Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2016, 23:24   #59
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Byłaby rozdarła usta w szerokim, niekontrolowanym ziewnięciu. I byłoby to dla kuglarki coś zupełnie zwyczajnego i równie naturalnego, co krzywe uśmiechy w których rozchylała wargi. W końcu jeśli coś, lub najprawdopodobniej ktoś, ją zanudzał, to otwarcie dawała temu swój wyraz. Przecież nie miała zamiaru udawać zainteresowania, proszę. Takie uprzejmości pozostawiała dla tych wszystkich laleczek marzących o bogatych mężach, do których ser.. ekhm, spodni prowadziły głębokie dekolty i trzepotanie rzęsami. Jej nie zależało na oczarowaniu kogokolwiek. Chociaż mogłaby!

Jednak niecodzienna sytuacja wymagała niecodziennych.. ofiar. Otoczona szlachetkami i przebrana za kochanicę, musiała zapanować nad swym odruchem bezceremonialnego ziewnięcia. Jeszcze byłby się kto obraził, palcem ją wytknął i arystokratyczny gniew na nią ściągnął.
Nie będąc w stanie zapanować nad swymi ustami będącymi już w połowie szerokie rozdarcia, Eshte wspomogła się kobiecym bibelocikiem – wachlarzem. Zdobiony był straszliwie, z koroneczkami, falbaneczkami i malunkiem przedstawiającym sielankę bogatych szlachciców, więc pewno mogłaby sobie za niego kupić całkiem nowy wóz. Póki co musiała się zadowolić wykorzystaniem go do zasłonięcia swych bezczelnych warg. Pożyteczny bzdecik. Wyjaśniało, dlaczego wszystkie obecne na przyjęciu arystokratki miały ze sobą jeden.

Było to pierwsze tak duże przyjęcie na jakim kuglarka miała okazję gościć, a ku swojemu nie do końca zaskoczeniu, zwyczajnie się na nim nudziła! Nie wiedziała, po co właściwie Thaneeekryyyyyst wyjaśniał jej kto był kim na tym dworze. Przecież i tak nie miała zamiaru tego zapamiętać, nawet gdyby miała szczere chęci. A nie miała, więc czarownik niepotrzebnie strzępił sobie język

Eshte była artystką, co do czego nigdy nie pozwala mieć nikomu wątpliwości. A skoro była artystką, to nie obce jej było aktorstwo, choć daleko jej do teatrów i pokazywania się publiczności od innej strony niż kuglarstwa. Ale podstawy zakładania przeróżnych masek były częścią jej.. osobliwego wychowania. Miały jej pomóc przetrwać w trudnym świecie. A to, żeby swe występy czynić bardziej dramatycznymi, łatwiej ogrywać w karty i kości tawernianych bywalców, odwracać uwagę od swych lepkich paluszków i ogólnie odgrywać niewiniątko, bo to przecież nie ona podpaliła jaśnie panu porty, psze pana. Teraz zaś, na przyjęciu urządzonym w zamku okazywało się, że potrafi ona także przeobrazić się w kochanicę arystokraty! Nie było to wprawdzie coś, czym mogłaby się chwalić wśród innych artystów równie wszak pogardzających dostatnim i entelegenckim życiem wysoko urodzonych, ale jeśli od tego zależało jej przeżycie do następnego dnia, to mogła się poświęcić.

Starała się, lecz mimo to nadal nie zachowywała się jak przykładowa damulka. Nie wystarczyło wcisnąć jej w drogą suknię, aby jak za pstryknięciem palców pozbawić jej krnąbrnej i beztroskiej natury kuglarki. Dlatego kiedy „jako kochanica Thaaneeekryyysta„ śmiała się w towarzystwie, to czasem trochę zbyt głośno i zbyt otwarcie, ale przynajmniej z rozbawienia wino nie szło jej nosem. Uśmiechała się nieco za szeroko, szczerząc przy tym ząbki, a i jej gesty pozostawiały trochę do życzenia, będąc bardziej bezpośrednimi wobec czarownika niż zmysłowymi. Aczkolwiek zaciskane w rozdrażnieniu piąstki skutecznie chowała pod stołem, lub palcami wczepiała się kurczowo w falbany sukni. Wielkim sukcesem jednak było, że powstrzymywała w sobie przemożną chęć parsknięcia i żartowania na widok co poniektórych perełek paradujących po balowej komnacie.









Nabrzmiałego, czerwonego nochala jakiegoś szlachcica. Wielkiego brzucha dalece wyprzedzającego innego elegancika. Cudacznie wymalowanej matrony, albo jej przyjaciółki, w której fryzurze chyba kilka ptasich pokoleń uwijało swe gniazda. No niejeden cyrk mógłby tutaj znaleźć pokraczne atrakcje do swych występów. A to jeszcze nie były wszystkie cudaki! Wystarczyło tylko spojrzeć wzdłuż biesiadnego stołu, żeby..

Zaraz, zaraz.
Przymrużyła czujnie oczy, aby spod długaśnych rzęs dokładniej zapatrzeć się w ten jeden punkt, który zdołał zaskarbić sobie jej zainteresowanie. A nie było to nic przyjemnego. Ani tort będący dziełem cukiernictwa, ani ciężka kolia otulająca szyjkę jakiejś naiwnej szlachcianki, ani nawet śliczniutka głową Pierworodnego nabita na kopię ( utwardzoną, a jakże ) jednego z rycerzyków. Nie, nie. Tam, daleko inny widok przykuł uwagę Eshte.


Paniunia


Oczywiście, że musiała zostać zaproszona na to przyjęcie. I nie byłoby w tym nic strasznego, spokojnie dla elfki mogłaby się zgubić w tłumie i nie wyściubiać z niego nosa aż do końca. Ale nie, ta musiała tak otwarcie spoglądać w tym kierunku. Bezczelna dziewucha. Pewno swym małym rozumkiem nie potrafiła objąć jak „strach na wróble” przeobraził się w taką elfią księżniczkę i już szykowała sposób, aby przypodobać się swojemu „słodkiemuThaneeekryyystoowi. Niedoczekanie. Nie było dla kuglarki ważne, że jasnowłosa była jakąś tam.. no.. że miała jakieś fikuśne tytuły, a na dodatek była spokrewniona z.. z.. z kimś innym o jeszcze większej ilości tytułów. Wtedy w komnacie zachowała się gorzej niż niejedna wieśniaczka! I teraz znów należało jej podetrzeć ten wysoko trzymany nos. Jej histeria byłaby rozrywką jakże o wiele zabawniejszą niż ci kuglarze i roznegliżowane kobiety zabawiający na przyjęciu.

Eshte na dłużej przyłapała jej spojrzenie. Specjalnie, aby tylko pokazać tamtej język w mało eleganckim geście, a potem posłać drwiący uśmieszek. Następnie odwróciła od niej główkę i pochwyciła ciastko z najbliższej srebrnej patery. Kuszące ciastko, z dużą ilością słodkiej śmietany puszystej niczym chmurka. Wgryzienie się w nie spowodowało, że odrobina tej bieli pozostała w kąciku warg całkiem tego świadomej elfki. Akurat brudzić się to ona potrafiła, chociaż zwykle w celach wyższych.






Przez cały ten wieczór udało jej się także kilka razy podejrzeć zagrywki stosowane przez inne.. uh, kochanki. Dobrze widziała jak podtykają swe biusty pod męskie nosy, jak chichoczą głupiutko, jak zachwycają się każdym słowem swych panów i pozwalają klepać się po pośladkach. Obrzydliwość. Nie miała zamiaru robić niczego takiego, ale przynajmniej jedna ich sztuczka nie od razu miała uczynić z niej byle lafiryndy. Wystarczyło lekko przekręcić się ku mężczyźnie – o tak – a potem wdzięcznie założyć jedną nogę na drugą, aby miał łatwy widok na jej kolana i zalążek ud. Ależ te wysokie obcasy wydłużały jej nogi...

-No, no, to bardzo ciekawe i w ogóle, ale skupmy się na tym co najważniejsze -mruknęła do Thaneeekryyyystaaa nadal zajętego próbą oświecenia swej towarzyszki w temacie imion i tytułów wszystkich arystokratów zebranych w komnacie. Naiwny. Odłożyła niedojedzone ciastko na swój talerzyk, ani myśląc o wytarciu jego pozostałości ze swych ust - Nie przyznałeś jeszcze jak ładnie wyglądam. Istna elfia księżniczka, co nie? Brakuje mi tylko magicznej biżuterii i jednorożca.

-Elfia księżniczka? Takie są tylko… w bajkach…
- zdziwił się zaskoczony jej słowami czarownik i zerknął wprost na oblicze kuglarki.- I czemuż miałbym stwierdzać oczywistość? Przecież ty nie lubisz komplementów i wystroiłaś się, jedynie po to by wpasować się w tą całą maskaradę. A nie po to bym ci kadził do uszka kolejne słodkie słówka. I ubrudziłaś się. Doprawdy, jakbym się małym dzieckiem zajmował…
Nie umknęło jej spojrzenie mężczyzny muskające nie tylko jej twarzyczkę, ale i dekolt i nogi. Nie umknął błysk zaintrygowania w oczach Thaneeekryyystaaa. Ale jakoś nie zmieniły one faktu, że mag traktował ją jak… swoją podopieczną, a nie kochankę. I to na oczach podchodzącej powoli Paniuni! Taki wstyd! Czy ona musi mu wszystko mówić wprost?!

-Oh... -kuglarka pochwyciła za najbliższą serwetkę, aby nią wytrzeć kącik swych warg. Tyle, że niewłaściwy. Ale zadowolona znów wróciła spojrzeniem do czarownika -Już?

Nie czekając na odpowiedź, bo przecież sama znała ją bardzo dobrze, Eshte nachyliła się lekko ku niemu. Szczęśliwie, ruch ten nie był aż tak niebezpieczny dla całego świata jak jej wcześniejsze pochylanie się przed lustrem, bo przecież nie chciała wywołać w Thaaneekryyście aż takiej reakcji. Także i bez planowania, bo i nie była żadną uwodzicielką, otuliła go zapachem perfum jakimi służka pokropiła jej skórę.

-To powinieneś mi chociaż powiedzieć jak dobrze się wpasowałam pośród te wszystkie inne szlachciurki i kochanki, a przecież wcale nie było łatwo! Chociażby za samo wbicie się w ten gorset powinieneś mnie zasypywać pochwałami. I biżuterią -oczka jej błysnęły chciwie, ale dostrzeżenie ich kącikami nadchodzącej Paniuni zgasiło w elfce chęć pociągnięcia tego tematu. Będzie ku temu czas później -Ja muszę odgrywać Twoją kochankę, ale czy i Ty nie powinieneś w takim razie udawać zachwyconego mną Wielkiego Czarownika? Jesteś mało wiarygodny.

- W sumie masz rację moja droga. Ale uznałem że nie masz ochoty się aż tak poświęcać
- stwierdził w końcu czarownik i nachylił się bardziej. Poczuła jak muska czubkiem języka kącik jej ust, tak jak zaplanowała. W końcu zrozumiał. Elfka mruknęła zmysłowo w odruchu zadowolenia i… zaczerwieniła się. Bo ta pieszczota języka na kąciku jej ust, ta dłoń pieszczotliwie wodząca po jej kolanie.. Serce walić zaczęło jej mocniej, usta instynktownie rozchylały się do pocałunku, wszak nie pierwszego w jej życiu, ani nawet nie pierwszego z Ruchaczem.
-Wyglądasz przepięknie, uroczo… cudnie… - ten jednak nie pocałował jej, tylko mruczał muskając wargami kącik jej ust, policzek… przesuwając się ustami szpiczastemu uszku kuglarki - Gdybyśmy byli sami zasypałbym cię pocałunkami, pieścił ustami stopy, uda… wielbił cię jak twój niewolnik, wychwalał twą urodę i błagał o łaskawe spojrzenie twych fioletowych oczek.

Jego słowa pieściły jej próżność, jego język zabrał się za śmiałe pieszczoty jej uszka. A ona drżała mimowolnie, prężyła dumnie piersi jakby instynktownie oczekując że i nimi język maga w końcu się zajmie. To co robił wszak było takie nowe i takie przyjemne i… Eshte czując jak jej serce bije mocno i szybko, biust próbuje wyrwać się z ciasnych oków gorsetu przy każdym oddechu, a jej ciało robi się coraz bardziej cieplutkie, stwierdziła że sytuacja wyrywa się spod jej kontroli. Widziała też kątem oka, że Paniunia czerwieni się na widok takiej zażyłości między nimi. Nie potrafiła zgadnąć jednak czy z gniewu czy też z zawstydzenia. Spowolniła krok nie chcąc najwyraźniej wtrącać się tak lubieżną sytuację.

No niechże ona się pośpieszy! Niech szybciej przebiera tymi swoimi chudymi nóżkami! Przecież Eshte nie bierze udziału w tej scence dla swojej przyjemności, a żeby utrzeć tej nosa i znów przyprawić o atak histerii! Wcale ją nie cieszyło, że staje się ofiarą ( znowu! ) lubieżnych zachcianek Ruchacza. A jeśli już zdążył wypić wystarczająco dużo tutejszych trunków, to mógł znów się zacząć dziwacznie zachowywać i kleić się do niej, jak wtedy na przyjęciu u Ery. Prawda, czuła przesadne gorąco i nawet drżała, ale.. ale to tylko przez wzbierające w jej ciele obrzydzenie i furię! W końcu jedyną właściwą reakcją teraz byłoby zdzielenie go piąstką w szczękę... ! Jednak nie mogła tego zrobić, nie na oczach wszystkich zebranych tu arystokratów. I dlatego aż się w niej gotowało, co nierozsądnie mogła pomylić z ekscytacją. Ekscytacją wobec tego parszywca! Musiała być jakaś jego magia, albo własne ciało elfki płatało jej takie psikusy.

Z policzkami płonącymi czerwienią kuglarka pochwyciła tę śmiało sobie wędrującą dłoń Thaaaneekryyysta. Coś za bardzo wczuł się w nową rolę, a mimo wszystko nawet publiczne zażenowanie Paniuni nie było warte pozwalania mu na zbyt wiele. Już i tak będzie potrzebowała kolejnej długiej kąpieli.
-Mam nadzieję, że czarownikiem jesteś lepszym niż aktorem, bo inaczej sama mogę się rzucić Pierworodnemu w ramiona. Twoja gra jest nazbyt wyzywająca, czarusiu, nikt w nią nie uwierzy.. - szepnęła w znany sobie, kąśliwy sposób. I uśmiechnęła podobnie, co z boku jednak mogło być odebrane jako jej.. uh, wyraz radości na działania mężczyzny.

-Doprawdy? Widać nie poznałaś jeszcze jak wyzywający mogą być mężczyźni.- mruknął czarownik i cmoknął ją w czubek nosa. A potem pocałował w usta, mocno i namiętnie. Czas się zatrzymał przy tym pocałunku. Wszystko na moment gdzieś znikło, była tylko przyjemność. Na moment, był tylko ten pocałunek i przyjemność. Co właściwie chciała zrobić? Czemu miałoby to znaczenie? Zapomniała o tym co było przed, po. Liczyło się tu i teraz. Liczyły się muskające się nawzajem języczki.

-Hmmm…- inny odgłos wreszcie wyrwał ją z tego stanu rozmarzonego osłupienia, tak nie pasującego do butnej Eshte. Ani chybi magia lubieżnika, którego usta własnymi dotykała.
Kuglarka spojrzała nieco rozmarzonym spojrzeniem na przeszkadzającą im osóbkę, co było oczywiście dowodem jej wielkich zdolności aktorskich, a nie efektem pocałunku! Naprawdę!

- Ach, moja droga.- rzekł nieco zmieszanym głosem szlachcic spoglądając na blondynkę, która pojawiła się przed nimi i wydała owo chrząknięcie. Paniunia wreszcie zakłóciła im tą małą idyllę, dając czas kuglarce na uspokojenie oddechu i zebranie się do kupy.
- Nie przedstawiłeś mi swojej przyjaciółki drogi Tancriście.- rzekła dumnie bynajmniej nie wpadając w panikę za to “zabijającEshte zimnym spojrzeniem swych oczu. Wielokrotnie i na różne sposoby.
- No tak, pozwól że przedstawię ci Eshtelëę.- stwierdził uprzejmie Tancrist po czym rzekł.- Eshte poznaj…
- Ona wie z kim rozmawia. Myślałam, że… Uważałam że masz lepszy gust jeśli chodzi o kobiety.
- odparła dziewczyna.- Ta niewychowana lafirynda jest poniżej ciebie mój drogi. Mógłbyś…
-Henrietto… wiesz dobrze, że nie jest właściwym, by nauczyciel i uczennica. Poza tym dobrze wiesz, że to tylko zadurzenie. Twój ojciec…
- stwierdził spokojnie Tancrist, a blondynka wybuchła gniewem.- Mój ojciec nie ma tu nic do powiedzenia, a ona… w czym ona jest dobra?!

„W działaniu na nerwy, oto w czym jestem dobra, Paniuniu
-pomyślała Eshte z dziką złośliwością. Ah, dramat. Myślała, że samotnie będzie musiała zagrać na nosie tej szlachcianki, lecz czarownik okazał się być przydatnym part.. nie, towarzyszem. Bez zawahania w jednej chwili roztrzaskał jej marzenia, co było po prostu rozkosznym widokiem! Pozwoliło kuglarce skupić się na czymś innym niż.. niż.. ponowne wykradzenie pocałunku przez mężczyznę! Najgorsze było to, że jeszcze teraz czuła na język smak pitego przez niego wina..

-Thaneeekryyyście, kim jest ta kobieta? -zapytała z niewinnością w głosie i na twarzy, chociaż chwilę wcześniej, kiedy czarownik gorączkowo tłumaczył się Paniuni, elfka zaś szczerzyła się do niej chytrze. Teraz jednak spoglądała w niezrozumieniu, to na niego, to znów na jasnowłosego intruza -I czemu krzyczy, czemu mnie obraża, chociaż ja jej nawet nie znam?

- Ma swoje powody.
- odparł ugodowo Tancrist próbując zapanować nad sytuacją.
- Oczywiście że mam, ta ladacznica mnie obraziła.- burknęła Henrietta, a czarownik pokiwał ze zrezygnowaniem głową. -Eshte ma swoje humorki, ale cóż… temperamencik ma swoje zalety. Nie przejmuj się tym jednak.
-Och, to może sprowadzę paru moich znajomych szlachciców. Z pewnością chętnie zapoznają się z jej temperamencikiem. A i ją parę uderzeń bykowca nauczy zachowania.
- rzekła Henrietta całkowicie i ostentacyjnie ignorując Eshte. Co gorsza, Tancrist podobnie postąpił, acz - Zabraniam ci Henrietto, ona należy do mnie. Jest moją przyjaciółeczką i jeśli ty albo… któryś z twoich wielbicieli spróbują jej zagrozić..!
-A ja się nie liczę?
-wybąkała smutno Paniunia, a mag pogłaskał ją po policzku.- Ależ oczywiście że się liczysz. Bardzo liczysz… ale wiesz jaka jest sytuacja na dworze obecnie. Tyle nerwowości i kłopotów. Ona nie ma ojca, który grozi mi katem jeśli zbliżę się do ciebie za bardzo.

Zaraz, zaraz. Coś tutaj zdecydowanie nie grało.
Dlaczego Thaneekryyyyyst nagle dotykał policzka tej laleczki?! Gdzie roztrzaskiwanie jej marzeń i pragnień, gdzie bycie zimnym łajdakiem wobec niej?! Nie, nie, tego momentu nie było w scenie zaplanowanej przez Eshte! Nie to, żeby była zazdrosna, haha, ale ktoś na przyjęciu mógłby zacząć powątpiewać w jej kunszt kochanki ( nawet jeśli tylko teoretycznej, oczywiście ), skoro on się tak otwarcie mizia z inną kobietą!
Koniec tego dobrego.

Wstała więc gwałtownie, co wcale nie było łatwe w butach na tak wysokich obcasach, a następnie stanowczo pochwyciła za dłoń Ruchacza, zamykając ją w swoim własnych. A był to stalowy uścisk, którym najprawdopodobniej pragnęłaby złamać mu każdy jeden palec. Ale jedyne co mógł on poczuć poza jej wątpliwą siłą, było mrowienie strzelających w jej krwi iskierek magicznych. I znów – przecież, że nie z zazdrości! Było ku temu na pewno inne wytłumaczenie, ale teraz Eshte nie miała głowy, aby go poszukiwać!

-Mój dzielny rycerz.. -wymruczała z czułością, choć wewnątrz zwijała się z obrzydzenia. Chyba sama zaczynała już być zbyt wiarygodna w tym odgrywaniu wielkiej zażyłości z czarownikiem. Będzie musiała później kilka razy go uderzyć, wyśmiać, skrytykować i podrażnić, aby wrócić do zwykłej codzienności.
Łaskawie zwróciła spojrzenie na Paniunię, odkrywając przy tym jak pożytecznymi są te buty. Pozwalały jej unosić podbródek jeszcze wyżej niż dotąd -Ale czy to już wszystko? Jesteśmy przecież tutaj, aby się dobrze bawić, a nie wysłuchiwać krzyków i płaczów. Chciałabym wrócić do tego co nam przerwano..

- Och… a cóż to wam przerwano?
- mruknęła powątpiewającym tonem Paniunia.- Z pewnością nic ważnego. Idź zawracać głowę komuś innemu. My dwoje rozmawiamy teraz na ważne tematy, więc oddal się na bok, albo zamilcz ty… wątpliwego uroku tyczko.

-O tak, łkanie jakiejś rozkapryszonej Paniuni, ciężko sobie wyobrazić coś ważniejszego dla Thaaneekryyysta. Albo jakiegokolwiek innego mężczyzny
-Eshte parsknęła nieprzyjemnym śmiechem, który niewiele miał wspólnego z prawdziwym rozbawieniem, a więcej z kpiną. Mało subtelną, ale też wcale nie starała się jej ukrywać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko Paniunia trzymała za zębami ten swój jadowity języczek, ale tak sprawiła, że maska uległej i czarującej elfiej kochanki zaczęła pękać. Musiało się to w końcu zdarzyć, kuglarka nie była ucieleśnieniem cierpliwości.

-Ale to smutne, że musiałaś tutaj przyjść i mu się narzucać, aby w końcu zwrócił na Ciebie uwagę. Gdyby był Tobą zainteresowany, to sam by Cię znalazł, prawda? -zapytała litościwym tonem, prawie jakby rzeczywiście ten widok przyprawił ją o przygnębienie. Przygnębienie zaślepieniem tej laleczki.

-Tancriście… jak znudzi się ta niewychowana wywłoka pozbawiona gustu, stylu i gracji, to może łaskawie pozwolę ci ze sobą porozmawiać. Może.- burknęła Paniunia torturując zapewne w myślach kuglarkę w najbardziej brutalny ze znanych jej sposób. Potem odwróciła się na pięcie i ruszyła energicznie, zbierając w sobie resztki poobijanej dumy.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem