Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2016, 14:45   #2
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Dom rzeźnika, część I

Podłoga zadudniła od ciężkich butów Redgara, gdy ten szedł ze swoją zdobyczą w stronę lady, przy której kręciła się Hoe, najwyraźniej coś pod nią szukając (albo chowając!).
Rzucił jej na drewniany blat swoje ostatnie “zdobycze”, czyli 3 skromnie wyglądające wiewiórki i zające, sama skóra i kości.
- Witaj Hoeth - Redgar oparł się o ladę i podrapał po zaroście. - To niestety wszystko, co dzisiaj udało mi się upolować… Nawet cholerna zwierzyna ucieka z tego, zapomnianego przez bogów miejsca…
Półorczyca ubrana w rzeźnicki zakrwawiony fartuch, świadczący o tym, że jeszcze przed chwilą musiała być “podczas pracy” poderwała wzrok na mężczyznę. Przez kilka uderzeń serca przyglądała się mu w milczeniu. W końcu podparła ręce o biodra i stając tak blisko lady, by na pewno nie było widać co tam pod nią szperała, zapytała:
- A knykcie to masz? - unosząc przy tym brwi.
- Nie mam – burknął pod nosem Redgar, po czym podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Nie lubił jak tak mocno świeciło słońce i było ciepło, zdecydowanie bardziej przepadał za zimą, ale ta niestety dopiero co się skończyła. Odchrząknął głośno.
- Nienawidzę jak jest tak ciepło – powiedział bardziej do siebie, niż do Hoe. - Jak dzisiaj ruch?
- Ruch jak co dzień. W końcu nawet zwierzyna uciekła z tego, zapomnianego przez bogów miejsca, nie? - Zielona chwyciła jedną z wiewiórek unosząc ją w górę i bliżej oczu. - Jedzenia w lesie nie mają czy co - burknęła pod nosem.

Redgar przestał wpatrywać się przez okno i wrócił do lady.
- Zwierza coraz mniej, wszystko powoli ucieka tam, gdzie jest więcej pożywienia. Nie wiem, co zrobimy za jakiś czas, gdy już nic tutaj nie zostanie. Trzeba się cieszyć z tego, co jest… – spojrzał na wiewiórkę. - … Jakiekolwiek by to nie było…
Hoeth zmarszczyła usta, przez chwilę analizując słowa Redgara.
- Jak tak dalej pójdzie, będę musiała ubić świniaka, żeby ludzie mieli co jeść - nie wyglądała na zadowoloną z tego pomysłu. - A to jeszcze nie czas - zaczęła odwiązywać swój zakrwawiony fartuch.
Redgar westchnął tylko głośno. Jeżeli dojdzie do najgorszego, będzie musiał obmyślić jakiś plan awaryjny i zostawić to wszystko za sobą.
- Mam w planach udanie się znacznie głębiej w las, dalej niż kiedykolwiek przedtem, może tam znajdę jakąś zwierzynę… Ale to dopiero za jakiś czas.
- Jakiś czas, jakiś czas… - zamarudziła pod nosem i bardziej do siebie. - Wszyscy tu odkładają wszystko na za jakiś czas - Hoe zwinęła fartuch w dłoniach po czym z impetem umieściła go koło martwych, małych puszystych wiewiórek. Jedna z nich nawet lekko podskoczyła. - Bo po co się śpieszyć, co? A wiesz co będzie jutro? No słucham. Wiesz? - jej dłonie znów podparły biodra.
Redgar tylko parsknął śmiechem.
- Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie. Mi się tam nigdzie nie spieszy… A jeżeli chodzi o jutro, to zapewne będzie wyglądało tak samo jak dzisiaj i wczoraj i przedwczoraj, w tej cholernej wiosce każdy dzień wygląda tak samo… Ale spokojnie, gdy tylko upoluję w końcu coś większego, dowiesz się o tym pierwsza – mrugnął do niej okiem.

Zielonoskórej musiało nie spodobać się ani parsknięcie śmiechem, ani pouczanie jej czy raczej posądzanie o pęknięcie żyłek… przymrużyła groźnie oczy. Jej zaciśnięte szczęki rozluźniły się jednak, gdy łowczy zakończył swoją wypowiedź i mrugnął do niej okiem. Usta przyozdobione kłami rozszerzyły się w charakterystycznym dla orczycy uśmiechu. Cholera jedna wie, czy po prostu uśmiechnęła się do niego, czy śmiała się z niego, czy może jednak nadal miała mu ochotę przyłożyć.
- Spróbowałbyś inaczej - sięgnęła do sakiewki, by po chwili ułożyć na ladzie kilka srebrników (zapłatę za to co przyniósł), nie było tego wiele, ale Hoe i tak słynęła raczej ze szczodrości, więc na pewno nie za mało. - Skoro tak Ci tu nudno, to czemu się nie przeniesiesz?
Redgar udał, że strzepuje sobie kurz z ramienia.
- Wiesz, po tylu latach człowiek jednak zaczyna potrzebować takiej nudy, rutyny i tak dalej, ileż można znieść życia pełnego wrażeń… - powiedział udawanym, zmęczonym głosem, po czym schował srebrniki do sakiewki przypiętej do pasa. – Interesy z tobą to czysta przyjemność – uśmiechnął się zawadiacko do Hoe.
Spojrzał jeszcze raz przez okno.
- Późno się zaczyna robić, będę wracał powoli do siebie – podszedł powolnym krokiem do drzwi. – Widzimy się jutro, o ile będę miał z czym przyjść.
 
Morfik jest offline