Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2016, 17:03   #87
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu, Hergig
Niechlujny Schabowy

Konkurs jedzenia na czas okazał się prawdziwym wydarzeniem w społeczności niziołków. Atmosfera gęstniała, zapach smażonego tłuszczu wypełnij całą salę. Gdzieniegdzie zdało się widzieć pobłyskujące pieniądze przechodzące z rąk do rąk, twarze halflińskich zakapiorów krzywiły się w groźnych grymasach, a kelnerki tańczyły wkoło stołów, unikając jednocześnie zalotnych klapsów i bolesnych uszczypnięć w pośladki od rozbawionej klienteli.

Bard Cavindel okazał się nieco podstarzałym niziołkiem z charakterystyczną trójkątną gitarą. Jak wyjaśnił była to bałałajka i pochodziła z dalekiego Kislevu. Swoim mikrym rozmiarem idealnie pasowała do rąk halflińskiego barda. Przed występem wypiłem dwa piwa w jednym ciągu, rozsiadł się wygodnie na wysokim krześle stojącym pośrodku sali. Pierwsza piosenka zdawała się zupełnie niezrozumiała dla Detlefa i Aldrica. Bard zdawał się plumkać i chrząkać w jakimś niezrozumiałym dialekcie, chociaż Stirlandczykom niektóre słowa przypominały Reikspiel. Natomiast niziołki zanosiły się śmiechem, a kufle podnosiły się wysoko wtórując czemuś co można by nazwać refrenem. Druga pieśń leżała po drugiej stronie osi, jeżeli chodzi o walor zabawowy. Rozpoczęła się od kilku cichych szarpnięć strunami, a następnie niziołek wydobył z siebie zadziwiająco niski bas. Tym razem klientela siedziała cicho i nawet kelnerki stały w miejscu obserwując niebywały kunszt. W tle było słychać nikły szloch i pociągnięcia nosem. Ponownie chłopcy ze Stirlandu mogli się domyślać treści, gdyż język był mieszaniną kwików i pisków. Bard przerwał, a salwa oklasków wypełniła karczmę.

Przed trzecią piosenką Cavindel wychylił kolejne dwa kufle piwa, poruszał nieco przy pokrętłach na gryfie gitary i zaczął wybijać rytm nogą. Następnie wydobył kilka, tym razem już o wiele bardziej radosnych, dźwięków ze swojej bałałajki i zaczął śpiewać. Ku radości ludzi spędzających swój czas w karczmie była to piosenka we Wspólnej Mowie.

Dwa tygodnie temu, Brunhilda, moja kochana ciotka,
udobruchała sobie stajennego młodego kmiotka.
Ruchają się, gdy tylko nadejdzie ich wspólna ochota,
także ból bioder dopada już kmiota.
Boli go także fiutek nabrzmiały,
pokryty strupami i we krwi cały.
Brunhilda kochana, jednak jej mało,
suknia do góry i wciąż się bzykajo!

Tłum wspomógł lekko już pijanego barda śpiewając radośnie refren.

Uciekaj chłopie, bo jego ciotka
wyrucha z ciebie stajennego kmiotka!

Bard zagrał kilka akordów do swoim instrumencie i począł śpiewać kolejną zwrotkę.

Dwa tygodnie temu, Grono, mój kochany wuj
pewną młodą kmiotke nadział na swój chuj.
Obraca ją gdzie popadnie, we dnie i w nocy,
jednak mój kochany wuj nie potrzebuje pomocy.
Dostał na stojącego odpowiednie zioła,
także ruchają się codziennie w pocie czoła.
Jedyne czego trzeba to porządnego posiłku,
bo młoda kmiotka umrze z wysiłku!

I ponownie tłum włączył się w piosenkę śpiewając refren.

Uciekaj dziewczę, bo jego wuj,
znowu nadzieje cię na swój chuj!

Pieśń ta o mało wybrednej treści wybrzmiewała przez kolejne osiem zwrotek. Śmiechom gawiedzi nie było końca i nawet, kiedy już bard zszedł ze sceny pożegnany gromkim aplauzem, dało się słyszeć przy stolikach jeszcze bardziej zbereźne wersje kolejnych zwrotek piosenki.

Kilka chwil potrwało zanim wszyscy się uspokoili i właściciel karczmy mógł ogłosić rozpoczęcie konkursu. Improwizowana scena szybko została przykryta ogromnym stołem, a jego powierzchnia zapełniła się ziemniakami, kapustą i schabowymi. Świńskie kotlety były jednak przepotężne. Mięso grube na dwa palce i o średnicy koła od wozu ułożone w potężne kopce na środku stołu. Przy stole postawiono również dębową beczkę pełną piwa, do popitki, jak żartował karczmarz.


Detlef usiadł przy stole spoglądając jednym okiem na swoich przeciwników. Razem było ich dziesięciu. Do konkursu stanęło ośmiu niziołków i jeszcze jeden człowiek, zdawał się być podróżnikiem z Altdorfu, sądząc po nieskazitelnym akcencie. Szczególną uwagę zwracał jeden z niziołków. Siedząc przypominał nabrzmiałą dynię, ubrany w pomarańczowy kombinezon i zieloną pelerynę. Jedynym owłosieniem na jego głowie były zabarwione na biało wąsiska opadające szerokim łukiem na spinkę pod szyją. Sądząc po licznej grupie fanów skandujących jego przydomek „Bęben” miał to być faworyt dzisiejszego konkursu.

Chwilę przed rozpoczęciem zapadła grobowa cisza, nikt nie ośmielił się nawet westchnąć, kiedy karczmarz zaczął odliczanie. Każdej sekundzie towarzyszyło uderzenie serca, a także nerwowy tik jednego z niziołków. Uderzenie w gong wykonany z garnka oznaczało rozpoczęcie wielkiego obżarstwa.

Nawet najlepszy komentator snotballa nie byłby w stanie ogarnąć tego co się działo przy tym stole. Zgodnie z relacjami świadków pierwszy odpadł niziołek imieniem Linver. Oberwał słojem kapusty w sam środek czoła, także krwawiąca głowa skutecznie uniemożliwiła mu dalsze uczestnictwo. Drugie miejsce od końca zajęli jednocześnie Pimfire i "Duży", żaden nie chciał wypuścić drugiego z żelaznego uścisku podgardłowego, a jednocześnie żaden nie chciał przestać jeść. Dalej już tak dokładnie nikt nie wie kto odpadł następny. Ktoś został znokautowany przez kelnerkę, komuś pękło krzesło i nie dał rady się podnieść, ktoś się porzygał wprost do garnca pełnego ziemniaków i został zdyskwalifikowany.

Koniec końców, na placu boju pozostał Detlef, tajemniczy Altdorfczyk i "Bęben". Ten ostatni niczym jakaś krasnoludzka maszyna wrzucał kawałki odkrojonego mięsa wprost do swojej przepastnej gęby, a następnie zalewał haustem piwa. Robił to z przerażającą szybkością, a Detlef nie zauważył, aby niziołek używał zębów. Przybysz z Altdorfu natomiast jadł wyjątkowo spokojnie, kęs za kęsem, przeżuwając, wręcz irytował swoją powolnością. Zjadł zaledwie jedną piątą swojego schaboszczaka, kiedy to "Bęben" kończył już drugi. Tymczasem Detlef gryzł i miażdżył mięsiwo tak szybko jak tylko potrafił. Koniec pierwszego schabu zbliżał się zbyt wolno.

Właśnie w tej chwili Luden popełnił błąd. Nie był co prawda zawodowcem, więc nie mógł tego wiedzieć, ale w żaden sposób nie pomogło dolewanie piwa do każdego kęsa. Jego żołądek w jeszcze szybszym tempie zapełnił się po brzegi, a po chwili czuł żółć wypełniającą usta. Zwyczajnie nie wytrzymał. Wstał i szczęśliwie utrzymał resztki godności w swojej jamie gębowej.

Pojedynek, o ile tak można to nazwać, toczył się pomiędzy człowiekiem, który przyszedł się tutaj najeść, a halflińską bestią do pochłaniania żywności. Tą walkę rozstrzygnął czas. Konkurs trwał jedną klepsydrę, a obydwaj uczestnicy jedli do samego końca czasu. Zwycięzca był wiadomy od samego początku - "Bęben" świętował kolejne zwycięstwo.

Nowicjusz swoim zapałem zyskał kilka pochwalnych słów halflińskiej społeczności, a karczmarz w ramach uznania za zasługi i ducha walki odpuścił Stirlandczykowi obowiązek płacenia za posiłek. W końcu to on powinien piastować drugie, zasłużone miejsce. Co więcej dostał w prezencie od obsługi "Niechlujnego Schabowego" dwa galony piwa, słój kapusty i jednego konkursowego schaba, który w normalnych warunkach wykarmi sześciu chłopa przez cały dzień. Morryta, chwilowo ukontentowany jeżeli chodzi o jedzenie, i najprawdopodobniej przez następny dzień także, pomyślał, że będzie to świetne jadło na podróż. W końcu kiedyś muszą wyruszyć.
 
Evil_Maniak jest offline