Opatrzył pobieżnie kogo trzeba i poszedł na dół. Tylko i wyłącznie bo musiał. Najchętniej by już go tu nie było. Sprawdził jeszcze własny opatrunek, który oczywiście zrobił z kawałka swojej szaty. Brąz był bardzo praktyczny, zakrwawione ubranie mogło uchodzić za mokre.
"Kiepski ten kawał o kapitanie z brązowymi portkami. Brąz jest mniej tandetny niż czerwień a też maskuje krew..."
Kręciło mu się trochę w głowie, Pieter swoje dostał. Ale teraz mógł spojrzeć na lata dzieciństwa ze śmiechem, kiedyś był przezywany od grubasów, a teraz żył prawdopodobnie jedynie dzięki kiepskiemu metabolizmowi.
Nieśpiesznie wyjął latarnię, nalał oleju i zapalił.
"Najlepiej by całe to cholerstwo spalić, chyba nie będę musiał oleju marnować."
Zawołał Rubusa, zeszli na dół i po chwili powrócili z ocaleńcem. - Ktoś nam się tu ostał. Bardzo dobrze. Ale gada zupełnie od rzeczy - zrobił krótką pauzę - To odwodnienie... Wracasz z nami, przyjacielu. Dawajcie ten wóz, zbieramy się stąd.
Wyszedł na zewnątrz, nabierając świeżego powietrza i rozglądając się wokoło. Było bardzo nieprawdopodobne, zeby było ich więcej.
"Ale co to wszystko oznacza? Czy powinniśmy mówić o tych potworach Timowi...? Będzie panika... Ale może to i dobrze, musimy uciekać..." |