Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2016, 00:02   #35
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Bestie przystanęły i ucichły nieco. Nie spuszczając oka z Shiry przekrzywiały łby to w lewo to w prawo, jakby się nad czymś zastanawiały. Dziewczyna przełknęła ślinę, ale uspokoiła się nieco. Wydawało się, że zrozumiały jej słowa i rozważają odpowiedź. Chwila zdawała się ciągnąć w nieskończoność, choć w rzeczywistości trwała nie więcej niż dwa oddechy. Potem wilkostwory podjęły decyzję i rzuciły się na nią z rykiem.

I wtedy wydarzyła się rzecz przedziwna. Czas jakby zwolnił, a niedoszła cesarzowa poczuła, że opuszcza swoje ciało i odpływa w bok. Nie czuła już zimna ani strachu, przestała być uczestnikiem wydarzeń, stałą się obserwatorem. Niczym duch uniosła się do góry i spojrzała na ziemię, na dziewczynę rozszarpywaną przez dzikie zwierzęta. Chwytały pazurami za jej ubranie, wydzierały krzywymi kłami kawałki mięsa z jej ciała. A wszystko tak nieznośnie wolno, niczym najstraszniejsza tortura przemieniająca błyskawiczną śmierć w wielogodzinną męczarnię. W ostatnim, przedśmiertnym geście ofiara uniosła głowę i spojrzała wprost na nią. Twarz miała pobladłą, ale nie było na niej ani jednej ranki, choć wokół bryzgała krew i rozrywane na kawałki mięso. Twarz pełną niezmiernego cierpienia, żalu, może nawet odrobiny... oskarżenia w jej smutnych oczach. Twarz jej młodszej siostry, Cataliny.

*****

Obudziła się tak gwałtownie, że aż poderwała się do góry, a opadając na dół, boleśnie walnęła głową w drewnianą podłogę. Odruchowo dotknęła obolałego miejsca spodziewając się zobaczyć krew, ale okazało się jednak, że nie rozcięła sobie skóry. Mogła się jednak spodziewać potężnego guza.

Rozejrzała się. Wciąż tkwiła uwięziona na wozie, który jechał równym tempem po kamienistej drodze, podskakując raz za razem. Nadal jechali przez las, ale drzewa porastały go tutaj rzadziej, przez co widziała dużo więcej światła. Sądząc z wysokości słońca na niebie było już przedpołudnie.

Spojrzała w kierunku swojego towarzysza. Spał z głową zwieszoną w dół, całym ciężarem ciała wiszący na pętającym go sznurze. Przeszło jej przez myśl, że jeśli ta podróż dłużej potrwa mężczyzna straci dłonie. Jak to możliwe, że się nie skarżył? I jeszcze mógł spać w takiej pozycji? Niepojęte...

Poruszyła nogami, by je wyprostować i natrafiła stopą na coś mokrego. Przyjrzała się bliżej. Na podłodze leżała miska, a wokół niej rozlane było to, co najwyraźniej miało być ich śniadaniem. Sądząc z resztek, które nie zdążyły przesączyć się między deskami, posiłek był mniej obfity niż wczorajsza kolacja. Jakby ktoś zaledwie popłukał kociołek po wieczerzy czystą wodą i podał im do jedzenia. Na dodatek nie zadając sobie trudu by ich obudzić.

- Dziaduniu? - odezwał się młody głos za jej plecami
- Hę? - odparł starzec, po czym odkaszlnął i splunął głośno
- Co się stało z Łapką?
- Z kim?
- Z Łapką - powtórzył głośniej
- Aaa... Jedzie na końcu. Chyba czymś podpadł szefowej.
- Nie o to pytam. Chodziło mi o to...


Chłopak wyraźnie miał problem z dobraniem odpowiednich słów. W końcu dodał cicho.

- Co się stało z jego ręką?
- Co? - zapytał znów Dziadunio
- Co z jego ręką - powtórzył nieco głośniej, ale starając się by nikt więcej go nie usłyszał
- Z ręką? A nic. Jak był mały zasnął na polu. To wtedy była Noc Zielonego Śniegu.
- Noc Zielonego Śniegu? - zdziwił się Giermek
- No... Wtedy spadł śnieg w środku lata. I nie że było zimno, co to to nie. Po prostu... w dzień żniwa, a w środku nocy śnieg. I do tego zielony. Zieleńszy, niż jakakolwiek trawa, jaką żeś widział w życiu.

Staruszek zaniósł się paskudnym kaszlem i wydawało się już, że na tym opowieść się zakończy. W końcu jednak opanował się, przełknął ślinę i podjął dalej.

- A do tego ten śnieg wcale nie stopniał od razu. Dwa dni leżał na ziemi. A słonko prażyło niemiłosiernie wtedy! Najgorsze było jednak to, że prawie wszystko, czego śnieg dotknął zmieniło się jakoś. Owoce gniły, zwierzęta przestawały jeść i padały z głodu. Podobno jednemu drzewu w wielkim boru wyrosły oczy i płakały całymi dniami. Zupełnie jak człowiek.

Tu Dziadunio zamyślił się, a gdy zaczął znów mówić głos jego posmutniał.

- Najgorzej jednak przydarzyło się dzieciskom. Które tylko styczność z zarazą miało, na normalnego człowieka już nie wyrosło. Jednemu trzecia ręka wyrosła, drugiemu głowa obrosła skorupą. Sam widziałem, jak małej dziewczynce wyrasta z pleców błoniaste skrzydło, jak u nietopyrza. Straszne rzeczy. A jemu tylko zmieniło rękę. Chyba to szczęście. Tak, na pewno. Szczęście, że nie zatłukli go, gdy się zmienił. Wielu zatłukli. A jego tylko wygnali.

Nastała dłuższa chwila milczenia. W końcu znów odezwał się młodzian.

- To przez magów?
- Co przez Maggów? - zdziwił się stary, jakby zapomniał już o czym była mowa
- No.. ten zielony śnieg.
- Ta, przez Maggów... Z początku ludzie mówili, że bogi karę zsyłają. Ale bogi albo w te albo we wte robią zawsze. Albo na dobre, albo na złe. Urodzaj, albo susza. A to to takie... Inne. Takiego czegoś nikt wcześniej nie widział. Chyba tylko Maggowie mają moc, by czegoś takiego dokonać. I są na tyle głupi, by spróbować. Kto wie, może i nie celowo to zrobili. Może chcieli co dobrego uczynić. Ale wyszło jak wyszło.

 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline