Dłoń dziewczyny natrafiła na pustą przestrzeń przy pasku. Tak bardzo chciała, by ze wszystkiego co jej się śniło, akurat znalezienie tego nożyka okazało się prawdą. Niestety, sen w całości był tylko snem. Może to i lepiej, w końcu... był to koszmar.
Wciąż jednak chciała pomóc dzikusowi. Raz jeszcze obejrzała bardzo dokładnie jego więzy. Wyglądały na bardzo solidne i zaciśnięte dłońmi silnego mężczyzny. Nie była przekonana, czy uda jej się coś z nimi zrobić mając do dyspozycji wyłącznie parę swoich drobnych dłoni. A jeśli nawet, będzie potrzebować do tego dużo więcej czasu niż zajęłoby jej przepiłowanie pęt czymś ostrym. Co będzie gdy ktoś ją zauważy? Co będzie, gdy sam Danaekeshar się obudzi nagle i zastanie ją tak blisko siebie? Czy nie zrobi jej krzywdy w jakimś odruchowym, obronnym geście?
Rozejrzała się na boki w poszukiwaniu strażników. Z lewej strony, w pewnym oddaleniu jechał postawny mężczyzna. Chyba miał na sobie kolczugę, lub jakąś dziwną zbroję zawierającą w sobie elementy kolczugi. Przy siodle jego konia przytroczony był wielki, dwuręczny miecz. Przód jego głowy był wygolony, a włosy z tyłu miały kolor lnu i sięgały mu prawie do ramion. Bandyta, podobnie jak inni rozglądał się bacznie, zdając się wypatrywać czegoś w lesie. Robił to jednak inaczej niż ci, których widziała poprzedniego wieczoru. Nie oglądał się za siebie z lękiem, a metodycznie sprawdzał, czy coś podejrzanego nie czai się w oddali, w bocznej ścieżce, w przydrożnym rowie. Niczym strażnik, który sprawdza wszystko co najmniej dwa razy, bo na tym polega jego praca. Ten człowiek nie bał się, że lada chwila coś wyskoczy na niego z gęstwiny. Po prostu był na to gotowy. Shira obróciła głowę w prawo, jednak tam nie zobaczyła żadnych jeźdźców. Spojrzała znów na dzikusa. Już chciała zbliżyć dłoń do krępującego go sznura, gdy usłyszała kobiecy głos z prawej strony wozu.
- Widzę, że panienka już wstała? - zapytała Osika tym razem, okraszając swój nieprzyjemny głos solidną porcją szyderstwa. Nie wiadomo kiedy podjechała do wozu. Zupełnie jakby kopyta jej wierzchowca nie wydawały żadnych dźwięków.
- Czy dobrze się panience spało? - kontynuowała tym samym tonem - Zdaję się, że ominęło ją śniadanie, ale nie śmieliśmy jej budzić. Proszę się jednak nie obawiać. Za dwie, trzy godziny zrobimy mały postój. Konie trzeba będzie napoić to i dla was każę przygotować jakiś posiłek. Przy okazji zaś... widzę, że nie posłuchała panienka mych rad odnośnie tego oberwańca? Chcemy się zaprzyjaźnić? Oswoić go może, hę?
__________________ Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój. Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze. |