"Raz, dwa, raz, dwa, lewa, prawa..." - Robienie za woła pociągowego nie było jednym z najprzyjemniejszych zajęć w jego życiu. Pocieszał się jednak patrząc na pozostałych - Rubus, choć w świetnym zdrowiu, był jednak cherlakiem. Markus z kolei, choć pewno silniejszy od niego, oberwał dużo mocniej i widział, jak z wysiłku rany mu się otwierają. Podczas krótkich postojów zmieniał mu opatrunki na 'świeżą' szmatę i miał nadzieję, że nie wda się infekcja.
Powitał Garssen z westchnieniem. Odruchowo wypatrywał Sandry, ale wiedział, że pod jego nieobecność ma ręce pełne roboty. Ujrzał za to Josepha i Orma. Spokojnie podszedł do nich i przywitał się. Stary Orm, eks-podróżnik i doświadczony handlarz o zwichrzonej brązowo-srebrnej czuprynie. Zawsze chciał wiedzieć najlepiej i zagaił pierwszy. - Aż tak źle? Kto was tak urządził? - Dziw bierze, ale Ojczulek ma rację, trzeba uciekać. Szczuroludzie grasują.
Młody Joseph był siostrzeńcem Orma, miał niespełna 20 lat i chciał pójść w ślady wuja. Wydarzenia ostatnich lat mocno ostudziły jego zapał, ale zawsze szukał mocnych doznań. Teraz był niepokojąco blisko z fanatykami Tima. - Chaos! Wiedziałem! - wyrwało się mu.
Pieter trzepnął go po głowie zdrową ręką. Miał na ten temat swoje zdanie. Z podobnego kociokwiku nigdy za wiele nie wynikło. - Stul pysk, młody. Ostatnie, czego nam trzeba, to paniki. Pójdziemy naradzić się z Timem. Zwijaj interes i ściągaj długi, Orm. Nie zabawimy tu długo.
Następnie podszedł niespiesznie do Ojczulka. - Mamy do pogadania. Zawołaj swojego psiaka Heiera i innych, którzy ci doradzają. Za godzinę się zjawię. Moja żona może i jest całkiem bystra, ale to ja jestem specjalistą i muszę dojrzeć chorowitych.
Ostatnio edytowane przez Ryder : 15-06-2016 o 11:58.
|