Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2016, 09:18   #61
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Wygładziwszy ciemną marynarkę i poprawiwszy czarny jedwabny krawat Aaron...nie...Damien, skierował się w kierunku Jasminy. Zgarnąwszy po drodze własnego szampana z kelnerskiej tacy mężczyzna podszedł do niej.

- Panią też męczy tłum na tym przyjęciu?

- Czy męczy… - zaczęła z uśmiechem prześliczna dziewczyna o indyjskich korzeniach. Bez wątpienia te ząbki i zadziorny wyraz twarzy złapały już w sidła niejednego mężczyznę. - Po prostu to nie do końca moje towarzystwo, jeśli rozumie pan, o co mi chodzi.

Damien odpowiedział uśmiechem.

- Coś w tym jest. Sztuka potrafi być fascynująca, ale jej miłośnicy to zazwyczaj osoby starsze, godne szacunku - w głosie mężczyzny zagrała kpiąca nutka - Ale gdzie moje maniery. Damien Devorer - podał jej dłoń.

- Jasmina Penn - Śmiało uścisnęła rękę i upiła trochę wina. - Co pana tutaj sprowadza, skoro zamiast oglądać się po obrazach, zagaduje pan młode dziewczyny?

- Ależ ja oglądam obrazy! Ale nie tylko - znacząco zmierzył dziewczynę spojrzeniem - Piękno przyciąga uwagę.

Uśmiechnęła się do niego zza kieliszka i ponownie wychyliła alkohol. Delikatnymi, prężnymi kroczkami, przy których zjawiskowo ruszała biodrami, podeszła do jednego z obrazów i wskazała na niego ręką niczym hostessa, po czym zapytała:

- W takim razie co pan sądzi o pięknie tego obrazu? - Dzieło przedstawiało dwie barwy złączone ze sobą w niemalże namiętny sposób. Kontury były kolejno koloru czerwonego i niebieskiego i przywodziły na myśl ludzkie ciała odpowiednio jednak zniekształcone.

Damien uśmiechnął się lekko kontemplując obraz.

-Czerwony i niebieski....niebieski na tym obrazie przywodzi mi na myśl dym z papierosów, wie pani, że dym papierosowy jest niebieski. Także bluesa i smutek. Bo blues to smutek w każdym aspekcie. A jeśli chodzi o wymowę obrazu...czerwony i niebieski to przecież przeciwstawne kolory. A biorąc pod uwagę, że te barwy przypominają ludzkie ciała..to jak spotkanie kochanków o przeciwstawnych temperamentach. Przepraszam - zaśmiał się z zakłopotaniem - Jestem miłośnikiem sztuki, ale znawca ze mnie średni. A co pani widzi na tych płótnach?

- Ciekawa interpretacja… - westchnęła, a po chwili machnęła ręką lekceważąco. - Co nie zmienia faktu, że ja tu widzę tylko niebieską i czerwoną farbę rozmazane na płótnie.

-Kwestia gustu - zaśmiał się Damien - Ale nie mogę się opędzić od skojarzenia, że dworuje sobie pani ze mnie. Jako córka artystki ma pani pewnie wyrobioną wrażliwość artystyczną?

- To że jestem córką artystki, nie musi oznaczać, że sama także interesuję się malarstwem. - Mrugnęła do niego Jasmina. - Przyznam, że nie podzielam zainteresowań obojga rodziców, bo te mam zupełnie odmienne.

-A co panią interesuje?

- Nie wiem, czy pan słyszał, ale wydałam powieść. Można powiedzieć, że pisanie to najważniejsze z moich zainteresowań.

-Powieść? O jakim tytule?

- Ach, nieważne. - Zaśmiała się i dokończyła wino, a kieliszek odstawiła na tacę przechodzącego obok kelnera, natychmiast zgarniając kolejny. - Nie ma się czym chwalić. I właściwie to nawet nie powieść, a po prostu tomik opowiadań miłosnych.

-Wydany pod pani nazwiskiem czy pseudonimem?

- Moim nazwiskiem oczywiście. Nie będę udawać, że czegoś nie napisałam, jeśli to prawda.

-Utalentowana z pani kobieta. Zresztą cała rodzina zdaje się mieć zainteresowania artystyczne. Matka malarka, pani jako pisarka, nieźle - Damien upił wina - Ma pani może rodzeństwo?

Uśmiech zszedł z twarzy dziewczyny, ale tylko na chwilę. Całość trwała ułamek sekundy, jednak Flameweaver nie dał się zwieść i natychmiast zanotował zmianę. Przestała także przesuwać palcami po kieliszku w zmysłowy sposób, delikatnie napięła mięśnie.

- Nie do końca - odparła, uśmiechając się smutno.

-Nie do końca? - w głosie Damiena pojawiła się leciutka ironia - Czyźby prawie? Niemalże? Ma pani nie do końca siostrę?

- Obecnie nie mam rodzeństwa, jeśli to pana tak bardzo interesuje.

-Rozumiem - Damien dopił wino i natychmiast zaopatrzył się u przechodzącego obok kelnera w następny kieliszek - Przepraszam. Zdaje się, że to drażliwy dla pani temat. Nie chciałem przywoływać jakichś nieprzyjemnych wspomnień.

- Nie ma za co przepraszać, za pytania nie zamykają za kratkami. - Zaśmiała się dziewczyna, dopijając wino. Nie minęła chwila, a w jej dłoni pojawił się następny kieliszek. Próbowała oddalić się od obrazu, ale przy kroku lekko się zachwiała, więc po prostu stanęła w miejscu. - W końcu co takiego pan zrobił, że miałabym się obrażać?

-Jak to mówią umiejetność konwersacji jest cechą dżentlemana, ale gadulstwo i wścibstwo już nie. Po prostu… - Damien udał że się waha - Nie chciałem pani urazić gadulstwem i wścibstwem, to wszystko.

- Nie szkodzi, naprawdę nie szkodzi. - Zdawało się, że Jasmina wcale nie odrywa wina od ust, tak szybko je wypiła. Na całe szczęście kelner zdołał odsunąć się w odpowiednim momencie, żeby zataczając się, nie potrąciła tacy ręką. - Oj… Tym razem to ja przepraszam - zachichotała.

-Chyba ma pani już dosyć na dzisiaj. Może pójdzie pani odpocząć, a porozmawiamy przy innej okazji?

- Wszystko dobrze - stwierdziła, śmiejąc się i kołysząc lekko. - Po prostu ten tłum tak na mnie działa, strasznie tu duszno. Może pójdziemy do mojego pokoju? Tam jest znacznie bardziej przewiewnie.

Damien udał przez chwilę, że się zastanawia.

-Czemu nie?

- No to proszę za mną. - I chwyciła go pod ramię, żeby zaprowadzić w stronę schodów. Wspólnie zeszli ostrożnie po stopniach, choć mężczyzna wielokrotnie musiał podtrzymywać dziewczynę, aby nie zsunęła się w dół jak ze zjeżdżalni, po czym zakręcili i skierowali się w drugi koniec domu. Tam Jasmina puściła rękę Aarona i z trudem wygrzebała kluczyki z torebki. Otwarcie drzwi także jej chwilę zajęło, jednak w końcu znaleźli się wewnątrz dużego pokoju jednoosobowego z wielkim łóżkiem i równie wielkimi komodami pełnymi książek oraz podręczników. Dziewczyna zapaliła światło i przesunęła się na bok, pozwalając agentowi na obejrzenie całego pomieszczenia. - I jak się panu tutaj podoba?

Damien wykonał jakiś niejasny gest dłonią.

-Książki...to chyba pani wyróżnik. Rzadko widuje się tyle książek w dziewczęcym pokoju.

- Lubię czytać - stwierdziła krótko i podeszła do biurka.

-To tak jak ja. Ale ja czytam raczej lżejsze pozycje.

- Ja preferuję romanse. Sama staram się je zresztą pisać, więc nic dziwnego.

-Muszę przeczytać ten zbiór opowiadań - Damien ku własnemu zdziwieniu rzekł szczerze - Mógłbym panią wtedy lepiej poznać.

- Mężczyźnie chyba nie przystoi czytać literatury kobiecej - stwierdziła z uśmiechem Jasmina, opierając się o biurko.

-Niektórzy mężczyźni tez tak twierdzą. Zabawne, że to właśnie tacy mężczyźni najczęściej kupują Cosmopolitan - uśmiechnął się Damien.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i odsunęła się od biurka, żeby usiąść na łóżku. Wciąż się uśmiechała, ale nie był to tak szczery uśmiech, jak wymagałaby tego etykieta.

-Pewnie jest pani zmęczona - Damien wykonał jakiś niejasny gest dłonią - Może proszę się przespać. Porozmawiamy przy jakiejś innej okazji.

- Może ma pan rację. Może po prostu powinnam pójść spać…

Damien spojrzał wyczekująco czekając na decyzję dziewczyny.

- No to miłej zabawy. Jeśli mógłby teraz pan zostawić mnie samą…

-Oczywiście. A gdyby chciała pani jeszcze kiedyś pomówić - Damien położył na stoliku swoją wizytówkę - Dobrej nocy - po czym wyszedł przeklinając w myślach swoja niezręczność przez którą zaprzepaścił szansę na zdobycie informacji.

“Shadow i Augury odpadli”, odebrał wiadomość od Impulsa. Po chwili nadeszło kolejne mrowienie, tym razem z zapytaniem: “Masz coś?”

-”Pół na pół - odpowiedział Flameweaver z ulgą przeskakując na telepatyczna wymianę informacji - Może coś z tego jeszcze będzie, ale na razie żadnych konkretów”.

“Byłeś u niej?”

“Tak. Poszła spać. Impulse? Co myślisz o wydobyciu od panny Penn informacji po naszemu? Gdy zaśnie powinna być podatna.”

“Przeszukaj jej pokój.”

“Dobra”.

Flameweaver odczekał chwilę po czym wysłał subtelnego telepatycznego szpiega, który miał potwierdzić czy Jasmina już zasnęła. Wyczuł rozmazane, chaotyczne myśli wskazujące na to, że mózg powoli odpływał do innego świata.

Upewniwszy się, że nikt póki co nie zwraca na niego uwagi, Aaron delikatnie nacisnął klamkę do pokoju Jasminy. Drzwi puściły, uchylając się lekko.

Nastawiając się całkowicie na bierną telepatię (w końcu ktoś mógł zainteresować się pokojem dziewczyny) Apfelbaum możliwie cicho otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Cichutko jak myszka podszedł do biurka i na szybko rozeznał się w jego zawartości. Na nim leżał tomik opowiadań Jasminy oraz jakieś notatki, prawdopodobnie na temat kolejnej powieści. Nieco rozczarowany znaleziskami sięgnął dalej i otworzył pierwszą szufladę. Gdy tylko to zrobił, rozbłysły mu oczy, zobaczył bowiem zdjęcie trójki dzieci, z czego malutka dziewczynka ewidentnie była panną Penn, podczas gdy jeden z dwójki starszych nastolatków podejrzanie przypominał mężczyznę, którego widzieli na materiałach Lewisa. Chłopcy obejmowali się za ramiona, wyglądało na to, że się ze sobą przyjaźnili, a Jasminka leżała u ich stóp i szczerzyła się do obiektywu.

Aaron przez chwilę przyglądał się zdjęciu po czym swoim smartfonem zrobił szybkie zdjęcie zdjęcia. Na wszelki wypadek sprawdził czy na odwrocie nie ma jakichś notatek. Co prawda dłuższego tekstu nie było, ale znalazło się za to miejsce na zapisanie trzech imion - Jasmina, Kal, Roger.

Dalsze przeszukanie nic już nie wykazało. Flameweaver wysłał wiadomość do Impulsa.

“Coś mam, spotkajmy się na sali.”

“Za duże ryzyko”, otrzymał najpierw. Po chwili zaś doszło: “Obejrzymy to już u Lewisa”.

Aaron cichutko zamknął za sobą drzwi i, już spokojnie, skierował się na salę balową.
Być może coś znaleźli. Być może ten wieczór nie będzie do końca zmarnowany...
 
Jaśmin jest offline  
Stary 06-06-2016, 23:57   #62
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Keiko spóźniła się trochę, Arthur cierpliwie czekał na nią przed wejściem do rezydencji. Trochę czasu zajął mu dojazd, ale o dziwo o tej porze w centrum Nowego Yorku nie było korków.

***

- No hej rzuciła do Arthura, kiedy w końcu go znalazła. Pocałowała chłopaka na przywitanie. – Wyglądasz w tym koszmarnie – stwierdziła z brutalną szczerością. –Idziemy? Jakiś plan?
Widząc Keiko, Arthur uśmiechnął się na przywitanie. Słysząc jej uwagę krytyczną uwagę, zaśmiał się i odpowiedział dziewczynie.
- Tak wiem, nic na to nie poradzę tylko to miałem w szafie. A po za tym i tak zawsze wyglądam jak totalny geek, więc nie ma się czym martwić.
Potem Arthur spojrzał zniecierpliwiony w stronę drzwi rezydencji i powiedział.
- Idziemy nie ma co czekać i tak jesteśmy spóźnieni, mam nadzieję że inni są już na miejscu. A i od tej chwili chyba powinniśmy udawać rodzeństwo, według planu ja spróbuję zaznajomić się z Pan domu - sztuka to nie jest moje hobby, ani tym bardziej rozpieszczone dziewczyny.
- Spoko, spoko rzuciła Keiko. Sztuka ani rozpieszczone dziewczyny również nie zaliczały się do jej hobby. - Pogadamy o sporcie. Sport wszyscy lubią uśmiechnęła się zachęcająco .
Arthur zaśmiał się na słowa dziewczyny i odpowiedział.
-Sport? Czemu nie to temat tak popularny jak rozmawianie o pogodzie. W każdym razie u większości facetów, jak nie wiesz o czym porozmawiać zapytaj się o wrażenia z ostatniego meczu New York Giants.
Keiko spojrzała na chłopaka, zdziwiona, usilnie starając się nadążyć za tokiem jego rozumowania.
-No chyba że trafisz na jakiegoś Anglika, wtedy warto zapytać się o krykieta czy też piłkę nożną. Dodał Arthur z sarkazmem w głosie.
Sarkazm był już poza zasięgiem możliwości percepcyjnych dziewczyny.
Czyli najpierw poznać narodowość, potem pytać o wrażenia z giganta w Nowym Jorku , chyba że Anglik, to o krykieta. - Jarzę uśmiechnęła się do chłopaka.
-Zgadza się, niestety ta metoda nie sprawdza się u większości kobiet. Wtedy polecam porozmawiać o najnowszych trendach w świecie mody, albo po prostu skomplementować wygląd sukienki czy innego elementu garderoby. To z reguły działa, jeśli nie zawsze pozostaję nam rozmowa o pogodzie.
Keiko pokiwała głową, z namysłem.
- W Hiszpanii mży gdy dżdżyste przyjdą dni - oznajmiła z nienaganną dykcją. - Już jesteśmy świetnie przygotowani, możemy iść.
-Tak, nie ma co czekać.
Podeszli do jednego z płócien.
- Głównym celem współczesnych malarzy jest zmuszenie odbiorcy do refleksji i przemyśleń. poinformowała Keiko chłopaka - Same doznania estetyczne nie odgrywają najważniejszej roli. Odbiorca patrząc na obraz ma zastanowić się nad najważniejszymi aspektami dotyczącymi życia i sfery duchowej. przerwała, żeby zaczerpnąć tchu i rzuciła szybkie spojrzenie na Arthura: - Zastanawiasz się? Z tego właśnie powodu współczesne obrazy cechują się dużą różnorodnością. Motywy ukazane na obrazach dotyczą aktualnych problemów świata, ale nie tylko. Celem niektórych dzieł jest rozbudzenie nadziei na lepszą przyszłość. W malarstwie współczesnym wykorzystuje się najróżniejsze techniki. Nie zabraknie zatem obrazów wykonanych technika olejną, akrylową czy pastelową. Współcześni malarze nie boją się również eksperymentowania. Być może te czynniki sprawiają, że malarstwo współczesne tak bardzo wyróżnia się na tle pozostałych.
Chłopak uśmiechnął się i zwrócił szeptem się do dziewczyny.
-Widzę że odrobiłaś pracę domową zleconą prze Lewisa.
Po czym już głośniej dodał.
-Rozumiem twój punk widzenia, ale dla mnie i tak nadal większość tych obrazów przypomina kolorowe plamy, jakby ktoś stwierdził że warto powylewać na płótno kilka wiader kolorowej farby i od razu nazwał to sztuką. Nie to nie jest dla mnie, wolę komputery, programowanie i matematyczne problemy niż Sztukę współczesną. Nigdy nie rozumiałem naszych rodziców i ich uwielbienia dla wszelakiego rodzaju artyzmu.
Kiedy znaleźli się w ogromnej sali wypełnionej podekscytowanymi znawcami sztuki i tymi nie znawcami, którzy przyszli tu z powodu zaproszenia albo po prostu z braku innych zajęć, dłuższą chwilę zajęło im zlokalizowanie pozostałej części jednostki. W końcu jednak zaznaczyli wzrokiem pozycje Shadowa i Augury zajętych rozmową z Mainą Penn oraz Elfki akurat odchodzącej od Etasha. Z drugiej strony nigdzie nie mogli dostrzec ani Flameweavera, ani najmłodszej mieszkanki domu. Może zniknęli gdzieś razem?
Arthur rozglądał się w poszukiwaniu Flameweavera i najmłodszej córki Pani Domu, ciekawiło go gdzie mogli zniknąć. Arthur zwrócił się do Keiko.
-Proponował najpierw przedstawić się Gospodarzowi Domu, chyba tak nakazywał by grzeczność. Potem warto chyba zainteresować żeńską częścią rodziny, choć widzę że nasi przyjaciele dobrze sobie radzą.
- Dla mnie spoko odpowiedziała dziewczyna.
 
Orthan jest offline  
Stary 18-06-2016, 00:06   #63
 
Sakal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znany
- Zaczynać teraz, kochanie, czy poczekać na lepszą okazję? - zapytał cicho, mierząc tłum wzrokiem.
Ponowne skinięcie mogło tyczyć się zarówno opcji pierwszej, jak i drugiej. Niejasność tą rozwiały słowa.
- Wiele z tych emocji wydaje się być negatywnymi - zwróciła uwagę, podnosząc głos tak, by wybił się i dotarł do malarki. - Chociaż nie brakuje tu radości, to jednak… - Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Sary, sugerował że dziewczynie obraz się podoba. Słowa zaś miały jedynie odsłonić kurtynę, rzucić nieco więcej światła na wiszące na ścianie dzieło.
- Jakby miało się kogoś bliskiego, jednak straciło się tą osobę. A przynajmniej mi się takie skojarzenie nasuwa.
Szeroki uśmiech wystąpił na twarz kobiety w średnim wieku, kiedy tylko zauważyła, że oto znalazła dwoje kolejnych słuchaczy, na dodatek aktywnych.
- Jak sami państwo widzą, interpretacji może być wiele, a każde z nas widzi obraz na swój sposób. To cudowne, kiedy artystyczne dusze jednoczą się i dzielą swoimi przemyśleniami na temat sztuki. Czy moglibyśmy poznać nazwiska naszych nowych przyjaciół?
- Sara Waller - przedstawiła się Augury, nadal utrzymując uśmiech na twarzy. - A to mój przyjaciel, Jack Waller - przedstawiła także Shadow’a. - Który jest wielkim miłośnikiem miłośnikiem sztuki. Właśnie szukamy czegoś interesującego by powiesić w salonie apartamentu Jack’a, a ten obraz - przeniosła spojrzenie na wspomniany obiekt - zdaje się oddziaływać na moją artystyczną duszę. Podobnie jak tamten - wskazała dalej, tam gdzie znajdowało się upatrzone przez nią dzieło. - Wręcz nie możemy się doczekać, by dodać go do kolekcji. Ma w sobie tą wspaniałą siłę, gniew niemal.
Maina Penn zaśmiała się sztucznie, kładąc rękę na obojczyku w ludzkim odruchu dumy.
- Oczywiście, że o państwu słyszeliśmy. Jedno nazwisko dzielone przez dwie wybitne osobowości. Los potrafi być przewrotny, prawda?
- Niezwykle - zgodziła się z nią Sara, przejmując na obecną chwilę ciężar rozmowy. - I doprawdy cieszy nas, że tak wybitna malarka zwróciła uwagę na dwoje amatorów naszego pokroju.
Augury uśmiechnęła się nieco szerzej, ponownie korzystając z nieszczęsnego kieliszka by zwilżyć wargi. Nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji, jednak nieco się też obawiała tego, na co mógł wpaść Shadow. Wniosek był więc jeden - musiała kontynuować.
- Czy byłoby z naszej strony przesadą, gdybyśmy poprosili o nieco bardziej kameralne przedstawienie prac? - Zaryzykowała, starając się brzmieć przyjaźnie, jednak nie służalczo. - Jack planuje nieco większy zakup, niż mamy w zwyczaju, a nie chciałabym by podejmował tak… - Krótka chwila milczenia miała za zadanie podkreślić wysokość kwoty, o którą miało się rozchodzić. - Cóż, poważnych rzec by można decyzji, bez dokładnego ich przemyślenia. Ja zaś nie chciałabym, by w jego apartamencie znalazły się prace, za którymi idą zbyt liczne, negatywne emocje.
Pani Penn zamyśliła się przez chwilę, spoglądając uważnie na parę.
- No cóż, myślę, że nie stanowiłoby to problemu, o ile oczywiście państwo, z którymi do tej pory dyskutowałam, nie mają nic przeciwko? - zakończyła słowa pytaniem, zwracając się w stronę tłumu.
- Skądże znowu - odparł starszy mężczyzna w kanarkowym garniturze i zaśmiał się tubalnie. - Przyznam się zresztą, że sam miałem nadzieję na dyskretną rozmowę na temat kupna pani dzieł, ale że państwo Waller pierwsi wyszli z inicjatywą, to spokojnie poczekam na swoją kolej.
W tłumie dało się słyszeć głosy aprobaty i potakiwania, więc Maina Penn klasnęła w geście radości, a na jej twarzy ponownie pojawił się szeroki uśmiech.
- W takim razie przepraszam państwa bardzo - powiedziała, przeciskając się przez wolną przestrzeń w stronę dwójki potencjalnych kupców. - A do “Czasu zmian” wrócimy później! - Stanęła naprzeciwko Augury i Shadowa, nie ściągając uśmiechu z ust. - No to czym mogę służyć?
- Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o tym obrazie - Sara ponownie wskazała interesujące ich dzieło, kładąc przy tym dłoń na ramieniu Shadow’a, w wyraźnie poufałym geście. To, że miał on także za zadanie wstrzymać temperament mężczyzny, nie musiało być wiadome ich gospodyni.
- Co prawda szukamy czegoś do salonu, jednak wydaje mi się iż ta praca mogłaby bardziej pasować do sypialni. Nie jestem jednak przekonana czy niesie ona ze sobą właściwe wibracje. Podobnie jak “Czas zmian”, także i tu wyłapuję pewne... - Urwała, zupełnie jakby znalezienie odpowiedniego określenia sprawiało jej trudność, co oczywiście dalekie było od prawdy. - Cóż, z jakiegoś powodu słowo walka, pasuje mi tu najbardziej. Nie brakuje także smutku i złości, a może po prostu samo przygnębienie - mówiła powoli, ważąc każde słowo i skupiając na sobie uwagę kobiety.
- Dobre spostrzeżenie. - Uśmiechnął się. - Wie pani, zwykle szuka współczesna mnie nie interesuje, jednak pani prace mają coś w sobie. - Udał mocno zastawionego. - Można powiedzieć, że mnie urzekły. Można wiedzieć, co było dla pani inspiracją przy tworzeniu tego obrazu? - Kątem oka spojrzał na Sarę, aby ocenić, czy mówi co
trzeba.
Ta zaś lekko skinęła głową, przysuwając się bliżej. Gest ten był jednocześnie potwierdzeniem dla Shadow’a i przytaknięciem dla pytania, które zadał. Była mu wdzięczna za to, że się kontroluje, dzięki czemu ona mogła działać swobodnie, nie rozpraszając swojej uwagi. Wystarczająco stresujące było to, że musiała uważać na każde słowo i do tego formować je tak, żeby wyciągnąć od niechętnej osoby jak najwięcej informacji na temat, o którym ta osoba wcale nie chce rozmawiać.
- Widzę, że w istocie znają się państwo na rzeczy - zaczęła Maina, ustawiając się tak, by ręką móc wskazywać szczegóły. - Jak sami widzicie, obraz w pewnym miejscu przechodzi z czerni w jaśniejsze, choć wciąż w dużej mierze stonowane barwy. To alegoria odbicia się od dna, jednak nie w najbardziej optymistycznym tych słów znaczeniu. Człowiek bowiem nie zawsze poprawia się w najlepszy możliwy sposób. Czasami staje się przez to postacią z pewnością pozytywną, ale w gruncie rzeczy zwyczajną, niewyróżniającą się z tłumu, po prostu żyjącą swoim życiem, czasami nawet przez to nieszczęśliwą. Właśnie dlatego nawet jasne kolory na obrazie nie mienią się. Są wręcz matowe. Opisują ostateczność przemiany - z pewnością dobrą dla ogółu, ale nie zawsze dobrą dla jednostki.
- Czyli aż tak daleko od prawdy nie byliśmy. - Kiwnął głową. Udawał głęboką zadumę, gdyż uznanie do za eksperta podczas gdy pierwszy raz widział tego typu sztukę na oczy świadczyło o tym, że albo prawi mu się pochlebstwa, albo powinien zapisać się do szkoły aktorskiej. Pochłaniał szczegóły wzrokiem, aż w końcu odezwał się udając brak pewności.
- Obraz jest niby całkiem ładny, jednak jak wszelkie płótna, i tego proszę nie brać do siebie, jest “jedynie” - wypowiedział ostatnie słowo tak, aby nie pozostawić żadnych złudzeń odnośnie tego, że włożono w niego masę pracy - obrazem tak długo, jak długo nie znam żadnej historii z nim związanej. Wie pani, straszna historia staje się przerażająca, jeśli uświadomimy sobie, że jest prawdziwa. Tak samo jest ze sztuką, głębokie i emocjonalne obrazy stają się niemal czystą emocją, gdy powstały z poruszającego powodu. - Oblizał nerwowo wargi. Po czymś takim musi go kupić, mówi się trudno. Może Lewis nie każe mu oddawać pieniędzy. - Gołym okiem widzę, że za tym obrazem stoi jakaś historia, jeśli nie jest to coś zbyt osobistego, może mi pani coś o niej powiedzieć? Wystarczy mi nawet parę zdań. - Uśmiechnął się szelmowsko. W przeciwieństwie do niej, jego było stać na autentyczny uśmiech. Starczyło pomyśleć o tym, że nawet jak będzie musiał kupić płótno za własne pieniądze, zwali to na Alexa.
- Och, to nie jest tak, że każdy obraz opowiada autentyczną historię. - Pokręciła głową, śmiejąc się, kobieta. - Czasami stanowi po prostu wynik działania inspiracji, owoc weny twórczej. Tak było w tym przypadku. Chciałam opowiedzieć o kimś, kto budzi się na nowo, jednak nie jest ze swojego nowego ja do końca zadowolony. Mam nadzieję, że właśnie takie emocje przekazuje obraz.
- To też historia - skwitował krótko. - I nie jest w niczym gorsza od jakiś pompatycznych epopei. Pomysł na taki koncept tak po prostu wpadł pani do głowy, czy myślała pani nad nim dłużej?
- Przyznam, że myślałam nad nim dłużej, ale z pewnością nie powstawał tak długo jak “Czas zmian”. Powodem, dla którego poświęciłam mu nieco więcej czasu, była fakt, że w założeniach zbytnio przypominał wspomniany wcześniej obraz. Szukałam sposobu na odróżnienie od siebie tych dwóch dzieł. Ostatecznie padło właśnie na to, że dobrzy ludzie czasami są po prostu nieszczęśliwi.
- Interesujące. Z którego obrazu jest pani bardziej dumna? Pewnie z czasu zmian, prawda?
- Oczywiście, to jeden z moich ulubionych obrazów. Jednak “Względność dobra” także ma swój urok, zwłaszcza jeśli spojrzymy na niego z odpowiedniej perspektywy.
- Nie śmiem temu przeczyć, jednak… - Oblizał wargi i spojrzał przelotnie na oba dzieła. - Zastanawia mnie, czemu “Czas zmian” ma kolory krwi i niezdrowego fioletu? Niezbyt pasuje to do symboliki, o której pani mówiła. Choć taki dobór barw czyni go nawet bardziej interesującym niż epatowanie nadzieją. Bo życie nas zawodzi i to dość często, prawda? - Uśmiechnął się od niechcenia. - Na ten przykład, ile to ja sobie krwi napsułem przy moich dzieciakach… Wyobraża sobie pani, że synek wymyślił sobie, że rzuci szkołę, bo wielu sławnych ludzi tak robi? A córka wcale nie była lepsza, szczytem jej ambicji była zdolność, do utrzymania małego domku z ogródkiem i psem. No i mężulek z przedmieść.
Augury mocniej zacisnęła palce na ręce Shadow’a. Co on wyprawiał?
- Wraz z Jack’iem udzielamy się w przytułku dla bezdomnej młodzieży - wyjaśniła Sara, siląc się na uśmiech. - Nie wyobraża sobie pani jakież to pomysły potrafią mieć na życie. Peter, który tak lekkomyślnie zrezygnował z dalszej edukacji, zapowiadał się na takiego wspaniałego człowieka. A Melody... - pokręciła głową z pewną dezaprobatą. - Do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego wybrała taką drogę, zamiast dalej rozwijać swój talent pisarski.
Nagle zamilkła, starając się wyglądać na osobę która właśnie zdała sobie z czegoś sprawę.
- Ależ przecież pani doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaka potrafi być dzisiejsza młodzież. Czy nie ma pani córki? Jamina? Jasmina? Proszę wybaczyć, jednak imiona niekiedy umykają z mojej pamięci - przepraszający uśmiech rozjaśnił twarz Augury, a kieliszek powędrował do ust. - Czy “Czas zmian” był wzorowany także na tych, związanych z rodzicielstwem? To z pewnością nie lada wyzwanie. Zdążyliśmy już co nieco doświadczyć pod tym względem, prawda mój drogi? - Zwróciła się bezpośrednio do Shadow’a, wyraźnie dając mu znać, że ma potwierdzić jej słowa. Co mu do głowy strzeliło?! Jakie dzieci?! Mimo iż jej usta układały się w uśmiech, to w spojrzeniu widać było wyraźnie, że panika zaczyna zaciskać jej gardło. Przecież on nawet nie wyglądał na swój wiek, a co dopiero…
Obrzucił Sarę karzącym spojrzeniem.
“Rozmowę zaczęłaś, od nazwania mnie przyjacielem, a teraz nazywasz mnie kimś drogim?”. Opanował się szybko, po czym rzekł:
- Owszem. Trzeba im było spuścić lanie raz czy dwa kiedy byli młodzi, wtedy może mieliby nieco oleju w głowie. - Obrócił się w stronę Penn. - No, ale te sprawy na pewno pani nie interesują. Co innego te o tym, że miała pani dzieci, nie słyszałem o tym.
“Lewis z całym tym swoim wywiadem cholernie napocił się, aby go znaleźć, a ty tak po prostu o tym wspominasz?”.
Mimowolnie mocniej uścisnął jej dłoń. Tak oto utwierdzał się w przekonaniu, że Lewis albo nie ma pojęcia jak zabrać się za takie operacje, albo chciał ich porażki. No cóż, teraz nie pozostaje mu nic innego, jak spróbować WSZYSTKIEGO, aby wybrnąć z tej sytuacji.
- Nie miałam dzieci? - zapytała Maina, unosząc brwi. Uśmiech zniknął z jej twarzy. - Interesujące. W końcu moja córka rozmawia nieopodal nas z tym wysokim mężczyzną. - Powiedziała, wskazując skinięciem głowy na prześliczną dziewczynę śmiejącą się właśnie do Flameweavera.
Pokiwał mimowolnie głową.
- Nie o to mi chodziło, proszę pani. Jak mówiłem, po prostu o tym nie słyszałem. No i córka to jedno dziecko, a nie dzieci. - Zmierzył kobietę czujnym spojrzeniem i postarał się uśmiechnąć czarująco. Efekt był nawet zadowalający, lecz na jego pewności siebie pojawiła się niemal niezauważalna rysa. “Lewis, zapłacisz mi za to to, obiecuję ci”. -A zresztą… - Machnął od niechcenia ręką. - Jesteśmy tu, aby rozmawiać o obrazach, nie o dzieciach. Chyba że mają związek z tym dziełem.
- A to dziwne - mruknęła kobieta. Zmrużyła oczy, nie odrywając wzroku od Shadowa. - Pozwolę sobie jeszcze wrócić do kwestii dzieci, bo nie powiem, zaintrygował mnie pan. Stwierdzenie “nie słyszałem, żeby miała pani dzieci” brzmi wyjątkowo bezpośrednio i nie ma jakiegoś szerszego kontekstu, a wręcz przeciwnie - jest prostacko jednoznaczne. Oznacza, że szukał pan informacji o mnie i o mojej rodzinie, a - co nawet dziwniejsze - i tak nie udało się znaleźć panu tak ważnej notki, tej o posiadaniu córki.
Mimowolnie zaśmiał się pod nosem.
- Z całym szacunkiem, lecz gdybym szukał o pani informacji, to raz, że nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro chcę tu coś kupić, a dwa, że dowodziłby tego również fakt, iż wiedziałbym, że ma pani córkę. A co do prostactwa i prostolinijności, pozwolę sobie powiedzieć, iż po prostu taki jestem. Bardzo przepraszam. A wspomniałem o tym dlatego, że byłem zdziwiony, tyle. Nie ma czego rozpatrywać.
- Obawiam się, że cała wina leży po mojej stronie - przepraszający ton głosu i takiż sam wyraz twarzy towarzyszył tym słowom. Sara cofnęła dłoń i przyłożyła ją do serca by dodatkowo podkreślić jak bardzo jej było przykro. I żeby uspokoić szalejące serce.
- Gdy wspominałam Jack’owi o tej wystawie i o pani pracach, kompletnie zapomniałam wspomnieć o tym, że ma pani córkę. Ot, nie wydawało się to być istotne w tamtej chwili i jakoś tak wyszło, że nie zdążyłam uzupełnić tej wiadomości. Mam nadzieję, że nam pani wybaczy. Doprawdy nie było w tym niczego niewłaściwego - zapewniła, nad wyraz gorąco i z odpowiednim drżeniem w głosie, który nie było tak ciężko osiągnąć biorąc pod uwagę to, że Augury miała ochotę zaszyć się w jakimś ciemnym koncie i udawać, że jej tam w ogóle nie ma.
- Jack zawsze lubi wiedzieć parę podstawowych faktów o osobach, których dzieła kupuje. Podobnie jak lubi zdobywać informacje o samych obrazach, chociaż to już raczej bezpośrednio z ust twórców. Przyzna pani, że nikt inni nie jest w stanie udzielić ich lepiej. Ja mogę pokusić się o interpretację, jednak prawda… Cała prawda jest znana tylko osobie, która trzymała w dłoni pędzel i nanosiła barwy na płótno.
Nie kryła zdenerwowania. W końcu miała w tym gronie odgrywać artystyczną duszę, więc odrobina nieco nazbyt emocjonalnego zachowania była do przyjęcia, a ona zwyczajnie nie mogła dłużej kryć wszystkich emocji za uprzejmym uśmiechem. W końcu ostatnie czego chciała to właśnie eksplozja spowodowana tymi emocjami.
- Proszę mi wybaczyć - uśmiechnęła się słabo. - Jack czy byłbyś tak miły i przyniósł mi nowy kieliszek? - Zapytała, wskazując na swój, który wreszcie opustoszał i dając mu szansę na ewakuowanie się zanim powie coś, co spali całą operację. Chwila z dala od Mainy powinna mu pomóc wrócić do roli, którą powinien odgrywać.
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnął się. - Chciałem tylko przeprosić za tę sytuację, jak mówiłem, nie miałem złych zamiarów.
Odszedł i rzucił pod nosem krótkie “kurwa”. Brak planów przygotowanych przez Lewisa i solowe przygotowywanie się musiało tym poskutkować. Poza tym nie nadawał się do tego typu operacji. No, ale na intelekt szefa mało poradzi. Poza tym ma teraz o wiele większe zmartwienia, nie był na bankiecie i nie miał pojęcia czy należy wierzyć filmom i czekać, aż kelner zaproponuje mu kieliszek czy też trzeba gdzieś pójść. Wytężył dręczoną stresem pamięć, aby przypomnieć sobie, jak wszedł w posiadanie pierwszego kieliszka.
- Pani przyjaciel jest niezwykle… interesujący - stwierdziła Maina, wciąż wpatrując się w plecy Shadowa. Wyglądało na to, że końcówkę przeciągnęła wcale nie przypadkowo. - Z pewnością ma wiele zainteresowań i obawiam się, że sztuka nie należy do najważniejszych z nich. A tym bardziej nie moje obrazy.
- O tak, bez wątpienia jest interesujący - zgodziła się z nią Sara, kręcąc przy tym głową. - To jednak, jak już powiedziałam, głównie moja wina. Usłyszałam o tej wystawie i uznałam, że pani obrazy będą w sam raz do tego typowo męskiego apartamentu. Nawet jego dotychczasowe zakupy były - skrzywiła się nieznacznie - dość oszczędne w barwach. Z tego też powodu nasze zainteresowanie tymi konkretnymi tworami pani talentu. Zwykle tak się nie zachowuje - usprawiedliwiła Shadow’a, a przynajmniej starała się go usprawiedliwić.
- Mam nadzieję, że to nie wpłynie na kwestię zakupu - wyraziła swą obawę, wplatając w to obawę o powodzenie misji żeby nadać głosowi autentycznego niepokoju. - Chciałabym także poznać motywację, która kryła się za powstaniem tego konkretnego dzieła. Z czystej ciekawości.
- Niech pani przestanie kręcić i robić ze mnie idiotkę - prychnęła Penn, już ewidentnie porzucając maskę miłej gospodyni. - Teraz rozumiem, o co chodziło w tych wszystkich wspominkach o dzieciach pana Wallera. Nie wiem, czym się oboje zajmujecie i szczerze mówiąc, brzydzi mnie to, ale od mojej Jasminy ręce precz. Zrozumieliście? Jeśli usłyszę, że ktokolwiek ją śledzi, że czuje na sobie jakiekolwiek spojrzenia… - Wzrok Mainy mógłby kruszyć skały. - Od razu zadzwonię pod odpowiednie służby. A teraz wynocha z naszego z domu - powiedziała i kiwnęła ręką, a zaraz pojawił się obok niej jeden z barczystych ochroniarzy. - Ta pani i tamten jegomość - tutaj wskazała na drepczącego nieopodal Shadowa - właśnie wychodzą.
Nie minęła chwila, a obok Sary i Jacka pojawiły się pary strażników, którzy niskimi, groźnymi głosami oznajmili, że powinni opuścić teren posesji albo będą zmuszeni ich odprowadzić.
Podszedł do nich, zachowując spokój. A przynajmniej względny spokój. Plan opracowany w kilka sekund miał nikłe szanse powodzenia, ale raczej nie poskutkuje naprawdę negatywną sytuacją, zwłaszcza, iż zbytnio gorzej być nie mogło.
- Rozumiem, że żona powiedziała coś nie tak? - Udawał zdziwionego, po czym obrzucił ochroniarzy zmartwionym spojrzeniem. - Jeśli można… - Oblizał wargi. - Mogę podać proste wyjaśnienie wspominki o dzieciach. Ot powiedziałem to, bo pasowało mi do rozmowy. Pewnie nic to nie zmieni w naszej sprawie, jednak mam prośbę. Moja przyjaciółka jest chora na epilepsję i stres może u niej wywołać atak, czy istniałaby możliwość, że wyjdziemy sami? Nie chcę jej na to narażać, zwłaszcza że z powodu leków nie do końca panuje nad sobą chwilę po tym akcie. - Ostrożnie wypił nieco wina. “A teraz módlmy się do Pana o cud godny tego, że zgodziłem się tu przyjść”. - O córkę proszę nie martwić, nawet przez myśl mi nie przeszło, aby coś jej zrobić.
Niby od niechcenia rozejrzał się dookoła i zaraz dokonał kolejnej decyzji.
- Chociaż miała pani rację co do mojego zainteresowania pani obrazami. Nie są one na pierwszym miejscu mojej listy, mimo ich niewątpliwego uroku. Jestem tu ze względu na moją przyjaciółkę. - W tych słowach nie było nawet grama fałszu. - Stąd pewnie wynikło całe to nieporozumienie, które z pewnością rozwiążemy polubownie.
“Masz tego swojego drogiego, Saro. A ty masz rozsądnego człowieka, Lewis”.

Sara nie wierzyła w to co słyszała. To nie mogło się dziać. Tak dobrze im szło. Mieli Mainę dla siebie, rozmawiali, powoli schodzili na odpowiednie tematy… Przymknęła oczy i wysłała w kierunku Impulse szybką myśl. Było to ostrzeżenie. Wyraźne na tyle, na ile potrafiła się skupić w danej chwili.
- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza - oświadczyła w końcu, gdy tylko Shadow przestał mówić. Nie była nawet pewna, co takiego powiedział. Jednego jednak była pewna i to w stu procentach. Musiała jak najszybciej opuścić to miejsce.
Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, skinęła głową ochroniarzom, którzy przy niej stanęli i skierowała się w stronę wyjścia.
Pierwsza para strażników ruszyła za Sarą, która pospiesznie kierowała się w stronę wyjścia, podczas gdy druga powoli napierała na Jacka, popychając go w kierunku schodów.
- Prosimy o wyjście - powiedział jeden z ochroniarzy. - Pani Penn nie życzy sobie, aby dłużej przebywał pan na terenie rezydencji.
Lekko uniósł kieliszek do góry. - Mogę to tylko odstawić na miejsce, panowie? Możecie mi przy tym towarzyszyć, oczywiście. - Naparł na nich analitycznym spojrzeniem, badając ich gotowość do walki. Jednocześnie chciał się dowiedzieć, jak bardzo barczyści byli. - No i chciałbym ponowić prośbę o nie denerwowanie Sary, to wszystko.
Kiedy tylko uniósł kieliszek do góry, któryś z ochroniarzy wyrwał mu go z ręki i przekazał kelnerowi. Powoli grupka strażników odprowadzających Shadowa zaczynała rosnąć. Dwoje z nich chwyciło mężczyznę z obu stron za ramiona i zaczęło wręcz nieść w stronę schodów.
“Pora na końcowy ruch”.
- Panie pan, sam pójdę, okej? -
Udawał, że próbuje się wyrwać, po czym rezygnuje pod wpływem ich siły. To jedno drobne zwycięstwo w postaci ciosu musi odnieść. Pokonując kolejne kroki dotarł do wyjścia i wzrokiem poszukał Sary. W międzyczasie sięgnął po telefon.
Nie pozwolono mu sięgnąć po komórkę, ochroniarz przytrzymał dłoń Shadowa, cały czas prowadząc go w stronę wyjścia. Zeszli ze schodów.
Ścieżkę pokonał już sam, rozluźniając krawat. Nie widząc Sary z powodu tłumu dookoła niego, zrezygnował z tego i przystanął przed bramą. - Trzeba podać jakiś kod, czy można po prostu wyjść? - zapytał nieprowokującym tonem.
 
Sakal jest offline  
Stary 18-06-2016, 13:25   #64
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Strażnik milcząc, wypchnął go za bramę i zasunął ją za nim, po czym czwórka ochroniarzy ustawiła się w rządku na terenie rezydencji, ewidentnie sugerując, że ci goście nie są tu już więcej mile widziani. Sara stała nieopodal na chodniku, mocno roztrzęsiona.
Podszedł do niej i przytulił ją, aby przestała się denerwować.
- Jeśli zamówię szofera przez komórkę, co zajmie mi może jedno zdanie, stanie się coś?
Oblizał wargi, a trybiki w jego głowie zaczęły pracować. On już dobrze wiedział, że w środku mieli jeszcze jednego gracza, o którym być może nawet Lewis nie miał pojęcia.
- Czy może mamy odejść?

Pokręciła głową odpowiadając zarówno na pierwsze jak i na drugie pytanie. Potrzebowała jak najszybciej dostać się do bezpiecznego schronienia swojego mieszkania i poudawać chociaż przez parę chwil, że to co właśnie miało miejsce, wcale się nie wydarzyło.
- Saro… - rzucił nieśmiało. - Przepraszam za moją nachalność, właśnie o tym próbowałem tyle razy mówić szefowi. No i ten tego, pewnie chcesz być sama, to ja już sobie pójdę. - Udał się w przeciwnym kierunku, rzucając w stronę ochroniarzy:
- Do widzenia i spokojnej nocy życzę, panowie. Jeśli to nie problem, to proszę przeprosić ode mnie gości za zamieszanie.
W mgnieniu oka olśnienie spadło na niego niczym grom z jasnego nieba i pognał w kierunku Sary.
- Wybacz mi, zapomniałem się nieco. Kiedy odmawiają podwózki,to zwykle mówią mi, abym spadał.
Nawet ochroniarzy, którzy przywykli pewnie do dziwnych rzeczy, zadziwiła szybkość z jaką poruszał się z garniturze.
Zdobyła się na słaby uśmiech.
- Powinnam się wyrazić jaśniej, przepraszam - odpowiedziała, pocierając ramiona bo bez wątpienia nie było to już lato. - Gdybyś mógł jednak zadzwonić po szofera - dodała w formie uprzejmej prośby.
Wyjął komórkę i powiedział:
- Alex, przyjedź tym samochodem, o którym ci mówiłem pod tę imprezę, na którą mnie zaproszono. - Nastała chwila ciszy. - Jak to co się stało, człowieku, czy ty mnie poznałeś wczoraj? - Kolejna chwila ciszy. - Okej. - Rozłączył się. - Będzie za dziesięć minut. - Zdjął garnitur i otulił nim towarzyszkę. - Potem będę musiał ci coś powiedzieć, ale mówiąc szczerze planowałem to zrobić po zakupie obrazu - powiedział, udając stroskanego. - Ulica jest chyba najgorszym miejscem do takich rzeczy…
- Nie nadaję się do takich misji - uprzedziła jego słowa, kryjąc za uśmiechem wrażenie, jakie ich brzmienie na niej wywarło. - Nie musisz mi tego mówić, wiem o tym.
Otuliła się ciaśniej, próbując oddzielić od listopadowego chłodu. To, że przy okazji wyglądała na mniejszą niż była w rzeczywistości, bynajmniej nie pomagało jej w odzyskaniu pewności siebie. Powoli do jej umysłu zaczął wkradać się strach przed reakcją Lewisa.
- Ale skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że cię opieprzę? - Nachylił się nad nią i szepnął jej po cichu do ucha. - Pamiętasz, jak pytałem się o sprzęt elektroniczny? - Zaprowadził ją na ławkę, żeby odpoczęła. - Spisałaś się wyśmienicie, dobrze o tym wiesz. A rozmowy z Lewisem się nie bój, zwalę wszystko na siebie.
- Pamiętam - odpowiedziała na jego pytanie, pomijając jednak to pierwsze. - I nie musisz. Poradzę sobie z tym. Nie byłoby dobrze gdybyś wziął to na siebie. Nie po… - Urwała, nie kończąc wypowiedzi jednak oboje wiedzieli o czym chciała wspomnieć. Ona na dobrą sprawę wciąż miała czyste konto więc istniała szansa, że się jej upiecze. Chyba…
- Tyle że nie byłoby to dalekie od prawdy. - Rozglądnął się dookoła, aby zobaczyć, czy ktoś ich nasłuchuje. Widząc, że nikt tego nie robi, rzekł cicho:
- Wiesz, że najpewniej będziemy w telewizji? Przynajmniej przez chwilę. Może nie zdobędziemy potrzebnych nam informacji, ale na pewno coś tam uzyskamy. - Uśmiechnął się kojąco, po czym wskazał na nadjeżdżającą limuzynę. - Oto Alex.
Nie pomyślała o telewizji. Kompletnie ich zignorowała skupiając się na misji. Jeżeli Shadow myślał, że ta informacja ją w jakiś sposób pokrzepi to niestety efekt był wręcz przeciwny.
- W telewizji? - Powtórzyła, całkiem ignorując informację dotyczącą limuzyny. Głęboki wdech, policzyć do dziesięciu. Znaleźć pozytywną myśl i się jej uczepić… Nagle jakby tak przestało jej być zimno.
- Do domu - zdecydowała słabym głosem. - Natychmiast…
Pomógł jej wsiąść. - Bez obaw, była na dole, więc nic nie nagrała. Poza tym latają z kamerą jak idioci - mówił spokojnie, chociaż wewnątrz był coraz bardziej zdenerwowany. - Jest coś, co mogę teraz dla ciebie zrobić?
- Po prostu zawieź mnie do domu - poprosiła, dla pewności podając mu adres mieszkania. - Przy okazji będziesz mógł zobaczyć swój obraz - zaproponowała, myślami będąc już przy Taklonie i łagodnej ciszy czterech ścian. Potrzebowała chwycić za pędzel i przelać wszystkie te emocje na płótno, żeby nie kumulowały się w jej głowie. W pewien sposób wręcz chciała żeby przyszła jakaś wizja, która by ją całkiem oczyściła i pomogła odpłynąć.
- Alex, słyszałeś gdzie jechać. Jak już nas dowiedziesz na miejsce, to zostaw nas samych - rzucił sucho, po czym odwrócił się do Sary. - Z obrazem wolę poczekać, aż się uspokoisz. Boję się, że palnę o nim coś głupiego i wiesz co się stanie. - Spuścił wzrok. - Mnie wystarczy świadomość, że spieprzyłem misję nie tylko sobie, ale i tobie. Nie potrzebuję jeszcze sprowadzać na ciebie koszmaru na jawie.
Pokręciła głową, tym razem z uśmiechem, który był prawie szczerze wesoły. Prawie…
- Czasami lepiej gdy wizja przychodzi - powiedziała, starając się by jej głos brzmiał uspokajająco. - Rozładowuje nazbierane emocje. Niektóre rozładowują - poprawiła się, bowiem jakby nie było, nie wszystkie jej ataki miały taki skutek. Niektóre potrafiły wciągnąć ją w wir ciągłych koszmarów. Na dobrą sprawę wszystko zależało od tego jak wiele krwi w nich było i czyją tragedię oglądała.
- Nie musisz się mną tak przejmować - dodała, starając się wyglądać na osobę, która dochodzi do siebie, a nie wrak, którym trzeba się opiekować jak delikatnym jajkiem.
- Jak uważasz. Słuchaj… - zawiesił na chwilę głos. - Źle wyglądasz, jeśli to nie jest zbyt śmiała propozycja, mogę u ciebie przenocować na wszelki wypadek. Wystarczy mi kanapa, u mnie i tak nie ma zbytnich luksusów. Oczywiście tylko jeśli tego chcesz, w przeciwnym wypadku wrócę do siebie.
Przenocować… Spoglądała na niego przez dłuższą chwilę. Nie za bardzo wiedziała co odpowiedzieć. W głowie miała mętlik złożony głównie z problemów jakie będą ich udziałem po porażce na wystawie. Ktoś nocujący w jej mieszkaniu, w którym poza nią samą i Taklonem nigdy nikt nie nocował… Głupie myśli zaczęły napływać jedna za drugą. Czy ma dość jedzenia, czy ręczniki w łazience są czyste, gdzie ma zapasową pościel, czy powinna odmówić, czy może się zgodzić…
Pokręciła w końcu głową, próbując jakoś uporządkować tą lawinę.
- Najpierw znajdźmy się u mnie - zdecydowała się w końcu na metodę małych kroków. - Nie jesteś uczulony na sierść kota, prawda? - Zapytała, zdając sobie sprawę, że na dobrą sprawę niewiele wie o Jack’u.
- Nie. I wiesz, skoro to problem, to nie ma sprawy, to była jedynie luźna propozycja. - Milczał przez jakiś czas, próbując ocenić, kiedy dotrą na miejsce. - Po tym, jak namalujesz swój obraz, a ja zobaczę swój można by omówić nasze zeznania. Jak mówiłem, mogę sporo wziąć na siebie, więc wstydliwe rzeczy możesz pomijać.
- Zamierzam powiedzieć jak było - oświadczyła stanowczo, bowiem co do tego była pewna. - Nie chcę żebyś brał na siebie winę. Spróbowaliśmy i odnieśliśmy porażkę. To było wliczone w ryzyko - a przynajmniej taką miała nadzieję. Podobnie jak liczyła i na to, że reszcie pójdzie lepiej.
- Dobrze. - Westchnął głęboko. - Szkoda, że Lewis nie był łaskaw użyć mózgu i uczynić cię szefową. Podobno gadałaś z nim o mnie. - Ugryzł się w język. - Co dowodzi jego niekompetencji, zresztą nie będę cię już męczył. Daleko jeszcze?
- Nie rozmawiałam z nim - zaprzeczyła, zdziwiona że przyszło mu coś takiego do głowy. - Wolę… Wolę nie rozmawiać z Lewisem.
Stwierdzenie to było jak najbardziej prawdziwe bowiem Sara zwykle unikała rozmów sam na sam z ich szefem. Za każdym razem gdy go widziała jej myśli wracały do tej feralnej nocy i namalowanego zbyt późno obrazu, a to zwykle nie niosło ze sobą niczego dobrego.
- Niedaleko - odpowiedziała, zerkając na widok za szybą limuzyny.
- W takim razie za to też przepraszam. - Spuścił wzrok. - Jak jestem zły, to czasem gadam od rzeczy. - Przymknął oczy i oparł głowę o szybę. - Czasem chciałbym być tobą, ty przynajmniej zachowujesz resztki kontroli nad sobą… - rzekł cicho, po czym otworzył nieco oczy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że kontury budynku, jaki widział, to dom Sary.
- Nie chciałbyś - stwierdziła nad wyraz stanowczo i poważnie. Nie powiedziała nic więcej bo nie widziała powodu. Jak można było chcieć mieć taki dar jak jej? Fakt, czasami się przydawał, ale większość czasu… Wzdrygnęła się. Na szczęście budynek, w którym było jej mieszkanie znalazł się w zasięgu wzroku, co zdecydowanie poprawiło jej humor. Teraz tylko zostało dostanie się na górę i odreagowanie stresu, który był ich udziałem.
Auto zatrzymało się w końcu, a Alex obrócił się do tyłu. Wyglądał na kogoś, kto ma masę niecierpiących zwłoki pytań, jednak Jack nie obdarzył go nawet spojrzeniem. Zamiast tego wyszedł, okrążył samochód i otworzył Sarze drzwi.
- Niezła chałupa, pewnie sporo na nią wydałaś.
Sara spojrzała w górę, na rzędy okien wśród których znajdowały się także te, należące do jej mieszkania.
- Właściwie to nie - przyznała, prowadząc go do drzwi wejściowych, a po wpisaniu kodu, do drzwi jednej z trzech wind. - W dużej mierze jest to prezent od rodziców.
Wiedziała, że nie brzmi to szczególnie dorośle i samodzielnie, jednak taka była prawda. Miała szczęście by przyjść na świat w rodzinie, która mogła sobie pozwolić na takie wydatki. Ozdobione lustrami i rozbrzmiewające cichą muzyką pudło zatrzymało się na jej piętrze i otworzyło bezszelestnie, pozwalając im wyjść na korytarz. Sara poprowadziła Alex’a i Jack’a te parę kroków, które dzieliły ją od mieszkania, a następnie wyjęła klucz i otworzyła drzwi, wchodząc jako pierwsza. Łagodny blask małych, świetlnych punktów, rozjaśnił przestrzeń, sprawiając że dziewczyna odetchnęła z ulgą. Było to znajome, bezpieczne miejsce. Podobnie jak znajomym był widok kota, dumnie zdążającego w jej kierunku.
- Rozgośćcie się - rzuciła do mężczyzn, zamykając za nimi drzwi i wskazując na salon oraz połączoną z nim kuchnię. - W lodówce powinno być coś do zjedzenia - dodała, korzystając z pilota by odsłonić rolety w oknach, dzięki czemu ich oczom ukazała się panorama Mutazone i lśniących świateł Nowego Jorku.
- No, no, no… - mruknął. - Całkiem nieźle. - Przysiadł na kanapie i przyjrzał się kotu. - Sama mogłabyś urządzić taki bankiet. Swoją drogą, mocno przewrażliwiona babka była, no nie? Córka jest kluczem, powiadam ci. - Zaśmiał się cicho pod nosem. - O Boże, jak ja mówię… pobyt Alexa u mnie stanowczo mi szkodzi.
Alex zaczynał ją coraz bardziej interesować, jednak nie na tyle by ponownie popełnić ten sam błąd i zacząć wypytywać. Ograniczyła się więc tylko do lekkiego wygięcia kącików ust ku górze.
- Nie sądzę - odpowiedziała na jego stwierdzenie tyczące się bankietu. - Nie lubię takich zgromadzeń.
Wizja tłumu ludzi przewijającego się przez jej mieszkanie mogłaby swobodnie stanowić jeden z jej koszmarów. Ceniła swoją prywatność i to bardzo wysoko.
- Nie powinno to dziwić biorąc pod uwagę co stało się z jej synem - nawiązała po chwili do tego, co powiedział o Mainie. - Na jej miejscu także bym uważała na wszystko co wiąże się z dziećmi. I zdecydowanie masz rację. Jasmina powinna być w tym trójkącie, tym słabym ogniwem. Pozostaje liczyć na to, że Flameweaver poradzi sobie z nią i uda mu się wyciągnąć jakieś informacje.
Mówiąc przeszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Jak zwykle nie było w niej innego alkoholu poza lekkim winem, na które czasem się decydowała do obiadu. Zwykle tylko wtedy gdy Liz przynosiła coś z domu i siadały razem. Sara wyjęła butelkę i dobrała do niej trzy kieliszki, które następnie napełniła. Wątpiła by Jack’owi smakował ów trunek, jednak mając do wyboru to, lub wodę, Augury była pewna że i tak wybrałby wino. Mogła się jednak mylić.
Odstawiwszy butelkę na blat, wzięła dwa z kieliszków by je im podać. Swój zostawiła w kuchni. Musiała się przebrać, skoro miała jeszcze zajrzeć do pracowni. Marynarka Shadow’a także powinna w końcu powrócić do właściciela.
- Zostawię was na chwilę samych - poinformowała, powoli zabierając się za pozbywanie tego, co nie tak dawno temu wpięła we włosy by utrzymać je w górze. Czuła się nieco dziwnie informując kogoś o swoich planach, będąc u siebie. Była to dla niej pewna nowość, co do której jeszcze nie zdecydowała czy się jej podoba, czy też nie.
- Jasne - Przytaknęli, po czym zapadła na chwilę cisza. Kiedy kobieta opuściła pomieszczenie, Alex przemówił:
- Okej… Kim jest ta dziewczyna, Jack? - zapytał nieśmiało.
- Moim szefem, więcej nie mogę powiedzieć - zełgał gładko.
- A nim nie był mężczyzna?
- A ty przypadkiem nie chciałbyś wylądować na ulicy? Cicho bądź i co najważniejsze, nie przeszkadzaj jej.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, za co cię wywalili?
- Nie.
- Jeszcze jedno pytanie, a wracasz do auta.
- Wywalisz mnie z cudzego domu? - zapytał złośliwie i stanął przed nim.
Shadow podniósł wzrok i spiorunował towarzysza spojrzeniem.
- Pytasz zupełnie tak, jakbyś mnie nie znał i nie wiedział, na czym polega praca ochroniarza.
Nie kazała na siebie długo czekać. Krótki pobyt w sypialni pozwolił jej wrócić do normalnej siebie. Luźne ogrodniczki i koszulka zastąpiły szykowną kreację, a stopy zostały uwolnione od koszmaru w postaci butów na obcasie. Włosy spięła luźno, nie widząc potrzeby by starać się zrobić z nimi coś więcej niż zebranie we względnie spójną formę, która by jej nie przeszkadzała.
Powoli stres związany z zadaniem, które zakończyło się porażką, odpływał. Sara czuła jednak, że tak łatwo jej tym razem nie pójdzie. W głowie krążyły pytania dotyczące Lewisa. Shadow zasiał w niej ziarno zwątpienia co do słuszności poczynań polityka, i ziarno to powoli zaczynało kiełkować. Do tej pory nigdy nie skupiała się na tym, do czego dąży ich szef. Szanowała go i czuła potrzebę by odpokutować swoją winę. Potrzebę, która zapewne, gdyby o to zapytać kogoś postronnego, była kompletnie bezpodstawna, jednak dla Augury stanowiła swoisty silnik napędzający jej działania. Była pewna, że Jack nie ma zielonego pojęcia o tym pojęcia, inaczej pewnie by nie był aż tak otwarty w stosunku do niej. Teraz jednak… Co planował po tej całej maskaradzie? Jakie miały być jego kolejne kroki? Czy zrobi to, co sugerował Jack? Czy naprawdę wyśle ich do państwa Penn by siłą wyciągnęli z nich informacje?
Jej palce zaczęły poruszać się nerwowo, szukając znajomego kształtu, który powinny obejmować. Czuła ich potrzebę, która tkwiła także w jej umyśle. Nie czekając, aż eksploduje sama, ruszyła z powrotem do salonu. Taklon nauczony doświadczeniem, zszedł jej z drogi i usadowił się na sofie obok Jack’a. Sara skierowała się w stronę drugiej, przy której stał kosz na gazety, w tym wypadku wypełniony szkicownikami i zestawami ołówków i kredek z których to dziewczyna od razu skorzystała. Nie musiała patrzeć na to, co malowała więc oczy miała zamknięte. Jej umysł był wypełniony tylko jedną myślą, a był nią obraz przedstawiający budynek. Proste kreski, geometryczne kształty układały się powoli w kolejne jego części. Okna, dach i słupy z flagami. Trawnik przed wejściem, parę drzew. W tle parking, typowy dodatek do szkół, nie dało się bowiem ukryć, że to właśnie obraz szkoły powstawał w efekcie jej szybkich, pewnych ruchów dłoni.
Przekrzywił lekko głowę oraz pogłaskał kota. Tempo, jakie trzymała mutantka, było obłędne, a ilość szczegółów przytłaczająca. Zakładając, że to wizja przyszłości, to będą musieli udać się do szkoły. Zapewne tej, do której uczęszcza córka tej kurwy. Acz analizę wolał pozostawić swojej znajomej.
Ostatnia kreska pojawiła się na papierze, po czym ołówek zamarł w bezruchu. Fala odpływała, zostawiając zawsze idące z nią w parze zmęczenie. Sara powoli wypuściła powietrze z płuc i dopiero wtedy otworzyła oczy. Ostre kontury, wyraźne linie i przejrzystość obrazu sugerowały bliską przyszłość. Jak bliską? Tego nie była w stanie określić precyzyjnie. Dni zapewne, nie dłużej niż tydzień, inaczej byłoby więcej zamazań, niedociągnięć.
Jako że nie potrzebowała przyglądać się swojemu tworowi, odłożyła go na stolik do kawy. Była taka zmęczona… Jednak czuła, że to nie wszystko. Napięcie pozostało, dręcząc gdzieś z tyłu głowy, niczym powoli zaciskające się imadło. Podkuliła nogi obejmując je rękami i kładąc podbródek na zgiętych kolanach. Jej spojrzenie utkwiło w Jack’u, chwilowo ignorując Alex’a.
- O cokolwiek chodzi, wydarzy się niedługo - poinformowała go. - Szkoła… Może chodzić o faktyczny budynek, może też o szkolenie, a może o coś innego. Ma to jednak związek z dzisiaj i to bezpośredni. Jest następstwem. Jeżeli jednak coś wpłynie na jego decyzję, to przyszłość ulegnie zmianie i to - wskazała na szkicownik - nie będzie miało znaczenia.
- Pewnie tam będzie trzeba uzyskać kolejne informacje. - Zaczął dokładniej przyglądać się szkicowi. - Albo Lewis pójdzie po rozum do głowy i załatwi nam w końcu nie wiem… odpowiednie szkolenia przed misją bądź dość wiele czasu na przygotowanie się? - zapytał rozeźlony. - Alex, skoro już tu jesteś, zrób mi tę przysługę i wybadaj tę babkę, u której byłem. Tylko nie rób nic wielkiego, sprawdź tylko, czy kontaktowała się z kimś przez komórkę czy coś. I jeśli tak, to podaj mi ten numer. I skocz do sklepu kupić mi kostkę rubika, będę musiał trochę pomyśleć.
- A… Ale o co chodzi?
- O nic, rób co mówię. A i bądź łaskaw robić jej włam DALEKO od nas i naszych domów, najlepiej wpadnij do kogoś, kogo nie lubisz, aby pożyczyć cukier czy co. - Ponownie spojrzał na Sarę. - Pożyczysz mi laptopa bądź komórkę? Może po tym, jak się zdenerwowała, spróbowała kogoś ostrzec.
Tym razem uwaga Sary skupiła się także na towarzyszy Jack’a. Przez jej zmęczony umysł przemknęło wspomnienie pytania o sprzęt elektroniczny. Powoli zaczynała wiązać luźno rzucone informacje ze sobą. Nie wypytywała jednak. Skinęła głową, wskazując na regał pod ścianą, gdzie na jednej z podświetlonych półek leżał jej MacBook.
- Jeżeli to coś pomoże - mruknęła, pocierając dłonią skroń. Znowu była zdenerwowana. Najgorsze zaś było to, że wciąż nie czuła potrzeby malowania, a to oznaczało pełny atak jej mocy.
- No, wyłaź szybko - warknął, a kiedy Alex faktycznie wyszedł, zapytał nieco zaniepokojony. - Może powinnaś się położyć? Jeszcze się poobijasz albo zrobisz sobie krzywdę… A z MacBooka skorzystam później.
Pokręciła przecząco głową.
- Potrafię sobie z tym poradzić - zapewniła go i siebie przy okazji. Dwie wizje, jedna za drugą… Miała tego dnia wyjątkowe szczęście, nie dało się ukryć.
Wstała niechętnie i podeszłą do kuchni gdzie skorzystała z nalanego wcześniej wina. W całości. Szczególna okazja wymagała szczególnego potraktowania. Może wino złagodzi efekty uboczne? Może nawet złagodzi samą wizję. Było to niewłaściwe myślenie i Sara zdawała sobie z tego sprawę. W ten sposób lądowało się w dość nieprzyjemnym miejscu.
- Chcesz zobaczyć ten obraz? - Zapytała, odkładając kieliszek i odwracając się do Shadow’a. W końcu między innymi z tego właśnie powodu zaprosiła go do siebie.
Kiwnął twierdząco głową, po czym wstał.
- Tylko się nie przemęczaj, mnie wystarczy już znajomych, którym coś się stało na moich oczach.
- Na to nic nie mogę poradzić. Przyjdzie prędzej czy później z dokładnie takim samym efektem czy będę zmęczona czy nie - uśmiechnęła się blado. - Więc równie dobrze mogę ci pokazać twoją przyszłość póki jeszcze utrzymuję nad sobą kontrolę.
Co powiedziawszy zaprowadziła go do swojej pracowni, która znajdowała się tuż obok sypialni. Przestrzeń była tu w pełni zagospodarowana, jednak nie dało się nie zauważyć pewnej dbałości o brak ostrych kątów, a także maksymalizację wolnej przestrzeni. Pod ścianami stały specjalne regały na płótna, w dużej części wypełnione. Na samym środku stała sztaluga z dołączonym do niej stolikiem, na którym znajdowały się tuby i butelki z farbami, butelka i pojemnik na wodę oraz kilka zestawów różnej wielkości pędzli.
Sara podeszła do jednego z regałów i wyjęła z niego obraz, który następnie ustawiła na sztaludze, tak by mógł być dokładnie widoczny. Czerń zdecydowanie była głównym kolorem, który niezaprzeczalnie dominował. Słoik w dłoniach środkowego mężczyzny został namalowany bardzo wyraźnie, podobnie jak osoba, która się w nim znajdowała. Ci jednak, którzy stanowili tło, pomimo ostrych konturów i niepokojąco ostrych konturów, nie byli możliwi do rozpoznania. Bez wątpienia jednak byli to mężczyźni.
- Nie potrafię go zinterpretować - wyjaśniła przepraszającym głosem. - Nie mam wystarczającej ilości informacji, a sam obraz jest dość… Brakuje mu ścisłości, wskazówek. Namalowałam go po spotkaniu z Lewisem, tego samego wieczoru, więc bez wątpienia ma coś wspólnego z tym, co się wtedy wydarzyło. To jednak wszystko co mogę o nim powiedzieć.
Wycofała się, oddając swoją pracę do pełnej dyspozycji Shadow’a. W czasie gdy mężczyzna oglądał obraz, ona zajęła się przygotowywaniem czystego płótna. Nie wiedziała kiedy dokładnie będzie jej potrzebne, jednak wolała się zabezpieczyć.
- Ciekawe, doprawdy ciekawe… - powiedział cicho. - Niestety też nie mam pojęcia, co może to znaczyć. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to manipulacja. Ale to tylko przeczucie. Rozmawiałaś może z Lewisem na temat tego obrazu? Może on coś wie, też ma coś wspólnego z tą sytuacją. W sumie teraz przyszło mi coś do głowy, to mogą być te jego duchy.
- Nie rozmawiałam z nim - przyznała się, wzruszając przy tym lekko ramionami. - Obraz dotyczy ciebie, więc nie widziałam powodu, żeby informować o nim Lewisa.
Nie mówiąc już o tym, że jakoś nieszczególnie widziała siebie idącą do Adriana i informującą go o tym, że szperała w przyszłości jednego z członków ich grupy. Nawet jeżeli nie było to szperanie intencyjne, a jedynie wizja, która pojawiła się bo Sara nie mogła przestać myśleć o tym, co mogło czekać Jack’a po jego wystąpieniu na spotkaniu.
- Tak samo nie zamierzam z nim rozmawiać na temat tego, co naszkicowałam. Chyba, że zada bezpośrednie pytanie. Uważasz, że jednak powinnam go poinformować? - zapytała, przerywając przygotowania i skupiając wzrok na Jack’u.
- Planuje w sposób tragiczny, jednak coś tam planuje. Jeśli chcesz znać moje zdanie, powinien wiedzieć. Ale ostateczna decyzja i tak należy do ciebie, a każdym razie ja ciebie nie wydam.
- Jutro - zdecydowała, jednak nie dało się nie zauważyć, że nie jest z tego pomysłu zadowolona. Rozmowy z Lewisem… Będzie musiała sobie z tym poradzić. Póki co zdecydowała, że wszystko co potrzebuje ma gotowe.
- Możesz go zatrzymać, jak masz ochotę - wskazała na obraz. - I jak chcesz to zostań - dodała, chociaż wciąż nie była przekonana co do tej decyzji, to jednak myślenie szło jej już nieco opornie, a wizja padnięcia do łóżka chociażby na godzinę czy dwie, zdawała się być niezwykle kusząca. Nawet świadomość tego, że nie będzie w mieszkaniu sama, nie oddziaływała na nią aż tak bardzo, jak zapewne powinna. No i, jakby na to nie spojrzeć, z konieczności musiała Jack’owi zaufać. W końcu oboje byli w tej samej, tajnej grupie. Jeżeli nie mogła zaufać komuś, z kim być może przyjdzie jej narażać życie, to komu mogła?
- Nie, dzięki. I tak nie miałbym gdzie go powiesić. Zostanę jeszcze chwilę, aby poczekać na Alexa, nie chcę ci przeszkadzać. Widać, że ledwo trzymasz się na nogach, więc możesz się położyć.
Skinęła głową. Nie zamierzała naciskać na jego obecność. Może to i lepiej, że zostanie sama. Rzuciła spojrzenie na gotowe do malowania płótno, jednak szybko odwróciła wzrok.
- Dziękuję, że ze mną zostałeś - słaby uśmiech towarzyszył tym słowom. - Zapasowe klucze są w koszyku przy wejściu. Obawiam się, że nie wytrzymam do przyjazdu Alex’a więc zrzucę na ciebie odpowiedzialność za zamknięcie drzwi.
Przetarła oczy, próbując przy okazji zmusić umysł do jeszcze kilku chwil w miarę sprawnego działania. Wiedziała, że powinna jeszcze coś dodać, tylko nie bardzo mogła sobie przypomnieć co… W końcu zrezygnowała i pokręciła głową.
- Czuj się jak w domu - rzuciła tylko, kierując się w stronę drzwi, a stamtąd do sypialni. Nawet nie wysilała się żeby zmienić ubranie na coś odpowiedniejszego do spania. Na dobrą sprawę, to i tak nie miało znaczenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172