Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2016, 00:00   #20
Lifeless
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Zarówno mistrzowie, jak i Ralfas, słuchali uważnie przybyszów, nie odrywając wzroku od kolejno wypowiadających się twarzy. Czasami kiwali głowami, czasami nimi kręcili, a czasami krzywili się na dźwięk ich słów. O ile jednak przy większości występów emocje zachowano na później, o tyle kiedy rheonka w trakcie przemowy wtrąciła zabawę magią, wszyscy cofnęli się z zaskoczenia, tylko po to, by po chwili skwitować zdarzenie pobłażliwymi uśmiechami.

- Rozumiemy pani entuzjazm, panno Joh, kiedy to dochodzi do bliskiego kontaktu z tak dobrze znanym nam żywiołem – zaczął tonem, jakby zwracał się do dziecka, Wielki Mistrz Uther – niemniej radziłbym się opanować i nie prezentować sztuczek doskonale znanym wszystkim naokoło. Szamani w Ostii to grupa bardzo liczna, a jestem pewien, że większość tu zgromadzonych także może się pochwalić znajomością pewnej dziedziny magii. W takim przypadku podobne występy przestają na kimkolwiek robić wrażenie. W każdym razie – uśmiech zszedł z twarzy mężczyzny, kiedy ten zmienił temat – mamy tu niewątpliwie kontrowersyjną sprawę i w otwartej dyskusji uczestniczyć będą wszyscy mistrzowie, toteż najsampierw poproszę o przedstawienie swojego zdania mistrza Reythasa.

Wywołany wystąpił krok do przodu, okazując się dobrze zbudowanym człowiekiem w późnym średnim wieku. Choć lata powoli robiły swoje, w jego ciele wciąż widać było wigor i siłę i bez wątpienia, gdyby dano mu do ręki miecz, potrafiłby poskładać niejednego młodziaka. Mistrz Holland łypnął spode łba na niespalonych i zaczął niskim, głębokim głosem:

- Jak dla mnie sprawa absolutnie nie należy do kontrowersyjnych – jest wręcz prostacko prosta. Wszyscy ci – wskazał na nich palcem, jakby ktokolwiek miał wątpliwości, o kim mówi – winni są zbrodni, której genezy jeszcze nie znamy, znamy natomiast winowajców. Nikt nie wychodzi z Pożogi żywy, powtarzam, nikt. To bez wątpienia jedni z lordów demonów, którzy oddali dusze w zamian za sekrety ścieżki demonicznej. Jeżeli zaś znaleziono ich nieprzytomnych na miejscu, ewidentnie coś musiało pójść nie tak. Być może inni lordowie postanowili sprzedać nam swoich pobratymców bądź po prostu uznano ich za niepotrzebnych. Tego nie wiem. Wiem za to co innego. Powinni spłonąć na stosie. - Skwitował wypowiedź mrocznym, pełnym satysfakcji uśmiechem. - Z ogniem Pożogi sobie poradzili, ale ciekawe jak się poczują lizani przez płomienie światła.

- Zgadzam się z mistrzem Reythasem – zaczął drugi z brzegu, mistrz Reedo Mothern, najwyższy mężczyzna ze wszystkich, choć nieco szczuplejszy w porównaniu do Hollanda. - Po części. Po części zaś się nie zgadzam. Uważam, że rzeczywiście mamy do czynienia ze sługusami Krainy Demonów, jednak w dużej mierze zrodzonymi z przypadku. Myślę, że Pożoga wybrała ich na kolejnych lordów demonów, ale zanim doszło do transakcji z trzecim światem, zostali przechwyceni przez naszych rycerzy. W każdym razie nie powinniśmy pozostawiać ich żywych. Nie wiemy, do czego są zdolni, to zbyt duże ryzyko.

Kolejny miał się wypowiadać mistrz Jayrard Rost, ale już jedno spojrzenie na jego postawę wystarczało, aby stwierdzić, że mieli tu do czynienia z flegmatykiem. Niespiesznie przejechał wzrokiem po wszystkich gościach, cały czas trzymając na swojej spuchniętej od zmarszczek, starczej twarzy lekki uśmiech. W końcu jednak wydobył z siebie głos, równie powolny jak on sam, a cichszy chyba nawet bardziej:

- A ja się muszę z wami, panowie, nie zgodzić całkowicie. Choć faktycznie widzimy przed sobą dzieła przypadku, nie uważam, aby stanowili ani dla nas, ani dla kogokolwiek jakiekolwiek zagrożenie. To proste istoty, którym na drodze stanął demoniczny ogień... Niemniej jednak – ożywił się nieco i odsłonił uzębienie, a raczej brak uzębienia, staruszek – moglibyśmy przytrzymać ich w zamku na kilka... badań, podczas których sprawdzilibyśmy właściwości Pożogi.

- Przykro mi, drodzy koledzy – ostatni z zebranych, mistrz Brivar Frodrig, także nie mógł pochwalić się już młodym wiekiem, ale nie można mu jednocześnie było odmówić wigoru. Zupełne przeciwieństwo Rosta, zwłaszcza że kiedy się wypowiadał, jego głęboki głos rozchodził się po całej sali, a nie zanikał kilka metrów dalej – ale mylicie się wszyscy. Mylicie się już w samych założeniach, bowiem za punkt odniesienia obieracie niepowtarzalność tego zjawiska. Muszę was jednak rozczarować – ci tutaj nie są jedynymi przeżyłymi w historii. Już jakiś czas temu odebraliśmy z Wielkim Mistrzem wiadomości od innych siedzib Zakonu, w których poinformowano nas o przypadkach wyjścia żywym z Pożogi.

- To prawda. - Pokiwał głową Uther. - Niestety takie sytuacje, choć wciąż rzadkie, ostatnimi czasy zdarzyły się w kilku miejscach kontynentu.

- Co?! - wydarł się na cały głos Reythas, zwracając się w kierunku Wielkiego Mistrza. - Jakim cudem nie poinformowano o tym nikogo z nas?!

- Sprawa jest delikatna i proszono nas o dyskrecję – wyjaśnił Woshtal. - Prowadziliśmy więc z mistrzem Frodrigiem badania we własnym zakresie, by zapobiec rozprzestrzenianiu się plotki.

- Wielki Mistrz wybaczy, ale wszyscy należymy do rady i wypadałoby przedyskutować... - zaczął Mothern, ale błyskawicznie mu przerwano:

- Dość! Omówimy to na kolejnym spotkaniu wewnętrznym. Teraz mamy przed sobą inną sprawę i nią zajmiemy się najpierw, a do tego wrócimy, kiedy nasi goście już opuszczą salę. Mistrzu Frodrig, proszę kontynuować.

Staruszek odchrząknął, ponownie zwracając na siebie uwagę i pozwolił na chwilę ciszy, by pogłos zanikł, po czym wznowił przemowę:

- Jak mówiłem, przypadki wyjścia cało z Pożogi miały już miejsce i wspólnie pracowaliśmy nad instrukcją postępowania. Wymieniliśmy kilkadziesiąt wiadomości z innymi siedzibami i doszliśmy do następujących wniosków – niespaleni, jaką to nazwę przyjęto dla przeżyłych, kierowani będą do zamku w Aventyret, gdzie – jak powszechnie wiadomo – setki lat temu mieściła się siedziba demonów, którą nasi czcigodni przodkowie zrównali z ziemią i pobudowali się na jej gruzach. Tam też sprawdzi się ich magiczny potencjał, a także przyczyny owego magicznego zdarzenia. Tam też usunie się problem w zarodku, jeśli jakikolwiek się pojawi.

- Doskonale – odparł promiennie Wielki Mistrz, uśmiechając się szeroko. - Mistrz Frodrig przedstawił wszystko, tak jak należy. Dodam jedynie, że jako eskortę przydzielimy wam odpowiednią ilość rycerzy, aby upewnić się, że dotrzecie na miejsce cali i...

- Chwila, chwila! - przerwał mu Reythas, wpychając się między niego a Motherna. - A gdzie głosowanie?

- Ano tak, jasna sprawa – zreflektował się Uther. - Oczywiście bez głosowania niczego nie moglibyśmy zatwierdzić... Tak więc głosujmy! Czy jesteście za przeniesieniem tutaj zebranych do zamku w Aventyret, gdzie bez wątpienia zapewni się im lepsze warunki i lepszą opiekę?

- Przeciw – stwierdził krótko mistrz Holland, mrużąc wściekle oczy.
- Przeciw – podążył za nim Mothern.
- Za.
- Za.
- Ja również jestem za. - Uśmiechnął się Woshtal Uther. - Jak widzisz, mistrzu Reythas, głosowanie wcale...

Ten jednak raczej już go nie słuchał. Odwrócił się na pięcie i wyprostowany, trzymając głowę wysoko, ostentacyjnie opuścił salę, kierując się w stronę jednego z korytarzy. Zatrzasnął głośno za sobą drzwi, tak że echo trzaśnięcia poniosło się po okolicy. Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Wielkiego Mistrza, kiedy w jego stronę skierowano tak jawny pokaz braku szacunku. Odchrząknął jednak szybko, żeby ponownie założyć maskę uprzejmości i zwrócił się do niespalonych:

- Tak więc postanowione. Wyruszycie natychmiast, ponieważ droga długa i daleka, a nikt nie chciałby zbędnych opóźnień, prawda? A już tym bardziej nie populacja tego globu, ponieważ rozchodzi się tu o sprawę na skalę światową...
 
Lifeless jest offline