Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2016, 12:20   #27
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind

Gdy jarl odszedł wciąż dziwnie spokojny skald uniósł lekko brwi spoglądając na pozostałych aftergangerów. Gudrunn jedynie przekrzywiła głowę z niewielkim uśmiechem błąkającym się po drapieżnym obliczu, a Elin przystąpiła do Volunda prowadząc z nim cichą rozmowę. Freyvind nie chciał przeszkadzać, a i sam miał coś pilnego do poczynienia.
Bjarki został przy nabrzeżu na polecenie skalda, który płaszczem okrył nagą Chlotchild i skierował ją brzegiem morza. Byle dalej od pomostu. Mieli do pogadania i niekoniecznie słyszeć miały to inne uszy.

- Zły na Ciebie nie jestem, a przynajmniej nie bardzo - zaczął nie patrząc na swoją służkę w krwi gdy oddalili się już trochę, a wokół nie znać było nikogo. - Wiedz jednak, że jeślibyś skłamała w czym lub co zataiła, wtedy złość wzbudzisz. Mów jak to z Ødgerem było i o co do ciężkiego licha tu chodzi.
Wypowiedziane mocnym acz cichym głosem polecenie zaakcentował spojrzeniem na nią nieruchomymi oczami. Poważnie, bez uśmiechu.
- Ale ja złam na Ciebie! - fuknęła gniewnie blondynka spod opadających pasm włosów. Rzuciła okiem na wampira hardo, gniewnie i aż stópką tupnęła. Po słowach tych zdała sobie sprawę co czyni i oczy jej się rozszerzyły. Usta dłonią zatkała, ze strachem patrząc na swego pana.
Odsłonił kły i przybliżył swoją twarz do jej twarzy. W oczach miał to co widziała gdy patrzył na Płomiennowłosego, ale na zimno. Bestii nie było teraz nawet cienia, co było chyba bardziej przerażające. Chłodny, zdecydowany, wyraz mogący skutkować rozrąbywaniem ciała. Mordem bez emocji.
- Powiedz czemu - wycedził. - A.Potem.Opowiadaj.Na.To.O.Co.Pytam.
Przypadła nagle do skalda drżąc na ciele. Freyvind szybkie bicie jej serca wyczuł bez trudu.
Z twarzą schowaną na jego piersi zamruczała:
- Wybacz, panie. - Głowy nie unosiła, dłońmi tylko po szyi wodziła by twarzy dotknąć. - Głupiam i zapominam się. Wybacz. - Odetchnęła głębiej i nakazowi posłuszna kontynuowała: - Krzywam, bo Rudy wieści ma z kraju mego. Co z jarlem tutejszym omawiał. Chciałam się wywiedzieć więcej… dla Ciebie, skoro Aros masz przejmować. - Uniosła na krótko twarz i jak szczenię zaraz wzrok odwróciła. Znowu twarz schowała na piersi skalda.
- Co o Volvie się wywiedziałaś?
Łasząc się do wampira, drżąc czy to z zimna czy ze strachu, choć sama rozpalona była, ramionami objęła go w pasie i ciepłym oddechem policzek musnęła. Szyja jej bezbronna blisko się znalazła, gdy do ucha szeptała:
- Służba mówiła, że tu dawno przybyła. Nietutejsza. Jarl ją pod opiekę wziął, choć nic o sobie nie rzekła. U ludzi poważanie ma, choć boją się jej, boć nigdy nie wiedzą, z kim do czynienia mają: miłą czy zawziętą. Często po okolicy wędruje, aż dziw, że o niej nie słychać po drodze nam było. Haftowanie kocha i znana z tego jest. - Wsunęła gorącą dłoń w dłoń wampira, jakby powoli chciała oswoić dzikie zwierzę lecz Freyvind nie reagował na to wcale. Był zimny nie tylko w dotyku jakiego nie unikał ale i nie oddawał.
- Czemuś nic nie rzekła o tym i miast rozpytywać o Elin, o com Cię prosił, zaczęłaś swoje gierki z Ødgerem. O tym również nic nie mówiąc?
- Czekałam okazji… a nasłuchiwać mi wszak kazałeś. -
Zdziwiła się nieco, kładąc dłoń Lenartssona na swojej głowie, w geście podobnym do tego, gdy zadowolenie swe dla niej wyrażał.
- I chlać krew jego też kazałem? Byś wieści od niego mogła wyrwać jakie może Agvindur sam mi powiedział?
- A powiedział? -
Buzię swą niewinną uniosła do góry, oczy przysłaniając firaną rzęs. - Że Rudy ważną figurą na dworze Franków? Powiedział? - dopytywała napierając teraz całym ciałem na Freya. - I że sam ma plany co do Aros? Chętnie widząc się na tronie? Hm? Na tronie co Tobie się należy? Boś Ty brat Agvindura i pan wielki i dobry? - szeptała słowo za słowem otaczając ramionami szyję skalda.
Ścisnął ją lekko za włosy ucapiwszy.
- Spytałem Cię o coś Chlo… - Głos był ociekający lukrem. Słodki. Cichy… zupełnie przeczący wzrokowi jakim spoglądał na służkę.
- Nie kazałeś - pokręciła głową na tyle ile się dało w uścisku wampira - ale on lubi rozkosze cielesne. Mimo, że nieumarły, jak i Ty. Nie piłam wiele - dodała z wydętymi usteczkami. - A jemu do krwi swej dodałam … - na chwilę urwała, gdy dumała nad czymś - ...l’opium - rzekła frankijską mową.
Na paluszki się wspięła i gorące wargi przytknęła do zimnych ust Freyvinda:
- Nie chcę pana innego niźli Ty. Jeśli komu mam służyć to Tobie jeno, wybrańcowi. - Skald mógł wyczuć rosnącą ekscytację Franki. - A jeślim zgniewała, albo wieści wagą nie znamienne, to ukarz. - Między słowami twarz powoli rosiła pocałunkami, oddychając szybciej. - Twojam jest… - drżała sama wyznanie czyniąc.
- Nie ważne ile, dużo czy niewiele - fuknął wciąż zagniewany. - Krwią naszą przywiązać do siebie można nie ważne ile jej pijąc. Mógł on jedynie ku fizycznej rozkoszy to czynić, a mógł chcieć Cię związać byś przeciw mnie działała. - Zmarszczył brwi. - Sama rzeczesz, że własną grę prowadzi i nie po drodze mu z mymi ambicjami czy planami jarla. A może i mnie by chciał zauroczyć, gdybym jego krew zmieszaną z twoją wypił wpijając się w twą skórę. - Freyvind patrzył na Frankę wciąż twardym wzrokiem jakby czekał aż Chlo da znać że rozumie. Lub wręcz przeciwnie.

Przez chwilę milczała, od Skalda odstępując.
- To… To już niepotrzebnam? Skoro piłam z niego, to mi nie zaufasz więcej… - mówiła jakoby do siebie. Powietrze z niej uszło, zachłysnęła się.
- Ile razy piłaś - przerwał jej.
- Tej nocy jeno. - Spojrzała pobladła i na raz dwa palce w usta wsadziła. Zakrztusiła, odwracając się i torsje wzbudzając, lecz on odciągnął jej rękę by tego nie czyniła.
- Tak nic nie poradzisz, a po jednym razie… nie będzie miał wpływu na Ciebie jeszcze.
- Myślałam, że l’opium jego zwiążę… -
łzy potoczyły się jej po policzkach - żebyś sam potem mógł z nim uczynić co zechcesz… głupia Franka… - Skuliła się. - Ukarz mnie jak chcesz - dodała głuchym głosem, stojąc przed Freyem z opuszczonymi ramionami. - Odeślij nawet…



Po raz pierwszy uczynił jakikolwiek ruch, przygarnął dziewczynę do siebie.
- Chcę byś żyła, byś działała i czyniła tak jak urocze szalone dziewczę pełne pomysłów i możliwości. Nie chcę byś bezwolną była i jeno polecenia spełniała. - Pogłaskał ją po policzku. - Jako mówiłem, nie na ciebiem krzyw, choć źle postąpiłaś. Nie odeślę. Zaufam. Potrzebnaś. Niechaj to co się wydarzyło naukę u Ciebie wniesie. - Spojrzał jej w oczy. - Blisko byłaś tego by jemu służyć, może przeciw mnie. A może i jarl za porąbanie jego druha mnie zabije. - Przybliżył swą twarz ku jej. - Tak może być, bom nie wiedział co czynisz. Furda to. Będziesz dzielnie i sprytnie służyć: nagrody, wdzięczności i przywiązania wypatruj. Zdradzisz - zabiję. A jak z niewiedzy, jak dziś uczynisz coś, co poprowadzi ku temu co się wydarzylo… Hm… Może więcej trzeba Ci mówić byś przygotowana była? Albo zabić?
Freyvind zamyślił się i delikatna pieszczotą zaczął gładzić ją po karku. Dla niej może i była to pieszczota jaką od aftergangera desperacko i panicznie pożądała…
A dla niego?
Myślał przez chwile czy skręcić kark czy nie.
- Rozumiesz? - spytał pochylając swą głowę ku jej.
- Wszystkom do tej pory robiła z myślą o Tobie - szeptała na bezdechu. - Nigdy nie zdradziłam. Odkądś mnie zabrał z… stamtąd, Ciebie jednego miłuję i … - urwała, szukając spojrzeniem wzroku Freyvinda. - Co chcesz, bym zrobiła? W ogień dla Ciebie skoczę…

Wiele o skaldzie można było mówić, ale nie to by specjalnie przejmował się losem innych lub aby prześladowały go jego czyny związane z krzywdą wyrzadzaną czasami ludziom. Jego sumienie było martwe tak samo jak ciało, prezentując raczej naturalne odruchy związane z człowieczeństwem jakie w nim nie umarło mimo bestii czającej się w naturze einherjar. Tu jednak coś w nim drgnęło. Tak żywiołowe i pełne pasji oddanie na granicy ze szczerą i bezmierną rozpaczą podziałało na wampira. Wzrok mu zmiękł. Ręka pogładziła dziewczynę lekko po plecach.
- Wiem to. Nie wierzę, a wręcz wiem. - Spojrzał na nią łagodniej. - Chcę byś dalej robiła to co czynisz i kierowała się tym - położył jej dłoń na lewej piersi, na wysokości serca - ale częściej i tym - lekkie muśnięcie palcem po skroni skrytej za jasnymi włosami - się posługiwała. Wiele mojej winy w tym co się stało. Bjarki jest stary, on dziesięciolecia służył innemu z einherjar, ma wielką wiedzę o aftergangerach. On by tak nie uczynił jak Ty, co doprowadziło do tego. - Wskazał ręką mniej więcej kierunek feralnej chaty gdzie być może leżał jeszcze Ødger.
Pochylił się trochę ku niej.
- Tyś krótko ze mną. Choć dłużej niż Grim, to wielu spraw nie znasz jak on. Trzeba nam będzie to zmienić.
- To znaczyć ma… Że mnie uczyć będziesz? -
Oczy dziewczyny nadzieją rozbłysły, gdy dłonie mocniej na ramionach skalda zacisnęła gorliwie.

Odwrócił głowę na chwilę namyślając się co rzec. Gudrunn od samego początku miała rację. Zastanawiał się czy gdy mówiła o Chlotchild by w ryzy ja wziąć, przejrzała była plany Franki wobec Ødgera i skalda niejasno chciała ostrzec. Rudowłosy okazał się tu z winą mniejszą niż się zdawało z początku. Wszak targnął się na cudza własność, krwią cudzego sługę poił, ale był rozgrywany przez śliczną Frankijkę. Wyjścia wciąż były tylko dwa. Edukować lub zabić, aby szalony blond łepek nie wpakował znów w kłopoty przez niewiedzę. Problem, że to pierwsze jawić się mogło jako nagroda… za to w co władowała swego Pana przy jego impulsywności.
Skrzywił się.
Zabijać jej przecież nie chciał.
- Tak - odpowiedział wracając wzrokiem do jej oczu.
Clotchild nie wytrzymała i na szyję się mu rzuciła, wspinając z radości po ciele wampira i nogami w biodrach go oplatając. Całowała przy tym żywiołowo twarz jego, powieki szepcząc zdyszana urywanie:
- Nie zawiodę Cię nigdy. Będę Twoimi oczami i uszami, zrobię co rzekniesz a nawet i to czego rzec nie zumiesz. Nie będziesz chciał ani potrzebował innej służki niż ja....
- Oby. -
Uśmiechnął się podtrzymując ją. - Mów mi tedy co z tym Ødgerem. W kraju Franków persona, na Aros zęby sobie ostrzy. Szczegóły? Coś więcej?
- Chwalił się, że prawa ręka Alexandra jakiegoś… -
Wzruszyła ramionami rozluźniając się nieco, gdy zobaczyła w końcu uśmiech Freyvinda. - Ale kto zacz, nie rzekł. Aros chce dla siebie, bo to ponoć ważna… no… “taktycznie i gospodarczo placówka”. - Zmarszczyła nosek oczka unosząc do góry, gdy słowa sobie cudze przypominała. - I ja tak sobie myślę, panie, że może on co ma wspólnego ze zniknięciem Einara? Mówił dużo o szlaku do zaczęcia czegoś… ale nie wiem jak to na wasz przełożyć.
- Może ma. Spróbuj wytłumaczyć. Przełożyć innymi słowy. Bo że nie o handlowym szlaku mówił to rozumiem.
- Nooooo taki moment gdy stare w nowe się przeradza -
zawierciła się lekko w ramionach skalda czoło opierając o zagłębienie jego szyi - gdy hmm… nowe przejmuje kontrolę? Zmienność?
- Rozumiem. Wiesz może jak druhem Agvindura został, czy tu w Danii czy na obczyźnie łaskę Odyna otrzymał, z czyjej krwi i czy do Asów i Vanów szacunek zdaje się żywić?
- O bogów nie pytałam -
prychnęła leciutko i natychmiast wróciła do poprzedniego tonu. - A Agvindur używać się zdaje go jako swych zmysłów w królestwie Franków. Dokładnie nie mówił. Wolał mówić jaki wielki z niego pan, a teraz nie wiem czy uda się znowu go omamić by wyznania chciał czynić - dodała zmartwiona.
- Nie próbuj. Zdaj się jakobyś bała się przy nim przebywać, jakbym Cię za to co zaszło wielce ukarał. - Klepnął ją w pośladek. - Leć teraz odziej się. Dziś nie ruszamy jeszcze.
- To potem wracać mam w okolice jego? Czy co innego chcesz bym czyniła? - zaglądnęła z nieśmiałą zalotnością w oczy Freya. - A ukarać … może winieneś bośmy na oczach innych. Kto wie ile oczu on sam zbałamucił? - Wydęła usteczka ze smutkiem.
Skinął głową, zaiste ktoś mógł patrzeć spomiędzy chat na rozmowę aftergangera i jego służki. Znienacka rzucił dziewczyną o piasek. Przyklęknąwszy ucapił za gardło jakby zdławić chciał. Zmiażdżyć krtań, życie z ciała wyrwać.



Odruchowo ucapiła jego dłoń rękoma, jakoby oderwać od siebie chciała. Po prawdzie jednak choć mięśnie napiął to nie ściskał mocno. Nawet nie na tyle by oddech jej zatkać, z niej jednak aktorka niezła była, bo wić się poczęła i ziemię ryć piętami jakby istotnie o oddech walczyła.
- Może i powinienem ale bić Cie nie chcę - mruknął z nieruchomym wyrazem twarzy, w oczach jedynie zabłysły mu ogniki wesołości. - Nie ufam Ci, obawiam się zdrady po tym jak Cię sobą upoił, nie chcę nawet krwi Twej tknąć. Zastanawiam się czy zabić, odprawić, czy czekać aż wpływ jego minie. Ale nie skatowałem, bo pięknego ciała niszczyć nie chcę. Tak możesz mówić, gdyby kto wielce drążył. Aby mnie do reszty w szał nie wprawić boisz się przebywać blisko niego. Choć cię ku niemu ciągnie. - Mówiąc to patrzył na reakcję Chlo malująca się na jej twarzy.
Mimo iż wiedziała, że teraz oboje knują na rzecz obserwatorów, buźka jej się wydłużyła, powieki zacisnęła. Twarzy kontrolować nie zdołała gdy nieruchomo legła jakby z sił opadłszy. Widać było, że nawet niebrzemienne w konsekwencje słowa, serce jej łamią na kawałeczki.
Z dala dobiegły szybkie i ciężkie kroki, jakby niedźwiedź biegł w ich kierunku.
- Nic innego byś czyniła na razie nie trzeba. Choć rozpytywać o Rudowłosego u innych możesz. Nie będzie to dziwne, ale ostrożna bądź. - Palcem dłoni jaka trzymała ją za gardło przesunął lekko po skórze pod linią jej szczeki, a drugą dyskretnie po biodrze. - Boś mi droga.

Odwrócił się ku Bjarkiemu jaki nadbiegał pełnym pędem zapewne obserwując ich. Skoro tak mądry mąż tak to odczytał jak między nimi wyglądało, to spora była szansa na to, że kto inny również.
Grim dopadł ich zdyszany lekko i z odległości jeno rzekł:
- Panie… nie lza jej zabijać. Ona nie uczona… - próbując słowem spokojnym dotrzeć do skalda, co wściekłość swą zdawał się wyładowywać na dziewczynie. - Pozwól to ją przyuczę. Na oku mieć będę. Szkoda ubić…
Skald jakby przez chwilę się zastanawiał zbliżył twarz ku Chlotchild i ponownie przesuwając palcem po szyi uśmiechnął się jedynie kącikiem ust.
Puścił.
- Zobaczymy. Później zdecyduję co z nią zrobić. Jeżeli zostanie, to nauczysz ją tego co wiesz? - zwrócił się do wielkoluda wstając z ziemi.
- Tak, jeśli zezwolnie dasz, zacznę już dzisiejszej nocy. - Godi zbliżył się do leżącej na piasku Franki po drodze łapiąc płaszcz jaki spadł z niej wcześniej. - Oby nie zachorzała - rzucił pomrukując - bo w drodze to niedogodność duża. - Opatulił blondynkę, która posłuszna jak dziecko w kierunku Freya nawet nie patrzyła. Prawie zniknęła w objęciach wielkoluda, co do piersi ją mocno przytulił.
- Panie... - rzekł z wahaniem - …prośbę mam… - próbował temat zmienić i uwagę skalda odwrócić.
- Mów.
- Do Aros gdy ruszym… Karinę weźmiem? -
spytał patrząc niby w twarz Freya lecz mimo niej.
- Karinę? - Freyvind zdziwił się i wspomniał odważną urokliwą łuczniczkę. - Ona cudzoziemka, z południa, tedy nie z orszaku Ødgera? Nie jego służka?
- Nie. Ona jedna ze służby u jarla, ale nie jego drużynniczka. Niewolna… jeśli pozwolisz, wykupić bym ją chciał. -
Chlo aż oczami strzeliła na brzydoka i reflektując się ponownie buźkę schowała głowę spuszczając.
Skald też zdębiał.
- Porozmawiam z Agvindurem. Ale jak Ødger na skargę pójdzie, to większe problemy będziemy mieć niźli rozmowy o branki wykupie. Idźcie, wypocznijcie. Ona niech się odzieje - polecił.
- Dzięki Ci, panie. - Bjarki skinął głową i bez większej zwłoki ruszył ku osadzie, piastując Chlo w objęciach jak dziecko.

Skald stał przez jakiś czas na brzegu patrząc na fale i myśląc nad czymś intensywnie. Zerknął ku nabrzeżu, które z lekka opustoszało. Hirmani rozeszli się jako że tego dnia nie mieli wypłynąć, volvy i berserkera również już na pomoście nie było. Afterganger zobaczył Agvindura z Volvą i Rune rozmawiającego i ku nim ruszył.
Znów robił się głodny...


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 19-06-2016 o 18:25.
Leoncoeur jest offline