Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2016, 18:39   #256
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ruszyli w końcu… zostawiając za sobą płonące zwłoki oblepione pajęczynami. Pożar będący powodem ich porażki. Czujni, zwarci, pod bronią. Wszyscy...


Poza samą Leiko. Ona czuła się bezpiecznie. Dookoła niej była wszak dziesiątki mniejszych i większych ośmionogich strażników posłusznych swej pani. Ona jedyna wiedziała, że ich grupce nic nie groziło i dlatego mogła się skupić na reszcie łowców, zamiast na okolicy.
Sakura, Płomyczek, Wilk, Yashamaru oraz Jimushi… Z nich wszystkich najpotężniejszą wojowniczką była niewątpliwie Sakura, ale i mistyk Jimushi też nie był do zlekceważenia. Szli drogą kierowani iluzjami Sakusei do opuszczonej niedawno wioski. Pajęczyca nie wspomniała powodów porzucenia jej, ale musiałyby nagłe, jeśli wieśniacy zostawili tam zapasy.

Nie było to jednak zmartwienie łowczyni. Ona sama, skupiona przyglądała się własnym ofiarom, których zamierzała opleść. Najtrudniejszą z nich był oczywiście Yashamaru. Znał ją lepiej niż ktokolwiek. Jego nie mogła zwieść zwykłymi kłamstewkami, jego nie mogła oszukać… przejrzy jej maskę. Tego była pewna. W tej chwili ukryty za obojętnością widoczną na obliczu, przeżywał porażkę. Bo tym właśnie była śmierć mnicha. Zawiódł. Stracił szansę na dostanie się do pałacu, więc cały wysiłek jaki włożył w tą maskaradę nie przyniósł spodziewanych owoców. Leiko wiedziała że jest ambitny i sumienny, więc niewątpliwie boleśnie przeżywał przekreślenie całych swych planów. Ale i tak obdarzał ją ukradkowym uśmiechem, gdy Płomyczek nie patrzył… delikatnym, ledwo widocznym. Dowodem na to iż cieszył się z tego, że wyszła z tej bitwy cała i zdrowa. W tych krótkich chwilach, był tym Yashamaru którego znała, a ona.. mimowolnie odpowiadała uśmiechem, którego nikt inny nie miał okazji zobaczyć. Uśmiechem niewinnej wesolutkiej Konecho-chan. Dziewczyny, która dawno temu znikła będąc poczwarką dla motyla o imieniu Maruiken Leiko. Tylko on mógł obudzić w niej tą poczwarkę. On i nikt inny.

Jimushi był zaś… zagadką. Nie rozumiała mnichów z Chin, ale i ci japońscy stanowili dla niej zagadkę. Zarówno on, jak i Daikun… nawet mała miko. Nawet Korogi była dla Leiko niezrozumiała, choć obie żyły jednocześnie w dwóch światach, duchów i ludzi. Spoglądając na plecy Jimushiego i rozmyślając łowczyni doszła do wniosku, że mała miko jest jej przeciwieństwem. Choć żyły w tych obu światach to Leiko lepiej radziła sobie w świecie ludzi, a Kitsu Ayame. Także pod innymi względami były swoimi przeciwieństwami. Ale pewnie w paru kwestiach były do siebie podobne.

Sakura zaś przy bliskim poznaniu zyskiwała… wiele. Lubieżna i chłonąca życie całą sobą, bezczelna i niedbająca o konwenanse Sakura okazała się osobą o dużym wyczuciu taktu. Nienapastliwa w swej lubieżności… Choć gotowa by ulec pokusom, bo też i dla przyjemności żyła. Tam jednak podczas kąpieli zachowała zaskakująco wstrzemięźliwie mimo własnego spojrzenia śmiało wędrującego po nagich krągłościach Leiko. Jednooka łowczyni była więc zagadkowa w swych zachowaniu, bo Maruiken ciężko było ją posądzać o nieśmiałość. Na pewno było łatwo się z nią zaprzyjaźnić, z pewnością Leiko była na tyle kusząca by skłonić ją do poduszkowania ze sobą. Ale… uwiedzenie mogłoby być już trudniejsze.

Wilk i Kogucik byli zaś prostymi do rozgryzienia mężczyznami. Wilk był doświadczonym pod każdym względem mężczyzną. Z pewnością niejedną karczmę odwiedził, niejednego człowieka pozbawił żywota i niejeden futon sprawdził z niejedną kochanką. Nie czyniło go to wcale trudniejszym celem od Kirisu. Ot trzeba było tylko subtelnie kusić i pozwolić sytuacji rozwijać się we właściwym kierunku, by owinąć go sobie wokół palca. Wilk był więc doświadczoną zwierzyną i przez trudniejszą do złowienia, ale i zwierzyną dobrze znaną łowczyni.

Natomiast Płomyczek. Płomyczek był jej. Całym sercem i rozumem i… przede wszystkim pożądaniem. Była najwspanialszą z jego kochanek. Tą która przysłoniła mu inne. Tą o której nie mógł i nie chciał zapomnieć. Choć Leiko nie miała złudzeń, że wierny jest jej tylko wtedy, gdy znajdowała się blisko niego. Kirisu był bowiem energicznym młodzikiem, niezbyt bystrym, pozbawionym silnej woli i łatwym do manipulowania. Maruiken dobrze wiedziała, że każda ślicznotka mogła owinąć go sobie wokół palca… oczywiście, tylko wtedy gdy samej Maruiken nie było w pobliżu. I z pewnością znalazłoby się parę w każdym mieście którym zaimponował by taki dzielny łowca, zwłaszcza z mieszkiem wypełnionym pieniędzmi.

Każde z nich było inne. Każde wymagało innego podejścia i taktyki. Leiko miała czas by nad tym faktem pomyśleć. W przeciwieństwie do nich czuła się jak na spacerze po pałacowym ogrodzie. Wiedziała też że może liczyć na pomoc Sakusei i jej sztuczki. Yōkai z którą Maruiken doskonale się dogadywała. Ot… coś czego nie spodziewała się spotkać. Wszak dla niej nadnaturalne stwory były zazwyczaj celem do ubicia, barierą do pokonania lub niechcianych zagrożeniem. Pani pająków zaś okazała się intrygantką z którą można knuć i z którą przyjemnie się rozmawia, a nawet bawi w subtelne dwuznaczności.
I jakże pomocna była… Bo pod wieczór dotarli do opuszczonej i nieco zdewastowanej wsi. Nie było widać ludzkich trupów, ale sądząc po niektórych budynkach…


stoczono tu jakąś bitwę. Towarzysze Mauriken z wyciągniętą bronią rozbiegli się po wiosce. Jedynie Płomyczek został blisko Leiko… i Yashamaru starał się mieć ją w zasięgu wzroku. Maruiken wyciągnęła wakizashi, swe zwykłe wakizashi które służyło jej od lat do obrony. Uczyniła to jednak tylko dlatego by nie wzbudzać podejrzeń. Paradoksalnie ta wioska była obecnie najbezpieczniejszym miejscem dla łowczyni. Tu jej nic nie groziło. I tu zamierzała stoczyć bitwę.
Wędrując z Kirisu przez wioskę bacznie się rozglądając i znajdując ślady owej bitwy… w której najwyraźniej ludzie nie uczestniczyli. Bowiem ślady jakie znajdowała pomiędzy pajęczynami.


Te ślady ludzkie nie były… raczej oni albo yōkai. Były też stare… zagrożenie jakie kryło się w tej wiosce, już dawno zostało wyplenione przez Sakusei i jej ośmionogich krewnych. I to skutecznie, bo dość szybko łowcy wracali z optymistycznymi raportami… i nawet z ryżem. Zapasy pozostawione przez uciekających wieśniaków nie były duże, ale pozwoliłby wreszcie napełnić czymś brzuchy. Tak jak mówiła Sakusei, przepływająca przez wioskę rzeka dawała nadzieję na urozmaicenie posiłku. Lecz najważniejszą zdobycz przytargał Jednooki Wilk ku wesołości Sakury.
- Sake… nieduży dzban i wątpię by była dobrej jakości, ale to nadal sake.- stwierdził z uśmiechem Wilk.
Szykowała się więc uczta… i szykowała bitwa. Jednak taka którą Leiko lubiła, bój w którym czuła się jak ryba w wodzie. Bój polegający nie na rozdawaniu ciosów, a uśmiechów i spojrzeń. Bój którego zwycięstwo rozstrzygał nie ostry miecz, a ostry języczek. Miła odmiana po ostatnich krwawych starciach.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem