Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2016, 20:39   #139
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Siedziała w kucki, od godzin wpatrując się w płomienie. Pachniało grillem. Zaskakujące, albo i nie, ale palony człowiek pachniał zupełnie jak wieprzowina BBQ. Podrapała się za uchem, wierzchem dłoni wytarła nos i pociągnęła z manierki, uprzednio dokładnie mieszając znajdujący się w niej płyn. Zakrztusiła się.
- To było zupełnie zbędne.
- Było - nie mogła się nie zgodzić.
- Wierzysz, że byłoby tak źle? Serio? Dzieciak i kilka wspólnych lat to nie taki zły scenariusz w tym zapomnianym przez Boga świecie, Dahl.
- Najgorszy - wymamrotała - że musisz.. wiesz, że musisz, bo nikt nie miał... inaczej.
- Popatrz na nich - rondem kapelusza zakreślił w zbiór rozsypane w zasięgu wzroku grupki Bethelczyków. Ci z prawej kończyli zakopywać ostatni z płytkich grobów. Dalej pierwsza z grup wyruszała w nieznane, ciągnąc za sobą rzegoczący wózek pełen rozpieprzonego w pył i szmaty ziemskiego dobytku.
- Królesstwo Njebieskje sztoi przed Wami otworem - przepiła do nich, łowiąc jednocześnie wymowne spojrzenie Czachy. Wiadomo, o którym otworze myślał.
- Dobrze popatrz, mała. A mogliśmy zostać w Arce
- Nje mogliśszmy - gdy obróciła się do tamtego, gorące powietrze drżało z właściwą sobie obojętnością. Zniknął.

Kilka godzin później, gdy Love zniknął, gdy od wpatrywania się w płomienie oczy miła zupełnie suche i czerwone, gdy nogi miała kompletnie zdrętwiałe od siedzenia w kucki. Gdy w głowie rzestało huczeć od wizji, nadeszła wreszcie pora by zamknąć za sobą bramy Bethel. Patykiem rozgarnęła resztki żaru. Kości były dobrze widoczne. Z niska temperatura, pustynia będzie musiała dokończyć dzieła. Zrobić swoja robotę i zamknąć koło.

- Zabieram Cię stąd.

Przez skórzany woreczek, w którym dotąd woził tytoń, czuła ciepło. Garstka doczesnych szczątków. Bardziej symbol, niż cokolwiek innego, ale… nie miała innych opcji. Jak długo mogła by jeździć z uwiązanym u siodła trupem? Jeszcze tej samej nocy zapach ściągnąłby z pustyni wszystko, co żywi się śmiercią. Sępy, skorpiony, kojoty. Godny orszak dla kogoś, kto zdradził najwięstszy ideał Bible Belt - własną rodzinę.

*

Co by było gdyby. Tak najoględniej możnaby streścić dialog dziejący się w głowie Dahlii w ostatnich dniach.

Na dwóch końskich grzbietach mogła podróżować znacznie szybciej. Początkowy foch Czachy przerodził się w milczącą ulgę, gdy pojął wreszcie, że niebyt bystry srebrny ogier stanowił dla niego wsparcie, nie konkurencję.
Pochłaniali pustynię, a pustynia pochłaniała ich. Jechali przez jej trzewia. Krajobraz potęgował poczucie klęski, które nękało Dahlię odkąd opuścili Bethel. Hope przeżyła. Love przeżył. Heath gryzł piach gdzieś daleko od domu i jedynym pocieszeniem była myśl, że dopilnuje, by jego szczątki spoczęły w świętej ziemi Teksasu. W Arce.

*

- Hej, widzisz to? To samo co ja? - odległa sylwetka w siodle przestała wyglądać na wyluzowaną. Widać to było z daleka.
- Kanibale voodoo z latawcami jak w chiński nowy rok? Tak, widzę… - Mikrus pstryknął przyciskiem krótkofalówki i wysiadł z wozu by wleźć na pakę i przypatrzeć się lepiej sylwetkom w oddali. - Festyn jakiś mają czy co?*
- ...rwa… - w słuchawce trzasnęło - Chciałabym powiedzieć “objedźmy ich szerokim łukiem”, ale naprawdę potrzebuję proszków. Wpakujemy się po uszy, prawda?
- Prochów, wachy… Jak wyjeżdżaliśmy wydawało mi się że dotoczymy się na miejsce i jeszcze zostanie, ale jak jest pod korek to zawsze się tak wydaje. - Eddie przysłonił oczy dłonią i poobserwował chwilę. - Jacyś obcy do nich zawitali. Widzisz te wozy? Może jakiś handelek dało by się zrobić. Mamy trochę tych wojskowych racji. Aaa no i jeszcze amunicja. Z tym też jesteśmy w dupie…
- Bałam się, że to powiesz - z daleka widział, jak pokręciła głową. Radio poszumiało chwilę, emitując urywki rozmowy. Konie ruszyły w kierunku imprezki.
- No. I ta pieczona wiewiórka mnie przekonała. Dość mam konserw i stuletnich sucharów. - Eddie zerknął w stronę wozu Portnera i Moniki i poczłapał do nich obgadać sytuację.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline