Monique Blanch Była wkurwiona, dosłownie w jednej sekundzie zmieniło się jej całe nastawienie do towarzyszy, całej tej śmierdzącej sprawy i ogólnie do świata. Najbardziej chciała się teraz wydrzeć na całe Elizjum a potem napluć komu trzeba w twarz. Ci przeklęci Nosferaci, wieczni bierni obserwatorzy. Malkawianie niezdecydowani psychole nawet reszta Torreadorów to nadęte dupki! Dobrze, że nie widział jej teraz ojciec, nigdy nie pochwalał jej zabaw z szałem. W końcu wykrzyczała do Nosferata, który oddalał się w zastraszającym tempie. - Poczekaj Feliksie przed Teatrem! Gdy już wszyscy wyszli z pomieszczenia Monique wróciła się po lodówkę i narzędzia ojca a potem zamknęła drzwi w ten sam sposób jak je otworzyła. Usta miała zaciśnięte i nie dało się nie zauważyć, że jest zdenerwowana. - Jedziemy do domu Andrew! - powiedziała krótko i przez zaciśnięte zęby. Potem ruszyła korytarzem w kierunku wyjścia. - Ktoś z was ma brykę? |