Tamara zamrugała powiekami, zupełnie nie mogąc ogarnąc tego wszystkiego co się dzieje.
Zimno, głód, karkołomna ucieczka z Jasonem po petersburskich dachach przypominająca… polowanie?
Przyglądała się i przysłuchiwała słowom “Kitla” czując rosnącą irytację: - Jest co? - dopytywała, próbując unieść głowę - Jakiej infekcji? Gdzie Jason? - szarpnęła się w uwięzach. - Kooperacja z kim i w czym?
Widząc wpadającą ekipę komandosów szeroko otworzyła oczy: - Ochujało was już? O co tu chodzi?
Widząc Vadima poczuła coś na kształt ulgi i rosnącego wkurwu. Leniwie usiadła po to by przez chwilę rozglądać się po pomieszczeniu i ocenić gdzie jest. Tak, jak uczył ją Jason szacowała zabezpieczenia miejsca, liczbę kamer i wyjść. W końcu zeskoczyła i rozprostowała się w końcu czując ciepło… no może nie ciepło ale raczej brak chłodu.
Zeskoczyła z fotela i podeszła do zadowolonego z siebie mężczyzny. - A więc zostawili konika trojańskiego, byś mnie oświecił w sytuacji. Jakie wejście? I co z tym wspólnego ma mój nieżyjący ojciec? Gdzie jest mój ochroniarz? I co to za szopka? - stanęła na wprost młodszego Mogilewicza - Gdzie Dziadek? - zaczęła podejrzewać, że ten ostatni jednak jej umknął, co spowodowało kolejny podskok zimnej furii. |