Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2016, 20:35   #211
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Goboczujka,
Błonia twierdzy,
Zmierzch


Szedł wraz z szesnastoma uzbrojonymi mężami oraz trzema wierzchowcami. Otaczające Goboczujkę wzgórze rozpościerało się w promieniu pięćdziesięciu metrów. Kiedy ich zobaczyli, byli u stóp owego wzgórza. Pyotr szedł z początku pewnie, lecz coś sprawiło, iż przystanął, kiedy burza oświetliła twierdzę. Dziadek Rybak pod wpływem chwili sięgnął po coś do kieszeni i przyjrzał się temu, by po chwili spojrzeć zlęknionym wzrokiem na basztę. Nie czekał dłużej. Ruszył śpiesznym krokiem.


Albert Schulz razem z resztą towarzyszących mu chłopów oraz najemników, wyszedł na plac, aby powitać nadejście oddziału z Mühlendorfu . Na jego zmęczonej latami ciężkiej pracy twarzy malowała się powaga, lecz oczy zdradzały radość jaką odczuwał na widok mieszkańców sąsiedniej wioski.
– Dobrze się spisałeś – powiedział do Dziadka Rybaka, gdy ten przekroczył bramę wjazdową, uścisnęli nawzajem swe przedramiona, po czym zwrócił się do reszty towarzyszących mu chłopów.
Bądźcie powitani! Rad jestem, iż zjawiliście się w samą porę. Rozumiem, że chcecie nam pomóc odbić nasze rodziny z rąk hordy zwierzoludzi. W zbrojowni, w podziemiach warowni, znajduje się wystarczająco mieczy i zbroi dla nas wszystkich. To nie byle jaki oręż; został on wykuty dłońmi najlepszych imperialnych kowali...

– Albercie…¬–
przerwał mu Pyotr, który z pewnością również był rad widzieć starego przyjaciela, jednak na jego twarzy malował się dziwny niepokój. – Czy ktoś jest na wieży? – spojrzał na basztę, wznoszącą się ponad nimi.

Weteran spojrzał na niego ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Odwrócił się w stronę wskazanych przez starca blanek na szczycie baszty, lecz nikogo tam nie zobaczył.
– Pewnie Katarina udała się tam wraz z resztą. Adar, Severus i Lexa gdzieś zniknęli, więc podejrzewam, że to z nimi się tam udali. No i Lambert również rozpłynął się w powietrzu – powiedział, zwracając się do Dziadka Rybaka, wciąż nie bardzo go rozumiejąc.

– Bogowie… – Pyotr natychmiast ruszył w kierunku baszty, lecz powstrzymał go widok wychodzącego przez wrota Lamberta, który zakuty był w zbroję pełnopłytową. Przez bark przerzucony miał swój potężny młot i jedyną nieosłoniętą częścią ciała była jego łysa głowa.
– Severus jest ciężko ranny – powiadomił resztę ponurym głosem. – Twoja Katarina przyzwała demona, niemalże sprowadzając zagładę na nas wszystkich!

Pyotr, chciał zapytać co z Katariną, lecz Hieronim Lambert nie był najlepszym rozmówcą w tej kwestii. Dlatego nie wypowiadając nic, wszedł do wnętrza wieży, by zobaczyć to na własne oczy. Idąc w tym kierunku minął Harpię niosącą rannego akolitę. Pyotr ze strachem spojrzał na rozszarpaną dłoń Saverusa.


Chwilę później na wieży pojawiła się przygarbiona sylwetka Dziadka Rybaka. Wątła i w swym wieku, przygięta do ziemi. Obwiódł wzrokiem blanki, lecz to Katariny szukał wzrokiem.
– Natalyo! – Pyotr zdawał się nie zauważyć, że pomylił imię dziewczyny. Na tyle śpiesznie, na ile pozwalał mu jego stan, zbliżył się do młodej Kislevianki. – Użyłaś magii? Mów! Czy zaczerpnęłaś wiatrów?!

Odpowiedziała mu jednak cisza. Młoda czarownica ciągle leżała w pozycji pozostawionej po rzuceniu nią na ziemię przez Lamberta, czyli na prawym boku. Nie wykazywała żadnego kontaktu z otoczeniem – była bierna, apatyczna. Strużki gorzkich łez ściekały z kącików jej oczu na chłodną posadzkę twierdzy. Delikatnie drżała na całym ciele, a jej usta w kółko wymawiały bezgłośne słowa:
… bezużyteczna... zagrożenie... bezużyteczna... zagrożenie...

Starzec opadł na kolana i osunął się do pozycji siedzącej, opierając o blanki wieży. Spojrzał na Adara w niemym pytaniu.

Ten jedynie skinął głową do Dziadka Rybaka i odsunął się, dając im chwilę prywatności. Sam natomiast przystanął nieopodal i uważnie obserwował otoczenie widoczne ze szczytu wieży.

Po jakimś czasie Pyotr zaczął cicho mówić. Nie zważał na to, czy ktoś go w ogóle słucha.
– Obwiniasz się. Myślisz, że Natalya zginęła przez ciebie. Miałaś przeczucie jako ja, a ona albo cię nie posłuchała, albo jej ni powiedziałaś... Ona wiedziała moje dziecko, wiedziała co się wydarzy. Wiedziała tako samo jak ja i ty. Rozmawiał żem z nią i choć sam niewiele rozumiem, wiem że jesteś niezwykle ważna. To jej słowa, a to mądra kobieta. Mądrzejsza niż ktokolwiek z nas. – starzec czuł się bezsilny w obliczu roztrzęsionej Katariny, czuł się paskudnie niemal tak samo jak wtedy, gdy oddawał swą wnuczkę pod opiekę wiedźm. – Kiedy przybyłyście do Krausnick, zastanawiałem się, czy to ta Natalya, którą znałem. Bałem się zapytać. Ni miałem pewności, lecz czułem, że pani Natalya to ta sama dziewczynka, która była moją wnuczką. Ten kolor oczu, włosy... Czy ona mnie rozpoznała? Ni wiem, bałem się pytać. Powinna mnie nienawidzić... była dla mnie dobra.
- Nie znalazłyście się w Krausnick przypadkiem. Ni interesuje mnie czy to ty byłaś przyczyną tego co się tu wydarzyło, jeno pamiętaj... pamiętaj by wystrzegać się magii co dzień, jeno nie wahać się gdy to nizbędne. Bogowie cię poprowadzą, moje dziecko, tako jak poprowadzili mnie.


Pyotr spojrzał na skuloną dziewczynę, lecz ta nie dawała żadnych oznak kontaktu z rzeczywistością. Starzec westchnął.
– Obiecywałaś coś, pamiętasz? Ni zginiesz, póki ni zabijesz tego, który uczynił to Natalyi. Dołączam się do tej obietnicy… a gdybym wcześniej umarł… ni chowajcie mojego ciała i ni palcie go, bowiem wrócę choćby z świata umarłych by wypełnić ją. Wstanę choćbym ni miał sił. A ty, dziecko? Masz jeszcze siły?

Lecz i tym słowom odpowiedziała cisza wypełniona uderzeniami kropel rzęsistego deszczu o ziemię.

Cisza ta przedłużała się, bowiem i Pyotr zamilkł. Być może potrzebował tej chwili także dla siebie, a może po prostu nie wiedział jak pomóc tej dziewczynie. Próbował – tego nie można mu odmówić.
– Być może postrzegasz każde spojrzenie, jak przekleństwo. Inni mają ci za złe kim jesteś, jeno ni dostrzegasz, że starzec, który siedzi obok, miał podobną przeszłość. Mamy wiele wspólnego, dziecko. Ni jesteś w tym odosobniona, ...a teraz wstawaj. Zmokniesz doszczętnie i przeziębisz się na tych kamieniach.

Powstawszy, Pyotr oraz Adar unieśli Katarinę z ziemi. Było to ciężkie, bo choć bez problemu byli w stanie ją podnieść, to sama zachowywała się tak, jakby duch ją opuścił. Przypominało to trochę osobę martwą. Dopiero po dłuższej chwili stanęła na swych nogach i odsunęła się pod blankę. Całość prawdopodobnie była wynikiem reakcji na kolejne, coraz głośniejsze postukiwanie butów o drabinę. Ktoś znów zmierzał na górny poziom twierdzy.

– Czy to prawda? Co powiedział nam Lambert? – Z otworu na szczycie wieży wyłoniła się charakterystyczna w swej brzydocie sylwetka grabarza. Para tak bardzo różnych od siebie oczu omiotła bezwładną sylwetkę wiedźmy, próbującego pomóc jej kuchcika i spoczęła na starcu, świdrując go wzrokiem. Jego dłoń spoczywała na rękojeści topora.

– Lambert to zakuty w zbroje ignorant, który jeno myśli, że je nieomylny. Uważa, że to co robi i mówi to wola bogów, ni zważając na jej faktyczny kształt. Zabił krasnoluda, a swoim fanatyzmem przyniesie zgubę na nas wszystkich. Czy to prawda? Co ci powiedziałem? – odparł zagadkowo Pyotr.

– Uratował mi życie, Dziadku. Czy kobieta przyzwała demona? – Powtórzył pytanie Kasimir.

– Doskonale wiesz, że mnie tu ni było, kiedy to się zdarzyło. Sam ni pokładam wiary w ani jedno słowo Lamberta. – Mówiąc to, nieco rozwścieczony starzec, ponaglił Adara, by schować się w środku wieży przed deszczem.

Adar wraz ze starym guślarzem, podeszli do drabiny prowadzącej w dół.
– Poczekaj – powiedział Szarak. Spojrzał niezbyt optymistycznie na drabinę, a następnie przeniósł wzrok na lodową czarownicę. Odpiął swoją tarczę i odłożył ją na bok, po czym wyciągnął zwój liny. – Pomogę ci zejść – zwrócił się do Katariny. – Wejdź na moje plecy i złap się mocno. Pyotrze, przywiążesz ją do mnie szczelnie. Dobrze? – zapytał z wyciągniętą liną w ręce i czekając na ich reakcję.

Pyotr przyglądał się chłopakowi nie bardzo rozumiejąc co robi, po czym zwrócił się do Katariny swym słabym głosem, zupełnie ignorując kuchcika w kolczudze.
– Zejdź chociaż jeden poziom, dobrze?

Dziewczyna, na żałosny pomysł Adara, zdecydowanie wróciła do rzeczywistości. Pusty wyraz w oczach zastąpił gniew gotowy zmienić kogoś w drobny mak. Splotła ręce na piersi, a na jej wyraz twarzy zdecydowanie wyrażał, o co tym myśli.
– Nie, dzięki. Pójdę sama. I dajcie mi wszyscy spokój, skoro nie możecie nawet pojąć, co się tutaj stało – odepchnęła sługę na bok, a następnie zmierzyła lodowatym wzrokiem grabarza – Uratował ci życie raz, a jutro może cię zabić. Krausnick dało ci to życie, a teraz się od niego odwracasz.
Zbliżyła się do drabiny i po niej zeszła, choć ledwo miała siłę, by trzymać się drabiny.

– Moja mamusia dala mi życie, wiedźmo z Kislev. A ty na pewno nie reprezentujesz Krausnick.
Grabarz odsunął się powoli od włazu, pozwalając przejść towarzyszom, ale nie pomagając im w żaden sposób. Gdy został sam na wieży, uważnie i ostrożnie przyjrzał się pobojowisku, po czym schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle. Komu wierzyć? Kto był zagrożeniem?
– Wybaczysz mi, dziadku? – spytał cicho.

Goboczujka,
Wnętrze twierdzy,
Zmierzch


Wybaczcie mi, że tak późno przybyłem – powiedział Schulz, wchodząc po schodach na ostatnie piętro. Przed nim stała Katarina, Pyotr oraz Adar, wszyscy wyglądali na poruszonych tym co się wydarzyło na szczycie warowni.
– Nic ci nie jest? – Zapytał dziewczynę, a gdy zawahała się z odpowiedzią, przeniósł spojrzenie na Dziadka Rybaka, lecz ten najwyraźniej również nie wiedział co powiedzieć.
– Lambert… był tutaj. Wszystko słyszałem, ale nie wierzę w ani jedno z jego słów – Albert otworzył znajdujące się obok nich drzwi, które odsłoniły przed nimi kwatery należące do jednego z dowódców tego miejsca. Było tu podwójne łóżko, biurko, kilka szaf i wszystko wyglądało tak jak zostało zostawione kilka lat wcześniej.
– Wejdźmy do środka i pogadajmy. Jej przyda się długi odpoczynek, nam wszystkim zresztą też.

Katarina posłusznie położyła się na łóżku, które było bardzo wygodne, wygodniejsze niż te, w których spała przez ostatnie kilka lat, a po ciężkiej podróży przez las i wrzosowiska, owe łóżko wydawało się być tak wygodne, iż myślała, że zaraz zapadnie się do jego wnętrza. Westchnęła głośno z zadowolenia i wtuliła się w jedną poduszkę z olbrzymią dozą czułości.

– Uważajcie na niego. Mam wrażenie, że im dłużej z nami przebywa tym coraz bardziej nieobliczalny się staje. Zauważyłem, że Kas często z nim przebywa, zdecydowanie za często i bardzo mnie to martwi. On ma na niego zły wpływ…

– On... On powiedział, że przyzwałam demona? – zapytała się słabym, stłumionym przez poduszkę głosem. W cichym pomieszczeniu jednak słowa te były dobrze słyszalne.

– Kłamstwa… na pewno żeś tego nie zrobiła. Masz zbyt czyste serce – zaprzeczył Albert, choć sam nie był pewien, mimo to wolał wierzyć w swoje słowa, niż dawać wiarę znienawidzonemu kapłanowi.

– To dobrze, że temu nie uwierzyłeś – rzekła mu z ulgą – Doznałam wizji, widziałam całą bitwę od nowa... I jakiegoś maga... Był niesamowicie potężny, ale to coś... to coś go rozerwało. Tak jakby sam Pan Zmian przyszedł. Wyciągnął swą rękę i tylko ją zacisnął.
Żywe emocje na całym jej ciele jedynie podkreślały prawdziwość tej historii, gestykulowała, pokazała nawet ten sam ruch potwora, mnąc rąb poduszki w ten sam sposób, jakby był ów magiem.
– A później pojawił się ten demon... A później Lambert.. Wszyscy chcą mnie zabić.. Dlaczego...? – dodała płaczliwym tonem i schowała znów twarz w pościeli.

Adar warował przy łóżku, na którym spoczywała lodowa czarownica, niczym pies, dumnie prezentując swój rynsztunek. Gdyby miał w sobie większego ducha, wyprosiłby wszystkich z pomieszczenia i pozwolił Katarinie w spokoju odpoczywać. Jednak piętno sługi wciąż na nim ciążyło, toteż nie odważył się podnieść głosu na innych, a już w szczególności na starego Schulza.
– Panie, masz rację, to nie mogła być ona – zwrócił się do weterana. – Byłem tuż za nimi. Demon musiał tam na nich czekać. To niemożliwe, iż przyzwała go Katarina. – dodał, po czym odchrząknął w pięść. Tak właściwie nie widział całego zajścia od początku, ale był w stanie poręczyć życiem za młodą dziewczynę. A przynajmniej wierzył, że byłby w stanie to zrobić.

– Adar… Zostań z nią tu przez noc i zaopiekuj się nią – zwrócił się do chłopaka Schulz, po czym podszedł do leżącej na łóżku Katariny, która swą twarz wciąż chowała w pościeli.

– Nie przejmuj się. To nie twoja wina, niczym tu nie zawiniłaś… My wszyscy widzieliśmy duchy, widzieliśmy walkę i potężnego demona, lecz nie wierzę by to była twoja sprawka. Zawsze byłaś taka silna i pomagałaś innym, przypominałaś nam, że w jedności siła… Nie poddawaj się. To wszystko niebawem dobiegnie końca.

– Ja jeszcze muszę... – powiedziała, gdy uniosła swą głowę znad poduszki – Gdzie są komnaty czarodzieja? Muszę tam iść.

– Kwatery są w jednym z pokoi na końcu korytarza. Nie pamiętam już w którym, ale to nie jest istotne teraz. Zostań tu, wyśpij się, jesteś cała blada… Jutro przeszukamy je wspólnie, dobrze? – Powiedział Schulz, wciąż klęcząc obok jej łóżka, z dłonią na jej plecach.

Katarina odwróciła głowę i spojrzała na Alberta z iskrą podobną do tej należącej do córki, gdy patrzy na swego ukochanego ojca. Milcząco więc zaakceptowała taki stan rzeczy, przestając stawiać i tak nikły opór.


Pyotr przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu, lecz nie bez zaskoczenia malującego się na twarzy. Kiedy wraz z Schulzem opuścił pokój, wypytał go o szczegóły wizji, która objęła wszystkich w Goboczujce. Pyotr spijał słowa Alberta, lecz samemu nie wyjawiał nic ze swych przemyśleń. Duchy, arcymag a na koniec demon... Właśnie... arcymag. Czy to był ów starzec z jego snu?

Albert mówił, że widział jak mag ów poskromił pioruny, a wtedy rano w Mühlendorfie... Teraz dopiero sobie przypomniał. Tak. Odczuwał w owym starcu silną aurę niebios.

Wciąż mógł się mylić, lecz im dłużej się nad tym zastanawiał, tym wyraźniej to widział. Tak. Tamten starzec też władał wiatrami nieba, choć to jeszcze niczego nie przesądzało.
 
Rewik jest offline