Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2016, 16:24   #224
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Tak, jak się spodziewał, wróg szybko lizał rany i nie minęło wiele czasu, jak stanął na równe nogi. W związku z tym, co działo się z Nickiem, Connora jakoś nie bardzo to przerażało. Oczywiście, bał się tego demona... czy czymkolwiek był zamaskowany, jednak bardziej przerażała go możliwość, że Nick tutaj umrze. Że pomoc dla niego okaże się bezowocna, tak samo, jak stało się to wcześniej w przypadku Mounta, choć Mayfield nie był pewien, czy to była prawda, czy jedynie efekt snu, w którym się znaleźli. A byli już tak blisko - obudzili się z Polakiem z tego koszmaru, wystarczyło postawić kropkę nad i. Przeciwnik jednak nie odpuszczał, a Connor nie miał pojęcia, jak go trwale unieszkodliwić. Poza tym, musiał utrzymać Nicka przy życiu, choć rana nie rokowała dobrze.

Przygotowany na kolejny, zwierzęcy atak mordercy, strażak zdziwił się, gdy tamten rzucił gdzieś w przestrzeń słowo o przybyciu kogoś. Mayfield rozejrzał się, ale nikogo nie dostrzegł. Czyżby w obozie pojawiła się jakaś nowa siła, która póki co się nie ujawniła? Siła, która na tyle zwróciła uwagę tamtego, że aż się pierwszy raz, odkąd zaczęli walczyć, odezwał? Na to wychodziło, bo przecież ten zamaskowany zjeb nie gadał sam do siebie (chociaż niczego nie można było być pewnym). Conn spojrzał na bladego Nicka, zaciskając dłoń na jego dłoni.
- Będzie dobrze, Nicky-boy. Nie zostawię cię tutaj, a ty będziesz opowiadał o tym pojebanym spływie swoim wnukom - rzucił pokrzepiająco do chłopaka, choć nie wiedział, czy tamten w ogóle rejestruje jeszcze rzeczywistość przy tak dużej utracie krwi.
Moment później zerknął ponownie w miejsce, w które wpatrywał się przeciwnik i rzucił w przestrzeń.
- Nie wiem, do czego, czy do kogo mówię, ale jeśli jesteś jakimś dobrym duchem, który pojawił się nagle w obozie, to proszę, żebyś nam pomógł w walce z tym chorym skurwielem! - Conn sam nie wierzył, że wykrzyczał takie słowa, ale teraz trzeba się było łapać każdej deski ratunku. - Ochroń nas! Albo wskaż drogę, jak pokonać to zło!

Nie produkował się więcej, bo nawet nie wiedział, czy to coś go słyszy i czy w ogóle tu jest. Nie było innej opcji, jak zostać przy Nicku i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Nie zamierzał uciekać, bo to nie było w jego stylu. Poza tym i tak nie było pewności, że uszedłby z życiem, a gdyby jednak mu się udało, nie mógłby spojrzeć w lustro i przyznać samemu przed sobą, że zostawił tych ludzi na pewną śmierć. Jeśli tak miało być, zginie wraz z nimi, ale do tego czasu zrobi wszystko, co sie da, żeby uszli z życiem. Póki co wciąż mogli kreować rzeczywistość, a Conn wierzył, że wyjdą z tego cało - ponoć dobra energia zawsze wracała, jak mawiał ojciec, a on nawet na sekundę nie zwątpił, że karta jeszcze się odwróci.

Owinął szybko rzemień łapacza snów wokół rękojeści swojego noża i trzymał go w pogotowiu, gdyby zamaskowany znów zwrócił się przeciwko nim. Nie pozostało mu nic innego, jak bronić swoich towarzyszy, niczym Indianie swojego szczepu.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline