Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2016, 21:29   #89
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Wisslagerberg

Aldric z Detlefem polną droga bez przeszkód trafili do małego miasteczka, które znajdowało się tuż za lasem, pół godziny drogi od miejsca potyczki z wilkami. Mimo zmroku Weisslagerberg nie był zaspaną dziurą, o nie. Gwar i światła docierały do ich zmysłów już z oddali. Grupki ludzi z pochodniami krzątały się po ulicach, niesiono skrzynie, wozy i osły załadowane beczkami. Na szczycie łagodnego, zielonego wzgórza, które wyrastało z lewej strony wjazdowej drogi, dojrzeli oświetlony, pawilon z kilkoma marmurowymi krzesłami, niczym tronami i stołem, niczym ołtarz.

- Ludziska, wilki nas napadły, przy trakcie, pomóżta rannych do wsi przenieść! – Aldric zaczepił pierwszych z brzegu mężczyzn. - Jest z nami wasz nowy stróż, Prost.

Wieśniacy chwycili za widła, kosy i siekiery i w liczbie tuzina, wraz z wozem udali się za obcymi. Jednak nie uczynili tego na samo słowo przybyszów, wszak mogli to być zbójcy szykujący intrygę, a może nawet kultyści do lasu ciągnący lud boży… Nie. Usłyszawszy o napaści wilków jegomość, wyróżniający się z tłumu prostych ludzi ubiorem oraz obyciem, zwący się Volterem, okazał być się pracodawcą Magdy, która zaiste, z jego polecenia zbierała w lesie zioła.

Po drodze miejscowi powiedzieli Biberhofianom, że akurat zawitali na obchodzony tej nocy Beginnfest, na który zaproszeni są wszyscy Weisslagerberczycy.


Kiedy fura z rannym Prostem, Moritzem i Magdaleną zawitała do Weisslagerbergu, czekały na nich niemal wszyscy wylegli na ulice mieszkańcy.
Chłopcy ze Strilandu zauważyli, że przy trakcie, przeciw wzgórza stoją ponure ruiny jakiejś budowli. Kilka sczerniałych kolumn z kamienia i gdzieniegdzie wciąż ocalałych z pożaru drewnianych belek. Miasteczko posiadło jedną główną drogę, jedną rzeczkę, jedną tawernę, jeden bank, kilka okazałych posiadłości bogatych przedstawicieli społeczności, Ogród Morra oraz oczywiście domki, a raczej ruderki tych biedniejszych zjadaczy chleba.

Wóz zatrzymał się pod rezydencją Voltera, lecz nim ta się stało, Magadalena z wozu krzyczała o wyczynach bohaterów, którzy pogromili wielki wilki ratując ludzkie życia. Tłum wiwatował szczerze uradowany, z podziwem patrząc na Stirlandczyzków, niejedna panna sznurem szła za nimi chichocząc ukradkiem. Szczupły, pełen wigoru, szpakowaty mężczyzna, energicznie pomógł zanieść rannego Ernsta do swego domu, gdzie, jak się okazało zaznajomiony z leczeniem ran gospodarz, zajął się najbardziej poszkodowanym. Opatrzył również ranę Wagnera.

- Wiesz, mieszka u nas rodzina Wagnerów. Krewni to może twoi Herr Moritz? – zapytał przyjaźnie, gdy fachowo bandażował poszarpaną wilczymi kłami łydkę młodego człowieka.

Zajął się również raną Magdy, a raczej sprawdził jej opatrunek, stwierdziwszy, że Strilandczyk spisał się dobrze. Zaaplikował jej dodatkową maść na szybsze gojenie. Odebrał torbę zielarki.

- Magdo, Magdo, jakież szczęście nas spotkało, że ci ludzi byli na właściwym miejscu we właściwym czasie. Nigdy nie darowałbym sobie, gdybyś życiem przypłaciła za tych kilka leśnych kwiatów… A to nowy szeryf? – spytał Magdę, która przytaknęła, a Prost podał mężczyźnie papiery. – Tak… W końcu będziemy mieli stróża prawa. Ile to już lat minęło od czasu zaginięcia ostatniego? Pięć?

- Yhym. – zgodziła się z rachunkiem Magdalena kiwnąwszy głową.
Volter był niesamowicie sympatycznym otwartym i konkretnym człowiekiem. Wdzięczność wobec Chłopców ze Strilandu wręcz wylewał się ze starszego mężczyzny.

- Za ten prawy uczynek kochani, już dzisiaj zacznę się wam odwdzięczać, bo dług zaciągnięty jest za ocalenie życia Magdaleny, jak i naszego nowego szeryfa! Proszę, zostańcie w moim gościnnym domu – wskazał na mniejszy budynek. Każę służbie przygotować pokoje. A teraz, zapraszam was na festyn, z upamiętniający założenie Wisslagerberg. Będziecie naszymi gośćmi honorowymi, nie inaczej i byłbym wielce urażony, gdybyście przyjaciele odmówili nam możliwości goszczenia was najpiękniej jak potrafimy.

Sądząc po zapachach, jakie dochodziły do głodnych nozdrzy Strirladczyków, zapowiadała się prawdziwa uczta. Beczki wina, które mijali, pieczenie i placki napawać mogły ślinotokiem usta i gardła suche od kurzu podróży i czerstwego prowiantu.




Chłopcy z Biberhof zostali przedstawieni starszyźnie miasteczka, i zajęli honorowe miejsca przy marmurowym stole na szczycie zielnego wzgórza, wokół którego stały pod namiotami stoły i ławy, uginające się pod stawą i napitkiem, dla wszystkich uczestników biesiady. Po drodze Magdalena wytłumaczyła im, że festyn jest świętem na pamiątkę założenia miasta, lecz gdyż data owa umknęła w historii potomnym, to każdy ma prawo ogłosić jego rozpoczęcie, jeśli go organizuje. W tym roku ucztę sponsoruje jej pracodawca Herr Volter. Każdy może zorganizować Beginnfest, lecz nie każdego stać na taki gest. Wszyscy mieszkańcy są zaproszeni do jedzenia, picia, zabawy, tańców, ucztowania.

- Niekiedy feta trwa i trzy dni, aczkolwiek najbardziej pamiętnym świętami były te organizowane przez, miej go Sigmarze w swej pieczy, Herr Betholda. – uśmiechnęła się na samo wspomnienie.




Kiedy Strirlandczycy zajęli swoje miejsca przy biesiadnym stole pośród znamienitych osobistości lokalnej społeczności, Volter przybył również, przebrany w odświętne ubranie. Wykonał wykwintny ukłon wobec honorowych gości i potem nalał do pełna kielich, który wzniósł ku niebu.

- Toast za zdrowie i fortunę mych najnowszych przyjaciół, którzy życie uratowali mej służebnicy Magdzie ocalając ją od straszliwego końca kłów wielkich basiorów Starego Lasu! Obyście zostali w Weisslaberbergu wystarczająco długo, abym mógł spłacić dług wdzięczności! Do waszych pomyślnych wyczynów i oby wasza siła nigdy nie słabła dzielni obywatele Imperium! Zdrowie Pogromców Wilków i zdrowie całego Weislagerbergu! – wychylił spory haust z pucharu.

- Niech żyją! Niech żyją!

Wiwaty i czapki z głów poszybowały w rozgwieżdżone niebo. Wesoła muzyka porwała serca wszystkich rozradowanych mieszkańców, biednych i bogatych, oczami już pałaszujących pyszne dania i delektujących powonieniem niewybredne trunki.

Tymczasem Volter przedstawiał Stirlandczykom siedzących z nimi przy stole biesiadników.

- Herr Bartfelt – wymieniony starszy pan wzniósł wykwitną laskę zakończoną głową złotego lwa w geście salutu. – Major Wesslagerbergu. Myślę, że kochał ta laskę bardziej od nieboszczki małżonki – szepnął Volter – nigdy się z nią nie rozstaje. – zażartował.

- Herr Pfulger. – wskazał na statecznego jegomościa. – Miejscowy bankier wraz z małżonką Beatrice.

- Herr Bolster, młynarz – mężczyzna musiał był wielki jak dąb za młodu – wraz z żoną Klarą.

- Oraz wreszcie Eliza Wagner. – żona naszego lekarza, jedyna kobieta w historii miasta, która kiedykolwiek zasiadała w Radzie Starszyzny. – szepnął dyskretnie. – Moje kondolencje szanowna pani Elizo – odezwał się głośno do kobiety. – Ufam, że małżonek wkrótce odnajdzie się cały i zdrowy. – Wagnerowa ze smutną miną przyjęła dobre słowo przymykając powieki. – Lepiej nie drążyć owego tematu przy niej. – poradził Volter Biberhofianom. – Nieboga pozierać się nie może po zaginięciu jej męża, którego już nie ma od kilku dni.

Przedstawiona śmietanka Weisslagerbergu wedle słów Voltera, jako rada Starszyzny, odpowiedzialna była za miasto oraz ścieżki przyszłości dbając o przyszły rozwój społeczności.

- Dzięki ci składamy Sigmarze, za dary, którymi raczyć się będziemy, ku twej nieustającej chwale. Pobłogosław nam i całemu Imperium. – po krótkiej modlitwie Voltera uczta została uznana za oficjalnie rozpoczętą, a wielu miejscowych wykonało również znak Taala.




Nie minęły dwa kwadranse, gdy bystre oczy Biberhofian wyłowiły chodzących między stołami dwóch znajomych sylwetek. Arno Hammerfista i Alexa Ohlendorfa. Przyjaciele, jeszcze przed zmrokiem, nie mieli problemu z dostrzeżeniem zostawionego znaku na rozstajach, a później ich tropem dotarli na miejsce leśnej potyczki z wilkami i dalej ku Weisslagerbergu.




Podczas uczty Volter zwrócił się do Herr Pfulgera.
- Jak ci się mieszka w posiadłości Halveschlussena mój drogi? – wznosząc puchar wina.

- Lepiej niż staremu mieszkało się kiedykolwiek. – odparł sucho młynarz, a widząc, że te słowa wywołały pewien dyskomfort przy stole. – Morze zachowaj jego duszę. – dodał, aby naprawić nietaktowne słowa względem zmarłego.

- Straszliwy sposób na umieranie… - Bartfelt westchnął z naprzeciwka.

- W rzeczy samej. – skwitował Volter i odwrócił się dyskretnie ku Stirlandczykom.

- Stary Halv, w którego domu mieszka dzisiaj Herr Pfulger, miał nieszczęście zarazić się przerażającą chorobą. Leczył go doktor Wagner…

- Sigmarze zachowaj go… - wtrąciła Eliza.

- Niestety… - ciągnął Volter – mimo najlepszych starań medyka, Halveschlussen poddał się chorobie i został ogłoszony zmarłym.

- No i na tym skończyłaby się jego historia. – zauważył Kristof Bolster.

- Zaiste… - westchnął Volter - Niestety nasza opowieść kończy się, gdy jego trumna została wydobyta miesiąc później, podczas śledztwa prowadzonego przez naszego poprzedniego szeryfa, Herr Zweickera. Wieko trumny było podrapane od środka… - rzekł Volter unosząc brew. – Biedny Halv został pogrzebany żywcem…

Pfulger wychylił się ponad stołem.

- Teraz nigdy tak się nie stanie drodzy przyjaciele. Mamy system teraz w Wesslagerbergu zapobiegający takim wypadkom. Sznur powiązany u dzwoneczka wiedzie do każdej trumny w Ogrodzie Morra. Gdybyście kiedykolwiek znaleźli się w jednej – obrócił twarz ku Chłopcom ze Stirlandu. – po prostu pociągnijcie za sznurek, i tyle, mu was odkopiemy. – rzekł pokrzepiająco.

Volter pokiwał głową.

- Tak… Do czasu aż medycyna nie będzie idealną sztuką naukową, niestety takie środki ostrożności muszą być w użyciu.
Eliza chrząknęła cichutko.

- Bardzo was proszę… Beginnfest jest czasem ucztowania, czyż nie? Na cóż takie smutne twarze? Winniśmy skierować nasze rozmowy na weselsze tory, aby odzwierciedlić ten wyjątkowy czas.

- Ależ oczywiście moja droga. – Volter uśmiechnął się. – Zmienimy temat natychmiast. Proszę wybaczyć staremu człowiekowi jego uchybienia towarzyskie. – Moi drodzy! – zwrócił się do honorowych gości. – Nie dajcie się prosić kochani o opowieści z waszych, zapewne bogatych w przygody lat na szlakach Imperium!





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline