Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2016, 17:24   #19
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Na słowa Terpenziego zareagowała z mieszanką ostracyzmu i oburzenia. "Nie dość że zbir, to jeszcze wtrącimorda!" - pomyślała. Jednak nie odezwała się, sądząc że Quala zrobi to za nią. Była ciekawa jego reakcji. Czy potraktuje zakapturzonego towarzysza z tą samą uprzejmością co ich opraców, czy też zareaguje szczerą niechęcią jak ona?

Nie było jej chyba dane tego wiedzieć, gdyż wkrótce niebawem znaleźli się w Brivert. Wioska urzekła ją bujną roślinnością. Wpływ natury był tu silny, i obecny od eonów, wpisany w otoczenie i niewypieralny nawet przez bogatych mieszkańców. Lecz to co zrobiło jeszcze większe wrażenie na Joh, to oczywiście majestatyczny zamek zakonu. Niewątpliwie budził respekt i trwogę w każdym wrogu, który odważyłby się najechać te ziemie. Dla rheońskiej szamanki była to zaś okazja to ujrzenia potęgi cywilizacji ludzi. Oczywiście nadal uważała, iż nic nie było w stanie pokonać potęgi żywiołu, a sam zamek gdyby natura chciała, runąłby w ciągu paru chwil grzebiąc wszystkich jego mieszkańców. Jednak z perspektywy kogoś kto spędził lata wśród plemiennych wiosek, widok tak ogromnego obiektu wojennego wprawiał w osłupienie i wywoływał dreszcze. Im bliżej niego byli, tym rósł on w oczach, a uczucia te były jeszcze silniejsze. W końcu stały się żywą fascynacją. Joh zapomniała wręcz na moment, że jest tu prowadzona jako niewolnik. Z dziecinnym entuzjazmem rozglądała się i podziwiała ten cały przepych i bogactwo, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła.

- No no! Nieźle się tu urządzili! - rzuciła wbijając wzrok w pięknie odzobione i mieniące się złotem płyty ścienne - Z chęcią bym tu trochę pomieszkała...

W końcu doprowadzono ich do wodza, który miał zdecydować o ich losie (a tak przynajmniej miał czelność chyba sądzić!). Faktycznie Joh była już nieco zniecierpliwiona całą tą maskaradą. O dziwo jednakże, ten łysiejący dziad bardziej niż oskarżaniem i osądzaniem ich za to co spotkało Borjar, by bardziej zainteresowany samą Pożogą, i wydawało jej się że on i jego pomagierzy nie mieli kompletnie pojęcia o jej naturze. Tym lepiej dla niej! Nie musieli znać całej prawdy. Mogła im naopowiadać byle czego. Ach jakże oni głupi jej się wydawali! Mimo wszystko zachowała fason i powagę. Wciąż bowiem była w zasięgu mieczy okutanych ciężkim metalem i sprawnych fizycznie wojowników. I choć krew się w niej gotowała, tak musiała także zważać na słowa, co przy jej temperamencie może okazać się trudnym wyzwaniem. A przecież gdyby rozgniewała samego mistrza, to i pewnie nie tylko jej by się oberwało!
Czekała więc, uważnie słuchając co mają do powiedzenia pozostali zniewoleni. Gdzieś w myślach układała sobie przemowę, walcząc nieustannie z emocjami, które uparcie niczym wodny nurt wsiąkiwały między słowa. Gdy przyszła jej kolej, zdecydowała się przemówić nieco do rozsądku zakonnikom. Oparłwszy dłoń na biodrze, zaczęła w miarę spokojnie:

- Cóż, z całym szacunkiem do was, ale średnio mnie obchodzą wasze zakonne zabobony i całe te uprzejme dyrdymały. Jeśli o moje zdanie chodzi, sprawa jest prosta. Los Borjar był kolejnym przejawem nieobliczalności natury, będącej chaosem i porządkiem zarazem. I mówię to ja... - tu pewnym krokiem wystąpiła przed szereg, uniosła w górę dłoń, a pomiędzy jej palcami przemknęło kilka swobodnych płomyków ognia, by zaraz zniknąć nie znajdując punktu zaczepienia, zaś ona opuściwszy rękę (nie chcąc prowokować zbytnio straży), przedstawiła się tonem dobitnym i przepełnionym dumą - Joh, zwana płomieniem! Szamanka plemienia Waegonga!

Ucichła na moment, chcąc nacieszyć się przypuszczalną konsternacją i zdumieniem zebranych w komnacie wielkiego mistrza. Po chwili kontynuowała:

- Okażcie więc pokorę wobec sił, które są tu od zarania dziejów, i których nikt nigdy nie okiełznał, ani nie zrozumiał. Pogódźcie się ze stratą, i cieszcie się życiem, albowiem w obliczu natury jest ono jedynie kapryśnym westchnięciem...

Uśmiechnęła się, dumna z siebie że mogła choć przez moment poczuć się ważna, i że mogła komuś wygarnąć taką mowę. Gdy uszły z niej emocje, jej twarz spoważniała, a Joh dorzuciła kilka już znacznie bardziej przyziemnych stwierdzeń:

- Co do tego, czemu przeżyłam? Może dlatego, że jestem szamanką i natura nie chciała mnie skrzywdzić. A czemu oni? Nie mam bladego pojęcia! Przypuszczam że mogli być wtedy blisko mnie, ale to tylko luźne domysły... Ach i jeszcze jedno! Jeśli myślicie, że to moja sprawka, to choć byłoby to miłym pokarmem dla mojej dumy, muszę was zmartwić. Nie mam z tym nic wspólnego, i nie posiadam AŻ takiej mocy. Co nie znaczy, że przy odrobinie wysiłku nie mogłabym podpalić tego czy tamtego, jeśli na przykład nie oddacie mi mojego ekwipunku. Zwłaszcza amuletu, który mam po zmarłej matce i jest mi bardzo bliski. Wiecie, rozumiecie. Taka rzecz rozpala wspomnienia... - Joh spuściła głowę, z teatralną mieszanką smutku i ironii.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 17-06-2016 o 19:52.
Rebirth jest offline