Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2016, 11:20   #1
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[sesja 18+] O czym szumią Szuwary?





SZUWARY, I dzień kalendarzowej wiosny, popołudnie/wieczór


Remi, Victor, Miłogost

Posępny Karczmarz podniósł wzrok sponad wycieranych właśnie kufli i spojrzał przez okno, mrużąc oczy. Choć słońce chyliło się już ku zachodowi, tego dnia świeciło już naprawdę mocno, roztapiając ostatnie zbite po zimie grudy brudnego śniegu.

Wiosna w końcu znów zawitała do Szuwar, niestety podobnie jak w zeszłym roku, jak i od 10 lat - nie miała przynieść Miłogostowi większego utargu. Na bieżące potrzeby może i starczało, ale z roku na rok Karczma podupadała, a nie było za co ją remontować.

“Niedługo będzie trzeba zamknąć tę ruderę” - pomyślał nie bez żalu Karczmarz, bo lubił swój zawód.

Potoczył teraz wzrokiem po głównej sali. Goście, czy raczej stali bywalcy, dopiero się zbierali. Nie przeszkadzało to jednak Vincentowi - miejscowemu artyście popaść w kłopoty. Tkacza najwyraźniej znów poniosła brawura i właśnie srogo przegrywał w karty z Bartnikiem - Remim Martinem. A stawką była niebagatelna sumka 5 szylingów.

Przy palenisku, jak co wieczór, brząkała na bałałajce trzeźwa jeszcze skrzacica Marianna - miejscowa i jedyna bardka. Śpiewała akurat, drąc gardło niemiłosiernie podczas refrenu:
Idę sobie znanym szlakiem
Obok dziewczę z cud buziakiem
Lecz zmęczyła się biedaczka
Więc zaczęła szukać krzaczka
Krzaczek jest, więc trudna rada
Dziewczę szybko się układa
Ja się na niej wprost rozkładam
Nagle czuję, że w coś wpadaaaam!
Bagno, bagno, gdzie nie spojrzę, gdzie nie stanę
Bagno, bagno, wciąga ciało me kochane
Bagno, bagno, wkoło bulgocząca masa
Bagno, bagno, bagno, bagno, bagno,
Baaaaaaagno mnie otacza!

Karczmarz westchnął. Czasem zastanawiał się czy tawerna nie miałaby większego ruchu bez występów Marianny.



Rodolphe, Harl, Aymeric, Marie, Hoe, Redgar


Rodolphe Trottier - Zielarz i zarazem dumny Mer Szuwar siedział na ganku przed swoją chałupą i pociągał ziołową nalewkę “dla zdrowotności”. Choć trunek mile rozgrzewał trzewia, oblicze zielarza był strapione.

Jakiś miesiąc temu, gdy trzymał srogi mróz, Barbara Beaumanoir, miejscowa swatka, znalazła ciało klechy leżące w śniegu u podnóża dzwonnicy kościelnej. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że biedak runął z samego jej szczytu i się zabił.

Niby wypadki chodzą po ludziach, ale teraz, gdy do Szuwar przybywał nowy Duchowny, należało go jakoż przywitać, piwo u Kaczmarza zamówić, jakiego świniaka u Rzeźniczki, masło i pieczywo u Handlarza... a tu miejska kiesa świeciła pustkami i nijak ten stan nie miał się szybko odmienić. Szczególnie, że Kapłan powinien przybyć jutro koło południa dyliżansem. Czy Merowi wypadało brać pod kreskę? A może trzeba było pożyczyć trochę grosza?

Jakby w odpowiedzi a jego myśli, koło płota przechodził właśnie Aymeric Brassard w towarzystwie Szeryfa - krasnoluda i jego Golema, którzy robili wieczorny obchód miasteczka. Mer uniósł dłoń w geście powitania, lecz mężczyźni zbyt byli zajęci cichą rozmową i zerkaniem w jedną z bocznych uliczek.

Po chwili Rodolphe również dostrzegł obiekt ich zainteresowania - młodą, urodziwą panienkę o płowych włosach, odzianej w prostą, zieloną sukienkę, okrytej wypłowiałym z lekka płaszczem. Choć Zielarz widział ją pierwszy raz, co nieco zdążył już usłyszeć plotek o tej pannie - była to ponoć uczennica Wiedźmy Marie.

Dziewczyna imieniem Magdalene wracała tymczasem od Rzeźniczki Hoe z baranim udźcem - przysmakiem starej Wiedźmy. W drzwiach jeszcze minęła się z Redgarem Fresnelem. Posłała Łowczemu uśmiech, od którego chłop mógł dostać zawału, szczególnie gdy przyszło mu za chwilę zetknąć się z zielonoskórą półorczycą. Ta z pewnością nie będzie zadowolona, widząc skromne efekty dzisiejszych polowań - 3 wiewiórki i dwa chuderlawe zające. Cóż jednak było poradzić? Nawet zwierzana wydawała się wyprowadzać z okolic Szuwar.



Armand, Józef

Kowal Armand z zadowoleniem otarł pot z czoła. Właśnie skończył przegląd końskich kopyt w zagrodzie Józefa Zbażyna. Wszystkie czyste, wszystkie podkute... to lubił - porządek w swojej robocie. A Dziadek Ziutek to doceniał. Czekał już na kowala na werandzie z dwoma kubeczkami bimbru i kiszonymi ogórkami.

Do chaty trolla nie wpuścił, ale może to tylko dlatego, że popołudnie było bezwietrzne a wiosna powoli wyczuwalna w powietrzu? Choć zadek Armanda nie miał prawa zmieścić się ani utrzymać w bujanym fotelu z wikliny, kowal przysiadł na murowanych schodkach i pokiwał aprobatą na ich wykonanie.

Wtem od strony Cierniowego Zagajnika rozległo się zawodzenie. Takie niby to ludzkie, ale jednak... jakby nie. Co to mogło być? Głos nie przypomniał żadnego znanego zwierzęcia.




DYLIŻANS, I dzień kalendarzowej wiosny, popołudnie/wieczór


Laura, Theseus

Krasnoludzka rodzina Boldervinów od pokoleń zajmowała się przewozami w całym Bourmont. Ponieważ trakt do Szuwar nie był ich jedynym źródłem utrzymania, przetrwali ciężki okres, gdy otwarto most na rzece Tentacli w pobliżu Chlupocic i wygryźli stąd konkurencję. Obecnie wożą oni co tydzień pasażerów, korespondencję oraz pomniejsze paczki między Chanes a Szuwarami.


Laura westchnęła ciężko. Kryzys miasteczka było widać gołym okiem już po samym środku transportu. Dyliżans był stary, brudny, niewygodny i nosił rysy po kulach i wypadkach niby grawerkę.

Powóz ciągnęły cztery, niemłode już konie, a obsługiwały go 4 person:
Bolat Grouzlok Boldervine - woźnica (krasnolud)
Dylan De Vramount - ochroniarz i zmiennik woźnicy (człowiek)
Yorgel Goldenbrand - ochroniarz i tragarz (troll)
Petunia Cotonfoot - zwiadowca (skrzat)

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dyliżansem jechały raptem tylko dwie osoby - Laura Bréguet oraz pochrapujący w kącie Duchowny - Theseus Glaive.


Wtem zatrzęsło. Coś zgrzytnęło przeraźliwie, a Yorgel przeklął paskudnie. Dyliżans przechylił się dziwnie w lewą stronę, przez co śpiący Kapłan przetoczył się, spadając na wąską podłogę. Jęknął boleśnie. Zatrzymał się dopiero, gdy ucapił kurczowo zgrabne łydki Laury.

Teraz przeklinali już wszyscy z obsługi dyliżansu.

- Ni chuja nie pojedziemy dalej, koło pękło. - usłyszeli głos człowieka.
- Z okuciem?
- A jakże, kurwa mać, z okuciem. W dwóch miejscach.
- Jak ty jechałeś, Bolat?
- Pierdol się Petunia, to już wczoraj była rysa.
- Kurwasz, mówiłem, że nie dotrwa do Szuwar.
- Ale mamy zniżki u Armanda, a w Chlupocicach drożyzna i kolejki.
- No to masz teraz koło, wypierdku kaczy.
- Nic nie poradzimy. Petunia, zapierdalaj do Chlupocic. Niech Jane, jak będzie jechał do Bunville, odbije nieco z drogi i podrzuci nam koło, co w zapasie wozi. Rozliczymy się z nim potem.
- Ja pierdole, czemu ja?
- Bo jako jedyny masz skrzydła. Wypierdalaj Petunia, ino żywo, bo ci na rozpęd dam.
- Kurwa...
- Bolat, ale to i tak znaczy, że będziemy tu siedzieć do północy, nie?
- No niestety...
- Kurza twarz, to weźmy się przenieśmy gdzieś dalej...
- I co, dyliżans z wyposażeniem zostawimy? Pojebało cię, Dylan.
- Ale tu Tentacla... po zmroku to tu się nie zatrzymuje.
- No nie, wierzysz w te bajania? Ile ty masz lat?
- W zeszłym roku mój stryj zasnął przy rowie po pijaku, to go znaleźli... 2 dni od domu, martwego, a minę miał taką... taką jakby najgorszego potwora obaczył.
- Pewno twoją matkę, Bolat.
- Petunia, czy ja nie kazałem ci wypierdalać?


I co mieli teraz począć pasażerowie?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 13-06-2016 o 14:51.
Mira jest offline