Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2016, 13:25   #64
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Strażnik milcząc, wypchnął go za bramę i zasunął ją za nim, po czym czwórka ochroniarzy ustawiła się w rządku na terenie rezydencji, ewidentnie sugerując, że ci goście nie są tu już więcej mile widziani. Sara stała nieopodal na chodniku, mocno roztrzęsiona.
Podszedł do niej i przytulił ją, aby przestała się denerwować.
- Jeśli zamówię szofera przez komórkę, co zajmie mi może jedno zdanie, stanie się coś?
Oblizał wargi, a trybiki w jego głowie zaczęły pracować. On już dobrze wiedział, że w środku mieli jeszcze jednego gracza, o którym być może nawet Lewis nie miał pojęcia.
- Czy może mamy odejść?

Pokręciła głową odpowiadając zarówno na pierwsze jak i na drugie pytanie. Potrzebowała jak najszybciej dostać się do bezpiecznego schronienia swojego mieszkania i poudawać chociaż przez parę chwil, że to co właśnie miało miejsce, wcale się nie wydarzyło.
- Saro… - rzucił nieśmiało. - Przepraszam za moją nachalność, właśnie o tym próbowałem tyle razy mówić szefowi. No i ten tego, pewnie chcesz być sama, to ja już sobie pójdę. - Udał się w przeciwnym kierunku, rzucając w stronę ochroniarzy:
- Do widzenia i spokojnej nocy życzę, panowie. Jeśli to nie problem, to proszę przeprosić ode mnie gości za zamieszanie.
W mgnieniu oka olśnienie spadło na niego niczym grom z jasnego nieba i pognał w kierunku Sary.
- Wybacz mi, zapomniałem się nieco. Kiedy odmawiają podwózki,to zwykle mówią mi, abym spadał.
Nawet ochroniarzy, którzy przywykli pewnie do dziwnych rzeczy, zadziwiła szybkość z jaką poruszał się z garniturze.
Zdobyła się na słaby uśmiech.
- Powinnam się wyrazić jaśniej, przepraszam - odpowiedziała, pocierając ramiona bo bez wątpienia nie było to już lato. - Gdybyś mógł jednak zadzwonić po szofera - dodała w formie uprzejmej prośby.
Wyjął komórkę i powiedział:
- Alex, przyjedź tym samochodem, o którym ci mówiłem pod tę imprezę, na którą mnie zaproszono. - Nastała chwila ciszy. - Jak to co się stało, człowieku, czy ty mnie poznałeś wczoraj? - Kolejna chwila ciszy. - Okej. - Rozłączył się. - Będzie za dziesięć minut. - Zdjął garnitur i otulił nim towarzyszkę. - Potem będę musiał ci coś powiedzieć, ale mówiąc szczerze planowałem to zrobić po zakupie obrazu - powiedział, udając stroskanego. - Ulica jest chyba najgorszym miejscem do takich rzeczy…
- Nie nadaję się do takich misji - uprzedziła jego słowa, kryjąc za uśmiechem wrażenie, jakie ich brzmienie na niej wywarło. - Nie musisz mi tego mówić, wiem o tym.
Otuliła się ciaśniej, próbując oddzielić od listopadowego chłodu. To, że przy okazji wyglądała na mniejszą niż była w rzeczywistości, bynajmniej nie pomagało jej w odzyskaniu pewności siebie. Powoli do jej umysłu zaczął wkradać się strach przed reakcją Lewisa.
- Ale skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że cię opieprzę? - Nachylił się nad nią i szepnął jej po cichu do ucha. - Pamiętasz, jak pytałem się o sprzęt elektroniczny? - Zaprowadził ją na ławkę, żeby odpoczęła. - Spisałaś się wyśmienicie, dobrze o tym wiesz. A rozmowy z Lewisem się nie bój, zwalę wszystko na siebie.
- Pamiętam - odpowiedziała na jego pytanie, pomijając jednak to pierwsze. - I nie musisz. Poradzę sobie z tym. Nie byłoby dobrze gdybyś wziął to na siebie. Nie po… - Urwała, nie kończąc wypowiedzi jednak oboje wiedzieli o czym chciała wspomnieć. Ona na dobrą sprawę wciąż miała czyste konto więc istniała szansa, że się jej upiecze. Chyba…
- Tyle że nie byłoby to dalekie od prawdy. - Rozglądnął się dookoła, aby zobaczyć, czy ktoś ich nasłuchuje. Widząc, że nikt tego nie robi, rzekł cicho:
- Wiesz, że najpewniej będziemy w telewizji? Przynajmniej przez chwilę. Może nie zdobędziemy potrzebnych nam informacji, ale na pewno coś tam uzyskamy. - Uśmiechnął się kojąco, po czym wskazał na nadjeżdżającą limuzynę. - Oto Alex.
Nie pomyślała o telewizji. Kompletnie ich zignorowała skupiając się na misji. Jeżeli Shadow myślał, że ta informacja ją w jakiś sposób pokrzepi to niestety efekt był wręcz przeciwny.
- W telewizji? - Powtórzyła, całkiem ignorując informację dotyczącą limuzyny. Głęboki wdech, policzyć do dziesięciu. Znaleźć pozytywną myśl i się jej uczepić… Nagle jakby tak przestało jej być zimno.
- Do domu - zdecydowała słabym głosem. - Natychmiast…
Pomógł jej wsiąść. - Bez obaw, była na dole, więc nic nie nagrała. Poza tym latają z kamerą jak idioci - mówił spokojnie, chociaż wewnątrz był coraz bardziej zdenerwowany. - Jest coś, co mogę teraz dla ciebie zrobić?
- Po prostu zawieź mnie do domu - poprosiła, dla pewności podając mu adres mieszkania. - Przy okazji będziesz mógł zobaczyć swój obraz - zaproponowała, myślami będąc już przy Taklonie i łagodnej ciszy czterech ścian. Potrzebowała chwycić za pędzel i przelać wszystkie te emocje na płótno, żeby nie kumulowały się w jej głowie. W pewien sposób wręcz chciała żeby przyszła jakaś wizja, która by ją całkiem oczyściła i pomogła odpłynąć.
- Alex, słyszałeś gdzie jechać. Jak już nas dowiedziesz na miejsce, to zostaw nas samych - rzucił sucho, po czym odwrócił się do Sary. - Z obrazem wolę poczekać, aż się uspokoisz. Boję się, że palnę o nim coś głupiego i wiesz co się stanie. - Spuścił wzrok. - Mnie wystarczy świadomość, że spieprzyłem misję nie tylko sobie, ale i tobie. Nie potrzebuję jeszcze sprowadzać na ciebie koszmaru na jawie.
Pokręciła głową, tym razem z uśmiechem, który był prawie szczerze wesoły. Prawie…
- Czasami lepiej gdy wizja przychodzi - powiedziała, starając się by jej głos brzmiał uspokajająco. - Rozładowuje nazbierane emocje. Niektóre rozładowują - poprawiła się, bowiem jakby nie było, nie wszystkie jej ataki miały taki skutek. Niektóre potrafiły wciągnąć ją w wir ciągłych koszmarów. Na dobrą sprawę wszystko zależało od tego jak wiele krwi w nich było i czyją tragedię oglądała.
- Nie musisz się mną tak przejmować - dodała, starając się wyglądać na osobę, która dochodzi do siebie, a nie wrak, którym trzeba się opiekować jak delikatnym jajkiem.
- Jak uważasz. Słuchaj… - zawiesił na chwilę głos. - Źle wyglądasz, jeśli to nie jest zbyt śmiała propozycja, mogę u ciebie przenocować na wszelki wypadek. Wystarczy mi kanapa, u mnie i tak nie ma zbytnich luksusów. Oczywiście tylko jeśli tego chcesz, w przeciwnym wypadku wrócę do siebie.
Przenocować… Spoglądała na niego przez dłuższą chwilę. Nie za bardzo wiedziała co odpowiedzieć. W głowie miała mętlik złożony głównie z problemów jakie będą ich udziałem po porażce na wystawie. Ktoś nocujący w jej mieszkaniu, w którym poza nią samą i Taklonem nigdy nikt nie nocował… Głupie myśli zaczęły napływać jedna za drugą. Czy ma dość jedzenia, czy ręczniki w łazience są czyste, gdzie ma zapasową pościel, czy powinna odmówić, czy może się zgodzić…
Pokręciła w końcu głową, próbując jakoś uporządkować tą lawinę.
- Najpierw znajdźmy się u mnie - zdecydowała się w końcu na metodę małych kroków. - Nie jesteś uczulony na sierść kota, prawda? - Zapytała, zdając sobie sprawę, że na dobrą sprawę niewiele wie o Jack’u.
- Nie. I wiesz, skoro to problem, to nie ma sprawy, to była jedynie luźna propozycja. - Milczał przez jakiś czas, próbując ocenić, kiedy dotrą na miejsce. - Po tym, jak namalujesz swój obraz, a ja zobaczę swój można by omówić nasze zeznania. Jak mówiłem, mogę sporo wziąć na siebie, więc wstydliwe rzeczy możesz pomijać.
- Zamierzam powiedzieć jak było - oświadczyła stanowczo, bowiem co do tego była pewna. - Nie chcę żebyś brał na siebie winę. Spróbowaliśmy i odnieśliśmy porażkę. To było wliczone w ryzyko - a przynajmniej taką miała nadzieję. Podobnie jak liczyła i na to, że reszcie pójdzie lepiej.
- Dobrze. - Westchnął głęboko. - Szkoda, że Lewis nie był łaskaw użyć mózgu i uczynić cię szefową. Podobno gadałaś z nim o mnie. - Ugryzł się w język. - Co dowodzi jego niekompetencji, zresztą nie będę cię już męczył. Daleko jeszcze?
- Nie rozmawiałam z nim - zaprzeczyła, zdziwiona że przyszło mu coś takiego do głowy. - Wolę… Wolę nie rozmawiać z Lewisem.
Stwierdzenie to było jak najbardziej prawdziwe bowiem Sara zwykle unikała rozmów sam na sam z ich szefem. Za każdym razem gdy go widziała jej myśli wracały do tej feralnej nocy i namalowanego zbyt późno obrazu, a to zwykle nie niosło ze sobą niczego dobrego.
- Niedaleko - odpowiedziała, zerkając na widok za szybą limuzyny.
- W takim razie za to też przepraszam. - Spuścił wzrok. - Jak jestem zły, to czasem gadam od rzeczy. - Przymknął oczy i oparł głowę o szybę. - Czasem chciałbym być tobą, ty przynajmniej zachowujesz resztki kontroli nad sobą… - rzekł cicho, po czym otworzył nieco oczy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że kontury budynku, jaki widział, to dom Sary.
- Nie chciałbyś - stwierdziła nad wyraz stanowczo i poważnie. Nie powiedziała nic więcej bo nie widziała powodu. Jak można było chcieć mieć taki dar jak jej? Fakt, czasami się przydawał, ale większość czasu… Wzdrygnęła się. Na szczęście budynek, w którym było jej mieszkanie znalazł się w zasięgu wzroku, co zdecydowanie poprawiło jej humor. Teraz tylko zostało dostanie się na górę i odreagowanie stresu, który był ich udziałem.
Auto zatrzymało się w końcu, a Alex obrócił się do tyłu. Wyglądał na kogoś, kto ma masę niecierpiących zwłoki pytań, jednak Jack nie obdarzył go nawet spojrzeniem. Zamiast tego wyszedł, okrążył samochód i otworzył Sarze drzwi.
- Niezła chałupa, pewnie sporo na nią wydałaś.
Sara spojrzała w górę, na rzędy okien wśród których znajdowały się także te, należące do jej mieszkania.
- Właściwie to nie - przyznała, prowadząc go do drzwi wejściowych, a po wpisaniu kodu, do drzwi jednej z trzech wind. - W dużej mierze jest to prezent od rodziców.
Wiedziała, że nie brzmi to szczególnie dorośle i samodzielnie, jednak taka była prawda. Miała szczęście by przyjść na świat w rodzinie, która mogła sobie pozwolić na takie wydatki. Ozdobione lustrami i rozbrzmiewające cichą muzyką pudło zatrzymało się na jej piętrze i otworzyło bezszelestnie, pozwalając im wyjść na korytarz. Sara poprowadziła Alex’a i Jack’a te parę kroków, które dzieliły ją od mieszkania, a następnie wyjęła klucz i otworzyła drzwi, wchodząc jako pierwsza. Łagodny blask małych, świetlnych punktów, rozjaśnił przestrzeń, sprawiając że dziewczyna odetchnęła z ulgą. Było to znajome, bezpieczne miejsce. Podobnie jak znajomym był widok kota, dumnie zdążającego w jej kierunku.
- Rozgośćcie się - rzuciła do mężczyzn, zamykając za nimi drzwi i wskazując na salon oraz połączoną z nim kuchnię. - W lodówce powinno być coś do zjedzenia - dodała, korzystając z pilota by odsłonić rolety w oknach, dzięki czemu ich oczom ukazała się panorama Mutazone i lśniących świateł Nowego Jorku.
- No, no, no… - mruknął. - Całkiem nieźle. - Przysiadł na kanapie i przyjrzał się kotu. - Sama mogłabyś urządzić taki bankiet. Swoją drogą, mocno przewrażliwiona babka była, no nie? Córka jest kluczem, powiadam ci. - Zaśmiał się cicho pod nosem. - O Boże, jak ja mówię… pobyt Alexa u mnie stanowczo mi szkodzi.
Alex zaczynał ją coraz bardziej interesować, jednak nie na tyle by ponownie popełnić ten sam błąd i zacząć wypytywać. Ograniczyła się więc tylko do lekkiego wygięcia kącików ust ku górze.
- Nie sądzę - odpowiedziała na jego stwierdzenie tyczące się bankietu. - Nie lubię takich zgromadzeń.
Wizja tłumu ludzi przewijającego się przez jej mieszkanie mogłaby swobodnie stanowić jeden z jej koszmarów. Ceniła swoją prywatność i to bardzo wysoko.
- Nie powinno to dziwić biorąc pod uwagę co stało się z jej synem - nawiązała po chwili do tego, co powiedział o Mainie. - Na jej miejscu także bym uważała na wszystko co wiąże się z dziećmi. I zdecydowanie masz rację. Jasmina powinna być w tym trójkącie, tym słabym ogniwem. Pozostaje liczyć na to, że Flameweaver poradzi sobie z nią i uda mu się wyciągnąć jakieś informacje.
Mówiąc przeszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Jak zwykle nie było w niej innego alkoholu poza lekkim winem, na które czasem się decydowała do obiadu. Zwykle tylko wtedy gdy Liz przynosiła coś z domu i siadały razem. Sara wyjęła butelkę i dobrała do niej trzy kieliszki, które następnie napełniła. Wątpiła by Jack’owi smakował ów trunek, jednak mając do wyboru to, lub wodę, Augury była pewna że i tak wybrałby wino. Mogła się jednak mylić.
Odstawiwszy butelkę na blat, wzięła dwa z kieliszków by je im podać. Swój zostawiła w kuchni. Musiała się przebrać, skoro miała jeszcze zajrzeć do pracowni. Marynarka Shadow’a także powinna w końcu powrócić do właściciela.
- Zostawię was na chwilę samych - poinformowała, powoli zabierając się za pozbywanie tego, co nie tak dawno temu wpięła we włosy by utrzymać je w górze. Czuła się nieco dziwnie informując kogoś o swoich planach, będąc u siebie. Była to dla niej pewna nowość, co do której jeszcze nie zdecydowała czy się jej podoba, czy też nie.
- Jasne - Przytaknęli, po czym zapadła na chwilę cisza. Kiedy kobieta opuściła pomieszczenie, Alex przemówił:
- Okej… Kim jest ta dziewczyna, Jack? - zapytał nieśmiało.
- Moim szefem, więcej nie mogę powiedzieć - zełgał gładko.
- A nim nie był mężczyzna?
- A ty przypadkiem nie chciałbyś wylądować na ulicy? Cicho bądź i co najważniejsze, nie przeszkadzaj jej.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, za co cię wywalili?
- Nie.
- Jeszcze jedno pytanie, a wracasz do auta.
- Wywalisz mnie z cudzego domu? - zapytał złośliwie i stanął przed nim.
Shadow podniósł wzrok i spiorunował towarzysza spojrzeniem.
- Pytasz zupełnie tak, jakbyś mnie nie znał i nie wiedział, na czym polega praca ochroniarza.
Nie kazała na siebie długo czekać. Krótki pobyt w sypialni pozwolił jej wrócić do normalnej siebie. Luźne ogrodniczki i koszulka zastąpiły szykowną kreację, a stopy zostały uwolnione od koszmaru w postaci butów na obcasie. Włosy spięła luźno, nie widząc potrzeby by starać się zrobić z nimi coś więcej niż zebranie we względnie spójną formę, która by jej nie przeszkadzała.
Powoli stres związany z zadaniem, które zakończyło się porażką, odpływał. Sara czuła jednak, że tak łatwo jej tym razem nie pójdzie. W głowie krążyły pytania dotyczące Lewisa. Shadow zasiał w niej ziarno zwątpienia co do słuszności poczynań polityka, i ziarno to powoli zaczynało kiełkować. Do tej pory nigdy nie skupiała się na tym, do czego dąży ich szef. Szanowała go i czuła potrzebę by odpokutować swoją winę. Potrzebę, która zapewne, gdyby o to zapytać kogoś postronnego, była kompletnie bezpodstawna, jednak dla Augury stanowiła swoisty silnik napędzający jej działania. Była pewna, że Jack nie ma zielonego pojęcia o tym pojęcia, inaczej pewnie by nie był aż tak otwarty w stosunku do niej. Teraz jednak… Co planował po tej całej maskaradzie? Jakie miały być jego kolejne kroki? Czy zrobi to, co sugerował Jack? Czy naprawdę wyśle ich do państwa Penn by siłą wyciągnęli z nich informacje?
Jej palce zaczęły poruszać się nerwowo, szukając znajomego kształtu, który powinny obejmować. Czuła ich potrzebę, która tkwiła także w jej umyśle. Nie czekając, aż eksploduje sama, ruszyła z powrotem do salonu. Taklon nauczony doświadczeniem, zszedł jej z drogi i usadowił się na sofie obok Jack’a. Sara skierowała się w stronę drugiej, przy której stał kosz na gazety, w tym wypadku wypełniony szkicownikami i zestawami ołówków i kredek z których to dziewczyna od razu skorzystała. Nie musiała patrzeć na to, co malowała więc oczy miała zamknięte. Jej umysł był wypełniony tylko jedną myślą, a był nią obraz przedstawiający budynek. Proste kreski, geometryczne kształty układały się powoli w kolejne jego części. Okna, dach i słupy z flagami. Trawnik przed wejściem, parę drzew. W tle parking, typowy dodatek do szkół, nie dało się bowiem ukryć, że to właśnie obraz szkoły powstawał w efekcie jej szybkich, pewnych ruchów dłoni.
Przekrzywił lekko głowę oraz pogłaskał kota. Tempo, jakie trzymała mutantka, było obłędne, a ilość szczegółów przytłaczająca. Zakładając, że to wizja przyszłości, to będą musieli udać się do szkoły. Zapewne tej, do której uczęszcza córka tej kurwy. Acz analizę wolał pozostawić swojej znajomej.
Ostatnia kreska pojawiła się na papierze, po czym ołówek zamarł w bezruchu. Fala odpływała, zostawiając zawsze idące z nią w parze zmęczenie. Sara powoli wypuściła powietrze z płuc i dopiero wtedy otworzyła oczy. Ostre kontury, wyraźne linie i przejrzystość obrazu sugerowały bliską przyszłość. Jak bliską? Tego nie była w stanie określić precyzyjnie. Dni zapewne, nie dłużej niż tydzień, inaczej byłoby więcej zamazań, niedociągnięć.
Jako że nie potrzebowała przyglądać się swojemu tworowi, odłożyła go na stolik do kawy. Była taka zmęczona… Jednak czuła, że to nie wszystko. Napięcie pozostało, dręcząc gdzieś z tyłu głowy, niczym powoli zaciskające się imadło. Podkuliła nogi obejmując je rękami i kładąc podbródek na zgiętych kolanach. Jej spojrzenie utkwiło w Jack’u, chwilowo ignorując Alex’a.
- O cokolwiek chodzi, wydarzy się niedługo - poinformowała go. - Szkoła… Może chodzić o faktyczny budynek, może też o szkolenie, a może o coś innego. Ma to jednak związek z dzisiaj i to bezpośredni. Jest następstwem. Jeżeli jednak coś wpłynie na jego decyzję, to przyszłość ulegnie zmianie i to - wskazała na szkicownik - nie będzie miało znaczenia.
- Pewnie tam będzie trzeba uzyskać kolejne informacje. - Zaczął dokładniej przyglądać się szkicowi. - Albo Lewis pójdzie po rozum do głowy i załatwi nam w końcu nie wiem… odpowiednie szkolenia przed misją bądź dość wiele czasu na przygotowanie się? - zapytał rozeźlony. - Alex, skoro już tu jesteś, zrób mi tę przysługę i wybadaj tę babkę, u której byłem. Tylko nie rób nic wielkiego, sprawdź tylko, czy kontaktowała się z kimś przez komórkę czy coś. I jeśli tak, to podaj mi ten numer. I skocz do sklepu kupić mi kostkę rubika, będę musiał trochę pomyśleć.
- A… Ale o co chodzi?
- O nic, rób co mówię. A i bądź łaskaw robić jej włam DALEKO od nas i naszych domów, najlepiej wpadnij do kogoś, kogo nie lubisz, aby pożyczyć cukier czy co. - Ponownie spojrzał na Sarę. - Pożyczysz mi laptopa bądź komórkę? Może po tym, jak się zdenerwowała, spróbowała kogoś ostrzec.
Tym razem uwaga Sary skupiła się także na towarzyszy Jack’a. Przez jej zmęczony umysł przemknęło wspomnienie pytania o sprzęt elektroniczny. Powoli zaczynała wiązać luźno rzucone informacje ze sobą. Nie wypytywała jednak. Skinęła głową, wskazując na regał pod ścianą, gdzie na jednej z podświetlonych półek leżał jej MacBook.
- Jeżeli to coś pomoże - mruknęła, pocierając dłonią skroń. Znowu była zdenerwowana. Najgorsze zaś było to, że wciąż nie czuła potrzeby malowania, a to oznaczało pełny atak jej mocy.
- No, wyłaź szybko - warknął, a kiedy Alex faktycznie wyszedł, zapytał nieco zaniepokojony. - Może powinnaś się położyć? Jeszcze się poobijasz albo zrobisz sobie krzywdę… A z MacBooka skorzystam później.
Pokręciła przecząco głową.
- Potrafię sobie z tym poradzić - zapewniła go i siebie przy okazji. Dwie wizje, jedna za drugą… Miała tego dnia wyjątkowe szczęście, nie dało się ukryć.
Wstała niechętnie i podeszłą do kuchni gdzie skorzystała z nalanego wcześniej wina. W całości. Szczególna okazja wymagała szczególnego potraktowania. Może wino złagodzi efekty uboczne? Może nawet złagodzi samą wizję. Było to niewłaściwe myślenie i Sara zdawała sobie z tego sprawę. W ten sposób lądowało się w dość nieprzyjemnym miejscu.
- Chcesz zobaczyć ten obraz? - Zapytała, odkładając kieliszek i odwracając się do Shadow’a. W końcu między innymi z tego właśnie powodu zaprosiła go do siebie.
Kiwnął twierdząco głową, po czym wstał.
- Tylko się nie przemęczaj, mnie wystarczy już znajomych, którym coś się stało na moich oczach.
- Na to nic nie mogę poradzić. Przyjdzie prędzej czy później z dokładnie takim samym efektem czy będę zmęczona czy nie - uśmiechnęła się blado. - Więc równie dobrze mogę ci pokazać twoją przyszłość póki jeszcze utrzymuję nad sobą kontrolę.
Co powiedziawszy zaprowadziła go do swojej pracowni, która znajdowała się tuż obok sypialni. Przestrzeń była tu w pełni zagospodarowana, jednak nie dało się nie zauważyć pewnej dbałości o brak ostrych kątów, a także maksymalizację wolnej przestrzeni. Pod ścianami stały specjalne regały na płótna, w dużej części wypełnione. Na samym środku stała sztaluga z dołączonym do niej stolikiem, na którym znajdowały się tuby i butelki z farbami, butelka i pojemnik na wodę oraz kilka zestawów różnej wielkości pędzli.
Sara podeszła do jednego z regałów i wyjęła z niego obraz, który następnie ustawiła na sztaludze, tak by mógł być dokładnie widoczny. Czerń zdecydowanie była głównym kolorem, który niezaprzeczalnie dominował. Słoik w dłoniach środkowego mężczyzny został namalowany bardzo wyraźnie, podobnie jak osoba, która się w nim znajdowała. Ci jednak, którzy stanowili tło, pomimo ostrych konturów i niepokojąco ostrych konturów, nie byli możliwi do rozpoznania. Bez wątpienia jednak byli to mężczyźni.
- Nie potrafię go zinterpretować - wyjaśniła przepraszającym głosem. - Nie mam wystarczającej ilości informacji, a sam obraz jest dość… Brakuje mu ścisłości, wskazówek. Namalowałam go po spotkaniu z Lewisem, tego samego wieczoru, więc bez wątpienia ma coś wspólnego z tym, co się wtedy wydarzyło. To jednak wszystko co mogę o nim powiedzieć.
Wycofała się, oddając swoją pracę do pełnej dyspozycji Shadow’a. W czasie gdy mężczyzna oglądał obraz, ona zajęła się przygotowywaniem czystego płótna. Nie wiedziała kiedy dokładnie będzie jej potrzebne, jednak wolała się zabezpieczyć.
- Ciekawe, doprawdy ciekawe… - powiedział cicho. - Niestety też nie mam pojęcia, co może to znaczyć. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to manipulacja. Ale to tylko przeczucie. Rozmawiałaś może z Lewisem na temat tego obrazu? Może on coś wie, też ma coś wspólnego z tą sytuacją. W sumie teraz przyszło mi coś do głowy, to mogą być te jego duchy.
- Nie rozmawiałam z nim - przyznała się, wzruszając przy tym lekko ramionami. - Obraz dotyczy ciebie, więc nie widziałam powodu, żeby informować o nim Lewisa.
Nie mówiąc już o tym, że jakoś nieszczególnie widziała siebie idącą do Adriana i informującą go o tym, że szperała w przyszłości jednego z członków ich grupy. Nawet jeżeli nie było to szperanie intencyjne, a jedynie wizja, która pojawiła się bo Sara nie mogła przestać myśleć o tym, co mogło czekać Jack’a po jego wystąpieniu na spotkaniu.
- Tak samo nie zamierzam z nim rozmawiać na temat tego, co naszkicowałam. Chyba, że zada bezpośrednie pytanie. Uważasz, że jednak powinnam go poinformować? - zapytała, przerywając przygotowania i skupiając wzrok na Jack’u.
- Planuje w sposób tragiczny, jednak coś tam planuje. Jeśli chcesz znać moje zdanie, powinien wiedzieć. Ale ostateczna decyzja i tak należy do ciebie, a każdym razie ja ciebie nie wydam.
- Jutro - zdecydowała, jednak nie dało się nie zauważyć, że nie jest z tego pomysłu zadowolona. Rozmowy z Lewisem… Będzie musiała sobie z tym poradzić. Póki co zdecydowała, że wszystko co potrzebuje ma gotowe.
- Możesz go zatrzymać, jak masz ochotę - wskazała na obraz. - I jak chcesz to zostań - dodała, chociaż wciąż nie była przekonana co do tej decyzji, to jednak myślenie szło jej już nieco opornie, a wizja padnięcia do łóżka chociażby na godzinę czy dwie, zdawała się być niezwykle kusząca. Nawet świadomość tego, że nie będzie w mieszkaniu sama, nie oddziaływała na nią aż tak bardzo, jak zapewne powinna. No i, jakby na to nie spojrzeć, z konieczności musiała Jack’owi zaufać. W końcu oboje byli w tej samej, tajnej grupie. Jeżeli nie mogła zaufać komuś, z kim być może przyjdzie jej narażać życie, to komu mogła?
- Nie, dzięki. I tak nie miałbym gdzie go powiesić. Zostanę jeszcze chwilę, aby poczekać na Alexa, nie chcę ci przeszkadzać. Widać, że ledwo trzymasz się na nogach, więc możesz się położyć.
Skinęła głową. Nie zamierzała naciskać na jego obecność. Może to i lepiej, że zostanie sama. Rzuciła spojrzenie na gotowe do malowania płótno, jednak szybko odwróciła wzrok.
- Dziękuję, że ze mną zostałeś - słaby uśmiech towarzyszył tym słowom. - Zapasowe klucze są w koszyku przy wejściu. Obawiam się, że nie wytrzymam do przyjazdu Alex’a więc zrzucę na ciebie odpowiedzialność za zamknięcie drzwi.
Przetarła oczy, próbując przy okazji zmusić umysł do jeszcze kilku chwil w miarę sprawnego działania. Wiedziała, że powinna jeszcze coś dodać, tylko nie bardzo mogła sobie przypomnieć co… W końcu zrezygnowała i pokręciła głową.
- Czuj się jak w domu - rzuciła tylko, kierując się w stronę drzwi, a stamtąd do sypialni. Nawet nie wysilała się żeby zmienić ubranie na coś odpowiedniejszego do spania. Na dobrą sprawę, to i tak nie miało znaczenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline