William słuchał wszystkich tych rozmów i w sumie większość rzeczy chuja mu mówiła. W sumie jak w wielu przypadkach do tej pory. Ale zachowywał się spokojnie i nie reagował gwałtownie wierząc w to, że tubylcy lepiej wiedzą, jak reagować na zjawiska wszelakie.
Już zdążył się zorientować, że psiarskie to rodzaj jakiejś mafii, która idiotycznymi zakazami niszczy pokój i dobro społeczne. Ale dlaczego wszyscy godzili się na jej reżim? Nie wiedział. Ale skoro byli tak potężni, żeby Bimbromanta z nimi nie zaczynał, to i on nie zamierzał. Wszystko powoli i na luzie.
Po dotarciu na kwadrat i usłyszeniu stękań z pokoju obok nabrał chęci na podobne aktywności. W szczególności, że sam dawno ich nie przejawiał, a i alkohol nieco pomógł. Czuł w sobie moc, która mogła ujść w tylko jeden sposób.
- Jasne Ania, przydałaby mi się pomoc w umyciu pleców - uśmiechnął się i zdjął koszulkę. Spojrzał też łapczywie na śpiące dziewczyny, ale na razie nie zrobił w tym kierunku. Trzeba się rozgrzać. A potem się zobaczy.
Podszedł do Anki i łapiąc za dupę, zapytał:
- To gdzie ten prysznic? |