Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2016, 15:59   #12
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Czeeeeeeść! - zawołał z daleka machając ręką z zapałem, od którego niemal rozpadła się we wszystkich stawach, a kiedy znalazł się wystarczająco dla niego blisko wyciągnął rękę przed siebie na powitanie i przemaszerował z nią kilka metrów w tenże sposób.

- Czeeeść! Jestem Tallorien, ale możesz mówić na mnie Tal. Tak będzie łatwiej. Imię Tallorien może być trochę skomplikowane, ale nie mam go dlatego, żeby innym było trudno je wymówić. Dlatego pomyślałem, że można mnie nazywać Tal. Tak będzie prościej. Łatwiej zapamiętać, łatwiej wymówić i krócej się słucha. Jak tu ładnie! Jak masz na imię? Kim jesteś? Tu jest taka ładna magia! O! O! O! - padł na kolana.

- Pszczóóółka! Widzisz? czarne paski, żółte paski, puchowa, pluszowa! Jak ślicznie siedzi sobie na kwiatku, widzisz?

Właścicielka ogonów - bez wątpienia bowiem istota ta należała do rodzaju żeńskiego, zdawała się być nieco zdziwiona owym powitaniem, jednak jedynym co zrobiła było odwrócenie się od pnia drzewa i skupienie wzroku na Tallorienie.


Jej oczy miały kolor kwiatu, na którym siedziała wypatrzona przez młodzieńca pszczoła. Głęboka ich czerwień mogła budzić niepokój, jednak jakoś nie budziła. Być może z powodu łagodnego uśmiechu, który błąkał się na jej ustach? Nie wydawała się negatywnie nastawiona, a jedynie zaciekawiona przybyszem. Ogony także wydawały się ciekawe co można było poznać po tym, że ich końcówki wyłoniły się zza pleców dziewczyny. Także uszy drgały lekko, wychwytując kolejne słowa i ich brzmienie, nie wyglądało jednak na to, by miała zamiar przemówić.

- Tal - powtórzyła jednak, acz po dłuższej chwili, którą to poświęciła na obserwację. - Lubisz pszczoły?

Pytając wskazała na kwiat i jego lokatorkę. Tallorien mógł zauważyć czarne linie na skórze jej ramion, tak tego które należało do wskazującej roślinę ręki, jak i drugiego.


- Ooooo! Jakie fajne! - zawołał patrząc na ręce dziewczyny i wstał szybko.

- Skąd je masz? Lubię pszczoły i lubię trzmiele, ale nie lubię os i szerszeni. Są takie brrr... I lubię kwiatki! I trawkę, i drzewka - zakręcił się w podskoku, zaś przy lądowaniu upadł. Roześmiał się wstając.

- Ciekawe drzewo. To, co rośnie na dole tutaj to mech, wiesz? Taki mięciutki. Jaki śmieszny! - powiedział przejeżdżając palcami.

- Mróóóóówka! Masz ładne oczy, wiesz? I takie śmieszne ogonki - zachichotał, ale szybko zmarszczył brwi.

- To znaczy nie chciałem cię urazić. Ja się z nich nie śmieję. Są takie ładne i puszyste. Chyba nie czujesz się obrażona, prawda? Żabkaaaaaaaa!

- Dziwny jesteś - stwierdziła, po raz kolejny, dopiero po jakimś czasie. Jej wzrok śledził poczynania Talloriena, jednak nie wyglądała na chętną by do niego dołączyć w zachwycaniu się otaczającą ich fauną i florą.

- Zabawny - dodała, odwracając się i kierując do rogu leśnej sali, który znajdował się parę kroków od miejsca, w którym wcześniej stała. - Nie przeszkadza mi to.
Co powiedziawszy usiadła na posłaniu z podobnego mchu jak ten, który dopiero co głaskał. Czerwień jej oczu zgasła na chwilę, przysłonięta powiekami. Ogony jednakże, a w szczególności biały, ciągle zdawały się wykazywać zainteresowanie, którego widać brak było ich właścicielce. Końcówki wodziły za Tallorienem, śledząc każdy jego ruch.

Chłopak rzucił się na mech niedaleko dziewczyny kończąc nienajlepszy pomysł głośnym "aua!", ale szybko stracił zainteresowanie bólem. Tak jak wszystkim wkoło. Leżąc na brzuchu wsparł podbródek na dłoniach i patrząc wprost na twarz z zamkniętymi oczami zapytał:
- Chcesz zatańczyć? Nigdy nie tańczyłem. Będzie fajnie. Jakie tańce znasz? Bo mogą być różne, wiesz? Ja chyba wolałbym jakieś szybkie. A może wolne? A może ani takie, ani takie? Nie wiem. W sumie każdy jest fajny. Lubisz tańczyć? Ja chyba lubię tańczyć, ale nie jestem pewien.

Dziewczyna uniosła jedną powiekę, kierując na niego spojrzenie, które zwykle przeznaczało się natrętnemu szczeniakowi. Po chwili do pierwszej dołączyła druga powieka.
- Nigdy nie tańczyłam - poinformowała go. - Nie wiem czy lubię, czy umiem, ani czy chcę zatańczyć.

Po tej, najdłuższej jak do tej pory wypowiedzi, zamilkła z powrotem. Zdawać się też mogło, że ponownie się nie odezwie dopóki Tal nie podejmie kolejnego tematu, lub nie będzie kontynuował obecnego. Tak jednak się nie stało.
- Mamy długą drogę do pokonania - oświadczyła. - Chcesz wędrować nocą, czy wolisz zostać tu do rana?

Spojrzał na nią zdziwiony.
- My mamy? Tak. Mamy. Długa droga. Podoba mi się droga! - zawołał zapominając całkowicie o poprzednim temacie.

- Tu jest tak miło! - przewrócił się na plecy.

- Możemy iść! - natychmiast poderwał się na nogi, po czym spojrzał na drzewo.

- Ciekawe jaki jest widok ze szczytu - zastanowił się jedynie krótką chwilę, a następnie zaczął wspinać.

- Spadniesz - oświadczyła, także wstając. Widać nie miała nic przeciwko wyruszeniu od razu. Otrzepała białą suknię, która sięgała jej ledwie do kolan, a następnie uniosła głowę by obserwować starania młodzieńca.
- Spadanie boli - poinformowała go uprzejmie. - Zrobisz sobie krzywdę to nie będziesz mógł iść.

- Spadałaś kiedyś? Jak było? To musi być ciekawe uczucie, prawda? Może też latałaś? Faaaajnie by było polatać, prawda? Umiesz latać? Ja nie umiem. Chyba nie umiem. Tak mi się wydaje, że nie umiem. Nie, raczej nie umiem. Tutaj niektórzy potrafią, wiesz? Mają taaaaaaaakie skrzydła. I tak nimi machają - zademonstrował ruszając szybko rękami w górę i dół.

Co nie było najlepszym pomysłem biorąc pod uwagę to, że chwilę wcześniej rozpoczął wspinaczkę po pniu, a każdy wszak wiedział, że do tego ręce są jednak potrzebne. I to nie machające w powietrzu…
- Uwa…! - Zaczęła białowłosa, jednak było już za późno. Pozbawione uchwytu ciało, zrobiło to, co każde inne ciało zrobić musiało w zaistniałej sytuacji - spadło. Na szczęście dla młodzieńca, upadek ów nastąpił z niezbyt dużej wysokości. Nie znaczyło to jednak, że nie był bezbolesny.

- Nic ci się nie stało? - Zainteresowała się dziewczyna, podchodząc do niego by sprawdzić na własne oczy, czy z Tal’em wszystko w porządku.

- Aua! Aua! Aua! To nie było fajne. Próbowałaś kiedyś spadać? Samo spadanie było fajne. Tylko krótkie. To ziemia boli - poskarżył się.

- Ciekawe co by było, gdyby spaść z większej wysokości - podrapał się po głowie i zaczął wspinać ponownie.

- Dziwny jesteś - usłyszał stwierdzenie, które jednak padło dopiero gdy zdołał wspiąć się do pierwszych, grubych konarów. Zaraz po stwierdzeniu nastąpiło westchnienie, bez wątpienia wyrażające zniecierpliwienie, jednak pozbawione złości. - Zrobisz sobie krzywdę. Będzie bolało. Ziemia wcale nie stanie się miększa gdy uderzysz w nią z większej wysokości.

Poinformowawszy go, wycofała się nieco by czekać na efekty jego działań. Nie sprawiała wrażenia osoby chętnej by ściągnąć go siłą.
Wkrótce okazało się, że być może właśnie siły należało użyć w przypadku tego osobnika. Tal, nie bacząc na słowa dziewczyny, dalej wspinał się w najlepsze, nie bacząc na rosnące z każdą chwilą ryzyko utraty życia. Względnie też po prostu nie zdawał sobie z takiego ryzyka sprawy. W końcu jednak dotarł na tyle wysoko by zerknąć pomiędzy konarami na to, co ich otaczało.


Drzewa nie ciągnęły się wiecznie, chociaż takie można było odnieść wrażenie gdy spacerowało się wśród ich pni. Na południu rozciągały się bowiem góry, których ośnieżone szczyty dumnie wznosiły się ku niebu. Tal nie wiedział co to za góry, jednak ich widok budził jednoczesny zachwyt i obawę. W porównaniu z nimi był przecież taki mały…

- Ale tu ładnie! Chodź popatrzeć! I te góry takie wieeeeeeeeeeeelkie! Wejdziemy na te góry?! Musi być z nich pięęęękny widok! Spróbuję do nich polecieć! - zawołał i skoczył machając rękami.

Zapiszczał radośnie spadając. Nie bardzo przejął się nieumiejętnością latania. Ziemia zbliżała się z zawrotną prędkością, a gdy miał się z nią zderzyć niewątpliwie łamiąc wszystkie kości ziemia zafalowała przyjmując go tak, jak tafla wody przyjmowała własną kroplę. Zagłębił się, a po chwili został wypchnięty w górę z niezwykle głupią miną i machającymi bezładnie rękami oraz nogami. Gdy opadał ponownie, tym razem z mniejszej wysokości, ziemia zachowała się tak, jak na ziemię przystało. Była twarda. Podniósł się na nogi i potupał kilka razy skonsternowany. Nawet podskoczył i uderzył piętami w miejsce, w które jeszcze przed chwilą się zagłębił. Nic się jednak nie stało. Podrapał się po głowie.
- Ja chcę jeszcze raz! - zawołał radośnie.

- Jak wolisz - odparła białowłosa, wzruszając ramionami. - Ja jednak idę. Nie widzę powodu dla którego miałabym tu stać i czekać na to, aż przestaniesz się bawić. Konie też nie będą wiecznie czekać - dodała, obracając się i kierując do przejścia, którym Tal dostał się do leśnej sali.

- Konie? Gdzie konie? Jakie konie? Co to konie? Aaaaa... Konie! Już wiem. Konie, konie, koooonie! - biegł dookoła dziewczyny podskakując radośnie. Najwyraźniej nie pamiętał już o tym, że chciał zeskoczyć z drzewa.




Iluzja Tariela usiadła we wskazanym miejscu, zaś on stanął nieco z boku.
- Słucham - powiedział sobowtór.

Luks skrzywił się, gubiąc na chwilę pozę uprzejmego gospodarza. Zaraz ją jednak odzyskał, siadając na jednym z pozostałych dwóch foteli.
- Amarie trochę mi o tobie opowiedziała - zaczął, sięgając po wino i napełniając kielich. - Uważa, że przydasz się naszym celom. Osobiście nie zgadzam się z nią w tej kwestii. Mała Rie działa niekiedy pod wpływem emocji - uniósł spojrzenie by sprawdzić jaki te słowa odniosły efekt na gościu.

- Zwykle jednak - kontynuował po chwili - ma rację. Dlatego też chciałbym usłyszeć jakie masz plany względem mojej siostry.

- Nie mam planów - odparł krótko demon.

Gospodarz skinął głową nie kryjąc swego zadowolenia z tejże odpowiedzi.
- To wyjątkowo rozsądna odpowiedź - pochwalił, upijając łyk. - W takim razie jakie są twoje plany odnośnie towarzyszenia jej. Wspomniała coś na ten temat, a ja, jako troskliwy braciszek - tu na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek - muszę wiedzieć kto obraca się wokół małej Rie. Tym bardziej, że wkrótce opuści to miejsce, a uparcie nie zgadza się zabrać ze sobą nikogo innego poza tobą - obcym, o którym nic nie wiemy.

Tym razem w jego głosie pojawiła się wyraźna, oskarżycielska nuta, mocno podszyta podejrzliwością. Spojrzenie utkwiło w twarzy siedzącego anioła, jakby chciało wedrzeć się do jego głowy i położyć łapska na zawartych w niej informacjach.
- Nie mam planów - powtórzył Tariel.

- Zatem nie zamierzasz z nią podążyć? - W oczach Luksa pojawił się pełen zadowolenia błysk, jednak nie pozbawiony krwiożerczej nutki. - Co zatem zamierzasz robić? Czy też i tu nie masz planów?

- Jeśli będzie chciała, to z nią pójdę.

Przez chwilę półdemon przyglądał się Tarielowi nie zmieniając wyrazu swej twarzy. Gdy ta minęła, odchylił się na oparcie, a wzrok przeniósł na mapę.
- Ta… - mruknął. - Coś o tym wiem…

Po tych słowach zapadła cisza, którą przerwało dopiero pukanie jakie rozległo się dokładnie w momencie, gdy cisza ta zaczęła być uciążliwa.
- Wejść - rozkazał Luks, prostując się i przybierając obojętny wyraz twarzy. W drzwiach pojawiła się Arsena, niosąc niewielką, srebrną tacę, na której spoczywał zalakowany list.

- Dostarczono go przed chwilą - poinformowała, nie zwracając uwagi na Tariela i podchodząc wprost do gospodarza, który niespiesznie sięgnął po zawartość tacy, a następnie skinięciem głowy odesłał dziewczynę.

- Mam nadzieję, że lubisz niebezpieczeństwa i że jesteś tak dobry, jak twierdzi Amarie - odezwał się, gdy drzwi za plecami służki zostały zamknięte. Listu nie otworzył, ograniczając się do położenia go na stoliku, pieczęcią w dół. - Będę z tobą szczery, bo o to prosiła. Przeciwnik, z którym się mierzymy jest potężny. Jego macki sięgają wszędzie i nie ma on zwyczaju cofania się przed wyeliminowaniem niewygodnych dla niego osób. Godząc się podążyć z Rie, zgadzasz się też wystąpić przeciwko niemu. To jednorazowa decyzja.

- Przyjąłem do wiadomości - skinął głową Tariel.
- Czy to wszystko? - zapytał.

Odpowiedziało mu skinięcie głową. Uwaga Luksa skupiła się ponownie na liście, a na jego czole pojawiła zmarszczka.
- Nie zawiedź pokładanego w tobie zaufania - ostrzegł tylko, sięgając ponownie po kopertę. - Porozmawiamy jeszcze…

- Koniecznie - odparł nieco ironicznie Tariel, zaś jego iluzja wyszła. Sam postanowił jeszcze zostać i rzucić okiem na list, a następnie wyjść ukrywając wszystko magicznymi zasłonami.

Gdy drzwi zamknęły się za aniołem, Luks wstał i odstawiwszy wino, rozerwał kopertę. W środku nie znajdował się jednak list, a coś zgoła innego.


Ozdoba spadła na dłoń półdemona, który przez chwilę przyglądał się jej z kamiennym wyrazem twarzy, a następnie zamachnął i rzucił zawieszką trafiając w okno i tłukąc szybę.

- Niech go szlag trafi - warknął, podchodząc do mapy i wbijając w nią spojrzenie.

- Wzywałeś? - Głos Selen odezwał się w tej samej chwili, w której drzwi uchyliły się, wpuszczając dziewczynę do środka.

- Powiadom Estellę i Naresa że mam dla nich zadanie - rozkazał, nie odwracając się nawet by spojrzeć na służkę. - Wyruszą jeszcze tej nocy więc niech się zaczną przygotowywać. Wezwij też Hostię, chociaż pewnie już wie że jest potrzebna…

- Czy zawołać…?

- Nie - zaprzeczył, zanim dziewczyna dokończyła pytanie. - Sam się tym zajmę we właściwym czasie. To wszystko - odprawił ją machnięciem dłoni, nie przerywając obserwacji mapy, zupełnie jakby widział na niej zmiany, które jednak nie były widoczne dla Tariela. Ten z kolei skrywając się za iluzjami wymknął się z pokoju i wyruszył na poszukiwania demonicy.

Znalezienie Amarie nie było takim znowu prostym zadaniem. Tym bardziej, że siedziba Luksa wcale do małych nie należała. Liczne pokoje, korytarze i ukryte zakamarki sprawiały, że było to niezwykle łatwo zniknąć. Nawet gdy nie posiadało się takiej umiejętności. W końcu jednak Tarielowi udało się trafić na demonicę. Komnata, w której się zaszyła, była niewielkim pomieszczeniem pełnym starych zwojów. Słaby blask lampy ledwie pozwalał dostrzec cokolwiek, jednak dla przedstawicieli widzącej w ciemności rasy, nie stanowiło to przeszkody.

Bardka siedziała na wysłużonym, bujanym fotelu, ostrożnie przeglądając trzymany w dłoniach pergamin. Aki’ego nie było nigdzie widać, co bez wątpienia wyszło na dobre zebranej tu kolekcji dzieł. Magicznych dzieł, należało wspomnieć. Aura mocy była tu bowiem niezwykle gęsta, jednak pasywna. Typowa dla miejsc, w których składowano księgi i pergaminy, które traktowały o sposobach użycia magii.

Ten, który trzymała Amarie, traktował o sposobach wykorzystania magii umysłu w połączeniu z tkaniem, które było domeną bardów.
Tariel wyszedł z cienia i usiadł niedaleko Amarie. Nie odezwał się, a jedynie patrzył na bibliotekę i materiały w niej zgromadzone. Od czasu do czasu tylko rzucił okiem na demonicę.

Ta zaś zdawała się go nie dostrzegać, skupiając wzrok na zawiłym piśmie, którym zapisano pergamin. Taka sytuacja utrzymała się na tyle długo by demon mógł dojść do wniosku, że biblioteka, w której się znalazł jest poświęcona głównie tkaniu i sposobach oddziaływania tej sztuki magicznej na inne dziedziny, w których wykorzystywana była moc. Nie brakowało u także prac traktujących o wykorzystaniu tkania w niekoniecznie białych czy chociażby szarych strefach magicznych. Ktokolwiek stworzył tą bibliotekę, a można było mieć dość uzasadnione podejrzenie odnośnie tożsamości tej osoby, nie ograniczał swych zbiorów tylko i wyłączenie do powszechnie stosowanych sztuk tkarskich. Można było wręcz powiedzieć, że była to osoba, która dążyła do zgłębienia wszystkich możliwych dziedzin, w których bardzia magia miała jakiekolwiek zastosowanie.
- Nie jest taki zły gdy się go bliżej pozna - rzuciła w końcu, odkładając pergamin i wreszcie przenosząc spojrzenie na Tariela. Było pogodne, wesołe wręcz można było rzec.

- Sprawia zupełnie inne wrażenie - wzruszył obojętnie ramionami.

- Nie lubi cię - odparła, nie wydając się tą informacją szczególnie przejmować. - Przejdzie mu.

Rzuciwszy to zapewnienie wstała z fotela i przeciągnęła się. Obrzuciwszy pomieszczenie zniechęconym wzrokiem, podeszła do jednego z trzech regałów, które zdobiły ściany i zdjęła z niego wyglądający na ciężki, wolumin. Ani grzbiet ani też okładka nie zdradzały czego dotyczył.
- Zgłodniałam - oświadczyła Amarie, ponownie odwracając się do Tariela. - Jadłeś już?

Pokręcił głową.
- Wolę tu niczego nie jeść. I nie pić - odrzekł beznamiętnie.
- Ale jak ty chcesz... - dodał zawieszając głos. Spojrzał na nią z uwagą.

- Oczywiście że chcę - odparła, kręcąc przy tym głową z uśmiechem na ustach. - Nie musisz się obawiać, nie stosujemy tu magii by omamić umysły naszych gości. Możesz swobodnie jeść i pić. Jeżeli jednak mi nie wierzysz to możesz sam przygotowywać sobie posiłki. Jestem pewna, że Epso się nie obrazi.

Zapewniwszy go o tym, ruszyła w stronę drzwi.
- Nauczysz mnie podstaw magii umysłu? - zapytał ni z tego, ni z owego.
Jego słowa wstrzymały jej kroki zmuszając do zatrzymania i ponownego odwrócenia się do niego.

- Po co chcesz je znać? - zapytała, przyglądając się mu z uwagą. - Ta magia jest jest dość szara, jeśli nie zaliczana do czarnej. Nie wiedziała że taka sztuka cię interesuje.

- Mój dym nie dość dławi, mój ogień nie dość parzy - wyjaśnił nieco mgliście.

- Zatem pragniesz wzmocnienia swojej magii - mruknęła, po czym zamilkła, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią jakiej powinna mu udzielić.

- Dobrze, nauczę cię - zgodziła się w końcu. - Podstaw - zastrzegła także od razu. - Tego co potrafię z zakresu szarej magii. Nie wydaje mi się żebyś był szczególnie zainteresowany czarną. Jeszcze nie - wzruszyła ramionami, nie burząc wrażenia które zostawiały jej słowa, a które wyraźnie nakierowywało na to, że i aspekt czarno-magiczny jest jej znany. - Możemy zacząć kiedy będziesz miał na to ochotę.

- Po jedzeniu - zaproponował wstając.

- Czyżbyś zmienił zdanie? Wspaniale!

Jej radość była jak najbardziej szczera, czego nie kryła w najmniejszym nawet stopniu, widocznie powracając do swojego zwyczajowego zachowania.
- Słyszałam od Hostii, że dzisiaj ma być także cisto truskawkowe - poinformowała go, czekając aż do niej dołączy. - Hostia to nasza kapłanka, powinieneś ją poznać przy okazji. No i całą resztę także - zaproponowała z entuzjazmem, zupełnie jakby chciała słowa te wprowadzić w czyn od razu.

- Nie mogę się doczekać - burknął pod nosem podążając obok Amarie.

Droga do kuchni nie zabrała im dużo czasu. W jej trakcie minęli Arsenę, która przystanęła i pochyliła głowę gdy przechodzili obok. Poza służącą nie było jednak nikogo, kto byłby świadkiem tego, jak pokonują kolejne schody i korytarze, bez wątpienia kierując się ku tylnym częściom rezydencji Luksa. Amarie prowadziła pewnie, wyraźnie swobodnie czując się w tym miejscu czego bez wątpienia nie dało się powiedzieć o jej towarzyszu.
W samej kuchni zastali tylko jedną osobę, skupioną na krojeniu plastrów szynki.


Słysząc otwierane drzwi i widząc gości, odcięła jeszcze parę plastrów, po czym odłożyła nóż na stół obok srebrnej tacy, na którą owe plastry kładła.
- W czym mogę pomóc? - Pytanie to ozdobione było niskim pokłonem skierowanym w stronę demonicy i nieco mniej usłużnym, w kierunku jej towarzysza.

- Zgłodnieliśmy - oświadczyła Amarie wesołym głosem, podchodząc bez wahania do tacy i zabierając z niej plaster szynki. Na jej twarzy widniał psotny uśmieszek, który sięgał także oczu przez co sprawiała wrażenie dziecka, które wybrało się do kuchni by ponaprzykrzać się kucharce i przy okazji zwinąć trochę łakoci.

- Mam świeże truskawki i śmietankę - oświadczyła niebieskooka, ruszając w stronę drzwi, które znajdowały się w głębi pomieszczenia, za którymi to zniknęła na jakiś czas. Czas, który Amarie wykorzystała do uszczuplenia kopca małych, kruchych ciasteczek, które stały na jednej z półek.

- Są przepyszne. Spróbuj - zaproponowała Tarielowi, podsuwając mu jedno z ukradzionych ciastek. - Epso przyniesie nam coś do zjedzenia, a wtedy będziemy mogli zabrać się za pierwsze ćwiczenia. Wolisz w swojej komnacie czy u mnie? A może w bibliotece? Ogrodzie…?

Demon nieśmiało sięgnął po jedno z ciasteczek i zastanowił się.
- Gdzieś, gdzie będziemy sami. Poza tym tam, gdzie będzie ci wygodniej - wzruszył ramionami.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 14-06-2016 o 16:15.
Alaron Elessedil jest offline