dźwięku jest powolne, rytmiczne bicie serca. Niespodziewany wybuch światła oślepia Severusa, i ten zakrywa twarz, próbując zasłonić oczy przed oślepiającym blaskiem. Po chwili jednak jasność zaczyna słabnąć a wraz z opadającą jasnością, dźwięk przybiera na sile. Na początku odległe echo, lecz z każdą chwilą staje się coraz wyraźniejszy, aż w końcu zagłusza wszystkie inne zmysły. Bitwa. Młody Sigmarita widzi bitwę. Przerażającą armię zakutych w czarnych jak heban pancerzach wojowników nacierających na samotną warownię. Jej los zdaje się być przesądzony. Potężne machiny wojenne burzą mury, tryskają ogniem, który kruszy kamień, lecz samotna warownia opiera się tym atakom. Przed upadkiem broni ją nie tylko wspaniałe rozwiązania inżynierii jej konstruktorów, lecz także pojedynczy arcymag kolegium niebios, który stoi na szczycie fortecy, rozpętawszy wokół niej prawdziwą nawałnicę. Jego oczy błyszczą od nagromadzonej w niej magicznej energii, która tryska wręcz od drobnych wyładowań elektrycznych. Pod jego mocą oblegający Goboczujkę wojownicy chaosu giną całymi regimentami, dając obrońcom nadzieję na przetrwanie. Severus uśmiecha się, widząc to. Otwiera usta by coś powiedzieć, ale odpowiada mu tylko cisza. Nikt go nie słyszy. To co widzi, musi być zesłaniem od Sigmara, albo z tej drugiej przyczyny. Innego wytłumaczenia nie ma. Przygląda się po prostu temu wszystkiemu z początku spokojnie. Wredny uśmiech pojawia się na jego twarzy. Sugeruje że zna zakończenie tej walki. Po chwili jednak z niebios spada potężny słup ognia, rozbijają się o przesiąkniętą krwią ziemię. Na niebie pojawiają się burze - nagłe i gwałtowne. Kłęby dziwnych chmur przesuwają się po niebie, zmieniając kształty i przyjmując nowe formy, które zwijają się i skręcają w bezustannym procesie powstawania. Nawet bezwładne ciała zaczynają ulegać mutacji. Wykrzywione w jakiś potworny sposób ulegają zmianom i mutacji. Szare, skruszone skały zaczynają przybierać jaskrawe kolory, jakby jakiś malarz je pomalował na ostre, kontrastowe odcienie. Głowa Severusa zaczyna pękać. Ciało drżeć. A oczy dziwnie błyszczeć. Blizna na piersi piecze. Świat się zaczyna zmieniać. Tego nie da się nie czuć. Severus wie co nadchodzi i czuje jak serce ze strachu zaczyna mu się kurczyć. On sam zaczyna momentalnie maleć, wręcz jakby modli się o to by zniknął stąd. Oto bowiem nadchodzi starożytny, przerażający byt, znacznie starszy niż otaczającego go skały, starszy od gór, które rysują się w oddali. Przypominający ptaka demon, którego ptasia głowa podtrzymuje wątła szyja, zaczyna rozglądać się swoim wszystkowidzącym okiem po arenie walki. Ostre szpony demona mogące jednym ruchem przedziurawić najgrubszą zbroję delikatnie i niemrawo zaczynają się poruszać. Jasno, różnokolorowe skrzydła zaczynają poruszać się na wietrze, hipnotyzując wielu wojowników. Skóra demona pulsuje nadnaturalną energią, a magia krąży w jego spaczonym ciele niczym krew w żyłach śmiertelników. Oto przybył Pan Zmian, Oko Tzeentcha, Pierzasty Władca. Najpotężniejszy demon Wielkiego Konspiratora. Istota mogąca zaglądać w przeszłość i przyszłość, a jej jedynym sensem istnienia jest tylko mutacja, podział, konflikt i niezgoda. Młodzieniec patrzył tylko jak demona wyciąga swoją otwartą dłoń w stronę warowni, a później jednym zdecydowanym ruchem zaciska ją w pięść. Skumulowana wokół fortecy mroczna energia wpada przez wszystkie strzelnicze otwory i wydziera z ciał dusze jego obrońców. Straszliwy jęk umierających przedziera się przez zaświaty, i nawet umarli by go usłyszeli. Severus padł na kolana tylko po to by zamknąć oczy i zakryć uszy. Kuląc się w oczekiwaniu na nieuchronne młody adept czuł jak magia penetruje warownię od najniższych kondygnacji i pnie się coraz wyżej, aż w końcu dociera do arcymaga, wokół którego tworzy nieprzeniknioną sferę ciemności. Walka woli toczy się między dwoma władającymi magią istotami, lecz dla zrodzonego z nieskrępowanej magicznej energii Obserwatora jest ona tylko igraszką. Jednym zdecydowanym ruchem dłoni, powoduje, że cała cienista sfera otaczająca maga wsiąka w niego i kilka sekund później eksploduje, rozsypując strzępy ciała arcymaga po całym dachu fortecy. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła powiadają, i wiedząc że i tak jego los jest z góry przesądzony Severus otwiera oczy. Dostrzega straszliwie zamordowanych obrońców Goboczujki i zauważa jak ich dusze wplatane są w mury przez potężne zaklęcie. Nawet po śmierci mieli nie zaznać spokoju. Stali się strażnikami tego miejsca, a ich spoczynek zakłóciło pojawienie się intruzów Wizja minęła, a akolita odkrył że leży na ziemi skulony w kącie. Pot spływał mu dosłownie po plecach i twarzy. Dłonie trzęsły mu się z przerażenia i bezradności. To co widział było przerażające. Nadal czuł zapach tej potwornej i niepokonanej istoty. Każdy teraz stawiany krok miał być ostrożny, i pełen niepewności. Emocje odczuwał teraz głębiej. Mocniej. A to co dostrzegał wykraczało poza rozumowanie zwykłych ludzi. Podniósł się z ziemi powoli, podążając za swoimi towarzyszami. Nieświadomi tego co tu miało miejsce. Głupcy? Szczęśliwi w swojej niewiedzy? Na te pytania nie znał odpowiedzi. Na razie mógł dalej obserwować i patrzeć. To co myśleli o nim inni, nie miało znaczenia. Nikt z tu zebranych nie miał znaczenia. Zadanie. Tylko ono się liczyło. Zbrojownia, którą odkryli pod klapą w podłodze. Miejsce zbawienne dla nich, bowiem spoglądając na oręż Severus domyślił się, że przynajmniej teraz mogą mieć do dyspozycji coś więcej niż poniszczoną stal, czy widły. Wszyscy zgodnie uznali to za dobry omen, więc i akolita rozpoczął poszukiwanie czegoś dla siebie. Poza mieczem i sztyletem, którego zdobieniom nie mógł się nadziwić wybrał parę innych jeszcze rzeczy. Sama stal niby powinna mu wystarczyć, ale strzeżonego Sigmar strzeże. Dzięki Schulzowi Severus nauczył się dość szybko, jak obsługiwać się bombami, których parę sztuk zamierzał przygarnąć. Tak samo jak i kuszę, i bełty do niej. Dla niego samego stal nie znaczyła wiele, ale skoro sama pchała mu się w łapy byłby głupcem gdyby nie skorzystał z tego. Gdy już jednak uzbroił się, a starą broń zostawił na miejscu, postanowił udać się w jedno możliwe miejsce. Szczyt. Ten sam szczyt, który dostrzegł w swojej wizji. Skoro została mu ona objawiona musiała coś znaczyć. Musiał być jakiś sens że, dostrzegł to co dostrzegł. Cel. Severus więc piął się schodami coraz wyżej, po drodze pokonując coraz kolejne piętra fortecy, aż w końcu trafił na ostatnie piętro. Przed nim rozpościerał się długi korytarz, na końcu którego znajdowała się drabina prowadząca na dach przez kwadratowy otwór, który jest otwarty. Owa drabina była cała spróchniała, przez lata była wystawiona na niszczycielskie działanie deszczu i wilgoci. Pomimo wątpliwości czy zdoła utrzymać ciężar Severus zdecydował się wejść na górę. Nagle usłyszał za sobą kroki. To zbliżała się Katarina, cała blada jak papier. Ją również przywiodła tu wizja, przynajmniej tak można było przypuszczać. Przez chwilę spoglądała na młodego akolitę, tak jakby rozumiała jego prawdziwą naturę, ale potem przeniosła swój wzrok na drabinę. Bez słowa przeszła obok młodzieńca dalej i zaczęła się wspinać. On po chwili poszedł w jej ślady. Nie było czasu na wahanie i rozmyślanie. Bez problemów udało im się wspiąć na dach, który otoczony jest zewsząd blankami. Forteca była okrągła, dach również i rozpościera się na całej jej szerokości. Wieża. Znajdowali się na najwyższym poziomie wieży - zapewne obserwacyjnej. Severus spokojnie rozglądał się dookoła i gdy przez dłuższą chwilę nic się nie dzieje, zaczął ogarniać go spokój. Zimny deszcz wciąż padał, i od czasu do czasu niebo rozjaśnia błyskawica. A potem znów wizja wraca Świat materialny zanika, a odgłosy walki powracają. Za plecami pojawia się arcymag kolegium niebios, ten sam, którego wcześniej Sigmarita widział w swojej wizji. Ramiona wzniesione do góry, szeroko rozpostarte, zaś jego dłonie lśnią od magicznej energii, podobnie jak oczy, które przybrały niebieską barwę. Nic nie mówi. Milczy. Coś Severusowi każe podejść do blanek, spoglądając w dół na przedpole otaczające Goboczujkę. Armia wojowników Chaosu naciera w waszą stronę, pokonując wzgórze i ostatnie metry dzielące ją od murów twierdzy. Wizja, którą wcześniej widział zapętla się. Na nowo ją przeżywa. Doświadcza. I ponownie pojawia się potężny demon, Pan Zmian. Wyciąga on dłoń, lecz tym razem nie w stronę arcymaga, ale w jego i Katarinę. -Kurwa… - wydostaje się z ust akolity Demon w tym czasie wypowiada słowa w jakimś plugawym, niezwykle starożytnym języku, które wydaje się być nasycony magią. Severus przeżył wiele. Spotkał już kiedyś demona, ale tamten przy tym wydawał się być dzieckiem stąpającym we mgle. Ciałem młodzieńca szarpie potężny ból. Głowa zdaje się mu pękać, a kolana uginają się pod naporem tej prastarej siły. Całe ciało drży i przeżywa katusze, a potem wizja przemija. Tym razem jednak nie miało być tak łatwo. Co z tego że wraca świat materialny, lecz tym razem coś straszliwego zdołało przedostać się do tego świata. Oto przed nimi unosi się bezkształtna masa, stworzona z czystej, nieposkromionej magii, będącej kwintesencją natury Chaosu. Po chwili zaczyna przybierać materialny kształt; jako pierwsza pojawia się twarz zakończona dziobem, kilka sekund później wyrasta reszta różowawego ciała. Demon ma wielkie, ptasie skrzydła, zaś jego nienaturalnie chude ramiona zakończone są długimi szponami. Jej wzrok przesycony był pełen nienawiści, głodu. Bez słowa demon rzucił się na najemników. Na Severusa. Strach. Akolita nie czuł go. Strach utożsamiał się z Panem Zmian. To była tylko jakaś popierdułka, a mimo to młodzieniec czuł wewnątrz jak kret wystawia wąsy. Demon. Mały czy duży nie robiło to żadnego znaczenia. Co za różnica. Skoro on był tylko zwykłym akolitą. No może nie zwykłym ale i tak z jego ust wydostało się: -O kurwa. Przydała by się większa broń. Sigmarze chroń - po tych słowach wyjął miecz i warknął - W imieniu Sigmara NIE PRZEJDZIESZ !!!!! - wybór. Trzeba było go dokonać. Katarina stała jak zamurowana. Może myślała że demon przyszedł po jej dziewictwo, ale zapewne do tego pierwszeństwo rościł sobie Adar. Chyba nie zdoła. Prawie się zaśmiał, ale nie było mu do śmiechu w obecnej sytuacji. Demon to demon, i jakikolwiek by nie był, lepiej było załatwić to po prostu wręcz. Moc. Nie miał jej wcale. To co wystarczało na gobliny, tutaj mogło okazać się zgubą wszystkich. -Wracaj do swojej domeny. Przekaż swojemu Panu pozdrowienia ode mnie - I po tych słowach przypuścił szarżę atakując go swoim nowym mieczem, wykonanym z najlepszej jakości materiałów. Z nadzieją w sercu. Wiarą w duchu. I modlitwą na ustach akolita ruszył na przeciwnika. Cios idealnie trafił, a miecz zagłębił się po samą rękojeść w ciele demona. Tylko co z tego, jak to nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. W końcu to demon, więc Severus nie wyglądał na zbytnio zaskoczonego. Raczej dochodził do niego fakt że właśnie ma przejebane. I to bardzo. Walka toczyła się szybko i po chwili demon zaczął wypowiadać jakieś zaklęcie. Zaburzenie eteru, zbierająca się fala Dhar podpowiadała że, demon zamierzał użyć poteżnej magii. I tak też się stało, bowiem po chwili, jego szpony zaczynęły błyszczeć od nieskrępowanej mocy Chaosu. Silne uderzenie trafia przedramię Severusa zamieniając je w krwawy ochłap, zaś potężna magia zaczyna wysysać z niego życie. Nawet zmiażdżenie barku przez sługę Pana Zarazy nie było tak niszczące jak ten cios. Akolita padł na ziemię brocząc we własnej krwi, spoglądając z niedowierzaniem na własną rękę, która przypominała teraz bardziej ociekający krwią kikut. Demon zaczyna wypowiadać jakieś potężne zaklęcie, które sprawia, że jego szpony zaczynają błyszczeć od nieskrępowanej mocy Chaosu. Silne uderzenie trafia przedramię Severusa zamieniając je w krwawy ochłap, zaś potężna magia zaczyna wysysać z niego życie. Mężczyzna upada na ziemię, brocząc we własnej krwi, spoglądając z niedowierzaniem na własną rękę, która przypomina teraz bardziej ociekający krwią kikut. Severus wyglądał jak kawał mięsa. Przynajmniej jego dłoń. On sam pokryty krwią, wyglądał jak kurczak, który ledwo co uciekł z pod rzeźnickiego noga. Twarz, całe ubranie było we krwi. -Ty jebany kutafonie - wycedził, a z ust. Krew wypłynęła mu z nich, ale szaleńczy uśmiech i obłąkany wyraz twarzy pozostał. Nie wyglądał jak akolita. Po prostu ta druga część jego osobowości doszła do głosu. Powoli powstał z ziemi, nie patrząc jak krew spływa po nim na ziemię. Usta zaczęły poruszać się w bezdźwięcznej mowie, jakby chciał coś wypowiedzieć jeszcze, ale tylko bordowa maź wypływała mu z ust. Powolnym krokiem podszedł do demona. Wiedział że to będzie jego być albo nie być. Jeśli nie miał przeżyć tego dnia, niech zapamiętają go takim jakim był naprawdę. To co widzieli do tej pory było tylko fasadą. Stanął więc na przeciw swojego przeciwnika i przekrzywił głowę na bok i wyszczerzył zęby w dzikim grymasie. A potem bez słowa przypierdolił mu pięścią w twarz. Cios doszedł do celu i inni mogli tylko spoglądać ze zdumieniem jak demon zostaje zamroczony. Przybysz z innego wymiaru zachwiał się na nogach i zastygł w bez ruchu. -Jest wasz - rzucił jeszcze wesoło, a potem padł na ziemię. Nim jednak pocałował glebę, spojrzał jeszcze na to co tylko przypominało jego dłoń. Drugi demon w życiu i druga pamiątka, której nigdy nie zapomni. O ile nie wykrwawi się, bo jak by nie patrzeć poza stojącą jak słup Katariną na mało kogo można tu było liczyć. Tak czy inaczej warto było. Szkoda było tylko tej Norsmenki. Harpia. Fajne imię. Uśmiech został na twarzy Severusa, gdy ten tracił przytomność. Choć nie do końca. Był świadomy wydarzeń, które się rozgrywały. I obiecał sobie jedno. Nim umrze, zobaczy jak Lambert będzie zdychał. Kapłan pogrążył się totalnie w swoim szaleństwie. Jego słowa tylko to potwierdzały. Gniew, strach i buta przebijały się przez usta Lamberta. Na razie jednak nie miał siły by to załatwić, ale przyjdzie czas. Przyjdzie odpowiedni moment, gdy kości zostaną rzucone. Przyjdzie moment, gdy karty ponownie się odkryją. A wówczas płomień pochłonie kapłana. Nie zemsta. Sprawiedliwość. A na razie...musi odpocząć. Był zmęczony. Jak spierdolą sprawę, nigdy już nie będzie mógł się podetrzeć ręką i podrapać po dupie. Przejebane. Bardziej go jednak martwiło to że już może nigdy nie pomacać dwóch cycków jednocześnie. Żałosne. Smutne. Prawdziwe. Sen.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) Ostatnio edytowane przez valtharys : 12-06-2016 o 11:01. |
12-06-2016, 11:15 | #208 |
Administrator Reputacja: 1 | Panujący w cytadeli nastrój nie przypadł Ernstowi do gustu. Nie da się ukryć - zdecydowanie wolałby otwarte przestrzenie, lub też własnoręcznie postawioną palisadę, jednak nie zamierzał zrezygnować z obejrzenia wnętrza fortecy. I, w końcu, okazało się, ze się opłaciło. Zbrojownia była tak wyposażona, że w pierwszej chwili Ernst nie uwierzył własnym oczom. Brać, wybierać... i wszystko za darmo. Jakim cudem nikt wcześniej tu nie przybył i nie zabrał tych wszystkich dóbr, tego Ernst nie wiedział, ale nie zamierzał się tym wcale przejmować. Było pod ręką, było potrzebne - trzeba było brać, podobnie jak to robili inni. Na pierwszy ogień poszła broń. Co prawda Ernst nie narzekał na swoją rusznicę, ale hochlandzki muszkiet natychmiast przyciągnął jego uwagę. Do tego woreczki z kulami i rożki z prochem. Te ostatnie szczelnie zamknięte i zalane woskiem. Dwa pistolety świetnej roboty wzbogaciły Ernstową kolekcję broni, a potem dołączył do nich pięknie wykonany miecz i równie wspaniały sztylet. Widać było, że tworzył je prawdziwy mistrz, i że świetnie się sprawdzą podczas walki. Chociaż najlepszą obroną jest atak, to o innym rodzaju obrony też warto było pomyśleć. Wnet Ernst przyodział nową skórznię, na którą założył kolczugę. Do tego doszła jeszcze tarcza - może nie tak wspaniała, jak inne, ale bardzo solidna - i Ernst był gotowy do dalszej walki ze wszystkim, co mogło stanąć im na drodze. Rozglądał się jeszcze po zbrojowni zastanawiając się, co by z tego wszystkiego zabrać. Wpakował do plecaka dwie bomby, ale gdy sięgnął po trzecią, usłyszał jakieś krzyki. Z pewnością nie były to okrzyki pełne radości... Ernst obrócił się na pięcie i wybiegł ze zbrojowni, by po chwili stanąć oko w oko z wojakami, którzy nie reagowali na jego pojawienie się. Może i dobrze, bo Ernst nie znał żadnego z nich, a nie było wiadomo, jak tamci potraktują kogoś obcego... Może sztychem sztyletu, zanim zaczną wypytywać. Powodem zaniepokojenia 'obcych' był jednak nie on, czy jego towarzysze, tylko nad wyraz liczna horda wojowników Chaosu, dobijająca się do wrót fortecy. Skąd, na demony, oni się tu wzięli, pomyślał Ernst, nie dowierzając własnym oczom. Zaczął się szykować do walki, chcąc wspomóc obrońców (i ratować zarazem własną skórę), gdy nagle i napastnicy, i obrońcy rozwiali się jak dym. Wizja z przeszłości? Ostatnie chwile przed upadkiem Goboczujki? Ernst nigdy takich widzeń nie miewał, a to był wyraźnie sen na jawie. I to, sądząc po zachowaniu innych, nie tylko on to widział. Co to miało być? Co to miało znaczyć? Po co to było? Dla kogo? Ernst nie sądził, by ktokolwiek z obecnych potrafił odpowiedzieć na to pytanie. No a, prawdę powiedziawszy, nie zamierzał nikogo wypytywać... Pojawienie się Pyotra na czele garstki wieśniaków Ernst przyjął z umiarkowanym entuzjazmem. Zrobienie z wieśniaka wojaka nie było rzeczą łatwą. O ile przyuczyć do władania kuszą dało się w mig, o tyle machanie mieczem czy strzelanie z rusznicy było nieco bardziej czasochłonne. Czy mieli tyle czasu? Z drugiej strony... lepszy kmiotek z mieczem niż nikt. Chociaż tempo, w jakim pojawiła się owa pomoc było... dość dziwne. Jednak Ernst nie zamierzał dociekać, ani zadawać niewygodnych pytań. Lepiej było przeznaczyć ten czas na pożyteczniejsze rzeczy. |
14-06-2016, 12:34 | #209 |
Reputacja: 1 | Młody myśliwy wkraczał w głębiny twierdzy bez większej nadziei w sercu. Bo niby cóż mogli tu znaleźć prócz kurzu i pajęczyn? Odziane w zbroje trupy korciły swym rynsztunkiem, z drugiej strony ostrzegawczy głos kapłana nie musiał być nikomu powtarzany. Instynktowny opór przed okradaniem zwłok był nad wyraz silny, choć w zasadzie czym one różniły się od poległych w drodze towarzyszy , których każdy bez większego skrępowania oskubał z wszystkiego co przydatne? ... A przecież do tamtych Klaus miał większy szacunek niż do tych bezimiennych, obcych, starożytnych trupów. W miejscu jednak czuć było nienazwaną aurę która potęgowała uczucie strachu i nakazywała ostrożność. Myśl że te wszystkie trupy mogłyby ożyć i zaatakować zdawała się zatrważająca. W morowym nastroju szedł więc za innymi aż dotarł do sali której wnętrza za nic w świecie nie byłby sobie w stanie sam wyobrazić - przynajmniej dopóki go nie zobaczył. Klaus wszedł z wolna do środka i wciągnął powietrze z wyrazem zdziwienia. Nie dowierzał że tyle pięknej broni i zbroi może się jeszcze znajdować w tym opuszczonym przez żywych miejscu. Nie tracił czasu na podziwianie lecz od razu przystąpił do przeglądania broni i zbroi chcąc jak najlepiej przygotować się na nadchodzące walki. Powoli zaczynał wierzyć że jednak mogą mieć jakieś szanse w pokonaniu zwierzoludzi. Podszedł do stoisk z bronią, minął miecze, włócznie i inne piękne , kunsztowne bronie. Uchwycił za topór - widać było że najlepszej jakości, dużo lżejszy od tego który posiadał. Przejrzał jeszcze kilka innych w poszukiwaniu różnić, próbując dopasować który lepiej leży mu w dłoni po czym w końcu dopasował pod siebie topór z zdobieniami na rękojeści, gdy jednak obrócił głowę w inny kąt zbrojowni i dostrzegł łuki, opadła mu szczeka. Niemal podbiegł podekscytowany zapominając choć na chwilę o rodzicach. Zaczął przeglądać jeden po drugim aż w końcu gdy już wszystkie obmacał wybrał ostatecznie piękny długi łuk. Niedaleko leżały bolasy, arkana, sieci i inne tego typu narzędzia które chwytały ofiarę na odległość. Spośród nich postanowił zabrać bolas mając nadzieje że nauczy się nim porządnie władać, podobnie jak i rzucać nożami - których piękne wykonanie i zadziwiająca lekkość nie pozwoliły mu przejść obok nich obojętnie. Chwycił dwa i zapakował. Wymienił też swój wysłużony sztylet po czym wzrok skierował na tarcze i zbroje. Skórznia na którą padł jego wzrok i zbroja kolcza zdawały się niemal dopasowane do niego. Zapewne dobry płatnerz byłby w stanie je poluźnić i poprawić gdzie trzeba, ale nie było to obecnie w jego głowie. Ściągnął dotychczasowy pancerz który ochraniał jego ciało i przebrał się w nowy, czując się w nim znacznie wygodniej i bezpieczniej. Gdy dopasował do kompletu tarczę uznał że ma już wszystko co potrzeba… Choć nie… Jego wzrok padł na palną cześć zbrojowni, były tam granaty, pistolety, muszkiety. Klaus nie znał się na tym, lecz wiedział że były sporo warte i chyba dlatego tylko chwycił za pięknie wykonany pistolet. Obrócił go w dłoni kilka razy, zajrzał mu do lufy, wymierzył w ścianę i przycisnął za spust. Nie rozległ się nawet klik gdyż nie odciągnął kurka. Nie znał się na tym zupełnie. Z granatami już tak bawić się nie zamierzał, podszedł jednak do Schultza prosząc go o instrukcję obsługi bomb - dołączając tym samym do Wilhelma. Wiedział że ma celne oko, a w połączeniu z taką bronią zagłady mógł kosić całe chmary wroga, nie tylko pojedyncze sztuki. Nowa fala ciepła zalała jego serce, poczuł gwałtowny przypływ nadziei. A gdy zobaczył Dziadka na czele armii wiedział już że dobrzy bogowie tego świata jednak nad nimi czuwają w tej prastarej rozgrywce dobra ze złem. |
15-06-2016, 14:06 | #210 |
Reputacja: 1 | Goboczujka - mogłoby się wydawać, że miejsce o takiej nazwie powinno należeć do tych przyjemniejszych. Jakże złudna nadzieja. W ich podróży nie mogła istnieć przecież choćby jedna przyjemna rzecz. Ponura twierdza otworzyła przed nimi swoje wrota, sprawiając, że Wilhelm poczuł się niepewnie. Z podejrzliwą ostrożnością wszedł do środka za resztą, ciągnąc za sobą związanego i zakneblowanego goblina, którego zdołał pojmać. Był gotów w każdej chwili wykorzystać swojego jeńca jako żywą tarczę przeciwko nieznanemu. |