Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2016, 21:03   #26
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Cooper miał szczęście. Ogromne szczęście początkującego, przy spotkaniu z Samanthą. Dodatkowo, naturalnie, był tchórzem. Te dwa istotne szczegóły uratowały go przed utratą życia. Gdyby Kidd tylko mogła usłyszeć jego myśli, bez wahania wpakowałaby mu ołów w kolano. Następny w drugie.
W swoim pirackim życiu spotykała niewielu takich lamusów, jak Jacob. Niby mądry, niby uprzejmy, a zwykły z niego śmieć oraz tchórz. Kobieta musiała go obronić przed napastnikami, bo sam by ich mógł jedynie poobijać książkami, rzucając nimi jak chłopczyk chory na miastenie. Samantha zabiła obydwu, a chłoptaś jedynie rzucił jej kawałek szmaty i poszedł zbierać rzeczy z trupów, jakby był wielkim bohaterem i pysznił się swoim zwycięstwem. Laluś nadawał się jedynie na marsze i parady, z wbitą w dupę tęczową flagą, którą by wymachiwał podczas każdego ruchu wypudrowanym i gładkim jak u niemowlaka zadem. Mógł jeszcze ewentualnie chować swoje roztrzęsione "ja" za jakąś niewiastą i użyć jej jako tarczy. Prawdziwi gunwtelman.



Rudej obojętne było, który anemik zaprowadzi ją do wyjścia ewakuacyjnego. Mógł to być ten pachnący jak dziecięca prostytutka, albo ten drugi, jego koleżka, którego mordy jeszcze nie zdążyła się nauczyć. Mieli już ruszać, gdy kawały rur i konstrukcji spieprzyły się im na głowy. Samantha upadła wypluwając nowy pokład krwi i zaczęła zastanawiać się, ile jeszcze pociągnie. Zaczęła również żałować, że wcześniej nie zdjęła Lalusia, teraz ten frajer gdzieś zwieje, a ona tu zdechnie, cudownie. Ocknąwszy się widziała, że jeszcze nie wszystko stracone. Ten drugi gościu wciąż tutaj był i mieli ruszyć dalej, a broń? Pieprzyć broń, ojciec da nową.
Podążała za Panem F., bo nie miała żadnej alternatywy. Nie znała tego zafajdanego sterowca. Jej ciało już od początku dawało znaki, że latające maszyny są gówno warte. Każde bujanie i trzęsienie wywoływało u niej fale nadchodzących rzygowin - właśnie to był ten znak.
Kiedy na drodze stanął im kolejny przeciwnik, Samantha nie miała już sił. Oczywiście na prawie-mężczyznę liczyć nie mogła, bo czego się spodziewać po koledze tamtej pipy? Prawdziwe życie było poza książkami i żadne ślęczenie z nosem w lekturze nie mogło go zastąpić, czego dwa przykłady zakwitły jej tuż przed nosem. Uśmiechnęła się ponuro, kaszląc paskudnie, a w jej płucach rzęził gęsty śluz, który otoczył oskrzela.
Sama nie wiedziała kiedy i w jaki sposób przemówił przez nią ochrypły głos, który zdawał się wydobywać nie z jej ust, a gdzieś z przestrzeni. Był odległy, a jednak tak bliski...Był, czymś nieokreślonym. Mimo zdenerwowania, jakie napłynęło w Kidd, liczył się rezultat, a nie sposób, a ten poskutkował. Z lęku wyrwała ją rzeczywistość walącego się sterowca.


Jako ostatni wskoczyli do Kapsuły. Samantha padła na plecy zalewając czystą podłogę kałużą krwi, która nawet wypływała już z jej ust. Stan kobiety był poważny, jednak miała wrażenie, że nikogo to nie obchodzi. Szybkie opatrzenie rany nic nie dało, było zbyt prowizoryczne, aby mogło ją ocalić. Piratka czuła, że umiera. Umrze. Była już prawie pewna. Choć potrafiła jeszcze stanąć na nogach i każdy mógł popaść w wątpliwość "jakim cudem", ona miała jedynie przed oczami czerwoną lampkę. Migała nieznośnie drażniąc sensory jak płachta byka, nie pozwalając jej skonać jak podrzędnemu kundlowi w ciemnym zaułku. Dźwignęła się w podłogi sapiąc gorzej niż parowóz, a rzężenie z jej płuc było głośne i przeraźliwe.
Włócząc nogami w przyspieszonym według własnego mniemania tempie podbiła do sterów i popchnęła biodrem pilota, który sterował tym tatałajstwem. Nie potrafiła dostrzec, kto nim aktualnie był, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Miała zamiar przejąć te stery.
- Wracamy na Antiguę, tam gdzie miałam spotkać się z ojcem. Taka była umowa - wydusiła z siebie świszczącym głosem, a jej ciało niemal zawisło na sterach, jak stary, znoszony płaszcz. Zęby kobiety były mocno zaciśnięte, a jedna powieka pomału opadała, jednak dosiadła się steru jak rzep dupy. Nie chciała puścić. Musiała wypłynąć koło tej plaży z kamieniami, na której wyrzucił ja ojciec. Tam miał po nią wrócić.
- Znam kierunki i tym gównem też umiem pływać - warknęła pokasłując, a z wnętrza jej gardła chlusnęła niewielka ilość krwi, kropiąc jedynie lekko to, co znajdowało się przed jej twarzą.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 11-06-2016 o 21:05.
Nami jest offline