Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2016, 23:40   #60
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Ty to lubisz sobie robić wrogów, prawda?- spytał retorycznie Tancrist , gdy Henrietta oddaliła się poza zasięg słuchu.

-Ona zaczęła -burknęła Eshte, wcale nie czując się winną tej sytuacji. Prędzej była stroną pokrzywdzoną!
Uświadamiając sobie, że ciągle ściska dłoń mężczyzny, pośpiesznie ją puściła pewnie mając nadzieję, że ten nie zauważył tego gestu. Jeszcze tylko jej brakowało dawać mu więcej powodów do drażnienia się z nią.
-Ja byłam grzeczna, to ta Paniunia zaczęła mnie wyzywać. Nie wyobrażaj sobie, że będę siedziała cicho, kiedy taka damulka mnie obraża bez powodu -usiadła z szelestem sukni, w pierwszej chwili odruchowo bardziej po męsku, nim poprawiła się wdzięcznie zakładając nogę na nogę -Dobrze, że uciekła. Inaczej zaraz skończyłaby z ciastem na twarzy.

-Taka damulka ma pachołków, którzy za ta ciasto obiliby ci kuferek kijami. I to że masz rację, nie zmieniłoby faktu, że na końcu to ciebie zadek by bolał. Czasami lepiej zamilknąć niż zapalczywymi słowami robić sobie więcej kłopotu.
- dłoń czarownika pieszczotliwie pomiętosiła jej czuprynę. Niby nie powinna narzekać, lepsze to niż ściskanie pupy czy chwytanie za jej piersi. Ale czy zauroczony nią mężczyzna nie powinien się wobec niej zachowywać inaczej? Była wszak teraz traktowana jak uczennica czy przyjaciółka z dzieciństwa. Nie miała być przypadkiem jego kochanicą?

-No, ale ja mam Ciebie -odparła kuglarka, zbyt późno uświadamiając sobie, że nie zabrzmiało to tak jak chciała. Miało to być wszak podkreślenie, że to nie ona należy do niego, ale on do niej, a wyszło.. uh, jak gdyby w grę wchodziły tu jakiekolwiek ckliwe uczucia. Obrzydliwość.
Musiała to poprawić, więc zaraz dodała tonem głosu karykaturującym niedawno wypowiedziane przez niego słowa, którymi sam ją zadziwił -Czyż nie jestem Twoją przyjaciółeczką? Nikt nie może mnie nawet tknąć, ani ta Paniunia, ani jej pachołki, bo spopielisz ich ognistą kulą, co nie? Właściwie.. -wargi Eshte rozciągnęły się w paskudnym uśmieszku, zdradzającym jej diabelskie myśli. Rozejrzała się wokoło -To chciałabym to zobaczyć. Gdzie ta lalunia polazła..

-Przypuszczam, że to nie jest dobry pomysł. Mało ci kłopotów z twym elfim adoratorem, chcesz być jeszcze obiektem zemsty obrażonej szlachcianki? Przecież ja nie zawsze będę przy tobie. Pod kołderkę mnie nie schowasz, ani do wozu nie wpuścisz.
- stwierdził pobłażliwym, acz mentorskim tonem mag.

-Nie znasz się na zabaaaaawieeee – zajęczała kuglarka, mając już dość bycia ciągle pouczaną przez czarownika. Nie była przecież jakąś jego uczennicą, ani podopieczną, była.. była.. no, nie wiedziała właściwie kim dla niego. Rozrywką? Dostarczała mu powodów do śmiechu? Traktował ją jak jakieś swoje zwierzątko, które mógł tak klepać po głowie? Elfi eksperyment? Bo jako kochanicy na pewno jej teraz nie traktował!
Na pociechę upiła kilka łyków wina z kielicha. Potem łokieć wsparła o stół, a podbródek na dłoni, i w takim pochyleniu zerknęła podejrzliwie na Ruchacza -A może Ty to byś wolał, abym sobie poszła i zostawiła Cię z nią, co? Lubisz takie rozhisteryzowane damulki rzucające wyzwiskami nie gorzej niż byle ulicznice?

Tancrist usiadł obok elfki i zamyślił się.- Sam nie wiem. Mógłbym to pewnie zgrabniej ułożyć. Henrietta jest miłą dziewczyną z charakterkiem jak i ty, ale jeśli się ją nie głaszcze pod włos, bywa naprawdę urocza. Niestety, za bardzo martwiłbym się o ciebie, gdybym cię puścił samopas pomiędzy szlachtę.
Upił wina dodając cicho.- Dla ciebie to tylko nudne przyjęcie nobili, lecz prawda jest inna. To pole bitwy i za każdym murem zębów są przygotowane miecze języków gotowe wymierzać zdradzieckie ciosy.

-Doprawdy?
-raz za razem mocząc wargi w szkarłatnym trunku, Eshte rozejrzała się najpierw w jedną stronę wzdłuż stołu, a potem w drugą. Następnie bez większego skupienia omiotła spojrzeniem resztę tłumu tworzącego w komnacie masę pełną koronek, falbanek, pończoch i mocnych perfum. I błyszczącej biżuterii. To o świecidełka tutejszej szlachty powinien się martwić Thaaaneeekryyyst, a nie o nią.
-To bardzo osobliwe pole walki. Widzę na nim tylko szlachciców zażerających się jedzeniem, wdzięczące się do nich kochanki i dumnie paradujące arystokratki -stwierdziła z pewną ostrożną wątpliwością wobec jego słów -Z kim takim razie Ty tutaj wojujesz? Będzie ognista kula?

-Tylko z pozoru. Być może w tej chwili toczy się rozmowa, której efekt poczujesz za tydzień czy dwa. Ograbiona i sponiewierana, uciekająca z miasta, które właśnie jest podbijane, a w którym się przez przypadek znalazłaś. Być może w tej chwili jest ustalane prawo, zmieniające wszystkie elfy w danej baronii, w tym przyjezdne, na niewolników. I wtedy ty tak możesz skończyć, moja droga Eshte.
- wyjaśnił nieco ponurym tonem czarownik rozglądając się dookoła.- Owszem, te rozmowy mogą wydawać się niewinne, ale ich skutki mogą być poważne i dotykające ciebie osobiście. A ja…- wskazał palcem na starca siedzącego przy władcy, tego brodatego czarodzieja tak wyróżniającego się na tle konkurencji, bo… wyglądał jak czarodziej.- Wziąłem się za łby z nim. I na razie mamy impas. Wspiera mnie w tym boju Zygryf i zakon Peruna. Zabawne czyż nie?

Elfka zapatrzyła się w kierunku wskazanym przez mężczyznę, otwarcie przyglądając się tamtemu czarodziejowi. Jeśli tutejsza komnata Thaaaneekryyysta odzwierciedlała wszystkie zasłyszane przez nią plotki o magach, to właśnie tamten brodacz musiał im dać swój początek. Tylko w jeden sposób mógł jeszcze podkreślić swoją.. czarodziejskość – wskoczyć na stół zajmowany przez zakonników i krzyczeć radośnie „Jestem czarodziejem! Tutaj, tutaj!”.








Eshte byłaby pierwsza do bicia braw na taki widok.

-Nooo, ten to wygląda, jakby mieszkał w wysokiej i ponurej wieży, za swoje zwierzątko miał smoka, a skrycie wzdychał tęsknie do pięknej księżniczki -podsumowała w końcu, całkiem przekonana o trafności swych podejrzeń -A wojujesz z nim przez.. -pamiętała o zniżeniu głosu do szeptu, coby żaden z pobliskich szlachciurek nie mógł usłyszeć -Przez ten sekret, co do którego każdy z was ma inne zdanie, czy może chcesz zająć jego miejsce przy tym tam o srogim spojrzeniu?

- Tylko z powodu sekreciku. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ moja droga. Dziś jest się przy uchu władcy, jutro można trafić do baszty głodowej.
- wyjaśnił czarownik ironicznie.- Zdecydowanie lepiej jest wziąć los we własne ręce. Tak jak ty zrobiłaś, Pupcio. Oczywiście, co innego miejsce przy uchu władcy, co innego pod twoim kocykiem. Nad tą drugą posadą może bym się zastanowił, gdybyś była bardziej przekonująca.

-Oh, ale ja jestem wystarczająco przekonująca! Na tyle, aby tęskno wzdychające do Ciebie szlachetne paniunie czuły się przeze mnie zagrożone. A przecież ani nie urodziłam się z tyłkiem tak wysoko jak one, ani tym bardziej nie jestem Twoją kochanką! -parsknęła kocio Eshte, w końcu sama ta myśl była niedorzeczna, a już ubrana w słowa stawała się całkiem absurdalna. Kuglarka lekko skinęła filigranowym kieliszkiem w stronę Thaaaneeekryyysta, dodając z krnąbrnym uśmieszkiem -Wygraną to raczej mam w kieszeni.

- Och... doprawdy? Czy to właśnie z powodu tej pewności zaciskałaś tak mocno paluszki na mej dłoni, jakbyś się bała że Henrietta porwie mnie ze sobą?
- zapytał cicho czarownik wywołując autentyczne speszenie się kuglarki.
-Poza tym, Henrietta nie jest zagrożeniem. Bo nie jest kusicielką. Ma urodę, ma dobry gust i świetnych krawców, ale… podobnie jak ty nie potrafi wykorzystać tych atutów. Są na tej sali znacznie lepsze w tej materii kobiety.- dodał po chwili - Prawdziwe kusicielki umiejące oplatać sobie mężczyzn wokół palca. I nie wszystkie z nich są kurtyzanami.

-Nooooo...
-zamruczała niepewnie Eshte, którą czarownik nieco zbił z tropu tymi słowami. Oh, ale tylko na krótki moment. Nie byłaby sobą, tą elfką o ciętym języku, gdyby nagle zamierała i traciła głos przy takim byle Ruchaczu. Ostentacyjnie rozejrzała się naokoło w poszukiwaniu tych zjawiskowych istot o jakich mówił, po czym rzekła -Ale jakoś nie widzę, aby któraś z nich się Tobą interesowała.
I znów się uśmiechnęła pobłyskując ząbkami, w których dla większego efektu tylko brakowało tego jednego o złotym lub srebrnym blasku -Ładnie sobie zmyśliłeś te swoje przechwałki o byciu tak pożądanym przez wszystkie kobiety. Ale służka pewnie też wykonała dobrą robotę wciskając mnie w tę suknię.

-Nigdy nie powiedziałem, że jestem pożądany przez wszystkie kobiety, a już na pewno nie stąd. Co innego mieszczanki, tam moje pochodzenie kusi, tu…
- machnął dłonią czarownik wskazując na jedzącą, pijącą i politykująca szlachtę.-... tu są znacznie lepsze partie niż ja. Poza tym, naprawdę chcesz przejść po przyjęciu, by powalczyć o mnie z jakąś inną Henriettą? Czyżbyś pragnęła pokazać wszystkim, że tylko ty rościsz sobie prawa do mego łoża? Jakiż w tym sens, i tak byś nie potrafiła z tych “praw” właściwie skorzystać.

Kuglarka obrzuciła go ostrym spojrzeniem, takim które mogłoby zabijać. I powinno za to co powiedział.
-Nie schlebiaj sobie tak -syknęła próbując zdusić w sobie przemożne pragnienie uderzenia go, bo przecież coś takiego na pewno nie uszłoby niczyjej uwadze. Miała być delikatna i śliczna.. czyli całkiem inna niż na co dzień. Strzelenie go palcami w szkiełka także nie wydawało się być właściwym. Zadowoliła się więc mocnym szturchnięciem go w nogę jednym ze swoich zdobionych bucików.
-Jestem artystką, a to wszystko tylko grą. Byłoby przecież dziwnym, gdybym jako Twoja kochanica pozwalała jakimś innym kobietom zbliżać się do Twoich klejnotów, co nie? -wytłumaczenie w uszach Eshte brzmiało nie najgorzej. Rzucone od niechcenia, z wyraźną goryczą za zmuszanie jej do takich poniżej. Wzruszyła ramionami - A że mogę przy okazji utrzeć nosa arystokratkom, to tylko mi osładza tę niewdzięczną rolę.

-Powściągnij jednak te zapędy do ucierania nosów, bo ktoś może w końcu i tobie nosek utrzeć. Miałaś się też nie rzucać w oczy możnych i nie przyciągać skandali
.- przypomniał czarownik rozglądając się czujnie.- Miałaś być uroczym kwiatuszkiem, ale tylko jednym z wielu uroczych kwiatków na tej sali…

Czy naprawdę miał czelność ją pouczać?! On, Thaaaaneeekryyyst, z którego winy przecież teraz siedziała wciśnięta w gorset, otoczona wystrojonymi szlachciurkami obwieszonymi cenną biżuterią, której.. nawet nie mogła tknąć, bo on jej pilnował! Wcale nie chciała się tutaj znaleźć, a już tym bardziej nie miała ochoty na odgrywanie przymilnej kochanicy!

Ale niczego takiego nie powiedziała na głos, chociaż kusiło. Niezwykle kusiło. Jedynie siedziała w milczeniu, jak skruszona jego słowami, z każdym łykiem wina przełykając także cisnące się na jej usta niewybredne odpowiedzi. No, ale takie nie byłyby godne eleganckiej i pełnej gracji kochanki, prawda?
W końcu ze stuknięciem odstawiła kieliszek i pochwyciła w dłoń widelczyk. Spojrzała na czarownika spod wachlarzy długaśnych rzęs, aby głosem słodkim niczym miód wręcz spływającym jej z warg, zapytać -Czy chciałbyś może trochę ciasta, mój rozkoszny czarusiu, najpotężniejszy z magów i najprzystojniejszy z mężczyzn, w którego blasku mam zaszczyt się pławić?

-Tak brzmisz… odpowiednio.
- stwierdził z ironicznym uśmiechem Tancrist i westchnął.- Chcę, aczkolwiek jeśli masz wobec tego ciasta i mojej twarzy podejrzane plany, to zachowaj je na inną okazję. Nie chcemy by ktoś zwracał na ciebie nadmiernej uwagi… ani na malunek, który nosisz na szyi.

-Oh, ależ ja nie wiem o czym mówisz, mój drogi
-zaświergotała Eshte robiąc przy tym najbardziej tępą minę jaką potrafiła i próbując tym upodobnić się do tak wielu laluń wydymających usteczka w wątpliwej zachęcie dla męskiego rodu.
Następnie nałożyła na swój talerzyk ciastko obfite w krem i wisienki, na którego widok aż zaczynały boleć zęby. Zaczęła je przekrajać widelczykiem.
-Otwórz usta, zamknij oczy, moje słońce -powiedziała z chichotem, znów mocno głupiutkim. Jak tylko elfka chciała, to potrafiła być po prostu idealną damulką!

-Co ja mam z tobą zrobić… - westchnął czarownik i o dziwo, postąpił zgodnie z jej zaleceniami. Zamknął oczy i otworzył usta.

Złowieszczo zalśniły iskierki w fiołkowych oczach Eshte, będące jedyną rysą na jej tak „przekonującej” grze aktorskiej. Przecież nie można byłoby niczego zarzucić jej nagłemu wdziękowi, temu zachwytu z jakim zwracała się do swojego Pana i Władcy oraz jej oddaniu, kiedy sama widelczykiem zamierzała go nakarmić słodyczą. No.. może tylko kawałek, który ukroiła z ciastka był trochę zbyt duży jak dla maga, ale też i on skrycie mógł być wielkim łakomczuchem, prawda? A o tym tylko ich dwójka mogła powiedzieć, tylko on i jego wierna przyjaciółeczka.

Uniosła na widelczyku duży kawałek, do którego o wiele lepiej pasowałaby łycha stołowa, po czym.. bez choćby słówka ostrzeżenia, wpakowała go Thaaaneeekryyystoowi do ust! W całości, jednocześnie przy tym brudząc mu usta klejącym kremem.
-Możesz się na przykład udławić.. -wymruczała cicho, z tym ciągłym uroczym uśmieszkiem rozciągającym szeroko jej wargi. Ucieleśnienie niewinności i czaru, doprawdy.

Czarownik nagle się zakrztusił i co gorsza otworzył szeroko mając wyraźnie trudność z połknięciem. Co gorsza, sytuacja wydawała się spełniać bardziej niż kuglarka oczekiwała. Nie dość, że mag się wyraźnie zadławił przyciągając uwagę, to jeszcze pobladł. A może zzieleniał?

Eshte początkowo przez kilka chwil podejrzewała, że on tylko się z nią droczy. Ale kiedy dalej się dusił, zamiast ironicznym uśmieszkiem skwitować jej zaskoczenie, to szczerze zaczęła się martwić. No, właśnie o swoje bezpieczeństwo, kiedy czarownik tutaj umrze na jej oczach.

-No przecież ja tylko żartowałam -burknęła niezadowolona, po czym wstała z ciężkim westchnieniem. Stanęła za Thaaneeekryyyystem i, mało delikatnie czy kobieco, uderzyła go otwartą dłonią w plecy. Oh, satysfakcja. Jednakże nie pomogło to od razu, na szczęście znajdujący się w pobliżu rycerz użyczył silnej ręki i udało się uratować życie czarownika.
Tancrist wypluł kawałek ciasta, który utknął mu w krtani i rzucił się do kielicha wina, by przepłukać usta.
Spojrzał gniewnie na kuglarkę i syknął gniewnie - Oszalałaś? Mogłaś mnie zabić! Po co wcisnęłaś mi tak dużo w gardło?!

-Ah, mój najdroższy!
-ucieszyła się jego elfia kochanica. Tak wielka była jej radość z tego, że Wielki Pan Mag nie padł tutaj trupem, że nadal za nim stojąc pochyliła się i ręce mu przez szyję zarzuciła. Dopełnieniem tego szczęśliwego obrazka byłby soczysty pocałunek złożony mu na policzku, taki pozostawiającym po sobie wyraźny ślad kobiecych warg. Ale Eshte nie zamierzała się aż tak poświęcać, a i jej radość nie była aż tak wielka. Miło jednak, że żył. Będzie przydatny.
-No już, już, nie złość się -wymruczała, chociaż bardziej z wyrzutem w tonie głosu, niż faktyczną próbą przeproszenia go -Nie wiedziałam, że jesteś aż tak delikatny, robaczku. Z czarownikiem to walczysz, ale mój żarcik Cię prawie zabija?

-Czarownik nie próbuje mi wepchnąć zdradliwie pół ciasta do gardła. Przypomnij mi, po co ci w ogóle pomagam, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć powodu.
- szepnął jej czule do ucha Tancrist , uśmiechem uspokajając usłużnego rycerza.

-Bo masz słabość do długich uszu. Albo po prostu słabość do każdych cycków na dwóch nogach -stwierdziła Eshte, jak gdyby to właściwie była oczywistość i nie było sensu doszukiwać się wyższych celów w zamiarach tego Ruchacza. Wykorzystać niewinną kobietę jak tylko się da, ku swojej własnej rozpustnej rozrywce, a potem porzucić dla kolejnej. Bo przecież, że nie był on romantycznym typem rycerza w lśniącej zbroi, co to ratuje damę z opresji, aby później żyć z nią długo i szczęśliwie.
-Albo pociąga Cię myśl o okazaniu się silniejszym od Pierworodnego. Albo tak naprawdę masz miękkie serce, wrażliwe na cudzą niedolę. Aaaaaalbo masz nadzieję na darmowy pokaz kuglarstwa w podzięce -ostatnim jej słowom towarzyszyło rzucone mu stanowcze spojrzenie, jasno i wyraźnie mówiące „nie, nawet na to nie licz, łajdaku”.

-Obejdzie się bez pokazów - wzruszył ramionami czarownik jakoś nadal wyraźnie zagniewany, choć kryjący to za obojętną miną. Następnie westchnął obejmując ramieniem ramię kuglarki i prowadząc ją w kąt sali, by wraz z nią “podziwiać” nocne niebo przez zdobione witrażem duże okno.
W rzeczywistości liczył na odrobinę prywatności na przyjęciu. Odrobinę, bo nadal było ich widać.- Nie pokładałbym też dużej wiary w moją słabość do cycków, czy elfich uszu. Ponoć i jedne i drugie można znaleźć na tym przyjęciu. I to… być może nawet ładniejsze od twoich, a z pewnością bardziej dostępne. Tak więc zostaje moje miękkie serce, bo gdybym chciał się okazać silniejszym od Pierworodnego, to zrobiłbym z ciebie przynętę na niego. Uważaj więc moja droga, miękkie serduszka mają swe granice cierpliwości.

-Oh, przecież nie oddałbyś mnie temu potworowi o pięknych oczach!
-zaśmiała się Eshte, traktując całą tę jego groźbę jako zwykły żart. Nawet chciała go szturchnąć łokciem w bok, ale.. ale coś w tonie jego głosu i sposobie w jaki na nią patrzył, skutecznie powstrzymało zarówno tę chęć, jak i śmiech w jej krtani. Za to pojawiła się w jej główce zupełnie niemądra myśl. Czy ona.. powinna być czarownikowi.. uh, wdzięczna za całą tę pomoc z Pierworodnym? Co za bzdury! To on sam tak chętnie rzucił jej się na ratunek, a potem nie chciał odstąpić choćby na krok!
No, ale rzeczywiście nie mogła go zabić swoimi psikusami. Dopiero później, jak już się pozbędzie tatuażu i klątwy.

-Dobrze, rozumiem. Będę.. postaram się być grzeczna -westchnęła i wywróciła oczami -No już, klepnij mnie w tyłek, uracz niewybrednym komplementem, czy co tam innego wy szlachcice robicie ze swoimi kochanicami na takich przyjęciach.

-Po prostu, na wszystkich bogów w jakich wierzysz i jakich się boisz, postaraj się nie robić mi kłopotu, dobrze?
- stwierdził już bardziej ugodowym tonem szlachcic.- Zwłaszcza nie urządzać takich scen jak ta z Henriettą, czy z wpychaniem mi ciasta w gardło. Wiem że to dla ciebie trudne i wbrew twej naturze, ale… staraj się nie przyciągać do siebie nadmiernej uwagi. A co do kochanic, to klepie się karczmarki w tawernie, a kochanice..

Dłonie czarownika wylądowały na pośladkach elfki. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie i pocałował w usta, mocno, drapieżnie, namiętnie. Zaborczo, jak gdyby Esthe rzeczywiście była tą wyjątkową i jedyną. Zrobiło się kuglarce dziwnie gorąco i słabo, jakby cały opór przed całowaniem z niej odpłynął, a serce waliło… ani chybi wybuchnie w jej piersi i tak właśnie biedna skona od pocałunku zemsty czarownika. Choć akurat w tej chwili jakoś nie potrafiła się tym przerazić, zbyt zaskoczona owym zetknięciem się ust i własną na niego reakcją.

-To się robi z kochanicami - Ruchacz wreszcie ją puścił, ale ona jego nie. Nadal palcami odruchowo wczepiała się w poły jego szaty. Musiała bowiem złapać równowagę po tym pocałunku. Magia, magia. Albo ten przeklęty pył wróżek.

-No.. ten.. ekhm.. przekonujące. Może jeszcze będzie z Ciebie aktor.. -burknęła w końcu, kiedy mogła już zapanować na swym oddechem i drżeniem swojego głosu. Niech sobie Thaaaneeekryyyst nie myśli, że to z powodu tego jego pocałunku! Po prostu wziął ją.. tak, niefortunna gra słów, ale wziął ją z zaskoczenia. Inaczej w porę zacisnęłaby wargi, broniąc się przed tym jego lubieżnym szturmem. Brrrr.

Puściła mięciutką i niewątpliwie drogą szatę czarownika, swój moment słabości próbując ukryć za gorliwym wygładzeniem dłońmi materiału. Bo fałdka mu się zrobiła, ot co.
Jednocześnie w głowie szybko próbowała znaleźć jakiś ratunek, jakąś ciętą ripostę, aby dzięki niej zepsuć tę, tfu, magiczną chwilę.
-Ale zrób to jeszcze raz, a Cię pogryzę -błysnęły jej wyszczerzone ząbki, niczym lśniące na nocnym niebie gwiazdki, które tak przekonująco razem oglądali przez okno. I na odchodne klepnęła go silnie w klatę. Tak po męsku, choć jeszcze z wyraźnym rozkojarzeniem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem