Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2016, 23:34   #86
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Leśny trakt, okolice Weisslagerberga
teraźniejszość
Praca w porcie okazała się nie być dwudniową robótką dla pozbawienia nudy i przytulenia kilku koron. Trwało to prawie tydzień i Aldric zaczął już zawiązywać tam znajomości. Nic specjalnego, ale wielu z pozostałych pracowników portu, nie tylko tych pracujących u Herr Schnitzela , znał już z imienia, a i zaczął poznawać niektóre towary z daleka po sposobie ich zapakowania i zabezpieczenia podczas podróży statkiem. Wiele brakowało mu do weteranów magazynowych, ale zaczął wczuwać się w tę pracę, a tego się początkowo nie spodziewał.

Zlecenie, którego podjęli się jego przyjaciele przeciągało się. Bert, z którym kilkukrotnie rozmawiał Bauer, tłumaczył, że wynika to z delikatności zlecenia, jak i obecnej sytuacji, w której pozostało im jedynie obserwować. Sigmaryta nie dopytywał o szczegóły, nie był wścibski, a z pomocy jego i Detlefa już raz zrezygnowali, pozostawało to uszanować i czekać.

Gdy wreszcie byli gotowi do drogi, okazało się, że nie będzie z nimi Arno oraz ich nowego znajomka, Alexa. Być może dołączą do nich później, tak mówił Bert, jednak z perspektywy Lutzena ich obecność nie była obowiązkowa – krasnolud za dziedzica hrabiego podawać się nie mógł, a tego całego Alexa nie znał, i mieszać go w to nie chciał. Dla dobra obu stron.

Ernest Prost. Imię budziło niemiłe wspomnienia sprzed kilkunastu dni, a i profesja dość podobna, Lutzen starał się jednak nie popadać w uprzedzenia. Przestawił się nieznajomemu na trakcie i wyraził umiarkowany entuzjazm z powodu nowego kompana. Tak rozsądek nakazywał, jak i Sigmar w sercu. Nikt się nie burzył, więc dalej ruszyli razem.

Walka z wilkami podniosła im tętno. Szybkie, ale bardzo bolesne przypomnienie o niebezpieczeństwach czyhających na szlaku. Gdyby Prost był sam, leżałby martwy zaraz obok tej kobiety. Było ich pięciu, a tylko Detlef obył się bez ugryzienia. Co akurat było dość dziwne, w końcu ze swoimi zapasami tłuszczu powinien być ich pierwszym celem... Plusem było to, że konie nie ucierpiały. Fakt, rozpierzchły się, jednak najpewniej uspokoją się i wrócą, jeśli oni sami nie zdołają ich znaleźć. Lepsze to niż koń okulały przez wściekłego wilka.

Mortiz robił, co mógł, aby opatrzyć kompanów, jednak nie mógł postawić na nogi Ernesta. Szeryf został pogryziony w brzuch, nie było mowy, aby doszedł do miasteczka o własnych siłach. Gawędziarz zdołał zatamować krwawienie, ale nic ponadto, potrzebowali noszy. Cel końcowy Prosta, Weisslagerberg, widać było bardzo wyraźnie, Detlef i Aldric pobiegli więc tam po pomoc, reszta zaś została na miejscu. Może uda im się załatwić wóz, można by wszystkich zabrać na raz.
A kobieta, którą goniły wilki? Nic o niej nie wiedzieli, i może było za wcześnie pytać. W końcu otarła się o śmierć, a to nie jest normalna sytuacja dla niewiasty. A poza tym, jakie to miało znaczenie?

Była damą w opresji, to najważniejsze.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 13-06-2016 o 18:02.
Baczy jest offline