Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2016, 23:19   #27
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Zaczęło brakować mu powietrza... Na podniebnym statku, a nie w głębinie oceanu. Cóż za przewrotność losu! Stąpał jedynie siłą woli po maszynowni trawionej bezlitosnym ogniem i zasnutej chmurą duszącego dymu. Zmysły nurka stały się skomplikowanym labiryntem, niczym system uszkodzonych rur. Słyszał odgłosy, lecz nie wiedział czy są prawdziwe, czy to tylko projekcje niedotlenionego mózgu. Nogi obejmował stopniowy paraliż, zaś ręce nieskutecznie starały się chronić twarz przed poparzeniami. W końcu lurker całym ciałem poczuł rozgrzaną posadzkę. Nie miał już sił, by zareagować.
- Deeeniiiis... -usłyszał wołanie ojca i zadrżał wewnętrznie... Więc tak będzie wyglądało ich spotkanie? Czuł rozczarowanie, bo przecież nie zakończył swojej misji? Czyżby Noas się jednak mylił? Po chwili zobaczył nad sobą postać w akwalungu. - Tato... - wyszeptał do siebie.
- Masz szczęście chłopie że zdążyłem.- dopiero w przebłysku przytomności uświadomił sobie, że ratuje go Malfoy.
Czuł wdzięczność, niesiony z troską przez mechanika. Na chwilę zamknął oczy, starając się na powrót przywołać obraz ojca.

Potem były płomienie, panika i rude włosy Manuel. Lurker słyszał też sapanie inżyniera i ciężkie stąpanie po drabince. Powietrze stopniowo stawało się rześkie i przejrzyste. Zniknął dym, męczący jego płuca. Nie miał czasu wnikliwiej przyjrzeć się miejscu, w którym się znalazł. Zanotował tylko wszechobecną ciasnotę. Serce zabiło mu mocniej, kiedy ujrzał sir Richarda, a więc była jeszcze nadzieja, bowiem z osobą delegata wiązał przyszłość ich misji. Następny pojawił się Cooper. Denis nie wyrobił sobie zdania na temat mitologa, ale przyznał, że trochę imponuje mu ten zuchwały obieżyświat, potrafiący jak widać radzić sobie w kryzysowej sytuacji. Przypomniał sobie o Lucjuszu, kiedy nadchodził ostateczny czas zamknięcia śluzy i ewakuacji.
W tej samej chwili rzeczony historyk wpadł do kapsuły, a za nim ta "upiorzyca" Kidd. Porównanie było bardzo na miejscu i nie sądził, by piratka obraziła się na miano, które jej nadał w myślach. Soczyście zachlapała krwią wejście i poławiacz skrzywił się z niesmakiem, gdy jucha obryzgała również jego. Było to nieuniknione zwłaszcza, że kapsuła wkrótce wpadła w wir i szalone turbulencje.

Kiedy Manuel opanowała wreszcie ich nowy, podwodny wehikuł, Denis popatrzył na wrak, będący wspomnieniem świetności sterowca - dumy rodziny La Croix. Przypomniał sobie stratę 'Nauty" i w duszy współodczuwał ból szlachcica. Przed oczami stanął mu zadzierżysty, brodaty korsarz Casimir, alchemik Jonas i ci załoganci z którymi był mniej lub bardziej zżyty. - Kolejne ofiary Black Cross, w imię czego? - pomyślał rozgoryczony.

Spoglądał z niedowierzaniem jak "truposzka" wlecze się w stronę steru. Niesamowite, co ten implant uczynił z dziewczyną! To było prawdziwie nieludzkie, a sama zainteresowana nie pojmowała chyba grozy całej sytuacji. Rozsądnie byłoby usunąć to paskudztwo z jej ciała, ale sam nie zamierzał głośno udzielać takiej rady. Zapewne doktorzy z Xanou potrafiliby odwrócić część diabolicznych skutków używania wspomagacza, ale nie sądził by Kidd zdecydowała się na taki krok.

Wstał i podszedł do Richarda oraz Eloizy. Nie znajdował słów pocieszenia, lecz nawet nieme wsparcie i wykonany gest mogły coś znaczyć dla jego mecenasa. Arcon był i pozostanie wierny rodzinie La Croix, niezależnie od okoliczności...
 
Deszatie jest offline