Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2016, 00:06   #63
Sakal
 
Reputacja: 1 Sakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znany
- Zaczynać teraz, kochanie, czy poczekać na lepszą okazję? - zapytał cicho, mierząc tłum wzrokiem.
Ponowne skinięcie mogło tyczyć się zarówno opcji pierwszej, jak i drugiej. Niejasność tą rozwiały słowa.
- Wiele z tych emocji wydaje się być negatywnymi - zwróciła uwagę, podnosząc głos tak, by wybił się i dotarł do malarki. - Chociaż nie brakuje tu radości, to jednak… - Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Sary, sugerował że dziewczynie obraz się podoba. Słowa zaś miały jedynie odsłonić kurtynę, rzucić nieco więcej światła na wiszące na ścianie dzieło.
- Jakby miało się kogoś bliskiego, jednak straciło się tą osobę. A przynajmniej mi się takie skojarzenie nasuwa.
Szeroki uśmiech wystąpił na twarz kobiety w średnim wieku, kiedy tylko zauważyła, że oto znalazła dwoje kolejnych słuchaczy, na dodatek aktywnych.
- Jak sami państwo widzą, interpretacji może być wiele, a każde z nas widzi obraz na swój sposób. To cudowne, kiedy artystyczne dusze jednoczą się i dzielą swoimi przemyśleniami na temat sztuki. Czy moglibyśmy poznać nazwiska naszych nowych przyjaciół?
- Sara Waller - przedstawiła się Augury, nadal utrzymując uśmiech na twarzy. - A to mój przyjaciel, Jack Waller - przedstawiła także Shadow’a. - Który jest wielkim miłośnikiem miłośnikiem sztuki. Właśnie szukamy czegoś interesującego by powiesić w salonie apartamentu Jack’a, a ten obraz - przeniosła spojrzenie na wspomniany obiekt - zdaje się oddziaływać na moją artystyczną duszę. Podobnie jak tamten - wskazała dalej, tam gdzie znajdowało się upatrzone przez nią dzieło. - Wręcz nie możemy się doczekać, by dodać go do kolekcji. Ma w sobie tą wspaniałą siłę, gniew niemal.
Maina Penn zaśmiała się sztucznie, kładąc rękę na obojczyku w ludzkim odruchu dumy.
- Oczywiście, że o państwu słyszeliśmy. Jedno nazwisko dzielone przez dwie wybitne osobowości. Los potrafi być przewrotny, prawda?
- Niezwykle - zgodziła się z nią Sara, przejmując na obecną chwilę ciężar rozmowy. - I doprawdy cieszy nas, że tak wybitna malarka zwróciła uwagę na dwoje amatorów naszego pokroju.
Augury uśmiechnęła się nieco szerzej, ponownie korzystając z nieszczęsnego kieliszka by zwilżyć wargi. Nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji, jednak nieco się też obawiała tego, na co mógł wpaść Shadow. Wniosek był więc jeden - musiała kontynuować.
- Czy byłoby z naszej strony przesadą, gdybyśmy poprosili o nieco bardziej kameralne przedstawienie prac? - Zaryzykowała, starając się brzmieć przyjaźnie, jednak nie służalczo. - Jack planuje nieco większy zakup, niż mamy w zwyczaju, a nie chciałabym by podejmował tak… - Krótka chwila milczenia miała za zadanie podkreślić wysokość kwoty, o którą miało się rozchodzić. - Cóż, poważnych rzec by można decyzji, bez dokładnego ich przemyślenia. Ja zaś nie chciałabym, by w jego apartamencie znalazły się prace, za którymi idą zbyt liczne, negatywne emocje.
Pani Penn zamyśliła się przez chwilę, spoglądając uważnie na parę.
- No cóż, myślę, że nie stanowiłoby to problemu, o ile oczywiście państwo, z którymi do tej pory dyskutowałam, nie mają nic przeciwko? - zakończyła słowa pytaniem, zwracając się w stronę tłumu.
- Skądże znowu - odparł starszy mężczyzna w kanarkowym garniturze i zaśmiał się tubalnie. - Przyznam się zresztą, że sam miałem nadzieję na dyskretną rozmowę na temat kupna pani dzieł, ale że państwo Waller pierwsi wyszli z inicjatywą, to spokojnie poczekam na swoją kolej.
W tłumie dało się słyszeć głosy aprobaty i potakiwania, więc Maina Penn klasnęła w geście radości, a na jej twarzy ponownie pojawił się szeroki uśmiech.
- W takim razie przepraszam państwa bardzo - powiedziała, przeciskając się przez wolną przestrzeń w stronę dwójki potencjalnych kupców. - A do “Czasu zmian” wrócimy później! - Stanęła naprzeciwko Augury i Shadowa, nie ściągając uśmiechu z ust. - No to czym mogę służyć?
- Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o tym obrazie - Sara ponownie wskazała interesujące ich dzieło, kładąc przy tym dłoń na ramieniu Shadow’a, w wyraźnie poufałym geście. To, że miał on także za zadanie wstrzymać temperament mężczyzny, nie musiało być wiadome ich gospodyni.
- Co prawda szukamy czegoś do salonu, jednak wydaje mi się iż ta praca mogłaby bardziej pasować do sypialni. Nie jestem jednak przekonana czy niesie ona ze sobą właściwe wibracje. Podobnie jak “Czas zmian”, także i tu wyłapuję pewne... - Urwała, zupełnie jakby znalezienie odpowiedniego określenia sprawiało jej trudność, co oczywiście dalekie było od prawdy. - Cóż, z jakiegoś powodu słowo walka, pasuje mi tu najbardziej. Nie brakuje także smutku i złości, a może po prostu samo przygnębienie - mówiła powoli, ważąc każde słowo i skupiając na sobie uwagę kobiety.
- Dobre spostrzeżenie. - Uśmiechnął się. - Wie pani, zwykle szuka współczesna mnie nie interesuje, jednak pani prace mają coś w sobie. - Udał mocno zastawionego. - Można powiedzieć, że mnie urzekły. Można wiedzieć, co było dla pani inspiracją przy tworzeniu tego obrazu? - Kątem oka spojrzał na Sarę, aby ocenić, czy mówi co
trzeba.
Ta zaś lekko skinęła głową, przysuwając się bliżej. Gest ten był jednocześnie potwierdzeniem dla Shadow’a i przytaknięciem dla pytania, które zadał. Była mu wdzięczna za to, że się kontroluje, dzięki czemu ona mogła działać swobodnie, nie rozpraszając swojej uwagi. Wystarczająco stresujące było to, że musiała uważać na każde słowo i do tego formować je tak, żeby wyciągnąć od niechętnej osoby jak najwięcej informacji na temat, o którym ta osoba wcale nie chce rozmawiać.
- Widzę, że w istocie znają się państwo na rzeczy - zaczęła Maina, ustawiając się tak, by ręką móc wskazywać szczegóły. - Jak sami widzicie, obraz w pewnym miejscu przechodzi z czerni w jaśniejsze, choć wciąż w dużej mierze stonowane barwy. To alegoria odbicia się od dna, jednak nie w najbardziej optymistycznym tych słów znaczeniu. Człowiek bowiem nie zawsze poprawia się w najlepszy możliwy sposób. Czasami staje się przez to postacią z pewnością pozytywną, ale w gruncie rzeczy zwyczajną, niewyróżniającą się z tłumu, po prostu żyjącą swoim życiem, czasami nawet przez to nieszczęśliwą. Właśnie dlatego nawet jasne kolory na obrazie nie mienią się. Są wręcz matowe. Opisują ostateczność przemiany - z pewnością dobrą dla ogółu, ale nie zawsze dobrą dla jednostki.
- Czyli aż tak daleko od prawdy nie byliśmy. - Kiwnął głową. Udawał głęboką zadumę, gdyż uznanie do za eksperta podczas gdy pierwszy raz widział tego typu sztukę na oczy świadczyło o tym, że albo prawi mu się pochlebstwa, albo powinien zapisać się do szkoły aktorskiej. Pochłaniał szczegóły wzrokiem, aż w końcu odezwał się udając brak pewności.
- Obraz jest niby całkiem ładny, jednak jak wszelkie płótna, i tego proszę nie brać do siebie, jest “jedynie” - wypowiedział ostatnie słowo tak, aby nie pozostawić żadnych złudzeń odnośnie tego, że włożono w niego masę pracy - obrazem tak długo, jak długo nie znam żadnej historii z nim związanej. Wie pani, straszna historia staje się przerażająca, jeśli uświadomimy sobie, że jest prawdziwa. Tak samo jest ze sztuką, głębokie i emocjonalne obrazy stają się niemal czystą emocją, gdy powstały z poruszającego powodu. - Oblizał nerwowo wargi. Po czymś takim musi go kupić, mówi się trudno. Może Lewis nie każe mu oddawać pieniędzy. - Gołym okiem widzę, że za tym obrazem stoi jakaś historia, jeśli nie jest to coś zbyt osobistego, może mi pani coś o niej powiedzieć? Wystarczy mi nawet parę zdań. - Uśmiechnął się szelmowsko. W przeciwieństwie do niej, jego było stać na autentyczny uśmiech. Starczyło pomyśleć o tym, że nawet jak będzie musiał kupić płótno za własne pieniądze, zwali to na Alexa.
- Och, to nie jest tak, że każdy obraz opowiada autentyczną historię. - Pokręciła głową, śmiejąc się, kobieta. - Czasami stanowi po prostu wynik działania inspiracji, owoc weny twórczej. Tak było w tym przypadku. Chciałam opowiedzieć o kimś, kto budzi się na nowo, jednak nie jest ze swojego nowego ja do końca zadowolony. Mam nadzieję, że właśnie takie emocje przekazuje obraz.
- To też historia - skwitował krótko. - I nie jest w niczym gorsza od jakiś pompatycznych epopei. Pomysł na taki koncept tak po prostu wpadł pani do głowy, czy myślała pani nad nim dłużej?
- Przyznam, że myślałam nad nim dłużej, ale z pewnością nie powstawał tak długo jak “Czas zmian”. Powodem, dla którego poświęciłam mu nieco więcej czasu, była fakt, że w założeniach zbytnio przypominał wspomniany wcześniej obraz. Szukałam sposobu na odróżnienie od siebie tych dwóch dzieł. Ostatecznie padło właśnie na to, że dobrzy ludzie czasami są po prostu nieszczęśliwi.
- Interesujące. Z którego obrazu jest pani bardziej dumna? Pewnie z czasu zmian, prawda?
- Oczywiście, to jeden z moich ulubionych obrazów. Jednak “Względność dobra” także ma swój urok, zwłaszcza jeśli spojrzymy na niego z odpowiedniej perspektywy.
- Nie śmiem temu przeczyć, jednak… - Oblizał wargi i spojrzał przelotnie na oba dzieła. - Zastanawia mnie, czemu “Czas zmian” ma kolory krwi i niezdrowego fioletu? Niezbyt pasuje to do symboliki, o której pani mówiła. Choć taki dobór barw czyni go nawet bardziej interesującym niż epatowanie nadzieją. Bo życie nas zawodzi i to dość często, prawda? - Uśmiechnął się od niechcenia. - Na ten przykład, ile to ja sobie krwi napsułem przy moich dzieciakach… Wyobraża sobie pani, że synek wymyślił sobie, że rzuci szkołę, bo wielu sławnych ludzi tak robi? A córka wcale nie była lepsza, szczytem jej ambicji była zdolność, do utrzymania małego domku z ogródkiem i psem. No i mężulek z przedmieść.
Augury mocniej zacisnęła palce na ręce Shadow’a. Co on wyprawiał?
- Wraz z Jack’iem udzielamy się w przytułku dla bezdomnej młodzieży - wyjaśniła Sara, siląc się na uśmiech. - Nie wyobraża sobie pani jakież to pomysły potrafią mieć na życie. Peter, który tak lekkomyślnie zrezygnował z dalszej edukacji, zapowiadał się na takiego wspaniałego człowieka. A Melody... - pokręciła głową z pewną dezaprobatą. - Do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego wybrała taką drogę, zamiast dalej rozwijać swój talent pisarski.
Nagle zamilkła, starając się wyglądać na osobę która właśnie zdała sobie z czegoś sprawę.
- Ależ przecież pani doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaka potrafi być dzisiejsza młodzież. Czy nie ma pani córki? Jamina? Jasmina? Proszę wybaczyć, jednak imiona niekiedy umykają z mojej pamięci - przepraszający uśmiech rozjaśnił twarz Augury, a kieliszek powędrował do ust. - Czy “Czas zmian” był wzorowany także na tych, związanych z rodzicielstwem? To z pewnością nie lada wyzwanie. Zdążyliśmy już co nieco doświadczyć pod tym względem, prawda mój drogi? - Zwróciła się bezpośrednio do Shadow’a, wyraźnie dając mu znać, że ma potwierdzić jej słowa. Co mu do głowy strzeliło?! Jakie dzieci?! Mimo iż jej usta układały się w uśmiech, to w spojrzeniu widać było wyraźnie, że panika zaczyna zaciskać jej gardło. Przecież on nawet nie wyglądał na swój wiek, a co dopiero…
Obrzucił Sarę karzącym spojrzeniem.
“Rozmowę zaczęłaś, od nazwania mnie przyjacielem, a teraz nazywasz mnie kimś drogim?”. Opanował się szybko, po czym rzekł:
- Owszem. Trzeba im było spuścić lanie raz czy dwa kiedy byli młodzi, wtedy może mieliby nieco oleju w głowie. - Obrócił się w stronę Penn. - No, ale te sprawy na pewno pani nie interesują. Co innego te o tym, że miała pani dzieci, nie słyszałem o tym.
“Lewis z całym tym swoim wywiadem cholernie napocił się, aby go znaleźć, a ty tak po prostu o tym wspominasz?”.
Mimowolnie mocniej uścisnął jej dłoń. Tak oto utwierdzał się w przekonaniu, że Lewis albo nie ma pojęcia jak zabrać się za takie operacje, albo chciał ich porażki. No cóż, teraz nie pozostaje mu nic innego, jak spróbować WSZYSTKIEGO, aby wybrnąć z tej sytuacji.
- Nie miałam dzieci? - zapytała Maina, unosząc brwi. Uśmiech zniknął z jej twarzy. - Interesujące. W końcu moja córka rozmawia nieopodal nas z tym wysokim mężczyzną. - Powiedziała, wskazując skinięciem głowy na prześliczną dziewczynę śmiejącą się właśnie do Flameweavera.
Pokiwał mimowolnie głową.
- Nie o to mi chodziło, proszę pani. Jak mówiłem, po prostu o tym nie słyszałem. No i córka to jedno dziecko, a nie dzieci. - Zmierzył kobietę czujnym spojrzeniem i postarał się uśmiechnąć czarująco. Efekt był nawet zadowalający, lecz na jego pewności siebie pojawiła się niemal niezauważalna rysa. “Lewis, zapłacisz mi za to to, obiecuję ci”. -A zresztą… - Machnął od niechcenia ręką. - Jesteśmy tu, aby rozmawiać o obrazach, nie o dzieciach. Chyba że mają związek z tym dziełem.
- A to dziwne - mruknęła kobieta. Zmrużyła oczy, nie odrywając wzroku od Shadowa. - Pozwolę sobie jeszcze wrócić do kwestii dzieci, bo nie powiem, zaintrygował mnie pan. Stwierdzenie “nie słyszałem, żeby miała pani dzieci” brzmi wyjątkowo bezpośrednio i nie ma jakiegoś szerszego kontekstu, a wręcz przeciwnie - jest prostacko jednoznaczne. Oznacza, że szukał pan informacji o mnie i o mojej rodzinie, a - co nawet dziwniejsze - i tak nie udało się znaleźć panu tak ważnej notki, tej o posiadaniu córki.
Mimowolnie zaśmiał się pod nosem.
- Z całym szacunkiem, lecz gdybym szukał o pani informacji, to raz, że nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro chcę tu coś kupić, a dwa, że dowodziłby tego również fakt, iż wiedziałbym, że ma pani córkę. A co do prostactwa i prostolinijności, pozwolę sobie powiedzieć, iż po prostu taki jestem. Bardzo przepraszam. A wspomniałem o tym dlatego, że byłem zdziwiony, tyle. Nie ma czego rozpatrywać.
- Obawiam się, że cała wina leży po mojej stronie - przepraszający ton głosu i takiż sam wyraz twarzy towarzyszył tym słowom. Sara cofnęła dłoń i przyłożyła ją do serca by dodatkowo podkreślić jak bardzo jej było przykro. I żeby uspokoić szalejące serce.
- Gdy wspominałam Jack’owi o tej wystawie i o pani pracach, kompletnie zapomniałam wspomnieć o tym, że ma pani córkę. Ot, nie wydawało się to być istotne w tamtej chwili i jakoś tak wyszło, że nie zdążyłam uzupełnić tej wiadomości. Mam nadzieję, że nam pani wybaczy. Doprawdy nie było w tym niczego niewłaściwego - zapewniła, nad wyraz gorąco i z odpowiednim drżeniem w głosie, który nie było tak ciężko osiągnąć biorąc pod uwagę to, że Augury miała ochotę zaszyć się w jakimś ciemnym koncie i udawać, że jej tam w ogóle nie ma.
- Jack zawsze lubi wiedzieć parę podstawowych faktów o osobach, których dzieła kupuje. Podobnie jak lubi zdobywać informacje o samych obrazach, chociaż to już raczej bezpośrednio z ust twórców. Przyzna pani, że nikt inni nie jest w stanie udzielić ich lepiej. Ja mogę pokusić się o interpretację, jednak prawda… Cała prawda jest znana tylko osobie, która trzymała w dłoni pędzel i nanosiła barwy na płótno.
Nie kryła zdenerwowania. W końcu miała w tym gronie odgrywać artystyczną duszę, więc odrobina nieco nazbyt emocjonalnego zachowania była do przyjęcia, a ona zwyczajnie nie mogła dłużej kryć wszystkich emocji za uprzejmym uśmiechem. W końcu ostatnie czego chciała to właśnie eksplozja spowodowana tymi emocjami.
- Proszę mi wybaczyć - uśmiechnęła się słabo. - Jack czy byłbyś tak miły i przyniósł mi nowy kieliszek? - Zapytała, wskazując na swój, który wreszcie opustoszał i dając mu szansę na ewakuowanie się zanim powie coś, co spali całą operację. Chwila z dala od Mainy powinna mu pomóc wrócić do roli, którą powinien odgrywać.
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnął się. - Chciałem tylko przeprosić za tę sytuację, jak mówiłem, nie miałem złych zamiarów.
Odszedł i rzucił pod nosem krótkie “kurwa”. Brak planów przygotowanych przez Lewisa i solowe przygotowywanie się musiało tym poskutkować. Poza tym nie nadawał się do tego typu operacji. No, ale na intelekt szefa mało poradzi. Poza tym ma teraz o wiele większe zmartwienia, nie był na bankiecie i nie miał pojęcia czy należy wierzyć filmom i czekać, aż kelner zaproponuje mu kieliszek czy też trzeba gdzieś pójść. Wytężył dręczoną stresem pamięć, aby przypomnieć sobie, jak wszedł w posiadanie pierwszego kieliszka.
- Pani przyjaciel jest niezwykle… interesujący - stwierdziła Maina, wciąż wpatrując się w plecy Shadowa. Wyglądało na to, że końcówkę przeciągnęła wcale nie przypadkowo. - Z pewnością ma wiele zainteresowań i obawiam się, że sztuka nie należy do najważniejszych z nich. A tym bardziej nie moje obrazy.
- O tak, bez wątpienia jest interesujący - zgodziła się z nią Sara, kręcąc przy tym głową. - To jednak, jak już powiedziałam, głównie moja wina. Usłyszałam o tej wystawie i uznałam, że pani obrazy będą w sam raz do tego typowo męskiego apartamentu. Nawet jego dotychczasowe zakupy były - skrzywiła się nieznacznie - dość oszczędne w barwach. Z tego też powodu nasze zainteresowanie tymi konkretnymi tworami pani talentu. Zwykle tak się nie zachowuje - usprawiedliwiła Shadow’a, a przynajmniej starała się go usprawiedliwić.
- Mam nadzieję, że to nie wpłynie na kwestię zakupu - wyraziła swą obawę, wplatając w to obawę o powodzenie misji żeby nadać głosowi autentycznego niepokoju. - Chciałabym także poznać motywację, która kryła się za powstaniem tego konkretnego dzieła. Z czystej ciekawości.
- Niech pani przestanie kręcić i robić ze mnie idiotkę - prychnęła Penn, już ewidentnie porzucając maskę miłej gospodyni. - Teraz rozumiem, o co chodziło w tych wszystkich wspominkach o dzieciach pana Wallera. Nie wiem, czym się oboje zajmujecie i szczerze mówiąc, brzydzi mnie to, ale od mojej Jasminy ręce precz. Zrozumieliście? Jeśli usłyszę, że ktokolwiek ją śledzi, że czuje na sobie jakiekolwiek spojrzenia… - Wzrok Mainy mógłby kruszyć skały. - Od razu zadzwonię pod odpowiednie służby. A teraz wynocha z naszego z domu - powiedziała i kiwnęła ręką, a zaraz pojawił się obok niej jeden z barczystych ochroniarzy. - Ta pani i tamten jegomość - tutaj wskazała na drepczącego nieopodal Shadowa - właśnie wychodzą.
Nie minęła chwila, a obok Sary i Jacka pojawiły się pary strażników, którzy niskimi, groźnymi głosami oznajmili, że powinni opuścić teren posesji albo będą zmuszeni ich odprowadzić.
Podszedł do nich, zachowując spokój. A przynajmniej względny spokój. Plan opracowany w kilka sekund miał nikłe szanse powodzenia, ale raczej nie poskutkuje naprawdę negatywną sytuacją, zwłaszcza, iż zbytnio gorzej być nie mogło.
- Rozumiem, że żona powiedziała coś nie tak? - Udawał zdziwionego, po czym obrzucił ochroniarzy zmartwionym spojrzeniem. - Jeśli można… - Oblizał wargi. - Mogę podać proste wyjaśnienie wspominki o dzieciach. Ot powiedziałem to, bo pasowało mi do rozmowy. Pewnie nic to nie zmieni w naszej sprawie, jednak mam prośbę. Moja przyjaciółka jest chora na epilepsję i stres może u niej wywołać atak, czy istniałaby możliwość, że wyjdziemy sami? Nie chcę jej na to narażać, zwłaszcza że z powodu leków nie do końca panuje nad sobą chwilę po tym akcie. - Ostrożnie wypił nieco wina. “A teraz módlmy się do Pana o cud godny tego, że zgodziłem się tu przyjść”. - O córkę proszę nie martwić, nawet przez myśl mi nie przeszło, aby coś jej zrobić.
Niby od niechcenia rozejrzał się dookoła i zaraz dokonał kolejnej decyzji.
- Chociaż miała pani rację co do mojego zainteresowania pani obrazami. Nie są one na pierwszym miejscu mojej listy, mimo ich niewątpliwego uroku. Jestem tu ze względu na moją przyjaciółkę. - W tych słowach nie było nawet grama fałszu. - Stąd pewnie wynikło całe to nieporozumienie, które z pewnością rozwiążemy polubownie.
“Masz tego swojego drogiego, Saro. A ty masz rozsądnego człowieka, Lewis”.

Sara nie wierzyła w to co słyszała. To nie mogło się dziać. Tak dobrze im szło. Mieli Mainę dla siebie, rozmawiali, powoli schodzili na odpowiednie tematy… Przymknęła oczy i wysłała w kierunku Impulse szybką myśl. Było to ostrzeżenie. Wyraźne na tyle, na ile potrafiła się skupić w danej chwili.
- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza - oświadczyła w końcu, gdy tylko Shadow przestał mówić. Nie była nawet pewna, co takiego powiedział. Jednego jednak była pewna i to w stu procentach. Musiała jak najszybciej opuścić to miejsce.
Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, skinęła głową ochroniarzom, którzy przy niej stanęli i skierowała się w stronę wyjścia.
Pierwsza para strażników ruszyła za Sarą, która pospiesznie kierowała się w stronę wyjścia, podczas gdy druga powoli napierała na Jacka, popychając go w kierunku schodów.
- Prosimy o wyjście - powiedział jeden z ochroniarzy. - Pani Penn nie życzy sobie, aby dłużej przebywał pan na terenie rezydencji.
Lekko uniósł kieliszek do góry. - Mogę to tylko odstawić na miejsce, panowie? Możecie mi przy tym towarzyszyć, oczywiście. - Naparł na nich analitycznym spojrzeniem, badając ich gotowość do walki. Jednocześnie chciał się dowiedzieć, jak bardzo barczyści byli. - No i chciałbym ponowić prośbę o nie denerwowanie Sary, to wszystko.
Kiedy tylko uniósł kieliszek do góry, któryś z ochroniarzy wyrwał mu go z ręki i przekazał kelnerowi. Powoli grupka strażników odprowadzających Shadowa zaczynała rosnąć. Dwoje z nich chwyciło mężczyznę z obu stron za ramiona i zaczęło wręcz nieść w stronę schodów.
“Pora na końcowy ruch”.
- Panie pan, sam pójdę, okej? -
Udawał, że próbuje się wyrwać, po czym rezygnuje pod wpływem ich siły. To jedno drobne zwycięstwo w postaci ciosu musi odnieść. Pokonując kolejne kroki dotarł do wyjścia i wzrokiem poszukał Sary. W międzyczasie sięgnął po telefon.
Nie pozwolono mu sięgnąć po komórkę, ochroniarz przytrzymał dłoń Shadowa, cały czas prowadząc go w stronę wyjścia. Zeszli ze schodów.
Ścieżkę pokonał już sam, rozluźniając krawat. Nie widząc Sary z powodu tłumu dookoła niego, zrezygnował z tego i przystanął przed bramą. - Trzeba podać jakiś kod, czy można po prostu wyjść? - zapytał nieprowokującym tonem.
 
Sakal jest offline