Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2016, 10:33   #207
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Severus zszedł milczący do zbrojowni. Co jakiś czas tylko zatrzymywał się, by oprzeć się o ścianę. Pot spływał mu po czole. Nie mówił za wiele. Spoglądał tylko z przerażeniem i lekkim powątpiewaniem na trupy zalegające w wąskich korytarzach twierdzy. Ubrane tak jak zmarły, spoglądały pustym wzrokiem na przechodzących obok ludzi. Gdy im się dłużej przyjrzało mogło się mieć wrażenie, że te czekają tylko na jakiś znak, by powstać z ziemi i zaatakować. Serce z jakiegoś dziwnego powodu zaczęło akolicie bić coraz mocniej i szybciej. Oddech stał się ciężki, jakby oddychanie sprawiało mu coraz większy problem albo nie mógł on złapać odpowiedniej ilości powietrza. Mgła zaszła mu przed oczami.

Ciemność pogłębia się, świat przestaje się wydawać tym czym jest w oczach śmiertelnika. Światło zamienia się w cień, postacie stają się rozmazane, szare, powoli bledną z otoczeniem, aż w końcu zanikają. Na chwilę zapada kompletna ciemność, a jedynym źródłem dźwięku jest powolne, rytmiczne bicie serca. Niespodziewany wybuch światła oślepia Severusa, i ten zakrywa twarz, próbując zasłonić oczy przed oślepiającym blaskiem. Po chwili jednak jasność zaczyna słabnąć a wraz z opadającą jasnością, dźwięk przybiera na sile. Na początku odległe echo, lecz z każdą chwilą staje się coraz wyraźniejszy, aż w końcu zagłusza wszystkie inne zmysły.
Bitwa. Młody Sigmarita widzi bitwę. Przerażającą armię zakutych w czarnych jak heban pancerzach wojowników nacierających na samotną warownię. Jej los zdaje się być przesądzony. Potężne machiny wojenne burzą mury, tryskają ogniem, który kruszy kamień, lecz samotna warownia opiera się tym atakom. Przed upadkiem broni ją nie tylko wspaniałe rozwiązania inżynierii jej konstruktorów, lecz także pojedynczy arcymag kolegium niebios, który stoi na szczycie fortecy, rozpętawszy wokół niej prawdziwą nawałnicę. Jego oczy błyszczą od nagromadzonej w niej magicznej energii, która tryska wręcz od drobnych wyładowań elektrycznych. Pod jego mocą oblegający Goboczujkę wojownicy chaosu giną całymi regimentami, dając obrońcom nadzieję na przetrwanie. Severus uśmiecha się, widząc to. Otwiera usta by coś powiedzieć, ale odpowiada mu tylko cisza. Nikt go nie słyszy. To co widzi, musi być zesłaniem od Sigmara, albo z tej drugiej przyczyny. Innego wytłumaczenia nie ma. Przygląda się po prostu temu wszystkiemu z początku spokojnie. Wredny uśmiech pojawia się na jego twarzy. Sugeruje że zna zakończenie tej walki. Po chwili jednak z niebios spada potężny słup ognia, rozbijają się o przesiąkniętą krwią ziemię. Na niebie pojawiają się burze - nagłe i gwałtowne. Kłęby dziwnych chmur przesuwają się po niebie, zmieniając kształty i przyjmując nowe formy, które zwijają się i skręcają w bezustannym procesie powstawania. Nawet bezwładne ciała zaczynają ulegać mutacji. Wykrzywione w jakiś potworny sposób ulegają zmianom i mutacji. Szare, skruszone skały zaczynają przybierać jaskrawe kolory, jakby jakiś malarz je pomalował na ostre, kontrastowe odcienie.
Głowa Severusa zaczyna pękać. Ciało drżeć. A oczy dziwnie błyszczeć. Blizna na piersi piecze. Świat się zaczyna zmieniać. Tego nie da się nie czuć. Severus wie co nadchodzi i czuje jak serce ze strachu zaczyna mu się kurczyć. On sam zaczyna momentalnie maleć, wręcz jakby modli się o to by zniknął stąd. Oto bowiem nadchodzi starożytny, przerażający byt, znacznie starszy niż otaczającego go skały, starszy od gór, które rysują się w oddali. Przypominający ptaka demon, którego ptasia głowa podtrzymuje wątła szyja, zaczyna rozglądać się swoim wszystkowidzącym okiem po arenie walki. Ostre szpony demona mogące jednym ruchem przedziurawić najgrubszą zbroję delikatnie i niemrawo zaczynają się poruszać. Jasno, różnokolorowe skrzydła zaczynają poruszać się na wietrze, hipnotyzując wielu wojowników. Skóra demona pulsuje nadnaturalną energią, a magia krąży w jego spaczonym ciele niczym krew w żyłach śmiertelników. Oto przybył Pan Zmian, Oko Tzeentcha, Pierzasty Władca. Najpotężniejszy demon Wielkiego Konspiratora. Istota mogąca zaglądać w przeszłość i przyszłość, a jej jedynym sensem istnienia jest tylko mutacja, podział, konflikt i niezgoda.


Młodzieniec patrzył tylko jak demona wyciąga swoją otwartą dłoń w stronę warowni, a później jednym zdecydowanym ruchem zaciska ją w pięść. Skumulowana wokół fortecy mroczna energia wpada przez wszystkie strzelnicze otwory i wydziera z ciał dusze jego obrońców. Straszliwy jęk umierających przedziera się przez zaświaty, i nawet umarli by go usłyszeli. Severus padł na kolana tylko po to by zamknąć oczy i zakryć uszy. Kuląc się w oczekiwaniu na nieuchronne młody adept czuł jak magia penetruje warownię od najniższych kondygnacji i pnie się coraz wyżej, aż w końcu dociera do arcymaga, wokół którego tworzy nieprzeniknioną sferę ciemności. Walka woli toczy się między dwoma władającymi magią istotami, lecz dla zrodzonego z nieskrępowanej magicznej energii Obserwatora jest ona tylko igraszką. Jednym zdecydowanym ruchem dłoni, powoduje, że cała cienista sfera otaczająca maga wsiąka w niego i kilka sekund później eksploduje, rozsypując strzępy ciała arcymaga po całym dachu fortecy.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła powiadają, i wiedząc że i tak jego los jest z góry przesądzony Severus otwiera oczy. Dostrzega straszliwie zamordowanych obrońców Goboczujki i zauważa jak ich dusze wplatane są w mury przez potężne zaklęcie. Nawet po śmierci mieli nie zaznać spokoju. Stali się strażnikami tego miejsca, a ich spoczynek zakłóciło pojawienie się intruzów


Wizja minęła, a akolita odkrył że leży na ziemi skulony w kącie. Pot spływał mu dosłownie po plecach i twarzy. Dłonie trzęsły mu się z przerażenia i bezradności. To co widział było przerażające. Nadal czuł zapach tej potwornej i niepokonanej istoty. Każdy teraz stawiany krok miał być ostrożny, i pełen niepewności. Emocje odczuwał teraz głębiej. Mocniej. A to co dostrzegał wykraczało poza rozumowanie zwykłych ludzi. Podniósł się z ziemi powoli, podążając za swoimi towarzyszami. Nieświadomi tego co tu miało miejsce. Głupcy? Szczęśliwi w swojej niewiedzy? Na te pytania nie znał odpowiedzi. Na razie mógł dalej obserwować i patrzeć. To co myśleli o nim inni, nie miało znaczenia. Nikt z tu zebranych nie miał znaczenia. Zadanie. Tylko ono się liczyło.


Zbrojownia, którą odkryli pod klapą w podłodze. Miejsce zbawienne dla nich, bowiem spoglądając na oręż Severus domyślił się, że przynajmniej teraz mogą mieć do dyspozycji coś więcej niż poniszczoną stal, czy widły. Wszyscy zgodnie uznali to za dobry omen, więc i akolita rozpoczął poszukiwanie czegoś dla siebie. Poza mieczem i sztyletem, którego zdobieniom nie mógł się nadziwić wybrał parę innych jeszcze rzeczy. Sama stal niby powinna mu wystarczyć, ale strzeżonego Sigmar strzeże. Dzięki Schulzowi Severus nauczył się dość szybko, jak obsługiwać się bombami, których parę sztuk zamierzał przygarnąć. Tak samo jak i kuszę, i bełty do niej.

Dla niego samego stal nie znaczyła wiele, ale skoro sama pchała mu się w łapy byłby głupcem gdyby nie skorzystał z tego. Gdy już jednak uzbroił się, a starą broń zostawił na miejscu, postanowił udać się w jedno możliwe miejsce. Szczyt. Ten sam szczyt, który dostrzegł w swojej wizji. Skoro została mu ona objawiona musiała coś znaczyć. Musiał być jakiś sens że, dostrzegł to co dostrzegł. Cel.
Severus więc piął się schodami coraz wyżej, po drodze pokonując coraz kolejne piętra fortecy, aż w końcu trafił na ostatnie piętro. Przed nim rozpościerał się długi korytarz, na końcu którego znajdowała się drabina prowadząca na dach przez kwadratowy otwór, który jest otwarty. Owa drabina była cała spróchniała, przez lata była wystawiona na niszczycielskie działanie deszczu i wilgoci. Pomimo wątpliwości czy zdoła utrzymać ciężar Severus zdecydował się wejść na górę. Nagle usłyszał za sobą kroki. To zbliżała się Katarina, cała blada jak papier. Ją również przywiodła tu wizja, przynajmniej tak można było przypuszczać. Przez chwilę spoglądała na młodego akolitę, tak jakby rozumiała jego prawdziwą naturę, ale potem przeniosła swój wzrok na drabinę. Bez słowa przeszła obok młodzieńca dalej i zaczęła się wspinać. On po chwili poszedł w jej ślady. Nie było czasu na wahanie i rozmyślanie.

Bez problemów udało im się wspiąć na dach, który otoczony jest zewsząd blankami. Forteca była okrągła, dach również i rozpościera się na całej jej szerokości. Wieża. Znajdowali się na najwyższym poziomie wieży - zapewne obserwacyjnej. Severus spokojnie rozglądał się dookoła i gdy przez dłuższą chwilę nic się nie dzieje, zaczął ogarniać go spokój. Zimny deszcz wciąż padał, i od czasu do czasu niebo rozjaśnia błyskawica. A potem znów wizja wraca

Świat materialny zanika, a odgłosy walki powracają. Za plecami pojawia się arcymag kolegium niebios, ten sam, którego wcześniej Sigmarita widział w swojej wizji. Ramiona wzniesione do góry, szeroko rozpostarte, zaś jego dłonie lśnią od magicznej energii, podobnie jak oczy, które przybrały niebieską barwę. Nic nie mówi. Milczy. Coś Severusowi każe podejść do blanek, spoglądając w dół na przedpole otaczające Goboczujkę. Armia wojowników Chaosu naciera w waszą stronę, pokonując wzgórze i ostatnie metry dzielące ją od murów twierdzy. Wizja, którą wcześniej widział zapętla się. Na nowo ją przeżywa. Doświadcza. I ponownie pojawia się potężny demon, Pan Zmian. Wyciąga on dłoń, lecz tym razem nie w stronę arcymaga, ale w jego i Katarinę.

-Kurwa… - wydostaje się z ust akolity

Demon w tym czasie wypowiada słowa w jakimś plugawym, niezwykle starożytnym języku, które wydaje się być nasycony magią. Severus przeżył wiele. Spotkał już kiedyś demona, ale tamten przy tym wydawał się być dzieckiem stąpającym we mgle. Ciałem młodzieńca szarpie potężny ból. Głowa zdaje się mu pękać, a kolana uginają się pod naporem tej prastarej siły. Całe ciało drży i przeżywa katusze, a potem wizja przemija.



Tym razem jednak nie miało być tak łatwo. Co z tego że wraca świat materialny, lecz tym razem coś straszliwego zdołało przedostać się do tego świata. Oto przed nimi unosi się bezkształtna masa, stworzona z czystej, nieposkromionej magii, będącej kwintesencją natury Chaosu. Po chwili zaczyna przybierać materialny kształt; jako pierwsza pojawia się twarz zakończona dziobem, kilka sekund później wyrasta reszta różowawego ciała. Demon ma wielkie, ptasie skrzydła, zaś jego nienaturalnie chude ramiona zakończone są długimi szponami. Jej wzrok przesycony był pełen nienawiści, głodu. Bez słowa demon rzucił się na najemników. Na Severusa.

Strach. Akolita nie czuł go. Strach utożsamiał się z Panem Zmian. To była tylko jakaś popierdułka, a mimo to młodzieniec czuł wewnątrz jak kret wystawia wąsy. Demon. Mały czy duży nie robiło to żadnego znaczenia. Co za różnica. Skoro on był tylko zwykłym akolitą. No może nie zwykłym ale i tak z jego ust wydostało się:

-O kurwa. Przydała by się większa broń. Sigmarze chroń - po tych słowach wyjął miecz i warknął - W imieniu Sigmara NIE PRZEJDZIESZ !!!!! - wybór. Trzeba było go dokonać. Katarina stała jak zamurowana. Może myślała że demon przyszedł po jej dziewictwo, ale zapewne do tego pierwszeństwo rościł sobie Adar. Chyba nie zdoła. Prawie się zaśmiał, ale nie było mu do śmiechu w obecnej sytuacji. Demon to demon, i jakikolwiek by nie był, lepiej było załatwić to po prostu wręcz. Moc. Nie miał jej wcale. To co wystarczało na gobliny, tutaj mogło okazać się zgubą wszystkich.

-Wracaj do swojej domeny. Przekaż swojemu Panu pozdrowienia ode mnie - I po tych słowach przypuścił szarżę atakując go swoim nowym mieczem, wykonanym z najlepszej jakości materiałów. Z nadzieją w sercu. Wiarą w duchu. I modlitwą na ustach akolita ruszył na przeciwnika.

Cios idealnie trafił, a miecz zagłębił się po samą rękojeść w ciele demona. Tylko co z tego, jak to nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. W końcu to demon, więc Severus nie wyglądał na zbytnio zaskoczonego. Raczej dochodził do niego fakt że właśnie ma przejebane. I to bardzo.

Walka toczyła się szybko i po chwili demon zaczął wypowiadać jakieś zaklęcie. Zaburzenie eteru, zbierająca się fala Dhar podpowiadała że, demon zamierzał użyć poteżnej magii. I tak też się stało, bowiem po chwili, jego szpony zaczynęły błyszczeć od nieskrępowanej mocy Chaosu. Silne uderzenie trafia przedramię Severusa zamieniając je w krwawy ochłap, zaś potężna magia zaczyna wysysać z niego życie. Nawet zmiażdżenie barku przez sługę Pana Zarazy nie było tak niszczące jak ten cios. Akolita padł na ziemię brocząc we własnej krwi, spoglądając z niedowierzaniem na własną rękę, która przypominała teraz bardziej ociekający krwią kikut.

Demon zaczyna wypowiadać jakieś potężne zaklęcie, które sprawia, że jego szpony zaczynają błyszczeć od nieskrępowanej mocy Chaosu. Silne uderzenie trafia przedramię Severusa zamieniając je w krwawy ochłap, zaś potężna magia zaczyna wysysać z niego życie. Mężczyzna upada na ziemię, brocząc we własnej krwi, spoglądając z niedowierzaniem na własną rękę, która przypomina teraz bardziej ociekający krwią kikut.

Severus wyglądał jak kawał mięsa. Przynajmniej jego dłoń. On sam pokryty krwią, wyglądał jak kurczak, który ledwo co uciekł z pod rzeźnickiego noga. Twarz, całe ubranie było we krwi.
-Ty jebany kutafonie - wycedził, a z ust. Krew wypłynęła mu z nich, ale szaleńczy uśmiech i obłąkany wyraz twarzy pozostał. Nie wyglądał jak akolita. Po prostu ta druga część jego osobowości doszła do głosu. Powoli powstał z ziemi, nie patrząc jak krew spływa po nim na ziemię. Usta zaczęły poruszać się w bezdźwięcznej mowie, jakby chciał coś wypowiedzieć jeszcze, ale tylko bordowa maź wypływała mu z ust. Powolnym krokiem podszedł do demona. Wiedział że to będzie jego być albo nie być. Jeśli nie miał przeżyć tego dnia, niech zapamiętają go takim jakim był naprawdę. To co widzieli do tej pory było tylko fasadą. Stanął więc na przeciw swojego przeciwnika i przekrzywił głowę na bok i wyszczerzył zęby w dzikim grymasie. A potem bez słowa przypierdolił mu pięścią w twarz. Cios doszedł do celu i inni mogli tylko spoglądać ze zdumieniem jak demon zostaje zamroczony. Przybysz z innego wymiaru zachwiał się na nogach i zastygł w bez ruchu.

-Jest wasz - rzucił jeszcze wesoło, a potem padł na ziemię. Nim jednak pocałował glebę, spojrzał jeszcze na to co tylko przypominało jego dłoń. Drugi demon w życiu i druga pamiątka, której nigdy nie zapomni. O ile nie wykrwawi się, bo jak by nie patrzeć poza stojącą jak słup Katariną na mało kogo można tu było liczyć. Tak czy inaczej warto było. Szkoda było tylko tej Norsmenki. Harpia. Fajne imię. Uśmiech został na twarzy Severusa, gdy ten tracił przytomność.

Choć nie do końca. Był świadomy wydarzeń, które się rozgrywały. I obiecał sobie jedno. Nim umrze, zobaczy jak Lambert będzie zdychał. Kapłan pogrążył się totalnie w swoim szaleństwie. Jego słowa tylko to potwierdzały. Gniew, strach i buta przebijały się przez usta Lamberta. Na razie jednak nie miał siły by to załatwić, ale przyjdzie czas. Przyjdzie odpowiedni moment, gdy kości zostaną rzucone. Przyjdzie moment, gdy karty ponownie się odkryją. A wówczas płomień pochłonie kapłana. Nie zemsta. Sprawiedliwość. A na razie...musi odpocząć. Był zmęczony. Jak spierdolą sprawę, nigdy już nie będzie mógł się podetrzeć ręką i podrapać po dupie. Przejebane. Bardziej go jednak martwiło to że już może nigdy nie pomacać dwóch cycków jednocześnie. Żałosne. Smutne. Prawdziwe. Sen.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 12-06-2016 o 11:01.
valtharys jest offline