Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2016, 14:20   #12
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Zachłystywał się przerażeniem.
Zasadniczo to nawet nie był strach, Alice był pod tym względem już z drugiej strony. Zastanawiał się czy w śnie możliwe jest moczenie się, sprawdzić nie mógł czy właśnie mu się to przytrafiło.

W pierwszej chwili gdy zniknęła kulka-knebel nie mógł wydusić nawet jednego słowa. Usta jakby nie należały do niego, były poza jego kontrolą. W całym uniwersum Alice’a była tylko ta półnaga diablica o tak pięknie sterczących sutkach jakie nawet w takiej chwili paradoksalnie zwracały uwagę mężczyzny będącego w tak… hm, ciężkiej sytuacji.
I szpikulce.
Ostre.
Mordercze.

Opanowała go fala rezygnacji wynikłej z przeżywanego strachu i upokorzenia, jednak w umyśle totalnego socjopaty nie warunkowało to per se prostej drogi do oczekiwanej spolegliwości. W jego oczach zabłysły słabiutkie ogniki buntu, były jak nikły płomyk trafiający na suchy chrust.
- Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie,
W nicość popada - powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.
Alice zadeklamował drżącym głosem.
Właściwie nawet nie drżącym.
Słowa wydobywał z siebie przez tamę przerażenia, lecz napęd im dawała desperacka frustracja. Bunt narastał bez względu na konsekwencje.
- Makbet. Akt V, scena V - wyrzęził pochylając głowę i patrząc na Lamię ‘spode łba’. Nie miał siły trzymać jej prosto nawet we śnie. - Wątpię byś znała jakąkolwiek sztukę poza cyrkiem - dodał tłumacząc czemu wyjaśnia skąd pochodzi cytat.
- Mam jedno pytanie dziwko. Na temat. - Słowa wciąż przebijały się ciężko przez gulę strachu, choć były nieco pewniejsze. - Przyniesiesz mi ten dowód z podjazdu w zębach przed czy po obiedzie chora suko?
Lamia spojrzała na niego spod długich rzęs, a potem podeszła kołysząc biodrami. Nie spieszyła się. Szpikulce w jej dłoni połyskiwały złowrogo. Przybliżyła twarz do jego twarzy, a koniec jednego ze szpikulców przytknęła do szyi Alice’a.
- Powtórz - powiedziała nadzwyczaj łagodnie.
Nie odzywał się patrząc jej bezczelnie w oczy.
Ciężko było stwierdzić czy nie ośmielał się powtórzyć wobec szpikulca przytkniętego do skóry, czy był to kolejny akt tężejącego buntu: nie spełnienie polecenia. Chyba sam tego nie wiedział. Na jego twarzy strach sukcesywnie wypierała złość walcząca z pogardą i irracjonalnym pożądaniem.
- No dalej, powtórz - szepnęła mu do ucha, a potem... potem poczuł jak wyjątkowo długi, wężowaty język prześlizga się po płatku ucha, aż po policzek. Co ona mogła jeszcze tym języczkiem zrobić?
- Do tego jeszcze głucha… - wycedził jakby do siebie. Pod wpływem pieszczoty wypowiedź zakończył urwanym westchnięciem.
Przymknął lekko oczy.
- Dorwij tę dziewczynę, a odzyskasz Isę i... będziesz miał mnie... zrobię co zechcesz. A wiele potrafię. - Diablica otarła się policzkiem o policzek Alice’a. Choć szpikulec wciąż dotykał jego szyi, Lamia przesuwała nim powoli, jakby to było piórko do pieszczot. Ostre piórko.

“Zrobię co zechcesz” brzmiało jak muzyka.
Ale aktualnie to on chciał jej coś zrobić. Pogrzebacz prosto w diabelską dupę i nie miało to żadnego wydźwięku z nijakim erotyzmem. Mimo to poczuł mrowienie w podbrzuszu na samą myśl.
- Po pierwsze koniec z kneblem, więzami, szpikulcami i tego typu atrakcjami - wydyszał walcząc z chęcią by odwrócić głowę i wpić się w rozchylone usta. - Po drugie chcę mieć pewność. “Diabelskie sztuczki”, puste obietnice, żonglowanie pragnieniami… a człowiek wychodzi z tego z niczym. Opowieści nie biorą się znikąd. Isa, żywa, z krwi i kości. Tak jak ja bym chciał, bez żadnych lewych haczyków. Bez kombinacji.
- A na deser konia z rzędem - zachichotała Lamia, odsuwając ostrze od skóry Alice’a. - Umów się z tą dziewczyną na kolację, a będę twoja w nocy. Lub Isa. Wedle woli.
Diablica odeszła kilka kroków, kołysząc przy tym apetycznymi biodrami. Po chwili odwróciła się błyskawicznie i bez ostrzeżenia rzuciła szpikulcem prosto w serce Alice’a.

Obudził się nim poczuł ból.
Przejechał dłonią po twarzy i ze złością rzucił pogrzebaczem w wygaszony kominek.

Wyszedł z domu i rozejrzał się po podjeździe. Faktycznie ID leżało smętnie na ziemi. Podniósł plastikową kartę przyglądając się danym.
Isobel Beckett…



Isa.
“Jest podobna do mnie” - przypomniał sobie jej słowa.
Faktycznie, nawet imię…
Na karcie był jeszcze adres i numer telefonu, co dawało już solidne namiary na blondynkę. Z myśli wyrwał go pisk Lisy.
Szli w trójkę od strony przystanku autobusowego linii jaka kursowała po przedmieściach, wszak Rita nie miała prawa jazdy. Błąd. Zasadniczo to ona szła, dzieciaki jechały - Chris na rolkach, Lisa na wrotkach. Brat pomagał siostrze podobnie jak Meksykanka czujna by mała nie zrobiła sobie krzywdy, ta zaś krzyczała z lekkiego strachu, ale bardziej z radości i euforii.
Mieli być po południu…
Alice spojrzał na zegarek. Faktycznie, było już grubo po czwartej, widać prochy zadziałały lepiej niż się spodziewał. Wszak sen z Lamia był całkiem krótki, ale czas lecący w życiu i śnie… tego nie dało się ze sobą przyrównywać.
- Pats co maaamy tata, pats, jaadee! - wrzeszczała Lisa, a Michael Ferguson, sąsiad Lindsayów dłubiący akurat pod maską swojego porshe skrzywił się tylko.
Alice pokiwał głową i uśmiechnął się lekko, po czym wszedł do domu zostawiając im otwarte drzwi.




Po obiedzie przygotowanym przez Meksykankę Alice ułożył się na sofie i zaczął oglądać wiadomości. Rita za to krzątała się po domu z lekko urażoną miną. Gdy ogarnęła motyw “Ręka+Żelazko” prawie zrobiła mu awanturę, że sam brał się za prasowanie koszul. “Bo to być moja deber” - mówiła nie pamiętając jak jest po angielsku ‘obowiązek’.
Dzieciaki oglądały bajki w pokoju Chrisa, a leniwe późne popołudnie powolutku chyliło się ku wieczorowi. Alice obracał ID w ręku mając telefon w zasięgu ręki, ale nie wziął go. Wsadził jedynie plastik w kieszeń spodni i zamyślił się. Minę miał zaciętą, zerknął na pogrzebacz.
- Może jak się odpowiednio skupie to wpadniesz tam ze mną? - rzucił do pręta jaki z filozoficznym spokojem zwisał z uchwytu. - Mam dla ciebie fajny pokrowiec, spodoba ci się.
Pogrzebacz uparcie milczał.
- Walcz z nią, bądź silny…
- Tacy jak ja nie mogą z nimi walczyć. Potępieni już za życia.
- Bóg miłosierny jest... każdemu gotów wybaczyć Alice…
- Jak Tobie?! - prychnął. - Wcielonej dobroci jaką stracił do piekieł za moje grzechy?
Milczała.
- W dupie mam sukinsyna co tak miłosierny.
Wciąż nie słychać było jej otulającego i uspokajającego zwykle szeptu. Tylko promieniowanie żalu, bólu.
Zewsząd i znikąd.
Tak bardzo nienamacalne, tak bardzo odczuwalne.
- Dzieci… Lisa… Chris… - odezwała się po dłuższym czasie gdy już praktycznie był pewien, że odeszła jak to miała w zwyczaju.
- Zadbam o to, obiecałem Ci. Będą bezpieczne. - Przełączył program na TV. Miał dosyć informacji o tym gdzie ludzie mordują się w jakiejś wojnie, czemu to czynią i jak im to idzie. Miał dość wieści o tym gdzie ktoś wpakował się samochodem w drzewo lub skoczył z któregoś piętra budynku. O tym, że ostatnie ustawy uderzając w niższą klasę z każdym dniem wpędzają kolejne tysiące ludzi w biedę, a banki liczą zyski. O tym ostatnim wiedział o wiele więcej niż jakiś zapyziały dziennikarz. Sam wszak współdziałał we wpieprzeniu w to dziesiątki tysięcy rodaków. Przynajmniej się opłaciło, kasa na koncie się zgadzała.
- Sęk w tym, by przybić dobry interes - powiedział. - Choćby i z diabłem.
To co usłyszał mogło być westchnięciem, a mogło mu się jedynie zdawać.

Z kanału HBO poleciała właśnie rozmowa Keanu Reevesa z Alem Pacino. Charlize Theron epatowała urokiem, a prawnik grany przez aktora znanego z Matrixa najwidoczniej nie ogarniał. Lub ogarniał i to właśnie było dla niego przerażające. Keanu grał dobrze.
- Będziecie mi wybierać filmy i muzykę? Proszę. - Alice zaciął się i odłożył pilota nie przełączając kanału. Rozpoznał film już po kilku sekundach.
Włączył wieżę by grała w tle kończącego się już powoli filmu.
Yeah
I feel you too
Feel
Those things you do
In your eyes I see a fire that burns
To free the you
That's wanting through
Deep inside you know
Seeds I plant will grow

One day you will see
And dare to come down to me
Yeah, come on, come on now take the chance
That's right
Let's dance
Głos Hetfielda poleciał przebijając się ponad mocną muzykę. Ręka Alice’a z wyciągniętym środkowym palcem uniosła się w kierunku buczącego sprzętu, ale jednocześnie podgłośnił z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Poczekasz sobie dziwko - mruknął nie mając zamiaru na razie ani iść spać by znów ‘rozkoszować się' rozmową z rogatą pięknością. Jeżeli ogarniała to co on robi i czego nie robi mimo iż mu to poleciła, mogąc komunikować się z nim tylko w sferze snów... Oj musiała być właśnie uroczo wściekła. Bo ani mu chwilowo w głowie było dzwonić do szajbniętej blondynki, a choć miał do pogadania z rogatą, to…
- Poczekasz - powtórzył sięgając do laptopa aby przygotować sobie coś na wieczór.

Jakieś filmy… hm, gra komputerowa?
Diablo III…?
Tak, to zapowiadało się miło.
Choć nie wierzył by postać gracza miała szanse na wyekwipowanie jej pogrzebaczem.



Usnął dopiero koło drugiej z laptopem na piersi.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 19-06-2016 o 23:32.
Leoncoeur jest offline