Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2016, 21:55   #118
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację

CZWARTEK WIECZÓR 24 GRUDNIA 2015 ROKU
CZĘŚĆ 1


Bimbromanta poczuł wibracje w swojej kieszeni. Przez moment pomyślał, że to aktywowała się zabawka, którą uzyskał niedawno, ale nie - to po prostu był telefon komórkowy przełączony na dyskrecje. Podobnie jak rok wcześniej tak i teraz Bimbromanta paradował bez swojej brody, bez płaszcza i ogółem był tak bardzo incognito jak to tylko możliwe. Marian miał rację z tym, że ciężko było prowadzić rozmowę z gośćmi Tymoteusza Krakowskiego, ale przynajmniej stosunkowo łatwo było dostać się na "imprezę". Z tego co już zdołał zorientować się to znajdował się w części budynku, gdzie mocno tonowano rozrywkę do raczej legalnych. Pewnie, było mnóstwo narkotyków i roznegliżowane młode dziewczyny, ale przynajmniej wyglądały one na pełnoletnie, a prostytucja odbywała się za parawanami. Równocześnie jednak Ryszard Kocięba wiedział, że były jeszcze dwa inne kręgi, do których już wszyscy goście nie mieli wstępu. Jedna z nich dotyczyła kręcenia wałków na skalę krajową i międzynarodową, a kolejna - no cóż, kolejna to już była ohyda i oblecha rodem ze snów Lam.

- Zimno jak skurwysyn. - odezwał się głos, gdy już Bimbromanta odebrał swój telefon, a po chwili głos, należący do Biednego Grzesia, powiedział - Och, już pan odebrał. Melduję, że bez problemu zamontowaliśmy ładunek. Proszę zadzwonić, gdy już pan znajdzie córkę. - po czym rozłączył się. Kocięba uśmiechnął się do siebie, bo pierwszy raz od dawna plan naprawdę działał. Co prawda Profesor Koliba nie dotarł do rezydencji Krakowskiego, choć miał, ale cóż - on był dodatkowym elementem, a i tak pomógł co mógł... no przynajmniej ekipa przekonała go, żeby pomógł. Mniejsza jednak o takie bzdety. Najważniejszym było odnalezienie córki.

W tym alternatywnym świecie elektroniczne komunikatory i narkotyki tworzyły społeczeństwo. To one napędzały kontakt. Na trzeźwo to niemal nikt tutaj nie rozmawiał, po pijaku gadka lekko lepiej kleiła się, ale głównie opierała się na wspominaniu przeszłych imprez, ale już w tak zwanej cyberprzestrzeni (czy tam raczej odpłatnym kontaktowaniu się na odległość), czy po narkotykach to rozmowy były tak elokwentne jak... no właśnie nic nie było tak elokwentne, a przynajmniej w ich umysłach. Ich życie było podwójne. Z jednej strony było do dupy, bo byli uzależnionymi frajerami mającymi jedynie znajomych przez internet, którzy i tak mieli ich w dupie, a z drugiej strony było świetne, gdy ćpali i gdy ktoś im odpisywał. Oczywistym było, że nawet w ogolonym kamuflażu Ryszard Kocięba wyróżniał się z tłumu, więc przynajmniej starał się jak najwięcej pić, żeby w którymś momencie wykorzystać to na jakiejś dramatyczne akcje rodem z Grackiej Osiemnastki, czy Wyborczego Wyścigu. Strategia Bimbromanty opierała się na słowach Mariana, który przekazał co nie co o tym towarzystwie, więc kilka spraw dało się przewidzieć. Tym czasem najbliższym współpracownikom Kocięby w zakresie potajemnego wmieszania się w tłum - Oskar i Złomokleta - radzili sobie o niebo lepiej. Niestety obawy w stosunku do Andrzeja Nowaka zaczęły się już ziszczać. Mężczyzna robił co mógł, aby otworzyć jak najwięcej drzwi i uzyskać jak najwięcej informacji, ale widać było, że uzależnienie brało nad nim górę. Dopóki miał narkotyki to wszystko działało, ale przecież ta impreza kiedyś miała się skończyć i wszyscy, którzy go znali, wiedzieli, że niczym Kopciuszek Złomokleta w pewnym momencie rozpłynie się w oceanie szaleństwa. Może nawet umrze. No na to Andrzej Nowak za bardzo nie pisał się, ale wszystko było zbyt szybkie do opanowania - Bimbromanta mógł jedynie zastanawiać się, czy było warto. Czy jest warto poświęcać jedno życie dla drugiego... a właściwe to już drugie, no bo Marian.

Tym czasem Oskar wmieszał się w towarzystwo nawet lepiej niż Złomokleta, bo był przyzwyczajony do różnych narkotyków, a jego umysł był tak zwichrowany, że był w stanie wszystko przyjąć. To właśnie Oskar w końcu dał sygnał, aby przejść dalej. We trójkę - Oskar, Złomokleta i Bimbromanta - przeszli obok ochroniarza i wkroczyli na korytarze prywatnego studia filmowego. Na nich to panowała cisza tak bardzo odmienna od nieustającej muzyki grającej na imprezie. Trzeba było działać szybko, a Złomokleta już tylko coś bełkotał, że da radę.
- Mordko, a ty tu czego szukasz? - zagadał nagle głos z ciemności, a mocarna łapa zacisnęła się na ramieniu Oskara. Złomokleta już niezbyt panujący na sobie wyciągnął zza pazuchy pustą butelkę (zabierał na skup) i rozbił ją na głowie osiłka - ochroniarza. Ten z kolei zataczając się uderzył pięścią na oślep w twarz Oskara uszkadzając mu kręgosłup. Oskar padł martwy na podłogę, a Złomokleta zadźgał osiłka nowopowstałym tulipanem. Bimbromanta tracąc kontrolę nad sytuacją zerwał się do biegu, gdy w korytarzu pojawiło się więcej Czarnych Sług (no bo to nie byli zwykli ochroniarze, a plemię ściągnięte z samego serca korporacyjnego piekła i podziemnego kręgu walek). Próbował pociągnąć za sobą Złomokletę, ale ten totalnie rozsypał się w morderczym szale i przyjął na klatę pierwszą falę przeciwników. Krzyk rozrywanego na kawałki Andrzeja Nowaka towarzyszył Bimbromancie. Ryszard Kocięba biegł ile maszyna dała i w końcu dobiegł do pomieszczenia, gdzie spotkał kilku zaginionych towarzyszy...

Teraz pozostawało jedynie pytanie, czy wolał skupiać mózgownicę na przyszłości, która nie nadejdzie (no bo Oskar przecież zginął wcześniej, więc to wszystko to już się zmieniło), czy wolałby obudzić się w teraźniejszości. Tak czy inaczej znajdował się w wirniku pamięci - coś jakby włożyć głowę i połowę korpusu do pralki i włączyć. Niezależnie, czy wybierał pozostanie w tym przyszłościowym wspomnieniu, czy chce wrócić do teraźniejszości to musiał przeżyć co najmniej jedno wydarzenie ze swojego życia. O dziwo tu też miał wybór. No bo był Panem Na Włościach z Berłem Władzy. I Bimbromantą.

ZŁOMOKLETOWE PUŁAPKOWO


Andrzej Nowak akurat kończył zaminowywać całe pomieszczenie, gdy zwrócił uwagę, że Bimbromanta odbywa astralną podróż i po prostu położył się na jednym barłogu i spał jakby w chuju miał wszystko. Nagle Złomokleta spostrzegł światełka w kieszeni Ryszarda Kocięby. Początkowo próbował go obudzić, aby odebrał sobie telefon, ale ostatecznie zdecydował się po prostu sprawdzić o co chodzi, no bo może coś ważnego.
- Zimno jak skurwysyn. - odezwał się głos Biednego Grześka, a po chwili dodał - Och, już pan odebrał. Melduję, że mam całkiem interesujące wiadomości, ale to nie na telefon. Proszę spotkać się ze mną na Świetlanej. - zanim Andrzej cokolwiek na to odpowiedział to Grzesiu już rozłączył się. Oszczędzał minuty, bo to w chuj drogie takie rozmowy na odległość i elektronikę.

Ledwo skończył się przekaz od Biednego Grzesia, gdy do pomieszczenia wkroczyła dwójka podejrzanie wyglądających dzieci i mówią coś, że Jadwiga Bass ma informacje dla Bimbromanty i ten jest wzywany na działki.

Zaraz po dzieciak do pomieszczenia wszedł William Praudmoore. Ania 22latka dobrze go poinstruowała, gdzie mógłby zastać Złomokletę i Bimbromantę i rzeczywiście ich tam zastał. Pomieszczenie stanowiące poddasze jednego z bloków mieszkalnych posiadało dwa puste barłogi, metalowe stelaże, stary, drewniany stół, no i wbity w niego nóż. Dodatkowo aktualnie posiadał również plątaninę kabli, rurek i różnych innych, dziwnych rzeczy przywodzących na myśl pułapki. Dobrze, że jeszcze robota nie była zakończona i drzwi nie były zaminowane. Cała ta praca ogólnie nie mieściła się w standardowych myślach o technice, bo nigdzie tutaj nie było widać prochu, który by eksplodował - prawdopodobnie chodziło o porażenie ofiary prądem, ale wtem - gniazdko musiało być naprawdę mocno ukryte, bo nigdzie nie było go widać. Tylko Złomokleta... i poprzedni właściciele wiedzieli gdzie jest. Tych ostatnich jednak tu nie było od lat, więc tylko Złomokleta... powracając jednak do tematu to oprócz tych wszystkich wyżej wymienionych to na drugim barłogu (niż tym gdzie spał Bimbromanta) siedział Biznesmen posługujący się imieniem Bogdan żłopiący ósme piwo ze swego plecaka niekończących się browarów.
 
Anonim jest offline